poniedziałek, 14 listopada 2011

Kikuty


W zasadzie Północne zbocza Góry Św. Marcina są od wiatrów stosunkowo bezpieczne. Te południowe zwane halnymi zdążą już wytracić impet i hulają gdzieś wysoko nad naszymi głowami. Te zachodnie to ledwie podmuchy irytujące dla rowerzystów ale na ogół niegroźne. Choć nieraz już bywało że jadąc z górki musiałem pedałować, bo grawitacja okazywała się siłą zbyt słabą aby pokonać wiatr.

Nieco mniej fajnie jest z wiatrami wschodnimi. Jak nabiorą impetu gdzie,s po zachodniej stronie Uralu, to dmuchają aż do Krakowa. Na szczęście mało kiedy łącza się w jakieś większe strukturym więc i ich niszczycielska moc nie zostaje zwielokrotniona.

Wiatry północne zaś, zwłaszcza te wiejące od Bałtyku, nie bardzo mają gdzie nabrać siły.

Czasami jednak bogowie wiatrów zawiązują koalicje, lub jeden z nich, wyraźnie czymś podrażniony daje nam wycisk.

Ostatni był dwa lata temu.
Blachami na moim domu tłukło w sposób perkusyjny i artystyczny zgoła,
Ale wiele drzew tego nie przetrwało.


Naniosłem sobie wtedy wiatrem łamanego opału całe stosy.
Tego roku też nosze, ale drobniejszy okiścią łamany.

4 komentarze:

  1. Kilka dni paliłam nawet suchymi liśćmi- ciepło jest od nich .

    OdpowiedzUsuń
  2. ale chyba dymi niemiłosiernie?

    OdpowiedzUsuń
  3. aż tak nie, ale i tak dzieci mówią: O mama znów się bawi w habemus Papam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja dwa lata temu paliłem witkami wierzby płaczącej, którą sąsiad przycinał... zadyma była na całe osiedle ;-)

    OdpowiedzUsuń