Zima nam odpuściła, wiosna szaleje, już po pierwszym koszeniu ogrodu, nowe nasadzenia, podlewanie itp.
Znaczy że czas w sam raz aby... wrócić do zimy.
Bo gdybym napisał o swoich przemyśleniach wcześniej to pewnie wywołałbym spore rozdrażnienie - sam już nieźle poirytowany byłem nawrotem zimy, grypą we święta i resztkami resztek opału.
Tyle że to bardzo subiektywne odczucia, wynikłe z niezgodności stanu faktycznego przyrody w stosunku do naszych przyzwyczajeń.
A cóż takiego w ogóle się stało? Otóż ocieplenie klimatu, wywołało zmiany ruchów mas powietrza nad północną częścią globu, skutkiem czego zamiast wiać do nas znad Atlantyku - (wilgotno ale stosunkowo ciepło) - to wiało albo z północy (zimno), albo ze wschodu (jeszcze zimniej), do tego czasami jednak zaciągało nieco wilgotnych chmur z południa lub zachodu i mieliśmy wściekłe śnieżyce. Czyli na pierwszy rzut oka... minus.
A na drugi?
Jeszcze za czasów mojego dzieciństwa szczyt chłodów przypadał na okres przełomu grudnia i stycznia. Krótkie dni, bardzo niskie temperatury.Będąc dzieckiem chroniony byłem przez dorosłych,ale dla nich były to ciężkie czasy, nie tylko dla nich zresztą, pamiętam każdego poranka idąc do przedszkola widziałem coraz to nowe padłe przez noc ptaki.
Tymczasem obecnie, poza niekomfortową psychicznie sytuacją gdy 6 grudnia Św. Mikołaj zamiast na saniach podjeżdża na skuterze, a w Boże Narodzenie kolędnicy brną nie przez zaspy, ale przez koleiny błota... jest zdecydowanie lepiej.
Szczyt chłodów przypada na czas gdy dni są już zdecydowanie dłuższe, co pozwala ludziom widzieć świat zdecydowanie bardziej optymistycznie, odpocząć w ciepłych promieniach słońca, jednocześnie oferując ptactwu więcej czasu na żerowanie.
Być możenie mam racji, być może ilość minusów obecnego stanu rzeczy przeważa nad plusami, ale zdecydowanie jestem przeciwny apodyktycznym stwierdzeniom "klimatologów" jakoby działy się rzeczy straszne, katastrofalne, okropne i ogólnie apokaliptyczne.
Ps - te ślady na zdjęciu to oczywiście trajektoria biegu Aury - głupi pies nie docenił uroku okręgu kreślonego wiatrem i przedarł tuż obok. Trudno mieć mu to w sumie za złe... cieszy się śniegiem, słońcem, życiem. Więc może wcale nie taki głupi? Może warto się od niej uczyć i też cieszyć się śniegiem, słońcem, życiem, nic się nie przejmując straszeniami "klimatologów"?
Najważniejsze, że w końcu ta wiosna przyszła :) Tegoroczna była męcząca bardzo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja jakoś nie lubię, jak w ciągu kilku tygodni z ogólnie ujemnych temperatur, robi się pod koniec kwietnia 28 st. Boję się, że latem znów 35-36 a może więcej będzie nas męczyć. Pamiętam z lat 80-tych, że to wtedy jednak była rzadkość. Myślę, że musimy przede wszystkim mentalnie przygotować się na zmiany temperatur. Polskie otwieranie okien w upalne dni, trochę bardziej na południe jest nie pomyślenia, np.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z miłego cienia :)
Ewo - jasne że tak
OdpowiedzUsuńMariusz - generalnie nikt tego nie lubi, jedyny sposób do dobra dieta i dużo wysiłku na świeżym powietrzu - sam uprawiam wielokilometrowe rajdy - zawsze działają. Pomaga też praca przy pozyskiwaniu wyciętych przez energetyków drzew - puszczam wówczas oko do żony zenie ma to jak rżniecie na świeżym powietrzu ;-).
Generalnie wiele zwyczajów i nawyków jest do przemodelowania - otwieranie okiem w upalne dni to jedna strona medalu, a uchylanie okien w dni mroźne to druga - równie szkodliwa.
A propos - luknij do bloga Grota (pokazał się u Ciebie)- właśnie pisze o huraganie z 1928 roku -dziś wszystkie takie wypadki przypisuje się zmianom klimatycznym.