wtorek, 16 marca 2010

Na pochybel racjonalistom...

Wzorując się na Cejrowskim, który odgrzebuje starocie w archiwach telewizyjnych, ja odgrzebuję starocie w bibliotece - Bogiem a prawdą - to trudno tam o nowości...ale to inna historia.



Rewelacyjną książkę przeczytałem.
Safari Mingi - Wędrówki po Afryce
Wacława Korabiewicza

Facet sam w sobie to ciekawy przypadek - jak dla mnie towarzysz idealny - choć spotkamy się dopiero...tam!
Ktoś kto gardzi wygodami, hotelami, kto woli piesze włóczęgi i poznawanie świata od podszewki, od "wczasów", "turystyki" i "zwiedzania".
Lekarz (nie lubię lekarzy, ale ten jest wyjątkowy) - etnolog, zbieracz eksponatów etnologicznych
zresztą - facet jest w Wikipedii to sami sprawdzicie.

Ale do sedna

W trakcie jednej z wypraw w głąb Afryki, w poszukiwaniu eksponatów muzealnych, zostaje skierowany do jednego z "szefów" (tacy wodzowie plemienni w czasach kolonialnych - bo to wszystko się działo ponad 60 lat temu...)- ten organizuje mu "występy" miejscowych szamanów
Poczytajcie sami.


"Tymczasem zjawił się przed moim namiotem inny typ czarodzieja; ten niósł pod pachą róg antylopy oprawny w drewniany trójnóg, na szyi zaś miał zawieszony ogromny kryształ kwarcu.
- To bufumu, wywoływacz deszczów — szepnął Majaberi — z takimi lepiej być w dobrej komitywie.

Przypomniała mi się pewna ciekawa historia, jaką przed kilku dniami opowiadał mi starosta w Dodomie. Działo się to w jego prowincji. Oto pewien znachor, zaklinacz deszczów, zarabiał swoją
praktyką wielkie sumy i krążyła o nim sława jako o bardzo bogatym człowieku, ale podatku pogłównego płacić nie chciał. Wobec tego starosta posłał do niego urzędnika z upomnieniem. Urzędnik został zwymyślany, po czym czarodziej zapowiedział, że jeśli jeszcze raz ośmieli się go niepokoić, spali mu żonę i dzieci piorunem. Biedny Murzyn drżał ze strachu, gdy mu starosta kazał iść do czarodzieja ponownie, ale musiał rozkaz spełnić. W parę dni po tej drugiej jego wizycie tłum Murzynów przyniósł przed gmach starostwa zwłoki kobiety i dwojga dzieci porażonych piorunem. Była to rodzina owego urzędnika. Co miał robić starosta? Znalazł się w głupim położeniu. Ukarać czarodzieja — znaczyło przyznać mu nadprzyrodzone właściwości. Nie karać — jeszcze gorzej. Więc ostatecznie postanowiono aresztować go i wytoczyć sprawę jedynie za niepłacenie podatków.
W dniu sądu pogoda była śliczna, jak zwykle w sezonie suchym. Czarodziej stawił się na sali w pełnym oficjalnym stroju, to znaczy obwieszony amuletami i w czapce z piór. Zachowywał się godnie i z powagą. Z wielkim spokojem wysłuchał wszystkich skarg. Nagle na pogodnym niebie zjawiła się czarna, gradowa chmura i grzmot przetoczył się nad sądem. Wśród obecnych na sali powstała panika. O tej porze deszcz — rzecz niebywała! Ze strachem oglądano się na drzwi. Starosta musiał jakoś opanować nerwową sytuację, więc zwracając się do znachora, rzekł złośliwie:
— Może ten deszcz, co idzie, to twojej roboty sztuczka? Jeśliś taki potężny, to zabij mnie piorunem.
Czarodziej spojrzał na starostę spode łba i rzekł głosem spokojnym:
— Bwana m'kubwy nie ruszę, ale ich — tu odwrócił się nagłym ruchem i wskazał na tłum świadków — ale ich... zabiję!
Rozległ się straszliwy grzmot i potopowy deszcz lunął na dach domu. W jednej sekundzie cała sala opustoszała i starosta przerwał rozprawę.
Powyższą historię, jako prawdziwą, starosta podał do miejscowego pisma antropologicznego."

5 komentarzy:

  1. Strach się bać!
    Dobrze,że tacy czarodzieje jedynie w literaturze są spotykani, bo inaczej by ten świat wyglądał, gdyby taki szaman posłał chmurę gradową na Biały Dom, lub Kreml.
    Jak na razie tą złowieszczą rolę spełniają Boeningi, wypełnione pasażerami...

    Korabiewicz - lekarz, wzbudził Twoje zainteresowanie i sympatię, ale nie zapominaj o Lemie, który też Cię intryguje.
    A tak w sekrecie , to Ci Maćku przyznam,że ja też cholernie nie lubię ...lekarzy:))))


    dok

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Makro
    Też słyszałem różne opowieści.
    A ileż takich opowieści czytałem.
    Pisarze.
    Po wpadce z Kapuścińskim nazywa się to dopuszczalnym literackim podkolorowaniem dla dobra narracji.
    Jestem niemal przekonany, że 50% historii opowiadanych przez Cejrowskiego (i innych wielkich podróżników) to zasłyszane gdzieś za barem w Acapulco opowieści a 50% niby jego przygód to przygody jego bezimiennych rozmówców (też pewnie w podkolorowane po paru tequilach).
    A u prawdziwych wędrowców - zdobywców - jak Nansen czy nasz Kamiński - rzeczywistość skrzeczy, jest nudna, ale prawdziwa.

    Przygody to miał Cortes - bez kolorowania, czy cudów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Maćku:),
    pomijając błąd ort. w buńczucznym tytule ("pohybel" pochodzi od ruskiego słowa "gibiel" ,fonetycznie- "hibiel", co oznacza zagładę), trudno oprzeć się wrażeniu,że dajesz wiarę różnym ciekawostkom tak wprost, na słowo.

    Pan Korabiewicz podobnie, jak pan Cejrowski są ciekawymi ludźmi, z tego właśnie powodu,że potrafią nadać pozór wiarygodności wszelkim fantazjom.Dla mnie tylko pozór.

    No przecież nie powiesz brachu,że szaman leje deszczem na zawołanie?!:))

    Na pewno posiada taki czarodziej w zanadrzu różne takie tam sztuczki , coby ciemny indiański ludek fascynować,ale bez przesady, szanowny inżynierze, to się kupy nie trzyma!
    Mój przyjaciel opowiadał mi o lewitacjach w wykonaniu tybetańskich mnichów, co zaobserwował bezpośrednio, ale nie przekonał mnie.


    dok

    OdpowiedzUsuń
  5. Doc - więc tak - pochybel to tak miało być specjalnie, ale chyba mi nie wyszło. etymologia to mój konik, więc tłumaczenie jest zbędne. nawet nie tyle "zagłada" co "zatrata" - "unicestwienie".

    Do lektury książki zachęcam i... Autor jest RACJONALISTĄ !!! O Kościele wypowiada się nader cierpko, w czary nie wierzy itd...

    Rado - fakt faktem - podróżnicy od niepamiętnych czasów opowiadają nam zawsze poematy dygresyjne - vide Pamiętnik znaleziony w Saragossie.

    A jutro dalsza część opowieści!

    OdpowiedzUsuń