Przyłapałem go podczas doglądu skalniaka.
Przyczaił się gdzieś z ubocza, w miejscu rzadko odwiedzanym,
ukrytym przed czujnym okiem właściciela i ryje.
Przyczaił się gdzieś z ubocza, w miejscu rzadko odwiedzanym,
ukrytym przed czujnym okiem właściciela i ryje.
Czyli idzie zima... A może dalej chowa się przed smakoszami?
OdpowiedzUsuńMniam :)
OdpowiedzUsuńKiedyś z ojcem, w szarym PRLu, nałapaliśmy winniczków, własnoręcznie przyrządziliśmy i zjedliśmy. Mama była przerażona.
Fajnego masz ojca Rado.
OdpowiedzUsuńMakroman, a takie ropuch, grubasy to gdzie zimują?
OdpowiedzUsuńZbyszek - podejrzewam że jeśli ktoś wcina ślimaki na moim ogrodzie to jest to aura, a faktycznie mam ich zdecydowanie mniej niż sąsiedzi.
OdpowiedzUsuńRado - białko to białko ;-) Winniczka konsumowałem kiedyś na rajdzie, ale to dopiero po kilku głębokich. natomiast pierwszy raz małże szamałem w Pireusie... w Poznaniu był taki lokalik (może jeszcze jest?) całkiem na trzeźwo, dopiero po konsumpcji popiłem ouzo - dobre było!
Tili - Zakopują się w ziemi, tylnymi nogami, fajnie to wygląda.
Świetny z Ciebie obserwator świata. Łatwo tego winniczka pomylić z kamieniem.
OdpowiedzUsuń