Rzeki, rzeczułki, potoczki i stróżki skuło lodem.
Podobnież stawki, jeziora i zalewy
po zeszłorocznej mokrej przygodzie na nic innego
poza stróżkami i potoczkami zapuszczać się nie mam ochoty
a i to czynię z dusza na ramieniu.
Choć warunki zgoła odmienne - wtedy było ju z wiosennie i od dawna trwała odwilż
teraz od trzech tygodni trzymają solidne mrozy.
Ale mimo wszystko - zbyt często lód się pode mną załamywał abym nie czuł strach.
Podobnież stawki, jeziora i zalewy
po zeszłorocznej mokrej przygodzie na nic innego
poza stróżkami i potoczkami zapuszczać się nie mam ochoty
a i to czynię z dusza na ramieniu.
Choć warunki zgoła odmienne - wtedy było ju z wiosennie i od dawna trwała odwilż
teraz od trzech tygodni trzymają solidne mrozy.
Ale mimo wszystko - zbyt często lód się pode mną załamywał abym nie czuł strach.
Z drugiej strony spacer zamarzniętymi korytami ma swój urok...
Stróżka Strósinka - w zasadzie coś na kształt rowu melioracyjnego.
Choć trzy lata temu pokazała groźne oblicze zalewając pobliskie domy.
Średnia głębokość około 20 cm.
I w myslach wykrakałem, na szczęście buty pozostały suche, po pod spodem wartko płynie woda.
I kres spaceru - to już kościół Św. Trójcy
jeszcze tylko przejdziemy za zakręt i tam wyjdziemy na brzeg, który nie będzie już odseparowany barierkami.
Choć trzy lata temu pokazała groźne oblicze zalewając pobliskie domy.
Średnia głębokość około 20 cm.
A to już prawdziwy potok - Wątok - tu gdzie stoję też nie ma więcej niż 20 cm...
Aczkolwiek to już drugi lód, pierwszy który skuł wodę swym naporem zmusił ja też do wypłynięcia bokami, wtedy zamarzła ponownie.
Ten drugi lód jest o wiele bardziej zdradliwy.
Pałkiewicz opisuje jak na Syberii załamał się pod saniami.
Choć oni mieli gorzej minus 30 to nie przelewki a do tego znacznie głębiej... ale przeżyli.
O właśnie ślady wypływającej z okolic brzegu wody
- akurat te jęzory to woda z topniejącego w słońcu lody,
ale też i co nieco to ta wypchana lodem.
Aczkolwiek to już drugi lód, pierwszy który skuł wodę swym naporem zmusił ja też do wypłynięcia bokami, wtedy zamarzła ponownie.
Ten drugi lód jest o wiele bardziej zdradliwy.
Pałkiewicz opisuje jak na Syberii załamał się pod saniami.
Choć oni mieli gorzej minus 30 to nie przelewki a do tego znacznie głębiej... ale przeżyli.
O właśnie ślady wypływającej z okolic brzegu wody
- akurat te jęzory to woda z topniejącego w słońcu lody,
ale też i co nieco to ta wypchana lodem.
I w myslach wykrakałem, na szczęście buty pozostały suche, po pod spodem wartko płynie woda.
I kres spaceru - to już kościół Św. Trójcy
jeszcze tylko przejdziemy za zakręt i tam wyjdziemy na brzeg, który nie będzie już odseparowany barierkami.
Raz tylko załamał się pode mną lód. Byłem wtedy gówniarzem, poszliśmy z chłopakami na pobliski staw "poślizgać się". Lód się załamał, wpadłem do wody tak powyżej pasa. Nie było dramatu, bo koledzy natychmiast mnie wyciągnęli, więcej strachu niż wszystkiego innego.
OdpowiedzUsuńBałem się wrócić do domu, bo oczywiście miałem od rodziców zakaz chodzenia na staw na ślizgawkę i spodziewałem się z ich strony Bóg wie czego, a strach dzieciaka ma wielkie oczy :) Wróciłem do domu dopiero gdy zamarzło na mnie ubranie, zacząłem się poruszać jak cyborg i przestałem się czuć pod lodowa skorupką.
Bury w domu nie było, tylko troska, a najciekawsze, nie złapałem nawet kataru :)
Baaardzo przyjemny spacer.
OdpowiedzUsuńNosi mnie przejście Wątokiem aż do Białej i dalej do Dunajca... ale teraz ferie już u nas trwają i mam dzieciaki na głowie.
OdpowiedzUsuńMoże w przyszłym roku.