Olbrzym (jak na nasze lokalne pozbawione starodrzewu warunki) zwalił się już kilka lat temu,
co widać na poniższej fotografii.
Nie wiem co go powaliło, pęknięcia są od strony południowej, być może nagła fala zimna, zlewająca się po północnym zboczu Góry Św. Marcina dopadła go gdy zaczynał ciągnąć już soki, co zaskutkowało rozerwaniem pnia? Być może też nagłe gwałtowne oświetlenie gorącymi promieniami słońca doprowadziło do pęknięć a szalejące kilka lat temu gwałtowne południowe wichury doparły do korony która wywyższyła się już ponad ścianę innych drzew i powaliły go. Tego nie wiem. Pewnie dendrolog by się wyznał po śladach, ale ja czytać znaków w drzewie nie umiem aż tak dobrze. W każdym razie dąb runął już dawno.
W szczelinie jego rozerwanego pnia wyrósł już spory dziki bez, a odsłonięty runięciem olbrzyma szmat nieba, spowodował że drzewka w tym miejscu są co najmniej dwa razy większe niż te które wciąż skrywają się w cieniu.
Powalony ale nie zabity! Żyje pomimo wszystko, jakaś cząstka jego korzeni nie została oderwana, wciąż ciągnie soki, wciąż zasila ten ułamek włókien który pozostał nienaruszony, wciąż zasila liście...
Znikomo tego mało, w stosunku do metrów sześciennych zieleni którą dawał gdy był w rozkwicie swojej potęgi, ale wciąż walczy.
Powalony ale nie pokonany.
To się nazywa siła przetrwania i siła woli. Dąb leży, ale wciąż żyje. Znalazłeś interesujący obiekt do umieszczenia w swoim poście.
OdpowiedzUsuńWłaśnie mi się przypomniał program o afrykańskiej dżungli, który ostatnio widziałam. Te "dziury" jakie powstają, gdy olbrzym pada na ziemię i ten zastrzyk światła wyzwala taki dziki pęd młodych roślin do słońca i wody. Zupełnie jak tu. I smutne i wesołe jednocześnie. Śmierć ale i nowe życie. Za 50 lat w tym miejscu będzie inny dąb :). Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńBardzo fajny temat. Liczy się pomysł i sposób patrzenia na świat. :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka. :)
To bardzo dobre hasło: "Żyć pomimo wszystko"...
OdpowiedzUsuńJest takich okazów sporo, a i on sam dostarcza życia innym.