Będąc zresztą zatwardziałym ewolucjonistą, takim co to każde ludzkie zachowanie analizuje i rozbebesza właśnie pod kątem jego zgodności z mechaniką ewolucji, nie ukrywam ani swojego dystansu ani ironii wobec ich dokonań. Dziwnym zbiegiem okoliczności zazwyczaj wyważają z naukową metodologią drzwi albo już dawno otwarte, albo takie których wcale wyważać nie potrzeba, bo obok jest piękne szerokie wejście.
Kiedyś siedziałem sobie w knajpce, przy rynku w Tarnowie i nie mogłem wyjść z podziwu nad faktem że co raz to inni ludzie wyrywają sobie ręce ze stawów siłując się z masywnymi drzwiami "wejścia głównego" skoro to od strony ogródka piwnego, w którym sączyłem bursztynowy napój, było szeroko otwarte a przy tym i tak bliżej...
Ciekawe czy są jakieś badania na temat irracjonalności psychologów?
Rzecz jasna ciut upraszczam, co innego psycholog a co innego psycholog społeczny, ten pierwszy bada w jakim stopniu jesteśmy poplątani a ten drugi w jakim stopniu nasze wewnętrzne poplątanie wpływa na plątaninę naszych relacji społecznych. Niby niewielka różnica ale... odrzucając gatunek jako podmiot ewolucji (kiedyś napiszę i na ten temat...oraz o tym co sądzę o Dawkinsie i jego wyznawcach), możemy mechanizmami doboru naturalnego tłumaczyć pojawianie się konkretnych zachowań u pojedynczych osobników ale nie u całych społeczności, stad, haremów czy grób rodzinnych. W/g mnie to srogi błąd. Ale trudno - nie ja tu rządzę. Dlatego też badania (a zwłaszcza statystyczno, kwestionariuszowa metodyka) psychologów społecznych nie są tak do końca pozbawione sensu.
No w każdym razie postanowili mnie... uhonorować. Nie sądzę bowiem aby odpowiadając na pytanie "co można w serwisie badania.net poprawić" słowami sprowadzającymi się do : mniej tekstów będących skrótem abstraktu, a więcej autorskich opracowań danego tematu - dokonał czegoś co można uznać za "szczególnie interesujące".
Tak czy siak...
dostałem list:
I teraz z radością czytam sobie podręcznik
"psychologia"
autorstwa Saundry K. Ciccarelli oraz J. Noland'a White'a
(jak mi Bóg miły, nie mam p;ewności że dobrze te nazwiska odmieniłem, mam tylko taką nadzieję)
I teraz sobie smacznie studiuję - jedno trzeba przyznać, forma i sposób referowania zagadnień w tym podręczniku są bardzo nowatorskie.\
i choć to podręcznik, to czyta się go bez większego wysiłku i sporo po takiej lekturze w głowie zostaje.
I tylko taka myśl się czasami we łbie kołacze - czy ta książka to nie jest swoisty "koń trojański" który ma z prawomyślnego ewolucjonisty uczynić konwertytę do kościoła wyznawców kwestionariusza?
Po dwóch latach kontaktów z psychologiem jestem bardzo sceptycznie nastawiony do tej profesji. Być może źle trafiłem, albo jestem odporny na tego rodzaju terapię. Z chęcią jednak zajrzę na podaną przez Ciebie stronę. Być może osiągnięcia psychologii społecznej, zmienią trochę moje nastawianie:)
OdpowiedzUsuńNasuwa mi się jedno pytanie: czy nieścisłość w słowie "grób" jest wynikiem bardzo prawdopodobnego statystycznie, błędu programu komputerowego, czy też celowo zamierzoną próbą nacechowania powyższego postu tematyką cmentarną?:)Wszędzie można się dopatrzeć czegoś...a według mnie psychologia to nauka, która często pokrętnymi drogami, próbuje wyjaśnić wszystko w jak najbardziej prosty i przyziemny sposób. I może czasami ma to nawet jakiś sens:)
OdpowiedzUsuńWojciech - akurat z terapeutami kontaktów nie mam, ale za to częste potwierdzanie u psychologów swoich wartości psychofizycznych - ale to z racji zawodu. Generalnie strona ciekawa jest, sporo niezłych tekstów, choć czasami ewidentnie naciągane wnioski, zwłaszcza gdy komuś chodzi np o wykazanie iż mężczyźni to "seksistowskie świnie" ;-).
OdpowiedzUsuńgŁOŚu - brawo za uwagę!
otóż to przykład nie tyle ukrytych w mrokach podświadomości pragnień, ale.... no właśnie to także problem psychologiczny, nadmierne zaufanie to techniki - Stale na szkoleniach nas na tu wyczulają i stale popełniamy ten sam błąd - brak alarmu, znaczy że wszystko jest OK. A tymczasem nie zawsze jest i choćby historia katastrof lotniczych pokazuje że nadmierne zaufanie do techniki czasami kończy się tragicznie.
Tu kwestia jest prosta - piszę na tablecie (każdy wie jaka to wygoda) albo przy komputerze ale na klawiaturze "sportowej" (takiej dla graczy, prezent dla mojego syna) która świeci, miga i zazwyczaj jednym kliknięciem wbija się pięć klawiszy. W efekcie mam cały tekst podkreślony na czerwono - no to potem poprawiam i podczas poprawiania, już nie zawsze kontroluje czy komputer poprawił dokładnie tak jak miało być.
A propos1 - wystarczy wziąć do ręki byle gazetę by dostrzec że podobne błędy to signum temporis naszych czasów. Bo dziennikarze i korekta także ufają że skoro program nie podkreśla, to znaczy ze jest dobrze.
A proipos2 - muszę kiedyś napisać o zadziwiającej umiejętności naszego mózgu - całkowicie poprzestawiane litery w słowie umieszczonym w kontekście całego zdania powodują iż... nadal to słowo jest czytelne i nawet nie zastanawiamy się że zostało błędnie napisane - po prostu rejestrujemy je takie jakie być powinno a nie takie jakie jest.
Mój drugi zawód po informatyce to psychologia wychowawcza, czuję się więc niejako wywołany do dyskusji. Przede wszystkim jednak chciałbym obalić kilka mitów związanych z zawodem psychologa. Dość często bowiem spotykam się z takim dziwnym podejściem, że skoro ktoś jest psychologiem to: 1/ Na pewno będzie w stanie np. oszukać "wykrywacz kłamstw", 2/ Badanemu pacjentowi wywróży, że po wyjściu z gabinetu złamie prawą nogę na wysokości łydki, a innemu powie jakie oceny w szkole miał jego ojciec, itd., itp., ... Otóż jest to nieprawda. Psychologia, jak i wiele innych pokrewnych nauk humanistycznych oferuje głównie wiedzę, a nie konkretne umiejętności możliwe do przekazania w czasie sesji, czy tym bardziej gotowe receptury. Trywializując, psycholog to też człowiek i zdarza mu się walnąć dziecko w ucho, wiedząc, że to jest totalna porażka zawodowa. Z powyższych względów psychologia ewoluuje i w chwili obecnej obejmuje 17 odrębnych dziedzin.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że najmniej poznane są zachowania grup społecznych (częściowo zajmuje się tym np. psych. tłumu), bo wynika to z trudności zachowania stałości określonego materiału badawczego, i konieczności posługiwania się nielubianą i nie budzącą zaufania statystyką.
Pozdrawiam
Brawo Andrzeju!
OdpowiedzUsuńAkurat moje podejście do psychologii jest identyczne z podejściem do filozofii. Fajne nauki ale jeszcze żadnego problemu nie rozwiązały. Jak sobie sam nie pomożesz, to żaden psycholog ci nie pomoże, jak sam stracisz poczucie sensu życia, to żaden filozof ci go nie przywróci.
(psychiatria i jej psychotropy, to inna bajka).
Ale wróćmy do meritum, nadal upieram się przy swoim ewolucjonizmie - a z niego wynika iż "trzepnięcie w ucho" działa wychowawczo lepiej niż tysiąc słów. Skąd to wiem? Bo jest to zabieg stosowany praktycznie przez wszystkie ssaki a przez naczelne to już szczególnie - od razu piszę, nie chodzi o katowanie dzieciaka, ale o zwykłe trzepnięcie, tak aby przekaz dotarł i silniej się utrwalił.
Zadaniem psychologii, filozofii, itp. nauk nie jest rozwiązywanie problemów, ale poradzenie jak z nimi walczyć. To tak jak trener, nie jest od rozwiązywania problemów zawodników tylko od pokazywania jak mają sobie z nimi radzić. Tu nie ma "zastrzyku na zdolności i umiejętności", a same dopalacze to nawet nie półśrodki.
OdpowiedzUsuń"Trzepnięcie w ucho" podałem jako przykład, ale równie dobrze może to być: nierzetelny wywiad, zła diagnoza, nieprawidłowe warunki testowania, itd., itp., ... No i niestety tym się różnimy od małp, że nie zawsze "trzepnięcie w ucho" pomaga, a skoro np. w 1/100 przypadków może zaszkodzić to lepiej nie stosować.
Utrata sensu życia nieraz może polegać na odwróceniu przeszłości, a to wymaga czasu i cierpliwości ... nie każdego na to stać.
Tak, czy siak - GRATULUJĘ WYRÓZNIENIA.
OdpowiedzUsuńCzytałam dyskusję i uśmiechałam się do siebie.Ot, jest jeszcze w tym poprawnym społeczeństwie, kto myśli podobnie. Serdeczności.
Andrzeju - może jak trener, ale bardziej jak pruski mentor, na zasadzie "ja wiem, a ty masz słuchać".
OdpowiedzUsuńNie zrozum mnie źle, szanuje zarówno filozofów jak i psychologów, czy to klinicznych, czy badaczy. Mi chodzi tylko o sposób patrzenia na świat - dla mnie "trzepnięcie w ucho" (np w przypadku, gdy dzieciak strzela focha na ulicy, co grozi mu bezpośrednim niebezpieczeństwem), jest metodą skuteczną bo zwiększa szanse na przeżycie i wydanie potomstwa, natomiast dla Ciebie jest to "klęska wychowawcza".
Tym, się ewolucjoniści różnią np. od behawiorystów.
Owszem w warunkach braku zagrożenia, sytuacja ulega zmianie lecz... powiedzmy sobie szczerze - stan braku zagrożenia nie jest stanem naturalnym, nie jest też zapewne stanem długotrwałym (bo wszystko wskazuje na to że te kilka dziesięcioleci spokoju i dobrobytu jakimi cieszyła się cywilizacja łacińska od czasu II W.Ś. właśnie mija).
Doroto - dzięki.
Chyba niepotrzebnie trzymamy się tego "ucha" (tu masz zresztą rację), ten przykład podałem tylko na dowód, że psycholog, a także inni, też popełnia błędy i nie jest jakimś nadczłowiekiem, któremu trzeba dowalić, żeby sobie nie myślał ... Wstaw zamiast ucha, błędy z testami, i te dalsze inne, to zauważysz, że nie ma ludzi nieomylnych. A o to tylko mi chodziło. Przecież nawet inżynierowi od budowy mostów zdarza się zamiast w gwóźdź trafić młotkiem w palec, to nie znaczy, że warto pisać o tym takie strony jak "badania.net". Strona, jak i inne tego typu b. ciekawa, ale tylko ciekawa.
OdpowiedzUsuńPsychologia i inne tego typu nauki oparte są na statystyce, jeżeli więc kolejnych kilka porad psychologa okaże się bezwartościowymi to też niekoniecznie dowodzi niekompetencji psychologa, a raczej potwierdza prawa statystyki, tutaj 2x2 to czasami więcej niż 3, a mniej niż 5. Bo przecież człowiek nadal jest największą tajemnicą i jego zachowanie nie podlega żadnym algorytmom.
Na pewno dobrze że temat "ucha" się pojawił, bo pozwolił mi przybliżyć różnice pomiędzy postrzeganiem świata i człowieka przez ewolucjonistów i przez tych co ewolucjonistami nie są.
OdpowiedzUsuńTak samo jak kwestia błędu statystycznego - psychologowie społeczni starają się go zminimalizować, dla ewolucjonisty jest oczywiste że mamy do czynienia z różnymi strategiami przystosowawczymi i dociekania typu 75,54 % (tak z sufitu) mężczyzn wpierw patrzy kobiecie na biodra, potem na piersi a potem w oczy nie mają większego sensu - bo zawsze chodzi o odróżnienie potencjalnego partnera do rozrodu od potencjalnego konkurenta albo osoby na która szkoda tracić czasu i energii.