niedziela, 14 sierpnia 2016

Braterska troska u ptaków?

Lata całe epatowano nas w filmach przyrodniczych opisami bezwzględności natury, tym że nie ma w niej miejsca na sentymenty, bo najważniejsze jest przetrwanie. Często było to ilustrowane nagraniami z gniazd ptasich, w których to starsze rodzeństwo, ogranicza pokarm młodszemu a nawet wyrzuca je z gniazda na pewną śmierć, po to by móc w większym stopniu partycypować w pokarmie znoszonym przez rodziców. oczywiście rodziło to nasz wewnętrzny opór , tłamszony jednak przekonaniem że tak musi być.

Otóż to wszystko... prawda, ale tylko w określonych sytuacjach! Konkurencja zaczyna się wyłacznie wtedy gdy możliwe do pozyskania zasoby są znacznie ograniczone (podejrzewam iż twórcy filmów celowo, je ograniczali, żeby mieć pewność dramatycznych ujęć, ale rzecz jest trudna do udowodnienia). Gdy ustają, lub nigdy nie wystąpiły przyczyny mogące wywołać konkurencję, zawsze mamy do czynienia z kooperacją. Ta się po prostu bardziej opłaca. i to zarówno z punktu widzenia danego osobnika,( kooperacja jest mniej energochłonna niż konkurencja), jak i całej jego linii genetycznej (bo jego rodzeństwo, zawiera bardzo podobny zestaw genów co on sam) - kłania się teoria "samolubnego genu" - która na moje oko jest równie doniosła jak teoria ewolucji i dostosowania Darwina. Tyle że Darwin ze swojej pracy nie urządził młotka do walenia w religie a Dawkins skonstruował swoją (jak mniemam) całkiem przypadkiem, przy okazji wyszukiwania czegoś czym można by rozmontować chrześcijańską naukę o miłosierdziu - co mu się zresztą kompletnie nie udało (choć idioci sądzą że owszem)  - bo miłosierdzie to coś zdecydowanie innego niz altruizm - który faktycznie zdaje sie wynikać z "samolubstwa genów". Ale dajmy już oszołomowi spokój - ważne że jego teoria naprawdę wiele tłumaczy. Zresztą uprzedzam - kilka wpisów bedzie waśnie na jej temat, w różnych sytuacjach - więc jak nie chcecie, to zrezygnujcie z obserwowania.

Szliśmy z Żoną i jej chrześnikiem na spacer, okolice góry św. Marcina w Tarnowie, teren wtórnie "dziczejący" - ostoja bażantów.

W pewnym momencie przez drogę przebiegł młody, nic dziwnego, nawet nie sięgnąłem po aparat, minęliśmy to miejsce i już byliśmy dalej gdy usłyszałem nawoływanie, krótkie nerwowe, gardłowe "gulnięcia". To mogło zwiastować coś ciekawego. Droga była bezpieczna, więc zostawiłem z przodu rodzinkę i zaczaiłem się z aparatem w ręku.
Odgłosy powtórzyły się, a po jednej i drugiej stronie dostrzegłem poruszenie w zaroślach.


 Trudno było dostrzec, szczegóły, ale z wielkości poruszenia wnosiłem że to może byc właśnie ów osobnik który przebiegł nam drogę, tylko co było po drugiej stronie drogi?


Tego nie wiedziałem, ale osobnik nr 1 był wyraźnie zaniepokojony, czegoś mu brakowało i to tak bardzo, że w znacznym stopniu ograniczył dbałość o własne bezpieczeństwo.  
Tego co było po drugiej stronie nie widziałem ale wkrótce rozległy sie identyczne "gulniecia" - nawoływały się! 


Co ciekawsze, zaniepokojenie tego pierwszego, wcale nie zmalało! 
On widocznie zdawał sobie sprawe z mojej obecności i bał się że jestem potencjalnym drapieżcą, a jednocześnie nie mogł znieść rozłąki z rodzeństwem. Widać  idąc na spacer, całkiem nieświadomie i niechcący przerwaliśmy kolumnę przemieszczających się ptaków. 
Udałem zatem że odchodzę, odwróciłem się, mając aparat gotowy do "strzału" i po kilku krokach usłyszałem szybką wymianę "gulnięć" po czym odgłos szurania stóp po żwirowej nawierzchni drogi - odwróciłem się i ...


"upolowałem" biegnącego młodzika ;-) .
Wkrótce rodzeństwo było już razem i wszystkie odgosy ucichły - choć gdybym był lisem, to miał bym podwójny obiad. 

Jak zatem, wytłumaczyć takie zachowanie? 
Teoretycznie w/g doktryny 'bezwzględnej" natury mieliśmy do czynienia z... aberracją, bo osobnik który już przebiegł drogę ryzykował, wskazując ścieżkę maruderowi. jednoczeńsie na pewno nie sposób tego uznać za przejaw działania "przy okazji" (osobnik wszczyna alarm, dla swojej rodziny, przy okazji ostrzegając też inne rodziny w kolonii, stadzie itp.). 
Co innego gdy weźmie się pod uwagę teorię "samolubnego genu" - jeden i drugi ptak mieli bardzo podobny zestaw genów - dbałość i troska wzajemna rodzeństwa o siebie - dają większe szanse że właśnie ów zestaw będzie promowany w następnych pokoleniach. 

11 komentarzy:

  1. Natura bywa bezwzględna i bywa kochająca. Tylko kto chciałby oglądać tkliwe obrazki? Ludzie chcą krwi i filmowcy doskonale o tym wiedzą! Wszystko to co opisałeś, to najprawdziwsza prawda:) W przypadku bażantów zastanawia mnie tylko, czy to na 100% były same młode? Pytam, gdyż zachowanie jednego z ptaków wskazywałoby na samicę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na trzech pierwszych zdjęciach masz osobnika który niepokoił się o tego który przebiega drogę na zdjęciu czwartym. Być może jest to samica, całą sylwetkę widziałem ułamek sekundy, potem już tylko głowę i twarz.

      Usuń
  2. Jak dobrze mieć taki bażanci teren po drodze. A natura widać ma też przyjazne zachowania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zbyszku - miałem jeszcze w okolicach kuropatwy, ale je wytruto sypiąc zatrute ziarno do walki z nornicami na lotnisku... nornice oczywiście mają się świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyroda jest wdzięcznym tematem. Ja mam jakiegoś pecha w fotografowaniu ptaków, choć parę ładnych okazów udało mi się złapać, między innymi grubodzioba.

    Co do ciekawych zachowań ostatnio podczas przejażdżki rowerowej przystanęliśmy z kolegą, on poszedł sobie na oględziny jakiejś ruiny, ja stanąłem koło pojazdów. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę że coś wokół mnie hałasuje. Patrzę, a naokoło mnie skacze jakaś jasna ptaszyna. Mam dziadowski sprzęt w te wakacje, ale zrobiłem jej jakieś zdjęcie, natomiast jak zacząłem go łapać w obiektyw, spostrzegłem, że skacze za nim krok w krok jakaś "mgiełka", była to naprawdę miniaturowa kopia pierwszego ptaka, który sam w sobie był wielkości mniej więcej wróbla. Doszedłem do wniosku, że cały czas chciał mnie odstraszyć z miejsca, gdzie przebywało młode.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zachowania w przyrodzie to temat rzeka i nie da się ich dokładnie sprecyzować tak samo jak zachowali ludzi-dlatego przyroda tak często nas zaskakuje:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Co prawda sytuacji nie widziałem, ale wydaje mi się, że to jednak była matka dzieciom:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry rok dla bażanta, aczkolwiek to ptactwo jest jak kury domowe i w tych kategoriach trzeba do nich podchodzić. Sam skosiłem gniazdo, okazało się z kurą - bardzo szkoda, ale ta nie uciekła, ale twardo siedziała na gnieździe, ponosząc śmierć. Inne lata nie pozwalają na wyprowadzenie młodych, a naliczyłem 11 jajek. Inaczej zachował się kszyk i są na łące - widziałem dwa jeszcze teraz.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rademenesie - owszem wdzięczny ale i bardzo wymagający, zwłaszcza gdy"poluje się" na konkretne gatunki. Trudno rozpoznać gatunek z tak lakonicznego opisu, szczerze mówiąc z żadnym mi się nie kojarzy, ale może Wojtek pomoże?

    Moniko - w rzeczy samej, tyle zachowań ile osobników.

    Wojtku - pewnie masz rację, całkiem możliwe że matka się z młodym "przetasowała" w zaroślach.

    Deu - bażanty ewoluowały jak jeszcze nie było kosiarek, a w każdym innym wypadku postępowanie samicy jest racjonalne, gdyż jest prawie niewidoczna a samiec odciąga agesora. Dlatego tak często apeluje się aby łąki mówić po okresie lęgowym.
    Ps. Ja bym spróbował te jaja inkubować albo podłożyć jakieś kwoce, a nuż by coś z tego wyszło?

    OdpowiedzUsuń
  9. Być może -
    chętnie przesunę termin, ale nie mam już programu (dopłata i opóźnienie koszenia ) 1 sierpnia, początkowo 15 i nawet 1 września - trawa nadaje się jedynie na nawóz. Koszę wtedy, kiedy wyrośnie i staram się zobaczyć gniazda.
    Gniazdo znalazłem podczas grabienia - jaja już martwe, jak i ich matka. Akurat kury nie kwoczyły. One też mają swoje terminy.

    OdpowiedzUsuń