Chętnie bym tam, się znalazł, ale się nie znajduję, pewnie dla tego że nie mogę znaleźć pieniędzy by tam się znajdować.
Znalazłem jednak coś innego - znaczy znaleźli to już dość dawno temu
miłośnicy "egzotycznych" ogrodów i zawlekli świństwo do Europy.
Znalazłem jednak coś innego - znaczy znaleźli to już dość dawno temu
miłośnicy "egzotycznych" ogrodów i zawlekli świństwo do Europy.
Teraz Rdestowiec sachaliński i rdestowiec japoński
krzyżują się tworząc odmiany (Polygonum bohemica).
Zarośla sięgają trzech metrów, są gęste zbite i zajmują coraz to większe połacie terenu, wypierając "rodzime" gatunki jak np nawłoć kanadyjską ;-) .
Występuje zwłaszcza na terenach ruderalnych, niekiedy tworzą zarośla na sporym obszarze.
Te na które natrafiłem obejmują kilkadziesiąt metrów kwadratowych i stale rosną, w przyszłym roku będzie to pewnie już kilkaset metrów a jak skupiska się połączą, bo póki co jest ich tam kilkanaście ale odosobnionych, będziemy mieli hektary rdestowca.
Póki co regularnie obserwuję zarastanie terenu, roślinność zielna, nawet dwuletnia nie ma szans. Nie wiem jak poradzą sobie drzewa i krzewy. Trzmielina za wygraną nie daje, ale ma nacisk tylko z jednej strony, drugą okresowo się przecina.
Myślę że w przyszłym roku będę już mógł napisać o wpływie rdestowca na drzewa, bo nieuchronnie wejdzie on w kolizje z brzozami i jesionami.
Używając maczety, postanowiłem przeciąć się na druga stronę zarośli.
Odcinając wpierw górne części pędu odrzucałem je na bok, co zapobiegało sypaniu się na głowę tego co żyje, i tego co nie żyje i tego co nigdy nie żyło. W Polsce nic mi nie groziło, ale gdybym szedł w tropikach, to diabli wiedzą ile kleszczy i innych krwiopijców bym miał za koszulą.
Potem wycinałem pozostałe odziemne części pędu. Gdy podeschną staja się twarde niczym sklejka i potrafią skaleczyć a nawet przebić miękkie obuwie, robiąc więc ścieżkę trzeba je staranie rozdeptywać.
Przecięcie się przez 50 metrów zarośli rdestowca trwało około 10 minut - 300 metrów na godzinę - tempo opisywane przez Pałkiewicza...
Ale rdestowiec ma też i inne oblicze - bardziej przyjazne - jest rośliną leczniczą
Masz prawdziwą maczetę :-)
OdpowiedzUsuńPiekielnie kłopotliwe są te gatunki inwazyjne, w moim rejonie prym wiedzie Barszcz Sosnowskiego, jest groźny nieprzyjazny i nic nie przemawia na jego korzyść w naszym klimacie.
Najprawdziwszą...Słowacką ;-)
OdpowiedzUsuńA barszcz to faktycznie kłopot, u siebie tępię drania wiosną gdy jeszcze nie wydziela drażniących olejków.
I ja go mam, znaczy barszcz, i ja go tępię, znaczy mąż, ale jak on pachnie!(nie wiem który intensywniej ;)
OdpowiedzUsuńWieś opodal - były PGR- to są widoki, przechadzki wśród gęstwiny olbrzymów, zwłaszcza na jesieni, bo bezpiecznie.
300 metrów na godzinę, to chyba masz dobry wynik :)
OdpowiedzUsuńGdyby chodziło o ścisłość to ten zarośnięty obszar mógł bym pokonać w minut kilka, ale...chciałem przekonać się jak to jest w prawdziwej dżungli - znaczy nie tyle w prawdziwej, ale na obszarze dżungli ruderalnej, zniszczonej wcześniej przez człowieka - zresztą to samo jest i u nas, rdestowiec, barszcz, pokrzywy, wrotycz i nawłoć są charakterystyczne właśnie dla terenów ruderalnych.
OdpowiedzUsuńGdybym szedł z Pałkiewiczem, to albo byśmy znaleźli inny szlak, albo by on nas tam trafił nim byśmy gdzieś doszli ;-)
To jest wspaniała roślina lecznicza. u nas pisał o niej dr Różański. Testuję od pół roku z bardzo ciekawymi efektami. Nie ma chyba lepszych alternatyw slterydów na egzemę - jak maść rsestowcowa. Niesamowite działanie. I - coś za coś ;)
OdpowiedzUsuńAnonimie - szkoda że anonimowy - dzięki za informację, do tej pory nie postrzegałem rdestowca od "jego lepszej strony.
OdpowiedzUsuń