Przyznaję że mam ze stwierdzeniem "kawka na kości" dość makabryczne skojarzenia.
Pierwsze z nich tyczy się faktu stosowania mumii jako medykamentu.
Już sam ten fakt podyktowany "argumentami rozumowymi" świadczy jak mało "rozum" jest rozumny i jak bardzo nie należy ufać wszelkim "rozumowym" argumentom - ale cóż w drugiej połowie XIX wieku i w początkach XX w. mumie były "lekarstwem"...
Ponieważ jednak smak miały co najmniej nieciekawy, zwłaszcza te zaprawiane materiałami bitumicznymi... przeto dodawano je niekiedy po łyżeczce do... kawy
(tak przynajmniej wyczytałem w kilku pamiętnikach z tamtego okresu)
Drugie wiąże się z moją pracą - swego czasu w mojej firmie zastosowaliśmy nowatorski proces technologiczny - jedyny taki w Europie (podejrzewam że i na świecie podobne wariactwo nigdy nie miało miejsca) chodziło konkretnie o spalanie w kotle węglowym.
Nie wdając się w szczegóły powiem tylko że były to lata walki ze sprzętem i ogromne koszty.
jedynym plusem (ale plusem ujemnym) była możliwość utylizacji w tym kotle wielu substancji które w inny sposób utylizowane być nie mogły, lub ich niszczenie było by o wiele kosztowniejsze.
Jedną z nich była mączka kostna.
Jej transportem i podawaniem do kotła zajmował się specjalnie wyselekcjonowany personel zewnętrzny - selekcja polegała zapewnie na doborze ludzi tyleż głupich (by nie zdawali sobie sprawy z możliwych konsekwencji) ile mało wrażliwych i odpornych na smród.
zarabiali niemało. Nam niestety nikt nie płacił, choć też się należało gdyż wystawieni byliśmy na działanie smrodu w stopnie wcale niewiele mniejszym niż oni.
Z tego czasu pochodzi właśnie złowieszcza groźba dosypywanie mączki kostnej do kawy lub innych posiłków... z tego co wiem groźba nigdy nie zrealizowana przez nikogo względem nikogo - i Bogu dzięki.
Na szczęście proceder okazał się na tyle dochodowy, iż wysoko postawieni "władcy" pożarli się o wpływy z niego i ... już mączki się od lat nie spala.
Choć nieco szkoda - jako paliwo była wysokokaloryczna, i nie dość że stanowiła darmowy dodatek do spalanego węgla, to jeszcze firma otrzymywała za jej palenie pieniądze.
w późniejszym czasie uszczelniono technologię, zmechanizowano podajniki i wszystko już odbywało się w sposób rozsądny i co najważniejsze ... bezwonny.
Trzecia kawka na kości to już dosłowność...
Pierwsze z nich tyczy się faktu stosowania mumii jako medykamentu.
Już sam ten fakt podyktowany "argumentami rozumowymi" świadczy jak mało "rozum" jest rozumny i jak bardzo nie należy ufać wszelkim "rozumowym" argumentom - ale cóż w drugiej połowie XIX wieku i w początkach XX w. mumie były "lekarstwem"...
Ponieważ jednak smak miały co najmniej nieciekawy, zwłaszcza te zaprawiane materiałami bitumicznymi... przeto dodawano je niekiedy po łyżeczce do... kawy
(tak przynajmniej wyczytałem w kilku pamiętnikach z tamtego okresu)
Drugie wiąże się z moją pracą - swego czasu w mojej firmie zastosowaliśmy nowatorski proces technologiczny - jedyny taki w Europie (podejrzewam że i na świecie podobne wariactwo nigdy nie miało miejsca) chodziło konkretnie o spalanie w kotle węglowym.
Nie wdając się w szczegóły powiem tylko że były to lata walki ze sprzętem i ogromne koszty.
jedynym plusem (ale plusem ujemnym) była możliwość utylizacji w tym kotle wielu substancji które w inny sposób utylizowane być nie mogły, lub ich niszczenie było by o wiele kosztowniejsze.
Jedną z nich była mączka kostna.
Jej transportem i podawaniem do kotła zajmował się specjalnie wyselekcjonowany personel zewnętrzny - selekcja polegała zapewnie na doborze ludzi tyleż głupich (by nie zdawali sobie sprawy z możliwych konsekwencji) ile mało wrażliwych i odpornych na smród.
zarabiali niemało. Nam niestety nikt nie płacił, choć też się należało gdyż wystawieni byliśmy na działanie smrodu w stopnie wcale niewiele mniejszym niż oni.
Z tego czasu pochodzi właśnie złowieszcza groźba dosypywanie mączki kostnej do kawy lub innych posiłków... z tego co wiem groźba nigdy nie zrealizowana przez nikogo względem nikogo - i Bogu dzięki.
Na szczęście proceder okazał się na tyle dochodowy, iż wysoko postawieni "władcy" pożarli się o wpływy z niego i ... już mączki się od lat nie spala.
Choć nieco szkoda - jako paliwo była wysokokaloryczna, i nie dość że stanowiła darmowy dodatek do spalanego węgla, to jeszcze firma otrzymywała za jej palenie pieniądze.
w późniejszym czasie uszczelniono technologię, zmechanizowano podajniki i wszystko już odbywało się w sposób rozsądny i co najważniejsze ... bezwonny.
Trzecia kawka na kości to już dosłowność...
Ps - gawron choć silniejszy jednak nie wygrał i kawka spokojnie oprawiał kość jeszcze przez długa chwilę.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚmierdząca sprawa :/
OdpowiedzUsuńObyście nie zaczęli przyjmować zleceń na ludzi. To teraz modne.
A kawki-krukowate, w przeciwieństwie do niektórych ludzi, łączą się w pary na całe życie. Urocze:)
OdpowiedzUsuńBardzo śmierdząca i dosłownie i w przenośni... ale kilku ludzi kupowało nowe bryki raz do roku... oczywiście z pensji bo jakże by inaczej? ...
OdpowiedzUsuńZbyszku - ale i pośród krukowatych zdarzają się zdrady małżeńskie.
Wszystkie trzy propozycje odczytania tytułu makabryczne ;))
OdpowiedzUsuńPS [przepraszam, bo bardzo nie na temat]
Dopiero dziś przeczytałam u Zbyszka, że pytałeś o ulicę Retoryka, potwierdzam, jak najbardziej! Zostawiłam tam odpowiedź i link, ale na wszelki wypadek piszę jeszcze tutaj.
Dzięki Ado
OdpowiedzUsuńPost dość makabryczny, więc może coś śmiesznego dorzucę. Widziałam kiedyś wronę, która dorwała piłkę tenisową i próbowała ją rozbić jak orzecha podlatując i upuszczając na asfalt. Wyglądało to zabawnie, bo jak się domyślacie, piłka odbijała się od asfaltu i wyglądało jakby w tę piłkę grała ;-) Z kością się tak nie da...
OdpowiedzUsuńNo fakt - mając przy sobie kamerkę, można by zrobić hicior na YouTube
OdpowiedzUsuń