Mam nadzieję że zostanie mi wybaczona ta trawestacja przemądrego wiersza księdza Twardowskiego.
Chyba faktycznie coś jest na rzeczy z tym ociepleniem i zmianami w przyrodzie. Pamiętam za swoich szkolnych czasów na "głowacze" (lokalna nazwa kijanek) jeździliśmy rowerami w wakacje!
Tymczasem
Tymczasem w połowie czerwca wybrałem się z Miłoszem pokazać mu kijanki (tydzień wcześniej byliśmy w Zoo i chciałem mu pewne rzeczy dopowiedzieć). Byłem pewien że akurat powinienem trafić na kijanki, być może z racji ciepłego roku część już miała by tylne kończyny, a część ich zawiązki - w sam raz na lekcje dla Młodego. Ale gdzie tam, pomimo iż polowałem po północnej (zacienionej) stronie obwodnicy Tarnowa, w zbiorniczku wodnym zasilanym czyściutkimi ale zimnymi wodami spływającymi z "Marcinki", nie było już ani jednej kijanki!!!
Jedynie w oddali, na kępce glonów przycupnął maruder, jeden jedyny - tyle że Miłosz zobaczył resztki żabiego ogona...
Faktycznie przyroda świruje!
ciekawa fotka-muszę jutro się porozglądać za takimi "dziwakami"pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRobiona na maksymalnym zoomie i w cieniu dlatego taka ciemna, próbowałem w komputerze rozjaśniać ale efekty gorsze od oryginału. Właśnie,ciekawe jak gdzie indziej sobie kijanki dojrzewają
OdpowiedzUsuńW ogóle z żabami w tym roku kiepściuchno. Nasze miejsca na moczarowe przypominają wczesną Saharę i tak z resztą wyglądały wiosną, więc ze zdjęć nici, a szkoda bo to wielce fotogeniczne stworzenia (przynajmniej chłopaki). Fajnie, że edukujesz syna, bo czym skorupka (z całym szacunkiem dla Miłosza), tym itd.:)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj pewne sprawy wydają się nam takie proste, a tu mały "psikus" losu i wszystko się niepodziewanie komplikuje. Niestety już po lęgach, gody ważek też mamy już za sobą, do bukowiska/rykowiska trzeba czekać aż do sierpnia, bobry, to dopiero w zimie, a borsuki też już mają to za sobą....także serdecznie współczuję:)!
OdpowiedzUsuńZazwyczaj pewne sprawy wydają się nam takie proste, a tu mały "psikus" losu i wszystko się niepodziewanie komplikuje. Niestety już po lęgach, gody ważek też mamy już za sobą, do bukowiska/rykowiska trzeba czekać aż do sierpnia, bobry, to dopiero w zimie, a borsuki też już mają to za sobą....także serdecznie współczuję:)!
OdpowiedzUsuńCóż za dramatyzm..
OdpowiedzUsuńPodobno przemijanie zawsze jest smutne - a tutaj jak widać, wcale nie jest to takie żałobne ;)
Pozdrowienia
Wojciechu, u nas wszystko na iłach leży,więc tereny nieprzepuszczalne, to się woda długo utrzymuje - choć jedno siedlisko żab w mojej okolicy zniszczono całkiem nieświadomie budując "park biegowy" i drenując wody podskórne.
OdpowiedzUsuńMiłoszowi chciałem pokazać cały proces przeobrażania się kijanki w żabę - no ale ostał nam się ino ogoniasty żab. Szkoda,może w przyszłym roku - zrobiłem objazd po wszystkich znanych mi siedliskach żabich w okolicy i wszędzie to samo - wyewoluowały i sobie poszły...
gŁOśu - ważki to jeszcze się trafią,bo niektóre mają gody wczesną jesienią, ale co innego to faktycznie kicha - pozostaje czekać do następnego roku.
Julianie - czy ja wiem - jakoś przemijanie bólu zęba nie odbieram jako smutne wydarzenie ;-)
Nigdy nie widziałam żaby z ogonem. Nie miał mi kto pokazać...
OdpowiedzUsuńEwo - żartujesz?
OdpowiedzUsuńzapomniałam już jak nad stawy na kijanki się biegało ze słoikiem, żeby potem ulokować je we 'własnym jeziorku' (miska na wodę psa, wkopana w ziemie)....
OdpowiedzUsuńFajnie złapałeś przepoczwarzenie.
Tym przemijaniem, uprzytomniłeś mi, że równie dawno świetlików nie widziałam...
Brzydale, te małe jeszcze, jeszcze. Ale jedyna pociecha, że będą piękniejsze :)
OdpowiedzUsuńZapiski - ja wówczas ogrodem nie dysponowałem, ale w akwariach przepoczwarzyło się u mnie wiele kijanek.
OdpowiedzUsuńZbyszku - no jakieś takie "w pół drogi";-)