Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

piątek, 29 września 2017

Zamknięcie tego bloga

Ten blog od tej pory jest już czysto archiwalny. Wszelkie nowości ukazywały się będą na:
http://beskidniknatropie.blogspot.com/
przepraszam za zaistniały kłopot i pozdrawiam
Maciej.

ps. dla ułatwienia znalezienia czegoś zamieszczam obok archiwum tagów. 

środa, 27 września 2017

Czy biolodzy wierzą w ewolucję?

Chcecie się dowiedzieć?
To zapraszam na mój nowy blog: http://beskidniknatropie.blogspot.com/
od tej pory wszystkie nowości będą się ukazywały tylko tam.
Przepraszam za zaistniały kłopot.
Pozdrawiam Maciej.

wtorek, 12 września 2017

Wierzysz w teorie spiskowe? Nie martw się! To Ty jesteś mądrzejszy!

No tak, prawda, przecież wyznawcy "teorii spiskowych" są powszechnie obśmiewani, szydera trwa nawet wtedy gdy okazuje się iż "coś było na rzeczy". W necie nie brak durniów którzy publikują na swoich blogach, czy kanałach YT materiały na temat "teorii spiskowych" li tylko po to by same teorie wyśmiać a tych którzy uważają iż: "coś jest niejasne, w tej sprawie", traktują jak przysłowiowego Emmanuela Goldsteina z "roku 1984".  Przykładem niech będzie choćby ten blog  (jego autor zresztą, ma fajny zwyczaj kreowania rzeczywistości poprzez dobór komentarzy, tak aby przeciwnicy jego poglądów wychodzili na zacietrzewionych pieniaczy pozbawionych elementarnej wiedzy) - do tego wydaje mi się że autor tego paszkwilu, część teorii zwyczajnie zmyślił bo nigdy się z nimi nie spotkałem, a żyję już stosunkowo długo i obracam się w kręgach ludzi których poziom zaufania do otaczającej nas rzeczywistości jest zdecydowanie niższy niż przeciętna.  

Kolejną metodą ośmieszania "teorii spiskowych" jest łączenie w jedno wszystkiego co się da - czyli jeśli nie wierzysz np. w Millerową gadaninę na temat katastrofy smoleńskiej, to na pewno wierzysz też w Reptilian, chemitraile i rozpylanie aluminium. Jeśli domagasz się prawa do decyzji czy chcesz szczepić dziecko czy nie, bo nie ufasz producentom szczepionek  (mi też się ta rtęć nie podoba) to na pewno wierzysz także w translokację, i rozmowy z duchami...
Tak w nieskończoność.

Dla uczciwości wzmiankuję że druga strona bynajmniej od takich metod nie stroni i jeśli ktoś np. nie ma nic przeciw GMO (albo ma w ograniczonym zakresie) to na pewno też jest zwolennikiem przymusowych szczepień oraz masonem i Reptilianinem

(ze strony http://thedamianshow.cba.pl/2016/04/07/reptilianie/)

No dobrze ale do sedna!

Otóż jak się okazuje ta śmieszna banda pomyleńców, ci wyznawcy teorii spiskowych, oszołomy itd. itp. są...

No właśnie w/g badań przeprowadzonych w ciągu kilku ostatnich lat ludzi takich określono w następujący sposób: "osoby odczuwające silną potrzebę posiadania pewnej* wiedzy" i jednocześnie dowiedziono iż spokojnie porzuca one swoje uważania jeśli otrzymają w zamian "...wyjaśnienia, które były pewne i absolutnie wykluczały jakiekolwiek niejasności".

Z ewolucyjnego punktu widzenia na pewno postawa nieufności jest korzystniejsza od owczego zachwytu - w razie czego wyjdzie się na wariata, ale... ujdzie z życiem! Owce takiej alternatywy nie mają... nie dość że całe życie są strzyżone, to jeszcze potem i tak trafiają do rzeźni...

A jak dla mnie lepiej być wyszydzanym mędrcem, niż gładko wygoloną owcą wiezioną do ubojni.


* na wypadek gdyby tu trafił "ufny" - "pewnej" w rozumieniu pewnika, konkretu, a nie jakiejkolwiek wiedzy.


Uwaga
Tak jak i "komu w drogę, temu trampki" tak samo i na tym blogu przestaną się ukazywać nowe materiały - ma to związek z odejściem Makromana (kojarzył się wielu z siecią handlową).
Teraz będę publikował jako Beskidnik 
Zapraszam
https://beskidniknatropie.blogspot.com/

Pozdrawiam Was serdecznie Maciej 


wtorek, 29 sierpnia 2017

Post mortem...

Pisałem niedawno na swoim blogu wędrówkowo krajoznawczym kilka postów które ukazały się już po moim wyjeździe, chodziło o to by nie walić w jednym tygodniu kilku materiałów, bo to nuży i zniechęca. taka mnie naszła wówczas myśl, że jeśli jadąc do Augustowa spotkam się po drodze z TIRem, lub drzewem, to ktoś będzie czytał moje słowa w kilka dni po mojej śmierci...
Wiecie, dla pisarza nie ma fajniejszej świadomości niż ta że oto Non omnis moriar i będzie czytany jeszcze setki lat po śmierci (przypadki wielu modnych, okrzykniętych geniuszami pokolenia pisarzy, ba nawet kilku noblistów,, którzy zostali zapomniani już za życia, dowodzą że ta świadomość bywa złudna), natomiast dla blogera, który z założenia pisze tu i teraz, który przyjmuje iż bajt z kulawym bitem do niego nie zajrzy już w tydzień po publikacji, bo u wszystkich subskrybentów i obserwatorów zostanie on zawalony setkami powiadomień o innych publikacjach, taka świadomość jest nieco stresująca. Nie boje się śmierci, ale co by sobie pomyślało kilka osób na których opinii bardzo mi zależy, gdyby na ich komentarze nie pojawiła się żadna odpowiedź?

Oni piszą, ja milczę, za chwile znów pojawia się post - ja już na tamtym świecie, więc nie odpowiadam... co o tym myśleć? jak do tego podejść?

Do tego jeszcze już w trakcie tych rozmyślań - jeszcze przed wyjazdem - pojawiła się informacja o nowym poście na blogu ... prof. Vetulaniego!!!!
Człowiek zmarł kilka miesięcy temu a tu nowy post?! Czy to nie nemezis, znaki daje, może sam Asasello lub Asmodeusz szyderę uprawiają ciesząc anielskie (wszak demony to także anioły, tyle że po ciemnej stronie mocy) oblicza widokiem mojej konfuzji?
Akurat na końcu wpisu możemy przeczytać:
"Wpis ukończony przez Jerzego Vetulaniego w październiku 2016, opublikowany pośmiertnie przez redaktora bloga Franciszka Vetulaniego w sierpniu 2017." 

Szacun!

A propos - TAKI człowiek zginął przez jakiegoś motozjeba któremu zabrakło wyobraźni (możesz mnie szmaciarzu do sądu podać za znieważenie, jeszcze ci ryja na korytarzu obiję).


A żeby nie było dość. Akurat przed wyjazdem czytałem sobie "Wyspę na prerii" Cejrowskiego - tak wiem! Stara pozycja, ale jakoś wcześniej nie było czasu... A tam...
No właśnie - ojciec zostawia dla syna kilka niespodzianek, a fakt że syn znajduje je wiele lat po śmierci ojca, zresztą zgodnie z przewidywaniami i zamierzeniami tego pierwszego, bardzo upodabnia zdarzenia do leitmotivu  moich przedwyjazdowych rozmyślań. 

Fatum, ostrzeżenie, znaki, szyderstwo mojego anioła stróża? 

Ps. ten post jest pisany za życia. Wróciliśmy, żyjemy, nic nam nie jest (przynajmniej na oko).
Ale kto wie czy następnych postów nie opublikuje już automat?... 

środa, 2 sierpnia 2017

Noc, burza i grabarz!

Straszno Wam już od samego tytułu?
No to wyimaginujcie sobie - jest tuż przed jedenastą po południu (niewiedzieć czemu, wolę taki format, niż 23...). Ciemno, letnią porą na horyzoncie snują się resztki słonecznego światła, resztę skrywa gruby tuman komórki burzowej. Co i raz zrywa się silny szkwał, który rzuca gdzie popadnie czym popadnie - głównie niedopilnowanymi resztkami czegoś. Owe resztki z łomotem walą o blachy, okna, o cokolwiek co może wydać łomoczący dźwięk, zapewne nie zadają sobie trudu walić w coś co dźwięku nie wydaje bo i po co? Granatowa czarne niebo co i raz rozświetla flesz błyskawicy, w chwilę potem rozlega się głośny grzmot, który przetacza się pomiędzy krajobrazem a zabudowaniami, potęgując swoje dudnienie, aż do uzyskania częstotliwości ultradźwiękowej której już wprawdzie nie słychać, ale która boleśnie drażni nasze zmysły. Światło co chwila ciemnieje, widać oberwała stacja trafo, albo doszło do przepięcia gdzieś w obwodach. Wiatr już nie wieje, on wyje, w załomach konstrukcji, z siłą zapaśnika usiłując odepchnąć człowieka od zbawczego wnętrza betonowego budynku. I gdy już stoję w drzwiach, gdy już prawie udało się wejść...
w piersi wali mnie On! 
 GRABARZ!!!! 


 Grabarz żółtoczarny (Necrophorus vespilloides)

 Z rodziny... uwaga - osoby o słabych nerwach proszone są o zażycie ralanium!
więc on pochodzi z rodziny
Omarlicowatych !! 

Wyobraźcie sobie że kilkusetosobnikowe stado grabarzy było by w stanie urządzić pochówek dorosłemu mężczyźnie w coś koło tygodnia!
Aczkolwiek najczęściej zajmują się pogrzebami myszy i innych drobnych futrzaków.  

A jak ktoś chce poczytać bardziej merytorycznie i na serio to polecam blog 

ps. jak komuś wadzą moje "zdjęcia", to niech napisze - otworze kanał patroniote i zacznę zbierać na coś czym można robić dobre fotografie, makrofotografie i astro meteo fotografie... bo tym co mam...
efekty widzicie powyżej. 

niedziela, 9 lipca 2017

Myślałem że gliniarz a to curvatum

Tak! Zdaje sobie sprawę że dla wielu słowa "gliniarz" i "curvatum" są bliskoznaczne i często wymieniają je zamiennie. Niemniej jednak jest to nieścisłość, w związku z którą i gliniarze mogą poczuć się nieswojo i curvatum  obrażone.

Otóż pewnego razu posłyszałem dobijanie się do okna, natarczywe, nerwowe, momentami złowrogie. Oczywiście poszedłem zobaczyć co za diabeł, zabierając ze sobą rzecz jasna aparat, co by udokumentować zajście całe. Nie żebym wierzył iż to cokolwiek da, ale zawsze dobrze jest mieć choć zdjęcia a nie tylko goła d.. znaczy mowę.

Zatem patrzę co się dzieje a tam... normalnie gliniarz, wali w okno jak głupi (w zasadzie są tacy co zbitkę "gliniarz" i "głupi" także uznają za oksymoron) i do tego brzęczy jak suka na sygnale.

Musiałem interweniować szybko, nim Żona zobaczy i każe go utłuc (nie żebym miał coś przeciw biciu gliniarzy, bo choć są w "czerwonej księdze' to przecież ochrona im nie przysługuje), ale robić tego w domu nie lubię, w końcu gość w dom, Bóg w dom. A z Żoną żartów nie ma... kto ma (Żonę a nie żarty) ten wie.

Zatem odpalam hybrydę i nuże focić, a ten jak by mu premię za wyniki dali, i w te i wewte, i w górę i w dół, i ryczy, bzyczy oraz się odgraża. Normalnie wściekł się jak sam bies na oblanie święconą wodą.

Do tego mój Fuji to... powiedzmy sobie trzeciorzędny sprzęt, wyglądający jednak poważnie (coś a'la 90% aut typu SUV - maleńkie i kiepskie osiągi maskowane rozbudowaną wzdłuż, wszerz i  wzwyż blacharką...) zatem zdjęcia marnie wyszły. Ale w końcu rzekłem sam do siebie - "kończ waść, wstydu oszczędź" i ... uchyliłem okno.


Coś jednak stale mnie nurtowało, porównywałem swoje zdjęcia z atlasem, z netem i stale miałem wątpliwości. lecz od czego jest wypróbowana i niezawodna niczym m'me Gilotyna Aneta z Entomoforum?

I się okazało że gliniarz to nie gliniarz tylko S. curvatum!!!


Sceliphron curatum
nie znam polskiej nazwy. 
 Choć w zasadzie można  by o nim mówić - także gliniarz... 
w końcu sceliphron!
Skoro gliniarz naścienny to Sceliphron destillatorium
(nota bene, też wiele razy za czasów PRL słyszałem o gliniarzach destylatorach) 
to  Sceliphron destillatorium - może być zwany gliniarzem pokrzywionym.
 
 Ale czy to nie za wiele jak na jednego?
Nie dość że gliniarz to jeszcze pokrzywiony? 
a ktoś może nawet przetłumaczyć to jako złamany! 



Swoją drogą ostatnio słyszałem coś o gliniarzach złamanych (i nie tylko), idąc obok stojących w korku samochodów, po tym jak policjanci urządzili sobie łapankę ... o przepraszam "rutynową kontrolę trzeźwości" a samochody stały w blisko dwukilometrowym korku. Pewnie miałem farta przechodzić obok auta z z entomologami. 

 

Tak czy siak uważam iż mimo że inwazyjny - nie zasługuje na takie nagromadzenie obelg i niech trwa już przy łacińskiej nie niosącej skojarzeń nazwie s. curvatum ...
choć w sumie to też można to skojarzyć z takim czy owakim synem ....

 
O jego przydomku, zwyczajach i budowanych przezeń amforach, napiszę przy okazji kolejnego spotkania. 

czwartek, 29 czerwca 2017

Podlot

W zasadzie mężczyźni w moim wieku, rozglądają się już za podlotkami, ale ja zawsze byłem dziwolągiem i szereg aktywności wykazywanych przez moich rówieśników u mnie nie występuje, albo występuje w ograniczonym zakresie.   Do nich należy tzw "smuga cienia" i związana z tym chęć poprawienia sobie ego towarzystwem podlotków. Być może to kwestia mojego aurelianizmu (kto czytał Marka Aureliusza, ten wie, co on sądził o kobietach i związanych z tym "przyjemnościach", a i Kornel Makuszyński w bawełnę nie owijał, takoż więc i mi nie wypada nauk mistrzów nie słuchać).

Co innego podloty.
O podloty to kwestia barwna, ciekawa, miła oku, uchu (czasami) i ogólnie wielce kształtująca charakter, wolę i samozaparcie. 

Podlot, to pisklę teropodów, a ściślej maniraptorów które wszak zapomniały wyginąć 66 milionów lat temu. Niedopatrzenie to młode teropody starają się zrekompensować np. przebywaniem na jezdni, zaglądaniem kotu w oczy,  skokom na bungee bez bungee, przebywaniem na taśmie produkcyjnej zakładu parówczarskiego itd.

Niestety wysiłki te nie przynoszą zakładanych rezultatów i wytwórnia Walta Disneya wciąż nie chce kręcić o nich filmów, choć nakręciła tysiące kilometrów szmiry o ich wymarłych kuzynach...

Pozostaje Yutuba i produkcje 3D (debile dla debili) typu jackass.

na takiego niedoszłego wymarlaka natknęliśmy się podczas rodzinnego spaceru na Wieżę widokowa w Bruśniku  i Wychodnię skalną Diablim Boiskiem zwaną. 

Jak ktoś oglądał tam to w zasadzie może sobie podarować czytanie tego postu dalej - bo zdjęcia się powtarzają. 
A jak ktoś nie czytał?... no to zapraszam 

 Siedziało taki szare, plamiste cóś i czekało na litościwą oponę.

 Ale trafiło na nas! 

 Miłosz twierdzi że otwiera dziób bo chce jeść. Ja sadzę ze próbuje nas w ten sposób przestraszyć... 
Zatem opanowuję panikę, i nieledwie sikając po nogach z przerażenia, odkładam niepełnowymiarowego maniraptora z gatunku drozd kwiczoł...
 
Na gałąź...

A jego oczy pałają chęcią wydłubania mi moich... tak wiem znów wymieranie sie nie udało i znów teropody nie dostaną Oscara za efekty specjalne...
trudno kawał drania ze mnie.