Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Polowanie czy eksterminacja?

Myśliwi pełne gęby mają frazesów o "opiece" nad zwierzętami - no bo przecież"
- dokarmiają,
(akurat w okolicach terenów rolnych, tak aby przyzwyczajona do miejsca zwierzyna "wchodziła w szkodę", dając im tym samym asumpt do jej zabijania)
- odstrzeliwują osobniki chore
(jakim cudem dokonują obdukcji weterynaryjnej na odległość pozostaje dla mnie tajemnicą - ale ja myśliwym nie jestem, więc chylę łeb w pokorze, bom głupi i głupie pytania zadaję)
- prowadzą naturalna selekcję 
(hmmm w pismach Darwina nie spotkałem tezy by dwururka czy sztucer miały cokolwiek wspólnego z naturą... no ale Darwin niekoniecznie musi mieć rację. Pozostaje jeszcze kwestia czy zabicie dorodnego byka z potężnym porożem to selekcja naturalna czy też naturze przeciwna?)
- są ostoją kultury
(no fakt, jeśli pierdzenie w róg jest zjawiskiem kulturowym tej rangi co występ orkiestry kameralnej, to oni są ostoją)
- wypłacają odszkodowania za szkody spowodowane przez zwierzęta. 
(bo takie mamy bolszewickie prawo! - odszkodowania dla rolników, powinny być wypłacane ze środków przeznaczanych na ochronę przyrody w ramach UE, a kierowcy? - no cóż znak był? Masz gnoju jechać uważnie? A jak by to był człowiek? - nie dość że ZERO dla szmaciarza odszkodowania, to jeszcze mandat za prowadzenie pojazdu w stanie zidiocenia!!!)

A teraz wracamy do tytułu.
tak wyglądają tereny myśliwskie!


Zwierzaki zanęca się wykładaniem karmy, tuż przed strzelnicą na ambonie. w tym konkretnym przypadku mamy marchewkę i makaroniki, trochę chyba ziarna - ale nie chciało mi się kopać.


Dzielny myśliwy czeka na zdobycz. wystarczy wystawic rury i pociągnąc za spust - z tej odległości nawet niewidomy paralityk trafi!


Łowca ma też swoje atawistyczne potrzeby - piwko, wódeczka, krakersiki...
Łowca nie sprząta po sobie - własnym gnojem znacząc swoje terytorium łowieckie. 

 A to już inna ambona,ta jest platformą uwieszoną na drzewie - ale w okolicy leży już przygotowana do mocowania na betonowych kotwach nowa solidna, zamykana, zadaszona i komfortowa kabina egzekucyjna.

A tym razem zanęcamy ziemniaczkami.

Chwała Wam Dzielni Myśliwi
CHWDM


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Życzenia świąteczne





Nie ulega wątpliwości że tak pięknie i mądrze składać życzeń z okazji Świąt Bożego Narodzenia jak czyni to Ksiądz Profesor Michał Heller ja nie umiem i najprawdopodobniej już się nie nauczę.  Ponieważ wrzucenie tu banalnej szopki, czy tandetnego stroika uważam za ujmę wobec Was, przeto podpisuję się całkowicie pod słowami Księdza Profesora. Od siebie akcentując tylko to co uważam za sedno człowieczeństwa, czyli tę dobrą książkę, przy kawie w wygodnym fotelu w otoczeniu rodziny.

Szczęść Boże
Maciej                                      

czwartek, 12 grudnia 2013

Czemu ubywa księżyca ?

90% ludzi (może więcej) odpowie bez zastanowienia iż, zjawisko to zachodzi gdyż nasz naturalny satelita znajduje się wówczas w "cieniu Ziemi"...
I jest to oczywiście... nieprawda.

W środowisku astronomicznym panuje inny mit - jakoby fazy Księżyca wynikały z  tego jaka część jego powierzchni jest z danego miejsca na Ziemi widoczna. Słońce zawsze całą jedną połowę Książęca (no chyba że mamy zaćmienie) tylko że my raz widzimy ją "z profilu" wtedy mamy kwadry, raz "en face" wtedy jest pełnia a potem znów "od d... strony" czyli od tyłu, czyli nic nie widzimy i mamy nów.

Mit ten posiada wszelkie pozory naukowości - jednakowoż uważam go za obalony w świetle ostatnich dowodów obserwacyjnych.


Powyższe zdjęcie dobitnie dowodzi iż:
Księżyc jest systematycznie wyjadany przez sroki (być może także inne krukowate)
Księżyc jest z sera (krukowate nie jedzą skał)
Księżyc posiada zadziwiające zdolności samoregeneracji (potrzeba zdobycia grantów na dalsze badania w tym zakresie - proponuję program dofinansowywany z UE: "procesy fizyko/chemiczno/biologiczne samoregeneracji serowej masy księżyca, w aspekcie pozyskania źródła energii odnawialnej, wykorzystywanej w procesie zmniejszania emisji CO2 i CH4, w ramach walki z globalnymi zmianami klimatu".


wtorek, 3 grudnia 2013

Ozdoba ścieku

Stróżka jakich wiele, ot zbierała wody podskórne i ich nadmiar odprowadzała do większej rzeki, w tym przypadku Białej.
Ale blisko sto lat temu przyszli na to miejsce inżynierowie, technicy, robotnicy z łopatami i...stróżka dalej płynie ale nosi już teraz nader techniczny kryptonim "Rów A Zero" (chodzi o to że jest on najniższym poziomem do którego odprowadzane są grawitacyjnie ścieki). Generalnie przez lata było to szambo technologiczne, pozbawione życia i cuchnące na dziesiątki metrów.

Dziś jest inaczej - od kilkunastu już zresztą lat - woda jest czysta (oleje i inne materiały są zbyt cenne aby spuszczać je "na oczyszczalnię"), wprawdzie ciepła i o silnie kwaśnym odczynie (taka jak w bagnach), ale mimo wszystko żyją tu rybki, są żaby, zaskrońce,zaobserwowałem nawet aktywność bobrów - więc nie jest źle.

Ostatniego lata dostrzegłem tam roślinki których nie było wcześniej.


Karbieniec pospolity (Lycopus europaeus L.)

W zasadzie nie dziwiłem się że tego pospolitego gatunku tam brakuje, dopiero gdy się pojawił, zmusił mnie do zastanowienie nad tym faktem.


Karbieniec to roślinka powszechnie występująca, byle moczarki, strużki i już rośnie sobie w najlepsze - tyle że nie w okolicy, gdyż ta została gruntownie zmieniona działalnością człowieka. Skoro jednak pojawił się i to od razu w środkowym biegu, to znaczy ze został tu przyniesiony. na wiatr bym nie stawiał, ale już ptactwo czy pomienione wyżej bobry... kto wie?



sobota, 30 listopada 2013

Niebo


 Suche dane.

- 99,99% atmosfery ziemskiej znajduje się poniżej 80 km od powierzchni, przy czym w dolnej 5 kilometrowej warstwie mamy połowę jej całkowitej masy.

- Powyżej tysiąca kilometrów nad ziemią,mamy już tylko znikomą część atmosfery zaledwie 10 do minus trzynastej jej całkowitej masy.

- Całkowita masa atmosfery wynosi 5,15 x 10 do 15 ton - ale stanowi to jedynie 1/milionową część masy całej Ziemi. 

 -  Na wysokości 10 tysięcy metrów gęstość atmosfery staje się nieodróżnialna od przestrzeni międzyplanetarnej.

- przyjmuje się umowną granicę atmosfery ziemskiej na wysokości około 1,5 tysiąca km, co przy promieniu Ziemi równym 6370 km stanowi faktycznie cieniuteńką warstewkę.


- Gęstość powietrza przy powierzchni osiąga około 1,29 kg/m3

- Powyżej 150 km używamy już pojęcia temperatura kinetyczna - gdyż ciśnienie jest tam tak małe iż możemy mówić nie o temperaturze otoczenia,ale o energii kinetycznej poszczególnych cząsteczek. Dlatego nie ma co przejmować się tysiącem kelwinów w górnych jej warstwach.


- Homosfera - dolna warstwa atmosfery, do 80 km od powierzchni. Charakteryzuje się równomiernym wymieszaniem składników.

- Heterosfera - powyżej 80 km od powierzchni - tu już wraz z wysokością spada udział cięższych cząstek tlenu i azotu na korzyść lżejszych wodoru i helu. Tu rozpadają się cząsteczki wody i dwutlenku węgla, a cząsteczka tlenu zamienia się w tlen atomowy.

- Troposfera - sięga w strefie międzyzwrotnikowej do wysokości 16 km a poza nią do 8 - 10 km. W niej temperatura spada o 0.65 stopnia C na każde 100 metrów wysokości. w troposferze zachodzą wszystkie główne zjawiska pogodowe, konwekcje, cyklony, antycyklony itd. Tu znajduje się większość pary wodnej, powstają chmury i opady.
Najniższe 30 - 50metrów troposfery nosi miano "strefy tarciowej".

 - Stratosfera - sięgająca do 50 - 55km nad powierzchnię. to wymiana pionowa warstw powietrza jest już bardzo ograniczona, wraz z wysokością rośnie też temperatura - aż do zera stopni. Sprzyja to utrzymywaniu się w stratosferze pyłów i ozonu. Występuje tu znikoma ilość pary wodnej, ale pojawiają się specyficzne chmury z przechłodzonej pary wodnej zwane chmurami perłowymi

- Mezosfera - warstwa atmosfery charakteryzująca się spadkiem temperatury nawet do minus 100 stopni C. (jednak ze względu na niewielką gęstość tylko idiota z Hollywood mógł wpaść na pomysł że powietrze to będzie w stanie zmrozić Ziemię - wybaczcie komentarz miały być suche dane)

- Termosfera - w okresach aktywności Słońca osiąga nawet temperaturę 1700 kelwinów - tyle że jak pisałem wyżej jest to jedynie pomiar energii kinetycznej poszczególnych cząstek.

Wszystkie dane zaczerpnąłem z podręcznika "Meteorologia i Klimatologia" pod redakcją Krzysztofa Kożuchowskiego. Swoją drogą - podręcznik a czytam go jak książkę popularnonaukową! I to wcale nie jest przytyk - to wyraz ogromnej zazdrości wobec współczesnych studentów, że mi nie dane było się uczyć z tak świetnie opracowanych materiałów.

Ps. suche dane suchymi danymi - mają jedną wadę - nie opisują piękna.


poniedziałek, 25 listopada 2013

"Dzikie" pomidory, czyli - drewno na stos...

Temat globalnego ocieplenia to ostatnio "czarownica" tropiona na każdym kroku, oskarżana o wszystko, przez wszystkich znienawidzona. Jej "pomagierzy" także, wystarczy przyznać się do niewiary w antropogeniczne GO by natychmiast zostać rzuconym na stos i "spalonym" w wielu środowiskach, uniwersytetach i mediach. Wszelka polemika zostaje natychmiast zakwalifikowana jako "czarostwo", potępiona, obłożona anatemą i zagłuszona wyciem tych którzy wiedzą lepiej - jak zwykle zresztą w tego typu przypadkach lepiej od klimatologów, fizyków, energetyków, oceanografów itp. wiedzą socjologowie, psychologowie społeczni i politycy.

I powiedzmy to sobie szczerze, nie jest to żadne signum temporis! (hmmm wpisało mi się "tempotis" - no tu jak by było bliżej). W przypadku polowań na czarownice, też więcej do powiedzenia mieli lokalni działacze polityczni (aczkolwiek sama nazwa jest oczywiście anachronizmem), niż fachowcy czyli teolodzy i egzorcyści - przypomnijmy - osławiony "młot na czarownice" powstał dopiero na wyraźne zarzuty społeczności protestanckiej iż Kościół Katolicki nie walcząc z czarami ... popiera je!  Na nic zaklinania że skoro sprawa dotyczy Diabła i jego domniemanych pomocnic to sprawa już została "załatwiona" w instancji o niebo (dosłownie i w przenośni) wyższej niż lokalny sąd.
Ale wróćmy do pomidorów.

Jak wiadomo pomidor, to roślinka delikatna. Psiankowate zasadniczo są wytrzymałe, tyle że dzikie psiankowate, które poza wytrzymałością są też... trujące. Co innego psiankowate uprawne - pomidory czy ziemniaki - ludzki geniusz zmusił je by rosły i dawały plon obfity i jadalny i tak się stało. Ale coś za coś - utraciwszy swą "dzikość" psiankowate utraciły też żywotność, odporność i umiejętność radzenia sobie bez ludzi... czy do końca?




Te zdjęcia zrobiłem w Sandomierzu - czy trzeba było jechać tak daleko? Oczywiście że nie - tuż koło mojego ogrodu też wyrosły zdziczałe pomidory - ktoś na przystanku nie dojadł, wyrzucił w trawę, przyjęły się i... były. Tyle że zdjęcia z Sandomierza ładniejsze...

Czego to dowodzi? Dla wielu dowód jest jednoznaczny - globalne ocieplenie - jest coraz cieplej, gatunki migrują w strefy dotychczas niedostępne, lub (inne) uciekają przed ciepłem w góry i na północ. Na pierwszy rzut oka rozumowanie bez zarzutu, a na drugi?

Gatunki ewoluują. Przystosowują się do życia w nowych warunkach, szukają nowych siedlisk, jedne są ekspansywne, o dużym potencjale przystosowawczym inne mniej lub wcale nie mogą zmienić swojego trybu egzystencji, te oczywiście giną gdy zabraknie dla nich miejsca. Jeśli dziś obserwuje się migracje kozic na coraz to wyższe partie gór, to wcale niekoniecznie musi być to presja temperatury, a np. człowieka lub saren.
Jeśli w górach obserwuje się motyle dotąd tam niewidywane, to  też w grę może wchodzić mnóstwo czynników a najprawdopodobniejszym z nich jest po prostu przystosowanie się gatunku do nowego dlań środowiska i ekspansja w nim - nie sądzę, by zmiany średnich temperatur - zachodzące zresztą głównie w miesiącach pozbawionych wegetacji lub z wegetacją bardzo ograniczoną mogły w znaczący sposób wpłynąć na zachowania zwierząt.

A pomidory?
No cóż, zostały sztucznie przystosowane do wegetacji w naszym klimacie, umieją to robić a pomoc człowieka potrzebna jest głownie do ochrony ich przed niekorzystnymi czynnikami zewnętrznymi.
Nagłe ochłodzenie - w środku miasta, zawsze klimat jest stabilniejszy niż poza nim, poza tym mówimy o pomidorach letnio/jesiennych, którym nagłe wiosenne przymrozki nie są w stanie zaszkodzić.
Szkodniki - zagrażają głownie plantacjom - tu żadnej plantacji niema, więc i zarodniki grzybów,czy szkodniki owadzie mają małe szanse na znalezienie i zaszkodzenie roślinie (chwała niech będzie bioróżnorodności).
Woda -  podlewanie to jeden z zabiegów agrotechnicznych - nie tyle robiony po to aby roślina przeżyła, ale aby zwiększyć plon - "dzikim" pomidorom na plonie nie zależy,  im zależy na rozsianiu nasion.

Jak widać, globalne ocieplenie nie jest tu do niczego potrzebne aby wyjaśnić "zagadkę" - niema żadnej zresztą zagadki - jest ciekawostka. Ja przy tym nie twierdzę że globalne ocieplenie nie występuje - owszem występuje - dowody nań są oczywiste, mamy nader dokładne pomiary, Problem jest gdzie indziej - tak jak ludzie w średniowieczu nie znając bakterii i wirusów za choroby bydła obwiniali "zły wzrok" czarownic - tak my współcześni obserwujemy coś co nas niepokoi a nie umiejąc tego wyjaśnić (nie znamy mnóstwa zmiennych, procesów i zjawisk, mamy zbyt mały interwał obserwacyjny, by móc wyciągać jednoznaczne wnioski - wreszcie nie potrafimy dowieść eksperymentalnie prawdy naszych hipotez), rozpaczliwie szukamy winnego... 

poniedziałek, 18 listopada 2013

Przelot czegoś ognistego


Zdarzenie miało miejsce jeszcze w sierpniu, dokładnie 31 - o ile oczywiście można ufać metadanym pliku.
A do końca nie można... bo np. wskazują godzinę 21.05 - jako żywo w tym miejscu bywam w okolicach 22 lub 23.30, ale nie przypominam sobie 21. Znaczy że coś mogłem mieć przestawione na aparacie.

Owo coś leciało prawie dokładnie (a może dokładnie) z zachodu na wschód. Dla mnie wyglądało to jak by przyleciało z okolic dworca PKP, a następnie "oderwawszy się" od linii kolejowej odleciało w stronę Skrzyszowa. W rzeczy samej owo coś leciało prosto, to tory w tym miejscu zaczynają swój łuk na północny wschód i stąd takie wrażenie.

Było cicho - więc to nie żadna motolotnia - które zresztą o tej porze nie latają, na pewno nie były to tak modne ostatnio latające lampiony - piękne gdy lecą, ale kolejny bezsensowny śmieć gdy spadną.  Owo coś miało zdecydowanie wyższy połap i leciało niepomiernie szybciej.

Wpierw myślałem że to  awaria silnika w odrzutowcu - niebo w okolicach Tarnowa jest bardzo zatłoczone - raj dla spotterów, tyle że mendia uparcie milczały na temat jakiegokolwiek zdarzenia lotniczego, albo ja tę informację przegapiłem - co wcale nie jest wykluczone zważywszy na fakt że od kilku lat uporczywie bojkotuję wszelkie mendia "informacyjne" (dlatego cudzysłów że są to mendia de facto dezinformacyjne).
Więc szukałem gdzie indziej - wojsko takie informacje na 100% utajnia, ale i tak co nieco na forach dla miłośników wiedzą.Tym razem nie wiedzieli nic.

Odrzuciwszy hipotezę UFO z przegrzanym przyczłapem do gulgulatora, zostałem z niczym.

Dopiero ostatnio, zupełnie przez przypadek trafiłem na wiadomość w
internetowym serwisie Dziennika Zachodniego.

Czyli istnieje cień szansy (zwłaszcza że  data i godzina w moim aparacie mogły być źle ustawione) że to mogło być coś z tego rodzaju. Dobrze że nikomu nic się nie stało, pewnie gdyby doszło do katastrofy to i ja bym się o niej dowiedział. Ten materiał nabrał by nagle wartości... tyle że co to za wartość okupiona krzywdą? 

piątek, 15 listopada 2013

Ginąca kolonia

Brzmi jak tytuł kolejnego thrillera katastroficznego - w zasadzie tio jedyny gatunek filmów (poza hard SF) który szczerze lubię - tyle że obecnie królują produkcje TT (telewizyjna tandeta) - do złotych lat kina katastroficznego powrotu nie widzę.

No ale do rzeczy - kolonia wymiera. To ostatnie zdjęcia które zrobiłem, za dwa dni już nie było tam śladu życia.

Na tym zdjęciu też zresztą trudno dostrzec jego ślady. Dopiero pełne wsadzenie ryja aparatu do dziury zaowocuje odkryciem tajmnicy.
W rzeczy samej, nie wiem, co mnie tam przywiodło, instynkt chyba jakiś - a dla niewierzących w instynkt, powiedzmy że; nieuświadomione skierowanie uwagi na obiekt przez zdarzenia i obserwacje które także uszły świadomości. Jak zwał tak zwał - pewnie mało kto by się w tamto miejsce pofatygował - ale nie ja.
Dla mnie wszelkie gruzowiska, jamy, nory, wykroty oraz paryje, to miejsca szczególnie uszczęśliwiające.

Więc poszedłem, więc położyłem się na ziemi i ...
Przed oczami miałem wymierające gniazdo os.

Ostatnie w miarę przytomne obserwowały mnie nerwowo. Choć było już po rójce i ich dalsza egzystencja z punktu widzenia zachowania gatunku nie miała już żadnego znaczenia.

Bo kolonie os są jednoroczne. Zapłodniona samica po przezimowaniu, znajduje sobie swoją własną sadybkę, czy to w postaci strychu, czy nory po jakimś zwierzaku,czy też dziupli w drzewie, bądź w murze.
tam składa pierwsze jaja i opiekuje się młodymi, te gdy dojrzeją stają się robotnicami a królowa odtąd zajmuje się już tylko składaniem jaj. To siostry budują gniazdo z celulozy, to one łakome na cukry natrętnie krążą wokół dzieciaków zajadających lizaki i waty cukrowe, to one wreszcie zmuszone do zapewnienia białka dorastającym larwom, stają się drapieżnikami, zabijającymi bez litości inne niejednokrotnie większe od siebie owady.

Pod koniec lata następuje rójka, dorosłe młode królowe i samce wylatują z koloni i odbywają loty godowe.
Pierwsze, ostanie i jedyne w swoim życiu. Już nigdy też nie powrócą do swych gniazd. Zapłodnione samice
znajdą sobie kryjówki na zimę a na wiosnę założą nowe kolonie.

Do gniazd wracają tylko robotnice... nieświadome, że przed nimi nie ma już żadnej przyszłości, zresztą cóż by to dało, gdyby były świadome? A może są świadome? Świadomie wracają do koloni która była wszystkim co miały, całym sensem ich życia i nadzieją na kontynuację gatunku. Wracają by tam doczekać końca swojego czasu.

wtorek, 12 listopada 2013

Sorek


Wikipedia: "Sarna europejska (Capreolus capreolus) – gatunek ssaka parzystokopytnego z rodziny jeleniowatych. Jedno z ważniejszych zwierząt łownych Europy. Samica jest potocznie nazywana kozą, samiec rogaczem, kozłem, młode zaś koźlętami. Istnieje również łowieckie określenie sarniak na dorosłego samca sarny."
Hmmm... a w moich stronach mówi się sorek i wszyscy wiedzą o kogo chodzi i ci ze wsi i z miast i leśnicy i bezmysliwi i grzybiarze, no generalnie wszyscy. Tylko nie Wikipedyści.

No więc u mnie jest sorek - jak ktoś nie wiedział, to teraz już wie. A może mu się przydać jak Galicję odwiedzi.

Kopytne włażą nam na teren elektrowni dość często - to taka zabawa w ciuciubabkę. Po jednej stronie zabawy są Robotnicy, po drugiej Straż Przemysłowa (obecnie firmy "ochroniarskie"). Robotnicy albo sami uszkadzają ogrodzenie - wiadomo, czasem coś trzeba wymycić z zakładu, czasem coś przemycić, albo korzystają z dziur wyszukanych przez sarny. Ochroniarze zaś pilnie tropią co widoczniejsze ścieżki i likwidują nieciągłość ogrodzenia. Obecnie zresztą Robotnicy jak by mniej chętnie dokonują przemytów - wystarczyło podnieść pensje by poważnie ograniczyć plagę zarówno drobnych kradzieży jak i picia w miejscu pracy - takie proste rozwiązanie a socjalizm nie wpadł na nie przez 50 lat... do dziś zresztą wielu półgłówków powtarza tezę że dzięki niskim płacom Polska jest tanim miejscem do inwestowania...Efekty widać...znaczy nie widać, bo mało komu chce się u nas inwestować - Pracownik źle opłacany, jest pracownikiem nielojalnym, niesumiennym i wiecznie zmęczonym, przy okazji dokonuje drobnych kradzieży i matactw - bo jakoś musi żyć i ja bynajmniej mu tego za złe nie mam.

Ale wróćmy do kopytnych  - celowo nie piszę o rogaciźnie, gdyż zakładam że wielu decydentów to rogacze pierwszego sortu (która mądra kobieta wytrzyma by nie upokorzyć nadętego buca?).

Ich ślady znajdywałem już od dawna, czy to w postaci wyleżanych miejsc noclegowych, czy kopczyka odchodów, czy też odcisków "obuwia". Osobiście jednak trafiałem na nie rzadko. Nie chodzi nawet o znajomość terenu, bo znam go świetnie, ale o prosty fakt ścieżki saren są ścieżkami saren i przeznaczone są dla osobników zdecydowanie niższych niż człowiek w postawie wyprostowanej. Poza tym zwierzaki świetnie orientując się w zwyczajach ludzkich, opuszczają miejsca przez ludzi penetrowane na czas dziennej zmiany. Tyle że nie mogą przewidzieć iż od czasu do czasu, ktoś z personelu wykaże się sumiennością i zrobi obchód terenu nawet  w czasie zmiany przypadającej w sobotę.

I opłaciło się zabrać ze sobą aparat.

 Trzy sarny przeskoczyły nasyp, samiec został na czatach.

Zapewne badał moje zamiary, w razie pościgu odciągał by, mnie od samic, w razie strzału, ginął tylko on, reszta miała by czas na ucieczkę.

 Ale dzięki temu mam fajne zdjęcie i ciekawy temat na post.

Jeszcze tytułem wyjaśnienia. To peryferia Elektrowni. tuż obok są tereny nieużytków, lub użytków okresowych, zazwyczaj zarośnięte wysoką roślinnością, zaś kilkaset metrów dalej Biała wpada do Dunajca, są wały, łęgi, podtopienia... bez mała matecznik i ostoja.

środa, 6 listopada 2013

Lotus na kamieniach czyli - zwyczajna niezwyczajna

Jak ktoś sobie wyobraził bolid formuły 1 roztrzaskany na kamieniach (nie miał bym nic przeciw - nie trawię sportów motorowych) to niestety się myli...

Dzisiejsza bohaterka choć zwyczajna z nazwy i pospolita to jednak całkiem niezwyczajną jest. Przede wszystkim w stanie dzikim jest szalenie ozdobna - w ogródkach się nie sprawdza, ale za to wzdłuż dróg, na rumowiskach, na gruzowiskach jest wprost malownicza, do tego będąc cenną roślina pastewną - znaczy lepsza od wielu kobiet - nie dość że piękna to jeszcze pożyteczna (wśród kobiet to raczej cechy rozłączne).
A pożyteczna w sensie dosłownym i semantycznym - bo stanowi dla pszczół cenne źródło, pożytku właśnie - gdyż słowo pożyteczny zaczerpnięte jest z języka pszczelarskiego. Pożytek to to czym pszczoły się żywią, czyli pożywiają. Stąd coś jest pożyteczne jeśli dostarcza pszczołom pożywienia. A Komonica go dostarcza.
I jak na zwyczajnie  niezwyczajną postać, ma w sobie też nutę goryczy. Zawdzięcza ją glikozydom cyjanogennym zawartym w kwiatach, ale spoko - pszczoły kwiatów nie jedzą - a że bydełko też je niechętnie konsumuje, tedy dla pszczół zostaje więcej - a na zimę gdy nie ma już kwiatów, roślinka niewiele tracąc ze swych walorów odżywczych, stanowi cenne źródło pokarmu, pomagające przetrwać zimę kopytnym, która to cechę wykorzystuje człowiek siejąc komonice i robiąc z niej pasze na zimę.

 Komonica zwyczajna, k. pospolita, k. rożkowa (Lotus corniculatus L.)



 Czy naprawdę taka zwyczajna jak ją nazwali?


czwartek, 24 października 2013

Pliszka zółta

Właśnie wróciłem z Trzemesnej. 12 km w jedna stronę, i to albo stromo w górę albo spadziście w dół,  inaczej u nas nie ma. Mgliście było, więc zdjęcie nie powalą, ale i tak je zaprezentuję - jak nadejdzie ich kolej. Bo póki co jeszcze nie wrzuciłem wszystkiego z lata.  

Tę pliszkę właśnie w lecie spotkałem - wracałem z "Marcinki" pokłuty, podrapany, poparzony pokrzywami i wyssany przez komary. Szukałem nowego szlaku...

Potem dałem sobie siana i zszedłem w dół ścieżką wyjeżdżoną przez maszyny rolnicze.
Zmordowany wlokę się do domu a tu ona!
Podręcznikowo - teren otwarty, dobrze nasłoneczniony, pobliże wody... żeruje. Nawet się specjalnie nie boi - Aura też padnięta, nie ma siły by łeb unieść i zobaczyć że jest ptak za którym można pogonić.

 Pliszka żółta, wolarka (Motacilla flava)

A pliszek żerował sobie w najlepsze. Pozwolił mi podejść bliżej niż na 10 metrów, więc znacznie bliżej niż np. sroki, które zwiewają już przy zdecydowanie większych dystansach - choć wydaje się iż powinny być z człowiekiem obznajomione. Być może jednak to właśnie bliskość człowieka napawa sroki niepokojem . Pliszki nie znają innych ludzi niż wędrowcy (ci z zasady krzywdy im żadnej nie czynią) i rolnicy - zbyt wpatrzeni w ziemię aby ptaka dostrzec, a nawet gdyby dostrzegli, to żaden z ubicia pożytek, bo mięsa mało. Nie zostały też wciągnięte na listy "szkodników", zatem bać się nie mają czego i faktycznie się nie boją.

Pewnie w pobliżu ma gniazdo - nawet się domyślam gdzie, północne stoki "marcinki" obfitują w śródpolne zadrzewienia, zakrzaczenia i wykaszaną roślinność zielną. Wprawdzie opodal nory mają lisy, ale myślę że dla pliszki ukrycie gniazda gdzieś zagłębieniu terenu tak aby nie wypatrzyły go lisy, nie jest specjalnie trudne.

Zrobiłem w sumie kilkanaście zdjęć, jednak z powodu rak drgających od wstrząsu anafilaktycznego (poparzenie pokrzywami), zdatne do pokazania są jedynie te trzy. Ale ważne że  już wiem gdzie ich szukać, to w przyszłym sezonie postaram się zrobić coś z "zaczajki".


Ps - KSIĘGA ZAŻALEŃ - ponieważ firma Google ma jakieś dziwnie niezrozumiałe dla mnie zasady kontaktu z klientem (zniechęcić, odwieść od zamiaru, przekierować tak by zgubił wątek), przeto napisze o tym tutaj!

Ostrzeżenie- przejście do tej witryny może być niebezpieczne dla Twojego komputera!" - to o stronie DEON.PL - jezuickim portalu który jako żywo żadnego złośliwego kodu nie rozsyła, jak twierdzi sam szanowny zespół Google "W pewnych przypadkach osoby trzecie mogą dodawać do legalnych witryn złośliwy kod, który spowoduje wyświetlanie przez nas komunikatu ostrzegawczego." - czyli zwykły sabotaż lewicowo ateistycznych gnoi, dla których wolność słowa, oznacza tylko swobodę głoszenia własnych bredni - razi mnie jednak że firma Google prowadząc swoją politykę bezpieczeństwa postępuje tak, jak by świadomie dążyła do ograniczenia pewnych treści w internecie! 

Chwila relaksu żeby nie było tak ponuro.
Podsłuchałem rozmowę drzew:

- Popatrz no grab, klona zawiało i muszę go na grzbiecie taszczyć...

wtorek, 15 października 2013

Miejska wyspa ciepła

Temat banalny, przecież każdy wie co to są "miejskie wyspy ciepła"! Intuicja nam podpowiada co nieco, resztę doczytujemy sobie z samej nazwy.
W powszechnym mniemaniu MWC to nic innego tylko rozgrzany słońcem asfalt, beton i cegła, działa to gównie w dzień przy dobrym nasłonecznieniu, inną odmianą MWC jest w ujęciu intuicyjnym podgrzewanie powietrza za pomocą nieszczelnych okien i drzwi, instalacji kominowych, rur wydechowych itd.
Generalnie jest to trzeci rodzaj prawdy (w ujęciu Tischnerowskim).

Tarnów: w centrum Katedra (gotyk z neogotycką wieżą) z lewej komin ciepłowni na "piaskówce" z prawej idiotyczne komunistyczne dzieło w postaci budynku "telekomunikacji" nikt nie wie po co to to powstało, nikt nie wie co z tym zrobić - skutecznie szpeci krajobraz i tyle - są szanse na wyburzenie poczwary), z prawej za "potworkiem" ratusz.


Ale wróćmy do Miejskich Wysp Ciepła. Kolejny raz zaczerpnę wiedzy z rewelacyjnego opracowania: "Katastrofy i zagrożenia we współczesnym świecie"Wydawnictwa Naukowego PWN.

Przyczyny powstawania MWC to głównie:
1 - albedo (stosunek energii słonecznej zaabsorbowanej, do odbitej), jest zdecydowanie mniejsze niżinnych terenów.
2 - pyły miejskie absorbujące słoneczne promieniowanie krótkofalowe.
3 - lokalny efekt cieplarniany wywołany emisją CO2 i innych gazów szklarniowych.

Wszystko inne ma znaczenie drugo i trzeciorzedne.  Żeby było śmieszniej, ze względu na dużą pojemność cieplną budynków, w czasie dnia miasta są ... chłodniejsze niż otaczające je tereny! Nie wierzycie? Też mi się wierzyć nie chciało, ale tak jest. 
We wszystkich porach roku Miejskie wyspy ciepła pojawiają się wyłącznie... nocą! między 21 a 9 z maksimum tuż przed wschodem słońca.
Co zresztą łatwo zaobserwować - mnóstwo ptaków wykorzystuje prądy wznoszące, by nabrać wysokości lub tylko zaoszczędzić energię - czy ktoś widział np. bociany krążące nad miastem? Nie krążą, bo nad miastem w dzień powietrze opada,gdyż jest ono chłodniejsze od terenów otaczających.

Tarnów w centralnym miejscu neogotycka bryła kościoła O.O.Misjonarzy, bliżej po lewej kolejowa wieża ciśnień, z prawej przy krawędzi zabytkowy komin browaru X.X.Sanguszków.  

Zatem, rankiem,tuż przed wschodem słońca, brnąc do pracy, przez mglisto - wilgotno - zimno - odpychający opar, pocieszajcie się - idziecie przez miejską wyspę ciepła ;-) 

piątek, 11 października 2013

Dąb Bażyńskiego


 Zapytajmy ciocię Wiki cóż to za postać ów Bażyski, tak świetnie polskobrzmiące nosząca nazwisko.

"Jan Bażeński albo Bażyński, Johannes (Hans) von Baysen herbu Bażeński (ur. ok. 1390, zm. 9 listopada 1459 w Malborku) – kasztelan elbląski, szlachcic pruski pochodzący z lubeckiej rodziny Fleming, przybyłej na teren Warmii w celach kolonizacyjnych w pierwszej połowie XIII w. W 1289 r. biskup warmiński Henryk Fleming nadał swemu bratu Albertowi wieś Bażyny i od tej pory potomkowie Alberta zwali się "von Baysen" (inaczej "de Bajsen" lub, jak się podpisywał sam Bażeński, "von Baysin")."

i Już widzimy że Starosta Hans rdzennym Polakiem był...

(Polecam zresztą przeczytanie całej notki biograficznej,bo to prawie gotowy materialna dobry film).

Ale dobrze, blog to przyrodniczy, nie katujmy czytelników roztrząsaniem zawiłości historycznych.

Drzewo jest okazałe. Największe z całej alei dębów - (podejrzewam iż inne też miały swoich ludzkich patronów - ale pewnie byli komuś nie rękę...a miało nie być historii):


 
Dąb szypułkowy (Quercus robur)

 
obwód 10 metrów 15 centymerów,

wysokość 25 metrów,


Pierśnica - 323 centymetry
(pierśnica to średnica pnia na wysokości 130 cm - czyli na wysokości dorosłego przeciętnego człowieka - często pierśnica określana jest przez laików jako obwód drzewa na wysokości piersi - co jest brednią, często spotykaną w tv, co jakimś dziwnym trafem też mnie nie dziwi.) 


Wiek circa about - 700 lat
(robi wrażanie)


Piękna ta Warmia ... jest dobrze bo mogę po niej swobodnie wędrować (w zakresie swobód udzielonych przez żonę - rzecz jasna), tuż obok mnie wycieczka niemiecka (być może to potomkowie nie tyle Niemców, co Prusów niemieckojęzycznych - ale mniejsza). Dopóki będą tu płotki chroniące drzewa a nie szlabany i druty kolczaste - będzie dobrze. Ciekawe czy moi chłopcy będą mogli przyjechać tu ze swoimi dziećmi pokazać im to wspaniałe drzewo, czy ono będzie jeszcze stało?


niedziela, 6 października 2013

Zaskrończyk - czyli, ofiara głupoty.

Zazwyczaj w swoich postach psioczęna idiotów za kierownica samochodu, tym razem muszę poskarżyć się na idiotę ...rowerzystę. Rzecz jasna może być to tak, że na rower usiadł autoidiota, lub motomatołek, w końcu sezon letni, tereny spacerowe...

Samej akcji nie widziałem, usłyszałem tylko szumoterkot grubego krosowego bieżnika, wpierw po bruku, potem po asfalcie, a następnie ryk radości i jakieś słowa których nie zrozumiałem, ale odnosiły się do faktu że półgłówek w coś trafił. Zlekceważyłem zdarzenie, bo często widuję jak zjeżdżając z "Marcinki" rowerzyści celują np. w puszkę po piwie.

Dopiero w okolicach wiaduktu nad obwodnicą zobaczyłem Aurę trącająca coś nosem na asfalcie, podszedłem bliżej i już wiedziałem co oznaczał ten ryk kretyńskiej radości.

 Debilkowatemu udało się trafić rowerem w młodego zaskrońca przemykającego ulicą. W tym miejscu asfalt ma szerokość na dwie ciężarówki, więc gnojek musiał faktycznie celować w węża.
Zaskrończyk miał tak 25 / 30cm długości, żaden wyczyn trafić i przejechać, każdy głupi by to umiał...


I w ten sposób herpetofauna okolic Góry Św. Marcina zubożyła się bezcelowo o jednego osobnika.
Próbowałem mu pomóc, podniosłem na tekturze z ulicy ale...Ślady kół trzy centymetry poniżej głowy i tuż przed ogonem nie dawały szans na przeżycie.
Ostatnie zdjęcie świadczy dobitnie - po żywym mucha nie ośmieliła by się tak dreptać. 

Swoją drogą zdumiewa mnie to napięcie mięśni grzbietowych, po śmierci wąż wciąż unosi głowę.
Może wypatruje sprawcy? Ot tak, aby gdy tamten już w kalendarz się zawinie, w krainie wiecznych serpentyn, moc wziąć odwet?

Ps. Ta notka powinna się ukazać kilka miesięcy temu, ale czasu brakło, a potem zdjęcia gdzieś się w przepaściach twardego dysku zagubiły.

wtorek, 1 października 2013

Ramaria z Mierzei


 Mówcie co chcecie ale tytuł niczym z kolejnej sagi nordyckiej pióra Mergit Sandemo. W razie czego to ze względu na moją mamę, która zaczytywała się "Ludźmi lodu" ma Pani zgodę na wykorzystanie tego tytułu ;-).

Po polsku zresztą też brzmi ładnie - Koralówka. No fakt nie już tak arystokratycznie jak Ramaria, nawet nieco folkowo jak  nawiązanie do piosenki Brathanków ale ... tys piknie.

Niestety, naukowe słownictwo rozdziera wszelkie zasłony romantycznej ułudy - to może być "inny klawarioidalny podstawczak" pisze Piotr Grzegorzek na Bioforum.

No i tym sposobem z bohaterki nordyckiej sagi zrobił nam się grzyb.
Koralówek jest sporo gatunków, nie chcę wyjść na mykolamera, więc  nie zdradzam swoich typów.


 

 Tego trafiłem na Mierzei Wiślanej, przecinając ją ścieżką od Krynicy Morskiej do Bałtyku. Tereny trudne i męczące z uwagi na olbrzymią ilość waLeni zalegujących lub zadeptujących każdy wolny kawałek piasku, trawki lub czegokolwiek co się do zalegiwania nadawało.

Szczęściem waLenie nie chadzają po lesie - nie da się tam wjechać samochodem, więc dla nich to teren niedostępny, na własnych cieniutkich nóżkach swych wielkich cielsk tam nie wniosą.

"Ramaria lub inny klawarioidalny podstawczak"
Jak zwał tak zwał, ale to ładny grzyb.





piątek, 27 września 2013

Węglan wapnia


"zasoby wapnia w wodach oceanu są wystarczające by zaabsorbował całą światową emisję C 12 (węgiel) w postaci węglanu wapnia CaCO3"

Celowo powiększyłem powyższy teks. to cytat z rewelacyjnego opracowania "Katastrofy i zagrożenia we współczesnym świecie" książki wydanej w serii "Wielkie tematy" przez WydawnictwoNaukowe PWN
Polecam.


Na zdjęciu muszle z dzikiej plaży pomiędzy Tolkmickiem a Fromborkiem, całe kilometry plaż pokrytych głównie muszlami, pokłady muszli o miąższości większej niż zasięg mojej reki - miliardy muszli. Tysiące ton węgla uwięzione w postaci CaCO3. Może więc zamiast obarczać naszą gospodarkę "kwotami emisyjnymi" zamiast hamować, ryzykując że ludzie mojego pokolenia i młodsi zdechną na emeryturach z głodu bo zabraknie kapitału aby ich wyżywić. Może zamiast urządzać kosztowne bankiety, promować hochsztaplerów (Al Gore), warto chwile pomyśleć i jedynie wspomóc naturalne procesy obiegu węgla w przyrodzie.
No ale na tym trudno będzie zarobić!

poniedziałek, 16 września 2013

Seks na krocie par.

Tytuł nieco dwuznaczny...
no dobrze celowo dwuznaczny z wyraźnym podtekstem.
Celowo taki - zapewne zwiększy mi ilość odsłon, podobną sytuację miałem korzystając z DC++. Udostępniłem cały folder z moimi zdjęciami przyrodniczymi nazywając go... "naturystki"- rany ile miałem transferów wychodzących ;-) i status VIP na kilku hub'ach - póki się nie zorientowali co faktycznie udostępniam, wtedy bardzo niedwuznacznie okazywali swoją złość, ale trudno, nikogo nie oszukałem (co najwyżej dał się zwieść swoim pragnieniom), status mi się należał. Tyle że nie bardzo było po co o  niego się starać, do pobrania były albo ewidentnie pirackie materiały, albo jakaś totalna beznadzieja, przy której kabaretony wydają się himalajami intelektualnymi.

Zdjęcia już starszej daty - po prostu tyle mam do zrobienia, że zwyczajnie nie wyrabiam z publikowaniem na blogu. Tym bardziej iż czas komputerowy muszę dzielić z dzieciakami.

Szedłem samowtór z Aurą. Rzecz jasna bezdrożami, czyli w tym konkretnym przypadku kanałem pod obwodnicą, a potem korytem odprowadzającym wodę z okolic tejże. Trasa fajna, komary jeszcze nie tak napastliwe, słowem sielanka dla offroadowca.

Wzrok mój przeciągnęła prezentowana poniżej scenka.

 A więc seks na całego, tu mamy parkę, ale w okolicy czaiło się jeszcze kilka samczyków gotowych do zbliżenia.
 Tytuł posta jak najbardziej trafny - par nóg mamy krocie.U Samczyka to miedzy 50 a 90 u samiczki nawet ponad 100.

Nie mam pojęcia co to za gatunek. Stawiam na krocionoga piaskowego. Ale krocionogów jest krocie a ja bynajmniej fachowcem nie jestem.
Na koniec krótki filmik.


Różowy gołąb

Wiele można by na temat różu napisać. Ale to ryzykowne w naszych czasach, bo albo blondynki się obrażą, albo blondyni (wicie rozumicie ;-) ), albo jak najbardziej hetero maczo meni tyle że ze spierniczonym gustem (typowy przedstawiciel... Elvis Presley).
A tu gołąb...
Ale jaja....
No może mu ktoś pisankę ze skorupki zrobił? Tak jak w bajkach?



Cóż chyba zrzucimy wybarwienie osobnika na karb jego młodego wieku - zauważyć należy że osobniki juwenalne gatunku Homo sapiens (astmaticus), także często nakładają na siebie krzykliwe barwy w egzotycznych zestawieniach.no to chyba do gołębi nie możemy mieć pretensji?

Zdjęcia zrobiłem na placu Witosa w Tarnowie.

środa, 19 czerwca 2013

Czarki sprzed 72 milionów lat


Nie wiem czy chciał bym żyć wiecznie - bardzo urzekała mnie onegdaj historia z "Ucznia domokrążcy" - ale to Fantastyka nr 2 (2) / 82 - więc prehistoria, z punktu widzenia młodego człowieka coś co działo się przed wynalezieniem Skypa i You tube to historia, a jeśli jeszcze wcześniej, przed upowszechnieniem Internetu - to mamy do czynienia z Antykiem - cała reszta to prehistoria. W końcu co to za różnica 10 milionów lat w te czy wewte?
Tyle że Jagit Katcheotooriantz podróżował w przyszłość, mi dane jest jedynie dotykanie przeszłości.

Bonarka w Krakowie - miejsce niezwykle ciekawe - szkoda że nikt nie usuwa stamtąd psującej czytelność odsłonięcia roślinności - Najlepszy opis znalazłem szukając nazwy wytworów które chciałem pokazać -  zapraszam na Geotydę .
Uwaga ze względów merytorycznych radzę zapoznać się z komentarzami Mariusza Kędzierskiego i nie dobierać sobie do głowy nieścisłości którymi operuję.

Sam więc od siebie nic dodawał nie będę - moja wiedza  geologiczna jest wiedzą wyłącznie harcerską (w tym kontekście należy słowo "harcerska" rozumieć jako "szarpacka", "harcownicza", "z doskoku").

W Bonarce pojawiłem się tuż po tym jak zwiedziłem Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny "Płaszów" - w końcu sąsiadują o miedzę a w zasadzie stanowią jeden teren. Mówcie co chcecie, ale takie skały mają w sobie coś magicznego, trwalszego niż życie. kilka kroków i... zapomina się o XXI wieku, ryku samochodów i motorów, a człowiek zaczyna rozglądać się bo przypadkiem z zarośli może wyleźć coś co żyło nim w ogóle narodziła się ssacza gałąź. jakieś "przedpotopowe" (dosłownie) monstrum, chrzęszczące płytkami pancerza, zbyt tępe by zrozumieć że ma się wobec niego same dobre zamiary (wg wielu uczonych "dobre zamiary" to "w łeb i do formaliny"), więc może lepiej że chrzęszczący ktosiu tego nie rozumie - przede wszystkim nie rozumie, bo go nie ma - to zresztą oczywiste, trzeba być by rozumieć - niebytność równoznaczna jest z niezrozumieniem.
No więc z krzaków wyłazi miejscowy lump a ja znów powracam do marzeń o świecie sprzed 72 milionów lat.

 Jakaś gromadka młodzieży z zapałem tłucze kamienie szukając skamieniałości - część samiczek zdaje się jednak być pochłonięta obserwowaniem nauczyciela - z punktu widzenia przetrwania gatunku ich strategia wydaje się sensowniejsza;-)

 Jeden z uskoków - zarastająca roślinność zaburza czytelność formy geologicznej - nie mam nic przeciwko roślinom - ale akurat ten spłachetek powinien być regularnie z niej oczyszczany.

 Czarka
  Utwór geologiczny powstały na platformie abrazyjnej  - Zagłębienie po konkrecji krzemionkowej... bardzo stara czarka, ciekawe jak by smakowała kawa pita z czegoś takiego? - no ale trzeba by to coś wyłupać ze skały - a w rezerwacie robić tego (i słusznie) nie wolno, pozostaną na wyobrażeniach.

Już kończę - byłem dziś w lesie próbując wytyczyć nowy szlak - jestem podrapany do krwi ostrężynami, poparzony pokrzywami do bąbli wielkości 10 groszówek, pocięty przez komary i ledwie zmyłem z siebie tuziny kleszczy, skóra piecze mnie jak wściekła - idę skorzystać z dobrodziejstw XXI wieku i posprayować sobie co nieco.