Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

piątek, 29 września 2017

Zamknięcie tego bloga

Ten blog od tej pory jest już czysto archiwalny. Wszelkie nowości ukazywały się będą na:
http://beskidniknatropie.blogspot.com/
przepraszam za zaistniały kłopot i pozdrawiam
Maciej.

ps. dla ułatwienia znalezienia czegoś zamieszczam obok archiwum tagów. 

środa, 27 września 2017

Czy biolodzy wierzą w ewolucję?

Chcecie się dowiedzieć?
To zapraszam na mój nowy blog: http://beskidniknatropie.blogspot.com/
od tej pory wszystkie nowości będą się ukazywały tylko tam.
Przepraszam za zaistniały kłopot.
Pozdrawiam Maciej.

wtorek, 12 września 2017

Wierzysz w teorie spiskowe? Nie martw się! To Ty jesteś mądrzejszy!

No tak, prawda, przecież wyznawcy "teorii spiskowych" są powszechnie obśmiewani, szydera trwa nawet wtedy gdy okazuje się iż "coś było na rzeczy". W necie nie brak durniów którzy publikują na swoich blogach, czy kanałach YT materiały na temat "teorii spiskowych" li tylko po to by same teorie wyśmiać a tych którzy uważają iż: "coś jest niejasne, w tej sprawie", traktują jak przysłowiowego Emmanuela Goldsteina z "roku 1984".  Przykładem niech będzie choćby ten blog  (jego autor zresztą, ma fajny zwyczaj kreowania rzeczywistości poprzez dobór komentarzy, tak aby przeciwnicy jego poglądów wychodzili na zacietrzewionych pieniaczy pozbawionych elementarnej wiedzy) - do tego wydaje mi się że autor tego paszkwilu, część teorii zwyczajnie zmyślił bo nigdy się z nimi nie spotkałem, a żyję już stosunkowo długo i obracam się w kręgach ludzi których poziom zaufania do otaczającej nas rzeczywistości jest zdecydowanie niższy niż przeciętna.  

Kolejną metodą ośmieszania "teorii spiskowych" jest łączenie w jedno wszystkiego co się da - czyli jeśli nie wierzysz np. w Millerową gadaninę na temat katastrofy smoleńskiej, to na pewno wierzysz też w Reptilian, chemitraile i rozpylanie aluminium. Jeśli domagasz się prawa do decyzji czy chcesz szczepić dziecko czy nie, bo nie ufasz producentom szczepionek  (mi też się ta rtęć nie podoba) to na pewno wierzysz także w translokację, i rozmowy z duchami...
Tak w nieskończoność.

Dla uczciwości wzmiankuję że druga strona bynajmniej od takich metod nie stroni i jeśli ktoś np. nie ma nic przeciw GMO (albo ma w ograniczonym zakresie) to na pewno też jest zwolennikiem przymusowych szczepień oraz masonem i Reptilianinem

(ze strony http://thedamianshow.cba.pl/2016/04/07/reptilianie/)

No dobrze ale do sedna!

Otóż jak się okazuje ta śmieszna banda pomyleńców, ci wyznawcy teorii spiskowych, oszołomy itd. itp. są...

No właśnie w/g badań przeprowadzonych w ciągu kilku ostatnich lat ludzi takich określono w następujący sposób: "osoby odczuwające silną potrzebę posiadania pewnej* wiedzy" i jednocześnie dowiedziono iż spokojnie porzuca one swoje uważania jeśli otrzymają w zamian "...wyjaśnienia, które były pewne i absolutnie wykluczały jakiekolwiek niejasności".

Z ewolucyjnego punktu widzenia na pewno postawa nieufności jest korzystniejsza od owczego zachwytu - w razie czego wyjdzie się na wariata, ale... ujdzie z życiem! Owce takiej alternatywy nie mają... nie dość że całe życie są strzyżone, to jeszcze potem i tak trafiają do rzeźni...

A jak dla mnie lepiej być wyszydzanym mędrcem, niż gładko wygoloną owcą wiezioną do ubojni.


* na wypadek gdyby tu trafił "ufny" - "pewnej" w rozumieniu pewnika, konkretu, a nie jakiejkolwiek wiedzy.


Uwaga
Tak jak i "komu w drogę, temu trampki" tak samo i na tym blogu przestaną się ukazywać nowe materiały - ma to związek z odejściem Makromana (kojarzył się wielu z siecią handlową).
Teraz będę publikował jako Beskidnik 
Zapraszam
https://beskidniknatropie.blogspot.com/

Pozdrawiam Was serdecznie Maciej 


wtorek, 29 sierpnia 2017

Post mortem...

Pisałem niedawno na swoim blogu wędrówkowo krajoznawczym kilka postów które ukazały się już po moim wyjeździe, chodziło o to by nie walić w jednym tygodniu kilku materiałów, bo to nuży i zniechęca. taka mnie naszła wówczas myśl, że jeśli jadąc do Augustowa spotkam się po drodze z TIRem, lub drzewem, to ktoś będzie czytał moje słowa w kilka dni po mojej śmierci...
Wiecie, dla pisarza nie ma fajniejszej świadomości niż ta że oto Non omnis moriar i będzie czytany jeszcze setki lat po śmierci (przypadki wielu modnych, okrzykniętych geniuszami pokolenia pisarzy, ba nawet kilku noblistów,, którzy zostali zapomniani już za życia, dowodzą że ta świadomość bywa złudna), natomiast dla blogera, który z założenia pisze tu i teraz, który przyjmuje iż bajt z kulawym bitem do niego nie zajrzy już w tydzień po publikacji, bo u wszystkich subskrybentów i obserwatorów zostanie on zawalony setkami powiadomień o innych publikacjach, taka świadomość jest nieco stresująca. Nie boje się śmierci, ale co by sobie pomyślało kilka osób na których opinii bardzo mi zależy, gdyby na ich komentarze nie pojawiła się żadna odpowiedź?

Oni piszą, ja milczę, za chwile znów pojawia się post - ja już na tamtym świecie, więc nie odpowiadam... co o tym myśleć? jak do tego podejść?

Do tego jeszcze już w trakcie tych rozmyślań - jeszcze przed wyjazdem - pojawiła się informacja o nowym poście na blogu ... prof. Vetulaniego!!!!
Człowiek zmarł kilka miesięcy temu a tu nowy post?! Czy to nie nemezis, znaki daje, może sam Asasello lub Asmodeusz szyderę uprawiają ciesząc anielskie (wszak demony to także anioły, tyle że po ciemnej stronie mocy) oblicza widokiem mojej konfuzji?
Akurat na końcu wpisu możemy przeczytać:
"Wpis ukończony przez Jerzego Vetulaniego w październiku 2016, opublikowany pośmiertnie przez redaktora bloga Franciszka Vetulaniego w sierpniu 2017." 

Szacun!

A propos - TAKI człowiek zginął przez jakiegoś motozjeba któremu zabrakło wyobraźni (możesz mnie szmaciarzu do sądu podać za znieważenie, jeszcze ci ryja na korytarzu obiję).


A żeby nie było dość. Akurat przed wyjazdem czytałem sobie "Wyspę na prerii" Cejrowskiego - tak wiem! Stara pozycja, ale jakoś wcześniej nie było czasu... A tam...
No właśnie - ojciec zostawia dla syna kilka niespodzianek, a fakt że syn znajduje je wiele lat po śmierci ojca, zresztą zgodnie z przewidywaniami i zamierzeniami tego pierwszego, bardzo upodabnia zdarzenia do leitmotivu  moich przedwyjazdowych rozmyślań. 

Fatum, ostrzeżenie, znaki, szyderstwo mojego anioła stróża? 

Ps. ten post jest pisany za życia. Wróciliśmy, żyjemy, nic nam nie jest (przynajmniej na oko).
Ale kto wie czy następnych postów nie opublikuje już automat?... 

środa, 2 sierpnia 2017

Noc, burza i grabarz!

Straszno Wam już od samego tytułu?
No to wyimaginujcie sobie - jest tuż przed jedenastą po południu (niewiedzieć czemu, wolę taki format, niż 23...). Ciemno, letnią porą na horyzoncie snują się resztki słonecznego światła, resztę skrywa gruby tuman komórki burzowej. Co i raz zrywa się silny szkwał, który rzuca gdzie popadnie czym popadnie - głównie niedopilnowanymi resztkami czegoś. Owe resztki z łomotem walą o blachy, okna, o cokolwiek co może wydać łomoczący dźwięk, zapewne nie zadają sobie trudu walić w coś co dźwięku nie wydaje bo i po co? Granatowa czarne niebo co i raz rozświetla flesz błyskawicy, w chwilę potem rozlega się głośny grzmot, który przetacza się pomiędzy krajobrazem a zabudowaniami, potęgując swoje dudnienie, aż do uzyskania częstotliwości ultradźwiękowej której już wprawdzie nie słychać, ale która boleśnie drażni nasze zmysły. Światło co chwila ciemnieje, widać oberwała stacja trafo, albo doszło do przepięcia gdzieś w obwodach. Wiatr już nie wieje, on wyje, w załomach konstrukcji, z siłą zapaśnika usiłując odepchnąć człowieka od zbawczego wnętrza betonowego budynku. I gdy już stoję w drzwiach, gdy już prawie udało się wejść...
w piersi wali mnie On! 
 GRABARZ!!!! 


 Grabarz żółtoczarny (Necrophorus vespilloides)

 Z rodziny... uwaga - osoby o słabych nerwach proszone są o zażycie ralanium!
więc on pochodzi z rodziny
Omarlicowatych !! 

Wyobraźcie sobie że kilkusetosobnikowe stado grabarzy było by w stanie urządzić pochówek dorosłemu mężczyźnie w coś koło tygodnia!
Aczkolwiek najczęściej zajmują się pogrzebami myszy i innych drobnych futrzaków.  

A jak ktoś chce poczytać bardziej merytorycznie i na serio to polecam blog 

ps. jak komuś wadzą moje "zdjęcia", to niech napisze - otworze kanał patroniote i zacznę zbierać na coś czym można robić dobre fotografie, makrofotografie i astro meteo fotografie... bo tym co mam...
efekty widzicie powyżej. 

niedziela, 9 lipca 2017

Myślałem że gliniarz a to curvatum

Tak! Zdaje sobie sprawę że dla wielu słowa "gliniarz" i "curvatum" są bliskoznaczne i często wymieniają je zamiennie. Niemniej jednak jest to nieścisłość, w związku z którą i gliniarze mogą poczuć się nieswojo i curvatum  obrażone.

Otóż pewnego razu posłyszałem dobijanie się do okna, natarczywe, nerwowe, momentami złowrogie. Oczywiście poszedłem zobaczyć co za diabeł, zabierając ze sobą rzecz jasna aparat, co by udokumentować zajście całe. Nie żebym wierzył iż to cokolwiek da, ale zawsze dobrze jest mieć choć zdjęcia a nie tylko goła d.. znaczy mowę.

Zatem patrzę co się dzieje a tam... normalnie gliniarz, wali w okno jak głupi (w zasadzie są tacy co zbitkę "gliniarz" i "głupi" także uznają za oksymoron) i do tego brzęczy jak suka na sygnale.

Musiałem interweniować szybko, nim Żona zobaczy i każe go utłuc (nie żebym miał coś przeciw biciu gliniarzy, bo choć są w "czerwonej księdze' to przecież ochrona im nie przysługuje), ale robić tego w domu nie lubię, w końcu gość w dom, Bóg w dom. A z Żoną żartów nie ma... kto ma (Żonę a nie żarty) ten wie.

Zatem odpalam hybrydę i nuże focić, a ten jak by mu premię za wyniki dali, i w te i wewte, i w górę i w dół, i ryczy, bzyczy oraz się odgraża. Normalnie wściekł się jak sam bies na oblanie święconą wodą.

Do tego mój Fuji to... powiedzmy sobie trzeciorzędny sprzęt, wyglądający jednak poważnie (coś a'la 90% aut typu SUV - maleńkie i kiepskie osiągi maskowane rozbudowaną wzdłuż, wszerz i  wzwyż blacharką...) zatem zdjęcia marnie wyszły. Ale w końcu rzekłem sam do siebie - "kończ waść, wstydu oszczędź" i ... uchyliłem okno.


Coś jednak stale mnie nurtowało, porównywałem swoje zdjęcia z atlasem, z netem i stale miałem wątpliwości. lecz od czego jest wypróbowana i niezawodna niczym m'me Gilotyna Aneta z Entomoforum?

I się okazało że gliniarz to nie gliniarz tylko S. curvatum!!!


Sceliphron curatum
nie znam polskiej nazwy. 
 Choć w zasadzie można  by o nim mówić - także gliniarz... 
w końcu sceliphron!
Skoro gliniarz naścienny to Sceliphron destillatorium
(nota bene, też wiele razy za czasów PRL słyszałem o gliniarzach destylatorach) 
to  Sceliphron destillatorium - może być zwany gliniarzem pokrzywionym.
 
 Ale czy to nie za wiele jak na jednego?
Nie dość że gliniarz to jeszcze pokrzywiony? 
a ktoś może nawet przetłumaczyć to jako złamany! 



Swoją drogą ostatnio słyszałem coś o gliniarzach złamanych (i nie tylko), idąc obok stojących w korku samochodów, po tym jak policjanci urządzili sobie łapankę ... o przepraszam "rutynową kontrolę trzeźwości" a samochody stały w blisko dwukilometrowym korku. Pewnie miałem farta przechodzić obok auta z z entomologami. 

 

Tak czy siak uważam iż mimo że inwazyjny - nie zasługuje na takie nagromadzenie obelg i niech trwa już przy łacińskiej nie niosącej skojarzeń nazwie s. curvatum ...
choć w sumie to też można to skojarzyć z takim czy owakim synem ....

 
O jego przydomku, zwyczajach i budowanych przezeń amforach, napiszę przy okazji kolejnego spotkania. 

czwartek, 29 czerwca 2017

Podlot

W zasadzie mężczyźni w moim wieku, rozglądają się już za podlotkami, ale ja zawsze byłem dziwolągiem i szereg aktywności wykazywanych przez moich rówieśników u mnie nie występuje, albo występuje w ograniczonym zakresie.   Do nich należy tzw "smuga cienia" i związana z tym chęć poprawienia sobie ego towarzystwem podlotków. Być może to kwestia mojego aurelianizmu (kto czytał Marka Aureliusza, ten wie, co on sądził o kobietach i związanych z tym "przyjemnościach", a i Kornel Makuszyński w bawełnę nie owijał, takoż więc i mi nie wypada nauk mistrzów nie słuchać).

Co innego podloty.
O podloty to kwestia barwna, ciekawa, miła oku, uchu (czasami) i ogólnie wielce kształtująca charakter, wolę i samozaparcie. 

Podlot, to pisklę teropodów, a ściślej maniraptorów które wszak zapomniały wyginąć 66 milionów lat temu. Niedopatrzenie to młode teropody starają się zrekompensować np. przebywaniem na jezdni, zaglądaniem kotu w oczy,  skokom na bungee bez bungee, przebywaniem na taśmie produkcyjnej zakładu parówczarskiego itd.

Niestety wysiłki te nie przynoszą zakładanych rezultatów i wytwórnia Walta Disneya wciąż nie chce kręcić o nich filmów, choć nakręciła tysiące kilometrów szmiry o ich wymarłych kuzynach...

Pozostaje Yutuba i produkcje 3D (debile dla debili) typu jackass.

na takiego niedoszłego wymarlaka natknęliśmy się podczas rodzinnego spaceru na Wieżę widokowa w Bruśniku  i Wychodnię skalną Diablim Boiskiem zwaną. 

Jak ktoś oglądał tam to w zasadzie może sobie podarować czytanie tego postu dalej - bo zdjęcia się powtarzają. 
A jak ktoś nie czytał?... no to zapraszam 

 Siedziało taki szare, plamiste cóś i czekało na litościwą oponę.

 Ale trafiło na nas! 

 Miłosz twierdzi że otwiera dziób bo chce jeść. Ja sadzę ze próbuje nas w ten sposób przestraszyć... 
Zatem opanowuję panikę, i nieledwie sikając po nogach z przerażenia, odkładam niepełnowymiarowego maniraptora z gatunku drozd kwiczoł...
 
Na gałąź...

A jego oczy pałają chęcią wydłubania mi moich... tak wiem znów wymieranie sie nie udało i znów teropody nie dostaną Oscara za efekty specjalne...
trudno kawał drania ze mnie.

środa, 21 czerwca 2017

Jedyny taki w Europie

A dziś znów pogadanka... zapraszam
Przed Państwem; Krzywonóg półskrzydlak (Valgus hemipterus L.)  (taaadaaam!!!)
jedyny taki w Europie (fanfary!!!! )



i co sądzicie o takiej formie!
oczywiście lajki i suby mile widziane ;-)

piątek, 2 czerwca 2017

Kluczowa Kwestia Kleszczy - suplement

Witam dziś suplement poprzedniego materiału.



Oczywiście repelenty itp. "ciężka chemia" jest jak najbardziej na miejscu - ale najważniejsze jest myślenie i świadomość konsekwencji (możliwych) własnych zaniedbań.

ps. czemu się wymądrzam?
Bo tylko jeden jedyny raz miałem wkłutego kleszcza, a zasiedlał mnie nie dłużej niż 15 minut! Za to każdy kto czyta moje blogi, czy ogląda moje filmiki musi przyznać jedno - nie unikam miejsc gdzie prawdopodobieństwo złapania kleszcza wynosi 125%. więc po prostu... wiem o czym mówię.
Pozdrawiam Was serdecznie.

środa, 31 maja 2017

Kluczowa kwestia kleszczy

Zastanawialiście się kiedyś jak to się stało że "złapaliście" kleszcza pomimo iż po powrocie z terenu, dokładnie przeglądnęliście całe ciało, a nawet wzięliście kąpiel? Albo co gorsza przez wiele dni lub tygodni wcale nie byliście w terenie?
Poniższy film może nieco Was naprowadzi na rozwiązanie tej kwestii.

Zapraszam.




piątek, 26 maja 2017

Dendrozagwozdka

Nie będę ukrywał że ten post pisze z myślą o pewnej osobie która takie zagadki lubi.
Ale zabawić się możemy wszyscy, bo to w sumie ciekawy i wdzięczny temat. No ale zacznijmy od początku: 
Na początku była era Plancka i ... nie wiemy co było na początku!

Jakis czas potem (tak circa about - prawie 14 miliardów lat) Xiąże Hieronim Sanguszko postanawia wybudować pałac w Gumniskach, małej podtarnowskiej wiosce - znaczy pałac tam już jest, i założenie parkowe i ogólnie sielanka, tyle że drewniana i nie licująca z godnością magnata... a ma być licująca! 

Zatem mamy początek XIX wieku gdy owa rezydencja powstaje - jakiś czas potem ich syn Eustachy rozbudowuje założenie parkowe w stylu romantycznym, powstają stajnie i ... ścieżki pięknie obsadzane platanami po których ich Xiążęce Moście konnych zażywali spacerów oraz grabami w których także chyba się lubowano. 

I Wojna oszczędziła ten teren - choć stacjonował tu sztab wojsk carskich należących do armii Radko Dmitriewa. II Także - dopiero komuna dała się mu we znaki - zainstalowano tu szkolę (ogrodniczą) która zmieniał kwitnące ogrody w pobojowisko i chwastowisko. Nabudowano tandetnych pawilonów mieszkalnych na internat, wyłożono podłej jakości płytami betonowymi, zadeptano... zgnojono! Jak to komuna miała w zwyczaju. 

Cokolwiek jednak przetrwało.

I właśnie o tym. Otóż ulica Lotnicza - bo na terenie maneżu konnego utworzono lotnisko dla ultralekkich samolotów - (na którym Gollobowie i tak zdołali się rozbić) - to dawna alejka spacerowa obsadzona platanami klonolistnymi i grabami właśnie - o ile to są graby, bo tego tyczy sie dendrozagwozdka! 

 Alejka.

 Stary platan w pełnym pokroju

Drzewa mają na bidę stoparędziesiąt lat - potem już nikt tu takich nie sadził.

A między nimi coś co zidentyfikowałem jako graby...
 Obok hangaru
 Jak widać niemiłosiernie zagalasowane

 Ale udaje mi sie znależć jeden czysty liść.


 Drzewka mają nader ciekawą fakturę kory na gałęziach.


Do tego postu szykowałem się kilka miesięcy, mam więc w archiwum serie zdjęć w formie bezlistnej. Jak się jednak okazało, przeprowadzone z wymagającym specjalnej troski poziomem inteligencji prace wzdłuż traktu zaowocowały obumarciem jednego z drzewek
Co niniejszym dokumentując wykorzystuję, lub wykorzystując dokumentuję - sami rozłóżcie sobie akcenty.  
 pokrój drzewka

 korona
 pokrój z innej strony 
(ciekawe co na to zawodowy krojczy ;-) ) 

 I szczegóły kory

I tu paść musi owo tytułowe pytanie. Drzewka mają najprawdopodobniej (przynajmniej ja nie znalazłem nic na temat późniejszych dosadzeń) tyle samo lat co platany. 
Chodzę tędy latami i nie dostrzegam przyrostów. 
Czy to w ogóle graby są, jeśli tak to jakiej odmiany, czy faktycznie jest ona tak niskopienna, czy po prostu ktoś jakiś czas temu je zasadził (np w ramach prac dyplomowych u "ogrodnika") a ja głupi myślę że to takie stare drzewa?
Oto są pytania?
Oto dendrozagwozdka!

środa, 24 maja 2017

Znieczulica - czyli Youtubowy przegadany felieton

Witam - na YT wrzuciłem filmik - opracowałem go w ichniejszym edytorze, całość nagrałem tabletem marki Lark, jakość obrazu i dźwięku są katastrofalne i to nawet dobrze (robienie dobrej miny do zlej gry) gdyż ... nie będziecie się rozglądać, tylko posłuchacie co mam do powiedzenia - raptem trzy minuty - da się wysiedzieć...

Cytując miszcza (daj mu Panie wieczne odpoczywanie, bo jeszcze po tym padole się pałęta) z pewnej telewizornii:  "wszystkie fakty są autentyczne".

A teraz zapraszam na film:



ps. Co myślicie o takim intro?

poniedziałek, 22 maja 2017

Omyłki w kwesti amyłki

Takie reminiscencje post pielgrzymkowe. U nas tych porostów nie widziałem nie znaczy że nie ma, ale że nie widziałem. Być może za mało po kamieniach patrzę, albo jakoś tak nie rzuciły się w oczy.

Zasadniczo to w nich nic ciekawego nie ma, choć pewnie dla znawców i miłośników jest, ale ja do tych ciekawostek nie dotarłem. Ot kolejny grzyb żyjący w symbiozie z glonem. W warunkach ludzkich często mamy do czynienia z młodymi "glonami" żyjącymi w symbiozie ze starymi grzybami... (jeśli jakiś aktor poczuł się dotknięty to... słusznie!)

Tak więc jest grzyb i jest glon - razem tworzą porost. Świetny przykład emergencji która pojawia się po połączeniu kilku czynników ale nie będąca prostą ich sumą.


Zatem jestem sobie na tej pielgrzymce, idziemy na drogę krzyżową, no to wiadomo na kolana i nos przy ziemi. A tam one, na kamieniach jak Bóg przykazał. Po zakończeniu nabożeństwa, odbiłem od grupy i nie musiałem szukać daleko - bo stanowisk jest tam mnóstwo wszędzie. Sprzętu do makr nie miałem, ale jakoś tak udało się wycelować i porosty wyszły całkiem przyzwoicie oddane.


W domku, wrzucam zapytanie do sieci - #czarne kropki, porosty, na kamieniu# i wujo Gugiel  wyrzuca z siebie jak zwykle kilka tysięcy rekordów, przy czym 99,9% tyczy się tego samego, a reszta jest ... milczeniem. Nie mniej jednak przeglądając zdjęcia i kombinując w/g podobieństw stwierdzam że to amyłki.  Super. Nic tylko się cieszyć. Ale coś mnie tyka i ... wrzucam też zapytanie na Bioforum! 

Z kolei Bioforum ma taką ciekawą cechę że cholernie rzadko kiedy się myli
(taki kamyczek do ogródka ślepych wyznawców wiary we wszechwiedzą algorytmów AI opartych o procesy BigData) .

A jeśli oni się nie mylą - a raczej się nie mylą, to znaczy że myliłem się ja - co jest znacznie bardziej możliwe, niż niemożliwe


W/g Bioforum - mamy przed sobą  Kamuszniki ;-) czyli porosty z rodzaju Porpidia sp.
Bo żeby oznaczyć gatunek potrzeba laboratorium...
Tak więc omyłka w kwestii amyłka na całego.

Ps. Jak myślicie co to jest?


Konkurs bez nagród - dla samej satysfakcji! Odpowiedź w następnym poście.





piątek, 28 kwietnia 2017

Zabierz dziecku komputra - na jego ręce czeka huta!!!

Kilka powszechnie wyznawanych prawd:
- za narkomanię odpowiadają dilerzy narkotyków,
- za strzelaniny odpowiada broń palna
- za to że dzieci nas nie słuchają i się nie uczą odpowiadają komputery...

Prawda że prawda?

To taki normalny ludzki zwyczaj że nie chcemy przyjąć do wiadomości tego co w ten czy  inny sposób psuje nasz błogostan intelektualny. Tymczasem wszystkie te trzy prawdy to gówno prawdy.

Narkomanem się zostaje bo ma się do tego predyspozycje i jak by nie było kola z dżointem to by był z tanim winem...

W strzelaninie się ginie - nie dlatego że można sobie kopic broń, ale dlatego że nie można, więc oprychy nie boją się kontry, a świry nie zostają wystarczająco wcześnie unieszkodliwione. Gdyby nie było broni palnej były bo noże, siekiery maczety albo, kanistry z benzyną. Nie broń jest winna ale frustracja społeczna.

Komputery - rodzice prześcigają się w opowiadaniu jak to ich pociechy mają "godzinę na tydzień czasu komputerowego", i zgoła są z tego dumni! Rzecz jasna wsadzam to między bajki - godzina tygodniowo, to za mało by zabawa z komputerem miała jakikolwiek sens, zwłaszcza dla młodego szukającego interakcji z rówieśnikami człowieka. Zapewne owi rodzice kłamią, będąc przekonanymi że oto głoszą mądrość najwyższą, a gdyby powiedzieli że ich pociecha spędza na komputerze (tablecie smartfonie) kilka godzin dziennie, to zostali by odsądzenie od czci i wiary a ich prawa rodzicielskie zanegował by sąd (co już samo w sobie jest patologiczne, że jakiś obcy babsztyl, bo najczęściej to są kobiety, decyduje o dobru mojego dziecka).

Rzeczywistość jest zgoła inna - jedne dzieciaki ZAWSZE nauki unikały, nawet wtedy gdy o komputerach nie czytało się nawet w powieściach SF, zawsze też zdarzały się kujony. Dzieciaki ZAWSZE były krnąbrne i nieposłuszne - nawet wtedy gdy jedyny telefon był na u wójta w mieście powiatowym... Zawsze zdarzały się też te ułożone i grzeczne.

Komputery, telewizory, rowery, trzepaki nic tu do rzeczy nie mają - to tylko rekwizyty. Wszystko tkwi w nas i tylko tam należy szukać rozwiązania.

A jak to jest u mnie?
Tak pozwalam moim synom grać na komputerach, tabletach i smartfonach!!! Nawet nie rozliczam ich z czasu. Pomagać w nauce pomagam, ocen wymagam (acz bez przesady), ale elektronikę mają dostępną.
Uważam że:

KOMPUTER NAUCZY ICH WIĘCEJ NIŻ SZKOŁA!!!!!   

Czego nauczą się w szkole co będzie im potrzebne na przyszłym rynku pracy?  Budowy pierwotniaka pantofelka, tego że łańcuch rowerowy trzeba "natłuścić" a Słowacki wielkim poetą był... ?
Tymczasem oni już teraz prowadzą telekonferencje, z wieloma uczestnikami podczas gier, wymieniają się dokumentami, tworzą wspólnie muzykę,  filmiki i inne treści. Rozwiązują problemy, zakładają swoje serwery, tworzą na nich atrakcyjne dla innych środowiska i już nawet zarabiają swoje (wirtualne) pieniądze. Czy myślicie że tego nauczy ich szkoła?  
Nie nie nauczy ich. 
Tymczasem oni uczą się tego w sposób naturalny!

Jaki będzie rynek pracy za dziesięć lat? Kto z Was wie? Ja nie wiem! Może będzie potrzeba trochę serwisantów, na pewno będą potrzebni ludzie do prostych prac fizycznych (tego chcecie dla waszych dzieci? - bo do łopaty współczesna szkoła przygotuje wyśmienicie). Ale na pewno będzie zapotrzebowanie na ludzi umiejących pracować zdalnie, bez biurka, siedziby, telefonów portierów... to już się dzieje na naszych oczach! 

Człowiek ma laptopa, pracuje w kawiarni, potrzebuje tylko dostępu do sieci, z kontrahentem umawia się w restauracji, parku albo w ogóle się nie umawia tylko telekonferuje... 



 
 Miłosz podczas zabawy - ogląda film, rozmawia ze znajomymi, gra w grę zespołową i robi notatki - Jak dorośnie wejdzie w świat bez zgrzytów, potknięć i zdenerwowania.

Wiecie jak dziś nagrywa się muzykę? Jeden chłopak coś tam nagrał, inni podchwycili, rozbudowali, dziewczyny dołożyły wokal, ktoś zmiksował wszystko przez sieć, wszystko na PCtach... wyszedł super kawałek ale M schował a ja mu nie chcę po jego miejscach grzebać (jak znajdę zalinkuję) Nie potrzeba kosztujących miliony studiów nagrań, pijawek w postaci producentów, wystarczy pomysł, odrobina pracy, zespół który nawet nie musi się na oczy widzieć...  
A You Tuberzy? - niektórzy już nieźle na tym zarabiają... 

Więc macie racje zabierajcie dzieciakom komputery... niech siedzą same w pokojach, albo wychodzą na opustoszałe podwórka czy place zabaw... w końcu ktoś musi te najprostsze prace fizyczne wykonywać, tam gdzie nie będzie się opłacało użycie robotów... projektowanych i drukowanych w 3D, za duży szmal przez tych co dzisiaj siedzą przy komputerach.


 Ps. Mam nadzieję że zespół Czerwony Tulipan wybaczy mi taką trawestację "morału" z ich piosenki.

Ps. 2 - Doroto - tekst inspirowały twoje działania w szkole ale Ty jesteś wyjątkiem potwierdzającym regułę.
     

piątek, 21 kwietnia 2017

Czy musimy strzelać do kotów?!

Tak wiem, nie wolno strzelać do kotów! Tak z racji prawnych jak i z racji politycznych... (prezes powszechnie uważany jest za człowieka który by tego nie darował)... oraz zwykłej ludzkiej bojaźni, bo przeogromna armia "kocich mam" gotowa oczy wydrapać nie zważając na pojawiające się podczas tej czynności uszkodzenia mechaniczne w powłoce lakierniczej paznokci.

Ale jednak problem istnieje! Pisane o tym było i u mnie na blogu i na blogach znajomych więc temat nie jest nowy, ale co jakiś czas wraca.

Teraz wróci po lekturze artykułu z serwisu Nauka w Polsce :

Najważniejsza konkluzja z tego tekstu - którą można wysnuć brzmi:
LUDZIEEEEE obudźcie się wreszcie, koty to nie są "bezbronne istoty" ale zdeterminowani zabójcy, korzystający z waszej opieki i dzięki temu zyskujący bezwzględną przewagę w  środowisku! 

Nie łudźcie się - koty nie polują na szczury! Boją się ich! 
Koty i myszy? Owszem, czasami, jak się zachce... upolują, ale żeby były tępicielami myszy? No bez jaj...  no jeszcze na wsi, po żniwach, gdy bez wysiłku można nałapać gryzoni na ściernisku... no tak, wtedy to owszem... ale w spichlerzach, magazynach, zabudowaniach gospodarskich? A weź się człowieku i wypałuj, trutki se jakieś nasyp, a na koty możesz nie liczyć, złapią jedną na tysiąc obecnych...


Za to koty niszczą ptasie lęgi, zabijają ryjówki (choć zapewne większość "kocich pańć", nawet tych posiadających drugorzędne cechy płciowe męskie - i tak uzna że to "ohydztwo jest myszą") , krety, jaszczurki a nawet... nietoperze! 

I o ile jeszcze kilkadziesiąt lat temu robiły to z musu, bo nie mieliśmy wiedzy na temat ich wymagań kulinarnych (potrzebują czegoś innego niż ludzie, a nawet niż psy... i  nie otrzymując tego w karmie, muszą zabijać i jeść), to teraz wszelkie kocie karmu są właściwie bilansowane... ale instynkt zabijania pozostał. 

Koty to nie tylko tępienie ptaków, to także krzyżówki z dzikimi kotowatymi potwierdzone bez cienia wątpliwości badaniami genetycznymi. 

Dlatego pozbyłem się wszelkich wyrzutów sumienia gdy moja Aura pogoni kotu kota! 
Koty mają być w mieszkaniach a nie wypuszczane na zewnątrz! 



Kot na swobodzie to szkodnik!!!
I widać to czarno na białym! 

Czy zatem strzelać do bezpańskich kotów? 
A może akcja przymusowej sterylizacji (tylko jak to przeprowadzić na wsiach?) 
Albo chemia w karmie, która obniży płodność (już widzę jak "pańcie" kupują.. konkurencyjne!), albo kary dla osób puszczających koty luzem... tylko jak to udowodnić? 
Problem wydaje się nierozwiązywalny, póki "kocie mamy" nie zaczną myśleć o swoich kotach realistycznie, odrzucając na bok sentymenty i ckliwe bajeczka, a ludzie na wsiach, przestaną traktować przyrodę jako wroga, w niszczeniu którego kot jest sprzymierzeńcem. 

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Czy warto być aktywnym w Internecie czyli ... seks akrobatyka ewolucji.

Że co? Że w tytule co ma piernik do wiatraka? Owszem ma... i zaraz wyjaśnię.

Otóż jest taka cykliczna impreza; zwie się: Tydzień Ewolucji w Krakowie. mają tam masę ciekawych imprez, na które nie chodzę, (bo mi się nie chce do Krakowa jeździć mimo że mam blisko - bo jak bym poszedł na jedną to czemu nie na drugą a tyle wolnego to ja nie mam), ale mają też wykłady i te z zamiłowaniem oglądam na YT (zresztą czasami także o nich piszę).

Czasami mają też to i owo do rozdania i w ten sposób drogą poproszenia a nie kupna nabyłem pozycję pod tytułem:
"Seks akrobatyka ewolucji i inne historie" sygnowaną przez PAN i UJ

 Focia własnego chowu bo w necie nie znalazłem tej okładki w formie możliwej do umieszczenia na blogu! 

Co znaczy także że raczej nie ma szans nabyć ją drogą kupna. A szkoda bo to pozycja świetna z trendem do wyśmienita! 
Szereg jednorozkładówkowych miniartukułów (notatek encyklopedycznych) uszeregowanych alfabetycznie, odnoszących się do ciekawych, mało znanych lub po prostu wartych poznania zagadnień z zakresu ewolucjonizmu i genetyki.
Co kilka stron - wstawki niebieskie, czyli notki autorstwa osób związanych z badaniami ewolucyjnymi, genetycznymi i pokrewnymi, odnoszące się do zakresu ich prac. 

Całość świetnie ilustrowana, z bardzo dobrze oddającymi sens zagadnienia infografikami. 
Pozycja dla wszystkich zainteresowanych przyrodą, życiem i ... seksem ;-) 

Wygląda na to jednak że osoba odpowiedzialna za wysyłkę materiałów popełniła błąd i otrzymałem dwie przesyłki - jedną dwa tygodnie po drugiej.

I tym samym stałem się posiadaczem dwóch takich samych książek. 

Zatem ogłaszam konkurs:
Książkę otrzyma ta osoba, która pierwsza i dobrze odpowie na moje pytanie.  Starałem się wymyślić takie na które nie ma odpowiedzi w Internecie, przynajmniej polskojezycznym, bo w angielskojezycznym już łatwiej. 

Zatem:
Jak wiadomo (nie wszystkim) Darwin był osobą cierpiąca na pewne schorzenie które do dziś jest tajemnicze i nie wyjaśnione, aczkolwiek hipotez jest mnóstwo. W każdym razie okresowo bywał powalony dolegliwością i wszelka jego działalność zamierała. Jeden z ataków  tejże (zapewne) choroby  dopadł go podczas pięcioletniej podróży na statku Beagle. Pytanie brzmi: Na jakim kontynencie miało to miejsce?  
 
 ps. jest o co walczyć! 
odpowiedzi oczywiście w komentarzach, potem już dane przez maila. 

niedziela, 2 kwietnia 2017

Słowo przez kobiety przeklete - rozwiązanie.

Najbliżej był oczywiście Wojciech. Męska logika...

Oczywiście opisane sytuacje to w przypadku pierwszym niekonsekwencja a w drugim odrzucanie konsekwencji, albo nieliczenie się z możliwymi konsekwencjami.

Dlatego
Jako słowo obce kobietom należy uznać konsekwencję - czyli jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć też B, a dwa razy dwa zawsze jest cztery i fakt że Kryśka ma okres tego nijak nie zmienia, więc pretensje do wykładowcy że oblał na sesji są nieuzasadnione.

Natomiast jako słowo przez kobiety przeklęte to: KONSEKWENCJE.

ps. Jak wiadomo konsekwencje wymyślił już Bóg (który także jest chłopem!) li tylko i wyłącznie w celu ciemiężenia kobiet...

;-D
Maciej


wtorek, 28 marca 2017

Słowo przez kobiety przeklęte...

Czy jest takie tytułowe słowo? Ba niejedno! Odrzeknie większość z Was i ... nie będziecie mieli racji! Owszem jest masa słów które mniej lub bardziej znienawidzonych przez niektóre kobiety, z drugiej strony dla innych są one obojętne, a niekiedy wręcz lubiane. Przykładem mogą być: "zmywanie", "szczur" lub "menstruacja".

Kobiety wbrew ogólnemu męskiemu mniemaniu, nie są aż tak bardzo do siebie podobne.

Natomiast jest słowo które kobiety przeklęły całym ciałem dusza i umysłem - Idę o zakład że gdyby to kobiety pisały Księgę Rodzaju to wcisnęły by je ... zamiast węża, albo jako wężowy przymiot; modląc się potem przez wieki, aby Maryja zdeptała je razem z wężem... diabli zresztą a raczą wiedzieć czy się tak nie modlą... ?  

To słowo występuje w dwóch odmianach o nieco różnych znaczeniach i zastosowaniu.
Jedna z tych odmian jest dla kobiet obca, drugą przeklinają. Zacznijmy od tej pierwszej.

Dla ilustracji taki krótki fragment "listu pożegnalnego" który na pewno niejeden z panów otrzymał:
"Ty cholerny dupku, żeby cie szlag trafił, idź do tych swoich dziwek, impotencie! takich jak ty powinno się katastrować w dzieciństwie. Nienawidzę cie!!! 

ps. Błagam wróć..."

Domyślacie się już jakie to słowo?

W drugiej odmianie trudniej je zilustrować, ale się postaram...

Z Pamiętnika kobiety.
1. lipca -  byłam z Gabryśką, i tą blond kretynką Joaśką na lodach, smaczne. Jakiś znajomy Joaśki kręcił się wkoło. Udawałyśmy że go nie widzimy. Gabi mówi że słodki... idiotka. o taki sobie facet. Aśka stwierdziła że jak się Gabi podoba to niech go sobie weźmie, ona nie chce, bo strasznie za dziewczynami się ugania.

3. lipca - Ale ta Gabryśka to idiotka!!! Umówiła się z nim!!!! Oczywiście poszłam do tej samej lodziarni, bo niby co ? Nie wolno?! nic a nic mnie ten facet nie interesuje!!!

5. lipca - Dziś znów byli na lodach - Ta kretynka cały czas machała do niego rzęsami, on udawał że z nią rozmawia ale patrzył bardzo często na mnie - siedziałam przy stoliku obok, rozmawiałam z Grzegorzem i "nie zauważyłam" że mi się spódniczka wysoko podwinęła...

7. lipca - Gabriela już nie jest moją przyjaciółką, zadzwoniła dziś do mnie i nazwała mnie dziwka, bo w telefonie tego mężczyzny znalazła mój numer telefonu. A to zołza podła, jak można komuś w telefonie kontakty sprawdzać,  świnia z tej G i tyle. Chłopak jest bardzo przyzwoity, inteligentny, zna się na  astronomii, obiecał że kiedyś pokaże mi gwiazdy, mówi o Ajnsztajnie i o Njutonie i umie nazwać kwiaty polne. Do tego jest strasznie silny i nawet pisze wiersze.

9. lipca -  Byliśmy z nim na plaży, pokazywał mi gwiazdy... było CUUUUUUDOOOOOWNIE!!!!!!

...
...

15 października - chyba spóźnia mi się okres, dzwoniłam do niego pytając co to może znaczyć. Odkrzyknął do słuchawki, że go to nie interesuje, że musi wracać na studia, że to pewnie i tak nie jego...
Skur...yn jeden!!!!!! "


Nadal nie wiecie co to za słowo/ słowa?

To poczekacie do przyszłego tygodnia...
No chyba że ktoś wcześniej się domyśli, wtedy dopiszę po tym postem.

pozdrawiam Was
Maciej   


poniedziałek, 20 marca 2017

Nauka w służbie ideologii

Posta miał być o słowie znienawidzonym przez kobiety... zgadnijcie jak ono brzmi?

Ale doczytałem co innego i o tym chce teraz napisać. 


Naukowiec wysługujący się ideologom... straszny obraz, już widzimy tych szalonych medyków, z Mengelem na czele (choć są tacy którzy jego "badaniom" nie odbierają wartości naukowej!!! i bynajmniej nie są to zwolennicy "populistycznej skrajnej prawicy"), von Brauna z jego wielostopniowymi rakietami gotowymi sterroryzować nie tylko Londyn, ale całą W. Brytanię i Nowy York, że o antropologach i archeologach uzasadniających aryjskość Hiotlera nie wspomnę. Cóż, tak nas nauczyły szkoły i popkultura (ta druga bardziej). Nieco mniej orientujemy się w naukowcach na usługach komunistów, w zasadzie pamiętając o Łysence i (niesłusznie) Pawłowie. Tymczasem.

Tymczasem wcale nie musimy szukać tak głęboko w historii!
Każda ideologia potrzebuje swojego "naukowego" uzasadnienia, nauka zaś nie potrzebuje uzasadnienia ideologicznego - i po tym najprościej je odróżnić.

W naszych czasach mamy także przykłady że naukowcy wysługują się prądom ideologicznym, dla pieniędzy, sławy, wpływów, poważania... lub z wiary! Rzec by się chciało "dogmatycznej wiary".

Trafiłem oto na takie badania jako że jestem subskrybentem serwisu PAP "nauka w Polsce".


    Chodzi o badanie osób religijnych, i wykazanie jak: "dogmatyczne przekonania religijne stanowią bufor zabezpieczający przed lękiem i przynoszą ulgę w trudnych chwilach".

Badania przeprowadziła prof. Małgorzata Kossowska z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Zachęcam do przeczytania całości notatki, warto. 
Zasadniczo wszystko jest OK, może poza stygmatyzującymi określeniami "dogmatyczna", "fundamentalistyczne" (ciekawe czy pani prof Kossowska używa czy też wystrzega się słowa "murzyn"?).

Problemem pozostają słowa badaczki z ostatniego akapitu i je zacytuję w całości: "W innych naszych badaniach grupę radykalnych i nieradykalnych katolików konfrontowaliśmy z informacjami sprzecznymi z katolickim światopoglądem - były to hasła z marszu ateistów. Pokazaliśmy w nim, że takie dogmatyczne przekonania czynią ludzi bardziej wrażliwymi na wszelkie przejawy sprzeczności z ich poglądami. Oznacza to, że w sytuacji podważania ich dogmatów bronią się uprzedzeniami wobec tych, którzy ich światopoglądom zagrażają"...

Ja te słowa po obraniu z lukru "naukawego" żargonu, odczytuję jako - "cholerne katolickie oszołomy, ksenofoby i homofoby a pewnie nawet pedofile..."  - co zasadniczo jest zgodne z tezami promowanymi przez większość jeśli nie wszystkie środowiska tzw. "postępowe".

Tymczasem...
Tymczasem  spokojnie wykazuję poniższymi linkami że takie same reakcje (czyli przewrażliwienie, przesadna odpowiedź, agresja słowna itp.) mieć będą młodzi ludzie z kręgów naukowych skonfrontowani np. z tezami ruchów antyszczepionkowych, lub poglądami o płaskiej ziemi. 

I co Panie Profesor na to? 

ps. pytanie o słowo znienawidzone przez kobiety jest nadal aktualne. Na odpowiedzi macie czas do przyszłego tygodnia, bo wtedy pewnie ukaże się post na ten temat.

środa, 15 marca 2017

Zielony

Czaiłem się na niego od lat - odkąd kupiliśmy "stan surowy" i zaczęliśmy go "gotować" - czyli stałem się częstszym gościem w tych okolicach. Pierwszy raz mignął mi gdy jechałem samochodem, potem kilka razy gdy jechałem na rowerze lub szedłem - nawet czasami udawało mi się sięgnąć po aparat - ale zawsze odlatywał. Tym razem całkiem z głupia (w ogółem miałem nie brać aparatu, nie wiem czemu wziąłem, pewnie za przyczyną jakiś mocy, naturalnych ale nieopisanych naukowo) spotkałem go idąc do pracy.

I oto jest - nie są to zdjęcia na miarę gŁOŚa, Tomasza Skorupki, czy Wojtka Gotkiewicza... ale na moje mizerne uzdolnienia, pognębione jeszcze marnym sprzętem jestem ograniczenie zadowolony.

 Dzięcioł zielony (Picus viridis)
in face (przekrzywiona) 

 Dzięcioł zielony (Picus viridis)
in dupowum stronym

 Dzięcioł zielony (Picus viridis)
profil społecznościowy

wtorek, 7 marca 2017

Słowo prawdy o kobietach - post 8marcowy...

Tak wiem, napytam sobie biedy...
Jakie jest jedno słowo opisujące kobiety? Najtężsi duchem (bo nie ciałem) wieszcze łamali sobie mózgi nad tym zagadnieniem, chcąc jak najkrócej ując istotę kobiecości i zawsze spektakularne klęski ponosili.
Czemu?
 A to akurat proste, bo byli... poetami, a przez to widzieli w kobietach puch, chuch i słabe istoty... Tymczasem prawda o kobietach jest całkiem inna - to materialistki, twardo stąpające po ziemi, gotowe markować puch i chuch aby wymusić korzystne dla siebie działania ze strony mężczyzn. Poeta tego nie ogarnie - trzeba być przyrodnikiem...

Ale i sam materializm to nie jest to słowo które opisuje kobiety najlepiej!
Tym słowem jest...

OCZEKIWANIE.

Tak synonim kobiecości to oczekiwanie!

Jakiejkolwiek bym nie spytał kobiety to żadna z nich nie obchodzi walentynek, ani dnia kobiet (no chyba że sobie dziewuchy sabat, pod nazwą "międzynarodowy strajk kobiet" urządzą - ale to specyficzny przypadek a tu zajmuję się kobietami a nie feministkami i innymi ciężko poturbowanymi mentalnie).

Zatem wróćmy - kobiety nie obchodzą tego i owego ale... OCZEKUJĄ że mężczyźni będą o tych dniach pamiętać!!!

Kobiety nie  chcą by obdarzać je kwiatami ale - OCZEKUJĄ że mężczyźni będą to robili i tak!!!

Kobiety nie chcą by je adorować, podrywać, prawić im komplementy, uwodzić je itp. - ale OCZEKUJĄ że mężczyźni zrobią to nawet wbrew ich woli!!!

tak wiem napytałem sobie biedy...


poniedziałek, 6 marca 2017

Nowe gatunki

Co i raz spływają do nas doniesienia o odkryciu nowych nieznanych wcześniej gatunków. Najczęściej zresztą są to imaginacje niedouczonych dziennikarzy - bo naukowcy mówią "nowo opisany gatunek" (czyli był znany, ale brakowało jego charakterystyki i systematyki), a dziennikarze że "nowy gatunek" - ale niech im (dziennikarzom) ziemia lekką będzie, ja tam nikomu nic złego nie życzę! Co oczywiście nie znaczy że prawdziwe nowe gatunki nie są znajdywane! Wręcz przeciwnie, są i to dość często, ale komercyjnie trudno je sprzedać, a dla pismaków liczy się nakład i "klikalność" (clicbait)
Najczęściej coś nowego znajduje się na terenach mało poznanych (dżungle tropikalne) lub pośród istot mało lubianych (insekty), zazwyczaj są to byty małe, niefotogeniczne i do tego trudno tam dotrzeć
Tymczasem sam znalazłem dwa zupełnie nieznane gatunki i to w Polsce.

Jeden z nich to gatunek grzyba a drugi ssaka.

Grzyba nazwałem roboczo wnurciak nakłodny (Influvium stilus) a ssaka  (Capreolus biceps) - niestety brak mi dobrej polskiej nazwy - liczę na Was!

A teraz popatrzcie:

 wnurciak nakłodny (Influvium stilus)
 odmiana wielokapeluszowa.

 wnurciak nakłodny (Influvium stilus)
 odmiana strzepiastokapeluiszowa

 wnurciak nakłodny (Influvium stilus)
odmiana mikra
 
 wnurciak nakłodny (Influvium stilus)
odmiana zrośnięta przyfilarowa
 
 wnurciak nakłodny (Influvium stilus)
odmiana strzepiastokapeluszowa w zbliżeniu 
 
 wnurciak nakłodny (Influvium stilus)
odmiana mikra w zbliżeniu od góry 

A teraz pora na ssaka

 (Capreolus biceps)

 (Capreolus biceps)

I co będzie Nobel ?