Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

środa, 30 listopada 2011

Straszna sadyba strzelca sybaryty

Nie lubię myśliwych. jakoś nie znajduje usprawiedliwienia dla strzelania do zwierzaków.
Jeszcze odstrzał sztuk chorych i ogólnie selekcyjny mógł bym uznać - ale jak do jasnej cholery taki myśliwy rozpozna w nocy z odległości wielu dziesiątków metrów która sztuka jest chora, słaba, stara i zasługuje na wiązkę śrutu w dupie?
Zagadka natury...

Ale z lubością wspinam się na myśliwskie ambony.

ta była nowiutka - w tym roku postawiona, drewno jeszcze pachnące.

Wiele ambon widziałem ale takich luksusów w żadnej!
Podłoga i ściany wybite dywanikami, sznureczki w roli podwiązek rolujących zasłonki.

I ten fotel z ciepłą poduchą (albo myśliwy ma hemoroidy, albo strasznie mu dupsko marznie gdy czyha na pojawienie się ofiary)

Brak tylko suto zaopatrzonego barku - ale ten pewnie przynoszony jest w ramach myśliwskiego ekwipunku.

A teraz poczytajmy o Arturze Taborze facecie który umiał czatować skulony w klatce nie większej niż przestrzeń pomiędzy nogami stołu kuchennego przez wiele dni pijąc tam i jedząc oraz załatwiając wszystkie swoje naturalne potrzeby, aby uchwycić w kadrze któryś z rzadkich ptasich gatunków.

Nie nie zapałam do myśliwych szacunkiem...


No dobrze Aura, już schodzę...

wtorek, 29 listopada 2011

I TY znajdziesz swoją planetę!


Nawet nie musisz być Małym księciem... wystarczy dostęp do internetu i dobra wola.

chcecie więcej wiedzieć?

zapraszam na strony PAP

Od piątku każdy polski internauta może wziąć udział w poszukiwaniu Drugiej Ziemi



Niestety link na stronie PAP'u działa dziwnie i zamiast Odkrywców odkrywamy jakieś komercyjne serwery, czy coś w ten deseń.
Ale dołożyłem starań i poniżej mam działający link
Zapraszam do polowania na planety

Ps. Dla kogoś takiego jak ja, wychowanego na powieściach Verne'a, Hoyle'a, Sagana, i wielu innych - no cóż perspektywa jest niesamowita...

ps 2 - technika techniką a koloru linku zmienić mi się nie udaje...
I tu przypomina mi się myśl Marka Oramusa z 1985r odnośnie tego co nas czeka w XXI wieku
"...płatami będzie odpadał tynk, na antymaterię po prostu zabraknie pieniędzy"
(siedem grzechów głównych polskiej SF - grzech V)

poniedziałek, 28 listopada 2011

Kawka na kości

Przyznaję że mam ze stwierdzeniem "kawka na kości" dość makabryczne skojarzenia.

Pierwsze z nich tyczy się faktu stosowania mumii jako medykamentu.
Już sam ten fakt podyktowany "argumentami rozumowymi" świadczy jak mało "rozum" jest rozumny i jak bardzo nie należy ufać wszelkim "rozumowym" argumentom - ale cóż w drugiej połowie XIX wieku i w początkach XX w. mumie były "lekarstwem"...
Ponieważ jednak smak miały co najmniej nieciekawy, zwłaszcza te zaprawiane materiałami bitumicznymi... przeto dodawano je niekiedy po łyżeczce do... kawy
(tak przynajmniej wyczytałem w kilku pamiętnikach z tamtego okresu)

Drugie wiąże się z moją pracą - swego czasu w mojej firmie zastosowaliśmy nowatorski proces technologiczny - jedyny taki w Europie (podejrzewam że i na świecie podobne wariactwo nigdy nie miało miejsca) chodziło konkretnie o spalanie w kotle węglowym.
Nie wdając się w szczegóły powiem tylko że były to lata walki ze sprzętem i ogromne koszty.
jedynym plusem (ale plusem ujemnym) była możliwość utylizacji w tym kotle wielu substancji które w inny sposób utylizowane być nie mogły, lub ich niszczenie było by o wiele kosztowniejsze.
Jedną z nich była mączka kostna.

Jej transportem i podawaniem do kotła zajmował się specjalnie wyselekcjonowany personel zewnętrzny - selekcja polegała zapewnie na doborze ludzi tyleż głupich (by nie zdawali sobie sprawy z możliwych konsekwencji) ile mało wrażliwych i odpornych na smród.
zarabiali niemało. Nam niestety nikt nie płacił, choć też się należało gdyż wystawieni byliśmy na działanie smrodu w stopnie wcale niewiele mniejszym niż oni.
Z tego czasu pochodzi właśnie złowieszcza groźba dosypywanie mączki kostnej do kawy lub innych posiłków... z tego co wiem groźba nigdy nie zrealizowana przez nikogo względem nikogo - i Bogu dzięki.
Na szczęście proceder okazał się na tyle dochodowy, iż wysoko postawieni "władcy" pożarli się o wpływy z niego i ... już mączki się od lat nie spala.
Choć nieco szkoda - jako paliwo była wysokokaloryczna, i nie dość że stanowiła darmowy dodatek do spalanego węgla, to jeszcze firma otrzymywała za jej palenie pieniądze.
w późniejszym czasie uszczelniono technologię, zmechanizowano podajniki i wszystko już odbywało się w sposób rozsądny i co najważniejsze ... bezwonny.

Trzecia kawka na kości to już dosłowność...

Ps - gawron choć silniejszy jednak nie wygrał i kawka spokojnie oprawiał kość jeszcze przez długa chwilę.

środa, 23 listopada 2011

Ładna ale trująca...


Dość powszechnie występująca roślinka, w zasadzie charakterystyczna dla terenów ruderalnych (czyli wszystkich miejskich) . Aczkolwiek jak u mnie to mało rozpowszechniona.

Te także namierzyłem dopiero na zboczach Góry Zamkowej, będącej jedną z odnóg masywu Góry Św. Marcina.

Nie opodal mnie rośnie cała masa innych przedstawicieli rodziny Euphorbiaceae czyli wilczomleczowatych, ale akurat nie sosnki.

Wilczomlecz sosnka (Euphorbia cyparissias L.)

No cóż wedle powszechnego mniemania jest chwastem - szkodliwa dla bydła, powoduje podrażnienie śluzówek i skóry, więc bawić się nią nie należy, na pewno też odradzić można jej spożywanie bo może spowodować nawet zgon łakomczucha.
Inaczej mówiąc z punktu widzenia pragmatyzmu, roślina nieprzydatna kompletnie do niczego.
Ale za to jaka ładna... zwłaszcza jesienią.

czwartek, 17 listopada 2011

Na rumowisku

Istnieje pojecie roślinności ruderalnej, chodzi tu o organizmy które zasiedliły wtórnie teren wykorzystany przez człowieka i porzucony.

Ruiny zamku Tarnowskich to teren także ruderalny, ale...
Czasami coś tam ktoś wykosi, czasami ktoś powyrywa chwasty, zazwyczaj jednak panują tu warunki do egzystencji roślinnej będacej mieszanina starego ekosystemu, terenów ruderalnych oraz ... ogrodu.

W każdym razie miłośnicy przyrody mają tam sporo ciekawostek do oglądania.
ja dziś napiszę o swoich trzech ulubieńcach. Znalezionych na ruinach zamku.

Przyziemie baszty studziennej, to z lewej strony to przejście do suchej fosy, skąd można się było dostać do przyziemia tzw "arsenału" - a w rogu rośnie sobie i pachnie jak pizza...

lebiodka pospolita - czyli Origanum vulgare!
Pewnie oberwał bym ja z liści (już i tak jest po okresie kwitnienia) gdyby nie to że mam w domu całą donicę i stamtąd czerpie przyprawę do pizz, sosów, tudzież w zasadzie... wszystkiego - bo ja wściekle oregano lubię

A tuż opodal

zanokcica murowa - Asplenium ruta-muraria
niejadalny paprotnik i pospolity ... cóż z tego, skoro mi bardzo się podoba.
planuje nawet przemieścić sobie go do ogródka - przesadzanie nie ma sensu - ale na przełomie sierpnia i września zarodniki sa już dojrzałe i wtedy trzeba je zebrać, a następnie wysiać tam gdzie się chce - ja w tym celu marzę sobie zrobić coś na kształt sztucznego murku z zaprawą wapienną silnie wymieszaną z osadami ziemnymi - może zresztą odkuję kawałek elektrociepłowni (bo tam też na dachu zanokcica rośnie) i przyniosę całość ? ;-)

A przed nami podgrodzie - zamek gospodarczy - na tamtym wzgórzu były stajnie, chlewiki, pomieszczenia dla "zamkowych", składy itp.

I oczywiście tu też coś muszę znaleźć...

Macierzanka - Thymus

Niektórzy uprawiają ja jako roślinę ozdobną, inni traktują leczniczo - dla mnie to kolejna przyprawa (także uprawiana już na skalniaku) - lubię obgryzać jej listki, a czasami dodaję ich trochę do zapiekanek zwłaszcza tych grzybowych.

wtorek, 15 listopada 2011

Geocache bez GPS

Banalny spacer z psem po ruinach (o ile spacer z psem po ruinach może być banalny)
przyszedłem tu aby zrobić zdjęcia kilku roślinom które namierzyłem wcześniej ale zdjęć zrobić nie mogłem bo padły mi baterie w aparacie. roślinki ot takie sobie - lebiodka pospolita (oregano), macierzanka i zanokcica.

Zrobiłem już macierzankę i szedłem w kierunku pozostałych dwóch rosnących w resztkach brami i wierzy bramnej aż tu patrzę i widzę...

Dziwne - na moje harcerskie oko, tego tu być nie powinno - po prawdzie teren jest zamieszkany, ale pniaczek i zbite deski to nie jest w tym miejscu coś co ot tak się wyrzuca, zwłaszcza ze wielu ludzi opala domy drewnem i węglem.

Musiałem podejść i sprawdzić i ... w tym momencie przypomniałem sobie że Mikołaj kilka dni wcześniej zauważył nienaturalnie połóżoną gałąź na drzewie które rosło powyzej. wtedy wzieliśmy to za element harcerskiej gry terenowej i szukaliśmy innych śladów ... przy drodze, a nie w parowie obok niej!

Delikatnie uniosłem pniaczek...
Jakieś zawiniątko w czarnym foliowym worku!
Pierwsza myśl - pochówek domowego zwierzaka.
druga myśl - nie ma co tego ruszać
trzecia myśl - pochówek w worku/ bez sensu, będzie gniło zamiast szybko zbutwieć w ziemi
czwarta myśl - w zasadzie odruch - dotykam tego jest płaskie i twarde.
Pochówek w pudełku i w worku?

Jest zimno, nawet jeśli to pochówek to śmierdziało nie będzie...
podejmuje pakiecik i szybko wyjmuję go z worka...

ale jaja!!!!!
Link
Z geocachingem spotykam trzeci raz - pierwszy kiedys mówili o tym w TV,
drugi raz kiedy odezwał się do mnie ktoś zainteresowany moim tekstem o strażnicy kolejowej na portalu Małopolska 24, trzeci raz - teraz.
Niestety będę tam musiał iść jeszcze kiedyś i zostawic po sobie jakąś pamiatkę, której nie zostawiłem nie znając zwyczajów tej społeczności
Ale mówcie co chcecie taki geocoching to fajna zabawa.

A tu panorama mojego miasta

poniedziałek, 14 listopada 2011

Kikuty


W zasadzie Północne zbocza Góry Św. Marcina są od wiatrów stosunkowo bezpieczne. Te południowe zwane halnymi zdążą już wytracić impet i hulają gdzieś wysoko nad naszymi głowami. Te zachodnie to ledwie podmuchy irytujące dla rowerzystów ale na ogół niegroźne. Choć nieraz już bywało że jadąc z górki musiałem pedałować, bo grawitacja okazywała się siłą zbyt słabą aby pokonać wiatr.

Nieco mniej fajnie jest z wiatrami wschodnimi. Jak nabiorą impetu gdzie,s po zachodniej stronie Uralu, to dmuchają aż do Krakowa. Na szczęście mało kiedy łącza się w jakieś większe strukturym więc i ich niszczycielska moc nie zostaje zwielokrotniona.

Wiatry północne zaś, zwłaszcza te wiejące od Bałtyku, nie bardzo mają gdzie nabrać siły.

Czasami jednak bogowie wiatrów zawiązują koalicje, lub jeden z nich, wyraźnie czymś podrażniony daje nam wycisk.

Ostatni był dwa lata temu.
Blachami na moim domu tłukło w sposób perkusyjny i artystyczny zgoła,
Ale wiele drzew tego nie przetrwało.


Naniosłem sobie wtedy wiatrem łamanego opału całe stosy.
Tego roku też nosze, ale drobniejszy okiścią łamany.

piątek, 4 listopada 2011

mierzenie łapki miernikowcem

Takie wspominki z czasu wakacji.
rzecz działa się na Piaskówce, to taka dzielnica Tarnowa, istotnie wielki wykwit piaskowy, pewnie jeszcze polodowcowy (bo żadna sensowna rzeka tedy nie płynęła) ale szczegułowo nigdy tego nie dociekałem.
W każdym razie jest tam park i plac zabaw.
Mikołaj urządza sobie tam strzelanki dla żołnierzy, Miłosz bawi się na huśtawkach a tata szuka żyjątek.
A jak szuka to i często znajduje.
tym razem padło na gąsienicę miernikowca.
Nazwa miernikowce pochodzi od charakterystycznego sposobu poruszania się przypominającego odmierzanie.

No to Miłoszek zgodził się na odmierzenie swojej łapki miernikowcem.



środa, 2 listopada 2011

ósmy obcy...

Jest nas w domu siódemka.
Marzena, Ja, Mikołaj, Miłosz,Aura, Mufa i straszyk (bezimienny).

Ale pojawił się ósmy obcy! nielegalny, bez zaproszenia.


Jego samego jeszcze nie widziałem, ale wylinkę już owszem - trochę zaczynam rozumieć załogę USCSS Nostromo. Niby taka wylinka to sama w sobie zagrożenia nie stanowi ale...
jakoś tak się człowiek dziwnie czuje.

Nie wiem jak długo jest pośród nas, pewnie nie dłużej niż dwa tygodnie bo wcześniej wylinki nie dostrzegłem.
W sumie to nadal bym jej nie dostrzegł gdyby nie konieczność pomieszczenia w garażu jeszcze kilku rupieci, potrzebnych dopiero w przyszłym sezonie letnim. Musiałem wiec uporządkować stertę złomu, która jest zbyt mała by opłacało się z nią do skupu jechać, a zbyt duża by ruchem nogi usunąć ja gdzieś w ustronne miejsce.
Więc sprzątam i patrze i ... wpierw myślałem że to kawałek peszla skądś się przyplątał, ale kto by peszla plątał w zwoje sprężyn? do tego jeszcze ten peszel dziwnie jakiś taki pergaminowaty, kruchy, delikatny ...

Dokładne oględziny rozwiały wątpliwości - oto wylinka sporego zaskrońca - pomimo braku części ogonowej ma ponad 70 cm!

No cóż niech sobie u nas zimuje, ja mu wrogiem nie będę, miotach ognia skonstruować umiem ale na pewno z nim po zakamarkach nie będę szperał - gdyby chciał zostać na dłużej to także nie odmówię mu do tego prawa - ciekawe tylko jak zareaguje na to Marzenka?