To były ostatnie dni wakacji.
Pogoda wreszcie zaczynała dopisywać, zaproponowałem dzieciakom wycieczkę.
i tu zaczęło trzeszczeć.
Mikołaj chętnie na wycieczkę ale nie nad wodę, Miłosz nad wodę ale na rowerkach, Mikołaj bez rowerków ale może być na Marcinkę, Miłosz że jak na Marcinke to na plac zabaw ale z rowerkami.
Staneło na tym że pojechaliśmy na Piaskówkę, to jest dokładnie drugi koniec miasta, samochodem.
Onegdaj na Piaskówce był teren rekreacyjny dla pracowników Tamelu. Mieli tam restauracyjkę, tor rowerowy dla dzieci i trzy obetonowane stawki regularnie zarybiane drobnicą, co pozwalało chętnym na wędkarskie wyprawy mężczyznom wychodzić z domu, pozostając jednak pod czujnym okiem żon które widziały ich z okien nieodległych bloków.
Dziś z tego wszystkiego pozostał na wpół zdziczały lasek brzozowo bylejaki oraz zarastające szuwarami obetonowane bajora.
Zadanie postawiłem przed sobą karkołomne - Mikołaj miał bawić się żołnierzykami w norach powstałych po pirackim podbieraniu piasku (jak Piaskówka to i piasek oczywiście), Miłosz
szalał na całkiem zgrabnym nowym, niezdewastowanym (no nieco przez debili ze sprejami i pisakami) placu zabaw. Ja miałem tylko rozegrać z Mikołajem kilka bitew, huśtać Miłosza i ... w międzyczasie podpatrywać co też tam w trawie piszczy.
Ale grunt to dobra organizacja.
Mikołaj dostał rozkaz budowy baz, Miłosz nieco pohustańy zapragnął zoabczyc co też robi Mikołaj, więc mając ich już w gromadzie mogłem poobserwować przyrodę.

W efekcie dostrzegłem ją. Zapewne nie raz to obserwowaliście - idziecie brzegiem zbiornika wodnego, tafla wody jest pusta - aż tu nagle plusk i rozchodzące się kręgi małych fal.
A to one żaby wodne, przyczajone na styku wody z powietrzem, niewidoczne dostrzegły was. Podstawowy manewr obronny to błyskawiczne zanurzenie i... zmiana kierunku.
wcale zresztą nie jest to myk chroniący żabę wodna przed ludźmi, to jej przystosowanie do obrony przed drapieżnikami - w ten sposób, wykorzystując załamanie światła na powierzchni wody, wprowadza w błąd polujące na nią ptaki brodzące. Niestety ta taktyka nie sprawdza się wobec zaskrońców... ale cóż nic nie jest idealne.
Chcąc sfotografować żabę wodną w wodzie trzeba albo ją zaskoczyć - co nie jest łatwe - lub zaczaić się w ukryciu czas dłuższy, ewentualnie... trafić na tak ciekawską sztukę jak ta!

Gdybym był bocianem, to pewnie przepłaciła by ciekawość życiem.
Przypatrywałem się jej dłuższą chwile, powoli wyjąłem aparat, wycelowałem, skorygowałem nieco naświetlenie i zrobiłem kilka fotek.
A żaba nadal świdrowała mnie oczami...
aż tu nagle
Tatooo bo Mikołaj rzuca we mnie patykami!!!!
Tatooo bo Miłosz zaczął już bitwę a mieliśmy czekać na ciebie!!!!
.........
I nieszczęsny "klepton diploidalny" od tej chwili patrzył już w pusty brzeg.