Chodzi konkretnie o wpis "wyspa ekstazy".
Po przeczytaniu tego materiału odniosłem wrażenie które można ująć słowami "coś mi tu nie gra", i to bynajmniej nie dlatego że w jakikolwiek sposób ów tekst godził w moją wiarę, tylko dlatego że było to "zbyt piękne by być prawdziwe". Ale o co chodzi tak właściwie, bo obawiam się iż czytacie mój tekst zamiast przenieść się na kilka minut na bloga sławnego neurobiologa.
Zatem pokrótce:
Mamy oto od dawna obserwowane przypadki nadmiernej religijności, nadmiernej czyli takiej która przeszkadza w normalnym życiu, dotknięci nią ludzie przestają uczestniczyć w życiu, pochłonięci modlitwą lub medytacjami, albo zgoła stają się wizjonerami, prorokami, niekiedy udaje im się stworzyć własne sekty religijne. Chodzi o przypadłość zwaną padaczką skroniową.
Niestety nie udało mi się znaleźć żadnych innych sensownych ilustracji poza tymi pochodzącymi z bloga Vetulaniego...
Do zagadnienia wróciłem po lekturze książki "Przyszłość umysłu" Michio Kaku
(czy ktoś wie jak to nazwisko się odmienia?)
Vetulani zdaje się twierdzić - objawy padaczki skroniowej, pasują do opisu tego co stało się ze św. Pawłem (znaczy wtedy jeszcze Szawłem):
"Gdy wyruszył w drogę do Damaszku i zbliżał się już do miasta, nagle oślepił go blask z nieba. Wtedy upadł na ziemię i usłyszał głos:
– Szawle, Szawle! Dlaczego Mnie prześladujesz?
– Kim jesteś, Panie? – zapytał.
– Jestem Jezus, Ten, którego prześladujesz! – odrzekł głos. – Wstań teraz i idź do miasta. Tam ci powiedzą, co masz dalej robić.
Ludzie towarzyszący Szawłowi oniemieli ze zdumienia. Słyszeli bowiem czyjś głos, ale nikogo nie widzieli. Szaweł natomiast podniósł się z ziemi, ale chociaż miał otwarte oczy, nic nie widział. Poprowadzono go więc za rękę do Damaszku. I przez trzy dni był niewidomy. Nic w tym czasie nie jadł ani nie pił". Dzieje apostolskie
Kaku wybiera inny przykład - Joannę d'Arc
Dla Vetulaniego to okazja aby "kopnąć wierzących w kostkę" na zasadzie "no popatrzcie, wy w to wierzycie a to tylko zaburzenia neuronalne".
Dla Kaku - okazja by powiedzieć ... "nie wiem, ale to fascynujące".
Vetulani opisuje przypadki stymulacji tego ośrodka i wywołanych nim ekscytacji religijnych, to samo robi Kaku, ale Kaku podaje też inny przykład który Vetulani pominął celowo lub z niewiedzy!, a który jest kluczowy dla całej sprawy.
Dawniej jedyną dostępną metodą było albo czekanie na atak, albo wprowadzanie w pewnych przypadkach elektrod do mózgu chorego - bardzo inwazyjna metoda, etyczna tylko w odniesieniu do osób ciężko dotkniętych, natomiast nie do przeprowadzenia na zdrowych, nawet ochotnikach - a tylko w takim przypadku, z zastosowaniem grup kontrolnych, można by zbadać, co i czy rzeczywiście się dzieje w mózgu człowieka.
Ale postęp metod badawczych jest niezwykły - dziś mamy o takie choćby urządzenia.
National Geografic
Elektrody podłączone do mózgu tybetańskiego mnicha. Autor: Cary Wolińsky
Elektrody podłączone do mózgu tybetańskiego mnicha. Autor: Cary Wolińsky
Dziś możemy stymulować mózgi bez konieczności otwierania czaszki, dziś mamy choćby obrazowanie MRI, dziś wiemy więcej - nie nie będę przepisywał tego co mamy - tu odsyłam do książki Kaku - naprawdę świetnie się ją czyta i na pewno nie będzie to ani stracony czas ani pieniądze.
Pozwólcie jeszcze kilka słów aby zagadnienie stało się jasne. Otóż jak pisałem wyżej Vetulani nie napisał wszystkiego, albo z chęci uniknięcia zamieszania w swojej narracji, albo z niewiedzy?! Badano w ten sposób różne osoby, między innymi grupę Karmelitanek - w ich przypadku uzyskano (nieco wbrew intencjom badaczy) praktycznie tylko stwierdzenie że "Boga nie można przywołać na życzenie". Niemniej jednak zarejestrowano też pobudzenie kilku rożnych ośrodków i choć zakonnice nie przeżyły ekstazy religijnej - to dziś wiemy więcej o tym jak intensywna modlitwa wpływa na pracę mózgu. Badania objęły także inne osoby, i u wielu dochodziło do stanów, z pogranicza "poczucia Boskiej obecności" I gdy już wydawało się wszystkim "osobistym wrogom Pana Boga" że oto mają niezbite dowody, że Bóg to tylko wytwór naszych neuronów, pobudzonych czymś z zewnątrz; psychotrop, elektroda... młotek, albo z wewnątrz; neuroprzekaźnik, udar, padaczka lub podobne...
(tu swoją opowieść zakończył Vetulani)
Łeb do maszyny wsadził Richard Dawkins ... i proszę Państwa! ...
Znacie tę piosenkę Młynarskiego o szkole torreadorów ?
No właśnie!
"I proszę Państwa! Nic się nie stało! ... bo unik zrobił Byk!"
Nie można wywołać, ani zmienić czyjeś religijności stymulacją "wyspy ekstazy" - jeśli to faktycznie "antena do kontaktów z Bogiem" to sygnał musi przyjść... stamtąd, mieć odpowiednią falą i właściwą częstotliwość, jeśli to jednak tylko nagromadzenie neuronów, które wywołuje stany mistyczne to... i tak człowiek musi już wcześniej uwierzyć, albo być na przyjęcie wiary gotowym - bo u ateistów można sobie stymulować do bólu głowy...
8 komentarzy:
Nie wiem czy czytałeś jak to Japończycy źródła religijności w mózgu szukali w połączeniu z szukaniem źródeł depresji Neuroanatomiczne korelaty religijności i duchowości
teraz już tak.
pozdrowienia
Zgadzam się z ostatnim akapitem. Albo się wierzy, albo nie i żadna maszyna nic tu nie poradzi. Myślę, że i wierzący i ateiści mają swoje racje i nie tak już zostanie.
Wojtku - mi chodziło nie tyle o przedstawianie racji pro i contra wiary/religii co o ukazanie sposobu manipulacji. Bo faktyczne jest taka struktura w naszych mózgach, jest udowodnione że jej stymulowanie przynosi jakieś tam odczucia, religijne, mistyczne bądź zbliżone. I niewypowiedziana teza Vetulaniego (i wielu z jego komentatorów) - wiara to tylko emergencja pewnych procesów neuronalnych. Tymczasem właśnie test na Dawkinsie (którego trudno posądzić o sprzyjanie religii... jakiejkolwiek) dowodzi że tak naprawdę... wynik stymulacji zależy od waszej wiary, a nie wiara od stymulacji.
Na którymś ze swoich blogów pisałem o eksperymencie przeprowadzonym przez naukowców ze Stanforda. Otóż przy użyciu kilku komputerów i kilkunastu rejestratorów EEG, MRI, itp., udało się im zapisać sygnały w przerwanym rdzeniu kręgowym. O ile sygnały płynące do najbardziej oddalonych kończyn były dość proste i można było nimi sztucznie wywoływać reakcje, to problemy pojawiały się w miarę komunikacji na wyższych poziomach. Jeszcze większe zaskoczenie wywołał fakt "kasowania" pamięci mięśniowej nieużywanej. Po kilkunastu dniach ten sam sygnał wywoływał znacznie mniejsze reakcje.
Badający całkiem słusznie porównali sytuację do funkcjonowania komputerów. Bo tak jak drukarka, czy dysk mają swoją pamięć podręczną (w postaci sterowników, lub zapisanego MBR) tak i u człowieka sygnały płynące z CUN (mózg) są zapamiętywane w pamięci podręcznej zlokalizowanej wokół stawów, przyczepów mięśni, receptorów, itd.
Jeżeli podłączymy nową drukarkę, lub dysk, to sprzęt zacznie funkcjonować dopiero po rozpoznaniu środowiska i ew, korekty użytkownika.
Podobnie jest z człowiekiem. Vetulani i Michio Kaku nie uwzględnili po prostu tego, że jednym sygnałem nie można wywołać takich samych reakcji (np. zmienić religijności) u wielu osób na raz. Potrzebna jest interakcja, czyli coś na kształt praktykowania, a więc i minimalnej akceptacji badanego.
Andrzeju - nawet jeśli nie jest to kwestia "RAM'u w CUN'ie" to na pewno w grę wchodzi kwestia akceptacji i gotowości na pewne doznania. Co zaś do autorów Vetulani w ogóle nie uwzględnia braku reakcji, natomiast Kaku uczciwie przedstawia zjawisko, jednocześnie unikając wypowiadania się co do jego podłoża, natomiast chętnie cytuje wypowiedzi innych.
Generalnie chodzi mi o to, że tezy (albo wnioski z obserwacji) mają sens jeżeli są powtarzalne. A więc sygnał "x" do mózgu powoduje np. kopnięcie nogą u każdego pacjenta. To już osiągamy, np. ostatnio lecząc Parkinsona.
Nie da się jednak sygnałem np. "y" (tą antenką do Boga) spowodować, że badany od razu uwierzy w Mahometa, czy Chrystusa. Jest to możliwe, ale trzeba wcześniej otworzyć i uaktywnić ścieżki neuronowe (ćwiczeniami, praktyką) na drodze bodziec - reakcja, To tak jakby zrobić aktualizację i upgrade systemu.
Nie jest to też tylko "kwestia akceptacji i gotowości na pewne doznania" jak piszesz, bo tak jak system komputerowy musi spełniać określone wymogi techniczne, aby przejść na wyższy poziom, tak i człowiek powinien posiadać odpowiednie wykształcenie (nie zrobisz z Papuasa chrześcijanina), doświadczenie, światopogląd, itd., Jestem pewien, że obaj naukowcy o tym doskonale wiedzą, ale populistyka ma swoje prawa.
Artykuł i post b. ciekawe.
Akurat Andrzeju w tym konkretnym przypadku - chodzi o Dawkinsa - to on z całą pewnością ma odpowiednia wiedzę. Podejrzewam iż na temat chrześcijaństwa wie wiele więcej niż przeciętny chadzający co niedzielę do kościoła człowiek. Brak mu tylko wiary.
Prześlij komentarz