Zdarzenie miało miejsce jeszcze jesienią ubiegłego roku.Ot wracałem z pracy i nagle zobaczyłem kota, niosącego coś w pysku. Szarzało już, więc dokładnie nie widziałem, ale koty z zakupami w pyskach do domów raczej nie wracają... Za to nieraz znajdywałem zabite przez nie na okolicznych działkach czy nieużytkach ryjówki. W tym miejscu pragnę zaznaczyć że o ile koty objęte w Polsce ochroną gatunkową nie są, to ryjówki już tak, w moim wypadku była to ochrona czynna czyli... poszczucie kota kamieniem, tak by nie zrobiwszy mu krzywdy, skłonić go do porzucenia łupu. Tak się rzeczywiście stało, głośny stuko/zgrzyt kamienia o krawężnik, tuż obok futrzaka, spowodował że upuścił on zdobycz i odskoczył za ogrodzenie najbliższej posesji. Na krawężniku leżało mało buro szare "coś", rażone stuporem, wysztywnione ale... bez wątpienia żyjące. Powędrowało do kieszeni, a w niej do mojego domu. Nie była to ryjówka tylko mysz polna, co nie znaczy że straciłem niż zainteresowanie.
W domu oczywiście wywołała serię zachwyconych okrzyków radości typu "zabieeeeerz stąąąd to paskudztwo,mówę weeeeź TO stąd!"
Aczkolwiek np. Miłosz który kocha całym sercem wszystko co futrzaste był mnie hałaśliwy. Nawet mieli wspólne foto, które pewnie zostało usunięte "nieznaną" sprawczynię.
Po części zapoznawczej, mysz została wypuszczona do ogrodu, ku niemej rozpaczy Aury, trzymanej tak długo póki mysz nie osiągnęła zbawczej krawędzi ogrodzenia i nie zniknęła po drugiej stronie.
A teraz kwestia mysiego potu - mysz w przeciwieństwie do człowieka, konia czy owcy nie posiada gruczołów potowych, a ściślej mówiąc posiada ale nie takie. Współistnieją z gruczołami łojowymi, więc... poci się, nie pocąc się! Gdy podnosiłem ją z asfaltu była sucha, znaczy lekko wyśliniona, ale generalnie sucha. tymczasem już w domu, po wyjęciu z kieszeni przestawiała sobą widok przemoczonego tłumoczka. Jak to wyjaśnić?
Stosunkowo prosto, w tym przypadku kluczem jest przysłowie "spocony jak mysz" czyli spocony z emocji, z przestrachu. Trafne obserwacje. Zagoniona mysz zaszywa się w jakimś maksymalnie ciasnym zakątku, oddychając przy tym intensywnie. A ponieważ takie zakątki, zazwyczaj nie grzeszą dobrą wentylacją, przeto mysz bardzo szybko staje się mokra od własnego oddechu, tym bardziej ze przerażona oddycha także bardzo szybko. Jednocześnie, wraz z łojem wyrzuca na powierzchnię włosów, substancje zgromadzone w skórze. Nie jest to toksyna sensu stricte, taka jak u niektórych płazów, ale będąc metabolitami, na pewno ma i zapach i smak nie najwspanialszy. Normalnie jest wydalana powoli, natomiast w przestrachu gwałtownie i ... na zdjęciach widać efekt. Tłumaczy to zresztą często obserwowany fakt, że koty nie zjadają myszy z którymi się "bawią". Prawdopodobnie dlatego że stają się one wówczas"niejadalne".
Ps. Nie martwcie się - porządnie umyłem ręce detergentami, nim dotknąłem... myszki. ;-)
16 komentarzy:
O myszy się nie martwię, a jak tam jej lokatorzy: pchły : D ?
W sezonie pułapkowym, na truchle, na nosie, kilka pcheł zawsze siedzi. Ostatnie, ciepłe miejsce : D
A to ciekawe:)
Taka spocona na mróz? Pewnie od razu złapała jakiego wirusa, albo nawet trojana ... ;)
Jaki sympatyczny wpis! Myszka - szczęściara - ciekawe, czy spełniła by jakieś życzenie :-)
fajnie napisane
ale kota kamieniem straszyć, no nieładnie, nieładnie,
a mysz do domu wprowadzić wbrew woli Piękniejszej Połowy, to już normalnie zgroza
i Aurze nie dać się pobawić, to nie po koleżeńsku,
czyli rozumiem, że mysz znowu będzie stanowiła łakomy kąsek dla kota :-)
Deu - nie wiem czemu, ale jakoś trzymają się ode mnie z daleka. Te ludzkie pchły, mnie obłażą, ale zwierzęce nigdy, ani od nietoperzy, ani myszy, ani nawet jeży. Nawet kleszcze jakoś mi dają spokój, albo mam tak paskudny zapach albo... błogosławieństwo matki natury ;-)
Karmnik - życie w ogóle jest ciekawe ;-)
Andrzeju - to jesienią jeszcze było, do mrozów baaardzo daleko.
Ewo - nie pytałem... może szkoda ?
Przemijanie - kot i tak ma farta, bo dzięki Tobie nie oberwał tym kamieniem, ale jedynie został postraszony...
Jak to "wbrew woli" - niczego takiego w ślubnym cyrografie nie podpisywałem ;-).
Aura ma swoje zabawki, a mysz już dość przeżyła.
Jak tylko się kot ośmieli wejść na teren naszego ogrodu... ale tam jest Aura, która zasadniczo kotom krzywdy nie robi, po prostu goni je do upadłego.
Absolutnie nie miałem na myśli, by Cię coś obłaziło, czy cóś - stwierdziłem zaobserwowane a ciekawe1. Na insekty nie ma reguł, Szwejk musiał mieć pchły : D
I Ty, znany ochroniarz, mówisz o; kamieniem w kota? ;-)
A że będziesz znosił myszy do domu; to podpisywałeś? :-)
Myszy też się trochę rozrywki należy.
No i to jest normalne; kot goni mysz, kota goni pies, albo odwrotnie, to już zależy od temperamentu danego stworzenia i jego determinacji ochrony własnego życia.
Deu - nawet gdyby oblazło to bym się nie przejął, osobiście specjalnie delikatny nie jestem, a środki do dezynsekcji są ogólnie dostępne.
Przemijanie - bo ja chronię przyrodę, koty nich sobie chronią ich właścicielki. A kamieniem nie w kota, lecz obok kota, nie jestem myśliwym ani kotem, żeby zabijać dla przyjemności.
Mysz też człowiek ;-) coś się jej od życia należy. A jak kot goni mysz, to mi to specjalnie nie przeszkadza, co innego gdy koty zabijaja np ryjówki.
Szczerze współczuję tej spoconej ze strachu myszce. Ciekawe informacje. Pozdrawiam :)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na rocznicę bloga:)
Hanno - ale idę o zakład że adopcji futrzaka byś się nie podjęła? ;-)
mi się jeszcze nigdy nie udało nic wyrwać kotom z pyszczków, ale uratowałam parę mysich istnień zachęcając koty do porzucenia swych ofiar. Z reguły "kicikici" wystarczało, żeby wypuściły myszkę i przyszły do mnie:] Dla mnie najciekawsza w poście jest galeria na twojej ścinie, czy to litografie przyrodnicze?
W sumie to mogłem spróbować z tym "kici,kici", ale męska skłonność do przemocy zadziałała instynktownie.
A na scianie akurat, pamiątkowe obrazki z miejsc które odwiedziliśmy. Te przyrodnicze to w imnym pokoju, ale głównie w pudełkach bo żona ze ścian usuwa.
Higiena rzecz święta! ;)
cóż, te małe, milusie stworzonka zawsze wzbudzają (nie wiedzieć czemu) takie pozytywne emocje.
Ja myszek nosić nie muszę - noszą je za mnie koty ;) A co się z nimi dzieje dalej - cóż.... :)
Pozdrawiam!
Higieną to nigdy się specjalnie nie przejmowałem, od maleńkości (jako dwulatek miałem zwyczaj spać w psiej budzie... nie było takiej siły żeby dobry stary Azor dopuścił tam kogokolwiek z moją mamą włącznie), ale za to nie mam na nic alergii ani astmy ani nawet owsików nie miałem!
U mnie każdy zwierzak pozytywne emocje wzbudza, a ze u większości kobiet są one pozytywne inaczej... no trudno, może kobiety nie lubią konkurencji ;-) ?
Pozdrowienia.
Prześlij komentarz