Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Wykrwawianie

"Do podcięcia gardła przytomnemu zwierzęciu trzeba je
mocno skrępować, co w sytuacji zagrożenia wywołuje
panikę, a w praktyce produkcyjnej często uszkodzenia
ciała. Praktykowane w Polsce (a zabronione np. w Danii i
Wielkiej Brytanii) unieruchamianie zwierzęcia w
urządzeniu odwracającym je do góry nogami wywołuje
gwałtowny skok hormonów stresu. Następnie zwierzę
odczuwa ostry ból przy podrzynaniu szyi (skóry, mięśni,
tchawicy, przełyku oraz nerwów). Po podcięciu szyi
zwierzę przeżywa męczarnie spowodowane gwałtownym
spadkiem ciśnienia krwi i w wielu wypadkach duszeniem
się krwią często pomieszaną z zawartością żołądka, która
dostaje się do przeciętej tchawicy i płuc. Niektóre krowy
próbują jeszcze wstać i uciec
."

wybaczcie ten brutalny opis, nie jest mój. Pochodzi z eseju Prof. Andrzeja Elżanowskiego jest zoologa z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN, członka Polskiego Towarzystwa Etycznego.
Tekst opublikowany został w Rzeczpospolitej 

Przez nasze media przetacza się ostatnio debata - na temat uboju rytualnego: czym jest, czy zabronić, czyje prawo ważniejsze? Gdzieś na jej tle są jeszcze poważne interesy ubojni i handlowców...a więc polityczna działka PSL.

Pada mnóstwo argumentów. Z jednym mieliście już okazje się zapoznać, a inne?
Jest wypowiedź Ojca Stanisława Jaromiego, znanego franciszkańskiego ekologa, obrońcy prawa zwierząt, któremu jednak bardzo nie na rękę wypowiadać się przeciwko wolności religijnej.
Tu treść postu, który zawiera jeszcze odnośniki do innych tekstów które warto przeczytać.


Z drugiej strony Piotr Kadlčik protestuje już przeciwko samemu nazywaniu szechity (uboju koszernego) "ubojem rytualnym".
Przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych w Polsce ma rację o tyle że faktycznie podczas zarzynania tych zwierzaków rytuałów się nie odprawia, z drugiej strony samo pojęcie koszerności (dla muzułmanów halal) jest pojęciem religijnym, a nad procesem czuwają osoby związane z kultem religijnym.

Są jeszcze curiozalne przypadki jak blog niejakiej Bobe Maise - którego nie mogę zalinkować, bo zostałem stamtąd wyrzucony, za prostowanie bzdur które wypisuje autorka - ("sublimacja" to dla niej wybicie szyby w oknie synagogi zamiast rzucenia kamieniem w człowieka np. Co musi dziwić u osoby związanej z Uniwersytetem Jagiellońskim) - twierdząca że szechita nie powoduje żadnych cierpień i jest najbardziej humanitarną metodą uśmiercania...

Jak łatwo dostrzec, uczestnicy dyskusji przerzucają się argumentami o tym jaki rodzaj zabijania jest mniej a jaki bardziej niehumanitarny. Co oczywiście sprowadza dyskusje do poziomu posadzki i NIC kompletnie nie wnosi. Wiadomo że masowa ubojnia tyle ma wspólnego z dobrostanem i komfortem zwierząt, co komora gazowa w Auschwitz z eutanazją. Nie ważne czy zabija się z czy bez ogłuszenia.

Nie interesują mnie też argumenty biznesowe - Trybunał Konstytucyjny zakazał tego procederu - producenci popłaczą sobie co nieco, a najwyżej wołowina potanieje na naszym rynku, bo jej ceny są horrendalne! Zbankrutować nikt nie zbankrutuje, no chyba ze był na tyle głupi i wsadził wszystkie jajka do jednego koszyka z naklejką eksport.

Więc co ja myślę na temat?

Życie i umieranie związane są z bólem, to całkowicie naturalne. tyle ze zwierze dopadnięte przez stado wilków np, jest tak napakowane adrenaliną, że nim uświadomi sobie ból... umiera. Gdy ginie od strzału,. ciosu ghurkowskiego miecza rytualnego i w podobnych okolicznościach nawet nie ma czasu skonstatować faktu umierania. Gdy byłem podczas uboju na wsi, wieprzek był wyprowadzany z chlewika, dostawał potężny cios wielkim młotem w łeb i padał, masarz wbijał mu długi ostry szpikulec w samo serce i po chwili zwierzak był martwy. Gdy sam zabijałem króliki brałem je na ręce, głaskałem, uspokajałem i ... zabijałem szybkim ciosem pięści  w nasadę czaszki (szybsze i pewniejsze niż uderzenie kijem). Co czuje zwierze które wykrwawia się na śmierć - to nie jest godna  śmierć Petroniusza, to zdychanie z poderżniętym gardłem.

Czy zatem jestem przeciwko?

Samo pojęcie naruszenia, bądź jakiegokolwiek ograniczenia swobód religijnych jest mi wstrętne - jeśli jakieś faszystowskie parlamenty gdzieś tam w europce uchwalają sobie ze muzułmanki nie będą mogły chodzić z czadorach to jest to naruszenie praw człowieka.
Ale ubój rytualny?  Zacznijmy od jednego - prawo mojżeszowe na które powołują się Żydzi i Muzułmanie jest... prawem mojżeszowym. To nie jest Dekalog ważny zawsze i wszędzie, ale zbiór zasad współżycia społecznego, na pewno natchniony przez Boga, ale skodyfikowany przez Mojżesza! Owszem ważny i doniosły dla jemu współczesnych, ale dziś już całkowicie anachroniczny z którego przepisów trzeba się było chyłkiem wycofać - bo po prostu czasy się zmieniły. Na pustyni, podczas upałów, mięso pozbawione krwi dłużej nadawało się do spożycia. mamy tu więc argument czysto pragmatyczny. trzeba też pamiętać o krwawych rytuałach praktykowanych w innych religiach Bliskiego Wschodu - Żydzi chcąc się (i słusznie) od tego wszystkiego odciąć, postawili sobie daleko idące ograniczenia w kwestii kontaktu z krwią. Pech chce że idące zbyt daleko...

Wersetami na które powołują się zwolennicy uboju rytualnego jest 1 i 3 Księga Mojżesza tj. Księga Rodzaju (9. 3, 4):
"Wszystko, co się porusza i żyje, jest przeznaczone dla was na pokarm, tak jak rośliny zielone, daję wam wszystko. 4 Nie wolno wam tylko jeść mięsa z krwią życia".

oraz  Księga Kapłańska (7. 26; 17. 13, 14)

"Gdziekolwiek będziecie mieszkać, nie wolno wam spożywać żadnej krwi: ani krwi ptaków, ani krwi bydląt."

"Jeżeli kto z Izraelitów albo z przybyszów, którzy się osiedlili między wami, upoluje zwierzynę jadalną, zwierzę lub ptaka, wypuści jego krew i przykryje ją ziemią. Bo życie wszelkiego ciała jest we krwi jego - dlatego dałem nakaz synom Izraela: nie będziecie spożywać krwi żadnego ciała, bo życie wszelkiego ciała jest w jego krwi. Ktokolwiek by ją spożywał, zostanie wyłączony."

Na pierwszy rzut oka zdania jednoznaczne - ale... podczas szechity nigdy do końca nie udaje się usunąć krwi z organizmu zwierzęcia, bo to po prostu nie możliwe - dokładnie taki sam efekt da wcześniejsze jego ogłuszenie, a nawet zabicie byle szybko dokonać otwarcia ciała i wypuścić krew nim zakrzepnie.

Tak więc  powiedzmy to uczciwie - szechita nie ma podstaw biblijnych, nie jest to kwestia wiary, nakazu wyznania ale... tradycja.
Tak samo dla Muzułmanów - to tylko tradycja wynikła z tego że oni też tak jak chrześcijanie są Ludem Księgi.

Ubój rytualny ma tyleż samo wspólnego z religią co nasza rodzima polska coroczna makabra z karpiami, zaduszanymi chlorem w wannach a następnie krwawo a niewprawnie masakrowanymi nożami przez domorosłych "oprawców" - kupowanie zaś "żywego" (bo jak można być żywym w warunkach przyczepy samochodowej wypełnionej wiadrem wody w której rzuca się setka ryb?) karpia i natychmiastowe przekazanie go facetowi który rybę zabija i oprawia jest zaś zupełnym bezsensem - bo szybciej i prościej można kupić rybkę... mrożoną! (oczywiście mając świadomość, ze ci którzy ją przemysłowo zabijają także nie patyczkują się... ale to już inna bajka)

niedziela, 9 grudnia 2012

Oknówki


Wiem że temat wiosenny... ale, jakoś zimowych trudno mi się ilustracyjnie dorobić,. a pisać było by o czym.
Poza tym zimę mamy za oknami, więc i tęsknota za białością mniejsza, za to powoli co poniektórzy (niektóre zwłaszcza) zaczynają tęsknić za ciepełkiem i jaskółek wypatrują.

Zdjęcia zrobiłem zeszłego roku w szpitalu. Ciekawe co na ten fakt dyrektywy przygłupów z UE? Istnieje szansa że się nie dowiedzą. Na szelki wypadek nie podaję co to za szpital.








Parka oknówek (Delichon urbicum) uwiła sobie gniazdo w szpalecie okna szpitalnego. w pobliżu było ich znacznie więcej, cała kolonia.


czwartek, 29 listopada 2012

Pani rozlewiska

Ponoć każdy akwen ma swoją panią. Rusałkę. Onegdaj Andrzej Sapkowski na łamach Nowej Fantastyki był prowadził cykl artykułów porządkujących temat rusałek (i innych z tejże bajki istot), niestety był to solidny niewypał i jako taki przepadł bez większego echa. 
Zaś o rusałkach najsilniej tkwi mi w pamięci opowieść mojego nauczyciela historii (pisałem już że mam farta do historyków) snuta na wycieczce w Żywcu przy którymś kolejnym markowym wyrobie tegoż miasta... (art. 131 ust. 1 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi), o tym jak to dziewuchy wiejskie na miano rusałek zasługują po tym jak ich chłopoki "rusają" je przez noc całą.
Ale mniejsza...

Jest jeziorko, staw? - trudno ocenić, nawet jak był to kiedyś staw, to teraz już zdziczał na tyle by go jeziorkiem nazywać - jest i jego pani. 

 W tym miejscy kolejny raz krzyzują się czerwony szlak okalający Tarnów z Drogą Św. Jakuba - fakt jedno z najurokliwszych miejsc w tarnowie i pobliskich okolicach.


 Musiałem dołożyć starań by wykadrować zalegające w wodzie w pobliżu brzegu śmieci - ludzkie bydło, żadnego miejsca nie uszanuje.

 A oko i Pani Jeziora - przycupnęła w pobliżu wody i aż zdrewniała ze zgrozy...

 Oto i rusałka w pełnej krasie (wiem apofenia...)

 Spacer wokół
 Ładny ten lasek Buczyna. W innym miejscu na drugim blogu piszę o pomordowanych w pobliżu ludziach.

Rzut oka na zegarek...
O w mordę, muszę tężej machać kijkami, bo do pracy mam jeszcze sporo kilometrów a zostało zaledwie półtorej godziny, a szlak to częściowo wały przeciwpowodziowe, wykroty i łęgi naddunajcowe.

 

poniedziałek, 19 listopada 2012

wartość rynkowa

Co to jest wartoścrynkowa?
Wspólny mianownik pomiędzy tym co jeden chce sprzedać a drugi kupić.
Kowalski chce sprzedać auto, Nowak chce kupić i dogadują się.
Ale akurat w tym żadnej drugiej strony medalu nie ma.

A drzewo - jaka jest wartość rynkowa drzewa? w Tarnowie i okolicach około 200 zeta za kubik opałowego, zależy to oczywiście od gatunku, pocięcia, wysuszenia itp - ale zostańmy przy tym około.
Kowalski chce sprzedać drzewo, Nowak chce je kupić. Nowak ma kominek i będzie w nim drzewem palił, żeby mu było ciepło, cóż w tym zdrożnego? Kowalski potrzebuje pieniędzy żeby sobie kupić coś innego - nowy telefon, samochód lub... lekarstwa dla chorej matki. I tu także wszystko jest OK, a w ostatnim przykładzie nawet bardziej niż OK bo jeszcze sentymentalnie.


Więc do czego zmierzam?

A do tego że wartość rynkowa drzewa NIJAK się ma do wartości rzeczywistej! Kiedyś czytałem świetne opracowanie na ten temat - gdy wyceniono tereny zielone a ściślej usługi i dobra jakie z nich czerpiemy na konkretne pieniądze. Niestety tekst ten nigdy nie zyskał popularności a teraz nawet nie mogę go znaleźć.
W każdym razie była ona dla wielu niewyobrażalnie wysoka, bo nawet nie zdawali sobie sprawy iż to z czego czerpią ... może mieć swoja wartość. A coś co nie ma wartości.... pada łupem deweloperów, drogowców, parkingowców i wreszcie zwykłych debili dla których łąka w mieście jest obrazą.

No ale wróćmy do drzew. Zacytuję za tymi którzy wiedzą więcej ode mnie:
Znaczenie lasu w środowisku
1. Las produkuje około 26,6 mld l tlenu - ponad połowę rocznego zapasu na ziemi.

2. 1ha lasu produkuje 3-10 razy więcej tlenu niż taka sama powierzchnia użytków rolnych.

3. Jedna 60 letnia sosna produkuje w ciągu doby tyle tlenu ile wynosi średnio dobowe zapotrzebowanie trzech osób (1350-1800 litrów).

4. Jeden ha boru sosnowego dysponuje 70-150 tys. powierzchni asymilacyjnej i pochłania od 150-200 ton CO2 produkując około 13 ton masy organicznej rocznie.

5. Las liściasty o powierzchni 10000 ha zatrzymuje i następnie oddaje do środowiska 500000 m3 wody - chroni przed erozją i powodzią. Jest naturalnym zbiornikiem retencyjnym filtrem i magazynem czystej i zdrowej wody.

6. W 1m3 powietrza leśnego jest 46 - 70 razy mniej organizmów chorobotwórczych niż w powietrzu na terenie miejskim.

7. Drzewa wydzielają do atmosfery substancje bakteriobójcze - fitoncydy.

8. Sosna, brzoza i jałowiec wytwarza wokół siebie strefę do 3-5 m wolną od bakterii. Fitoncydy sosny leczą gruźlicę. Substancje wydzielane przez dęby zabijają bakterie dyzenterii. Igły jodły leczą dyfteryt.

9. Lasy oczyszczają powietrze w ciągu sezonu wegetacyjnego - 1 ha boru świerkowego zatrzymuje około 30 ton pyłu, a 1ha lasu bukowego zatrzymuje 65 ton pyłu.

10. Las obniża poziom hałasu - 150 m lasu obniża hałas do poziomu 18-25 decybeli.

 Pamiętajmy o tym gdy kolejny raz będziemy dorzucać drew do kominka...
A czy można inaczej?
Można:
- palić jedynie wiatrołomy i konary przycięte w ramach pielęgnacji.
- pozyskiwać jedynie drzewo wycięte w ramach inwestycji (budowa autostrad itp.)
- stosować jedynie drzewa które zostały usunięte z lasu ze względy na choroby, uszkodzenia itp.

Cały czas pisze o drewnie opałowym. Budowlane rządzi się odmiennymi prawami - aczkolwiek cena też ustalana jest rynkowo...

środa, 7 listopada 2012

Matka z córką

Nie zamierzam tu rozwodzić się na temat więzi łączących matki i córki. Każdy wie, że często są one bardziej skomplikowane niż równania opisujące pola kwantowe. W zasadzie swym stopniem nieoznaczoności przewyższają nawet równania Heisenberga i Schrödingera mogąc równać się jedynie z expose premiera...

Mam to szczęście że mieszkam w mieście (to nie jest powód do szczęścia), ale już prawie poza miastem, zatem jak nocą wracam z pracy to przechodzę przez miejsca w których jest fajnie i ciemno, czasami gdy nie ma chmur to gwiazdy są niby na wyciągnięcie ręki. No to jak tu nie patrzeć? Sięgam naonczas po aparat, ustawiam długie czasy naświetlania, samowyzwalacz, lokuję go na plecaku, a plecak wcześniej na ulicy, uruchamiam i odsuwam się na bok. Od czasu do czasu uda się zrobić coś co na pewno nie jest zdjęciem astronomicznym ale nadaje się do pokazania.

 Kasjopea i Andromeda
Tatuńcia Cefeusza wyrzuciło gdzieś na margines...
przypadkowy fakt, a jakże znamienny...


Kasjopea - mitologiczny humorzasty babsztyl, matka Andromedy, żona Cefeusza.
Się była uważała (znam taką niejedną) za piękniejszą od Nereid, co absurdem jest i uzurpacją, bowiem kobiety w ogóle mniej są proporcjonalne od mężczyzn a najpiękniejszy i tak jest król Julian.
Na powyższej ikonie zaczerpniętej z programu Stellarium widać jak się próżna w zwierciadełku przegląda.

Tuż obok Andromeda - dziewczątko płoche i kokieteryjne (jeszcze jej nie odbiło jak mamusi) - ech ci herosi mitologiczni - silni w ramionach a we łbie nietędzy - po cóż Ci Perseuszu lalkę taką brać sobie za żonę, której potem ani czynem bohaterskim zaimponować nie sposób, ani dobrocią serca lody jej przełamać?

A swoją drogą to "Andro" bardzo mnie zaciekawia...
Boć mistrz Kopaliński wyraźnie ujmuje iż "andro" to się męskości tyczy...
Czyżby zatem, Andromeda była kryptonimem na związek homoseksualny - no Grekom to raczej nie przeszkadzało. 
Ba ale cóż z Andromachą poczynić, przecież matką hektorowego syna była? 
powiedzmy to w zawoalowany sposób - biologia zna takie przypadki...

A propos - Kasjopea znalazła się w tytule radzieckiego mini serialu SF dla młodzieży - powiem szczerze że sam go oglądałem z zaciekawieniem a pomysł aby "wchodzić w fotografie", do dziś pamiętam i szczerze mówiąc.... dobry jest. Choć fotografie czarno-białe były...

Andromeda zaś to straszliwy wirusowy posiew gwiazd z powieści Crichtona - sfilmowany w latach 70 (świetnie) ze współczesnym marnym politpoprawnym, standardowo efekciarskim, remakiem.


A matka z córką - czyli Aura i Mufa mają to wszystko gdzieś, grzeją się na tarasie w krótkich przebłyskach jesiennego słońca.
tatusia na zdjęciu nie będzie - szczuję go kamieniami, więc się nie pokazuje...

wtorek, 23 października 2012

Wielki żuraw czyli apofenicznych klimatów ciąg dalszy

Kto rano wstaje temu pan Bóg daje - prócz ciągłego ziewania i piekących oczu jeszcze możliwość napatrzenia się na niebo które, takie jak wczesnym rankiem, nie jest o żadnej innej porze. 

Tym razem przyszpiliła mój wzrok Gwiazda Zaranna czyli Wenus. W mojej apofenicznej wizji robiąca za błyszczące oko wielkiego żurawia odlatującego na... północ? - no ale cóż w tym dziwnego, skoro jest tak wielki, to pewnie i z mrozami łatwo sobie poradzi...


czwartek, 18 października 2012

Zabawa w trójkaty i Polska Walcząca

Trójkąt - cóż prostszego? Trzy odcinki trzy katy, trzy wierzchołki i ... cały ogromny ocean wiedzy zwany trygonometrią. Stosowany praktycznie wszędzie od placu budowy (nie dotyczy polskich autostrad - one nic z trygonometrią wspólnego nie maja... co zresztą doskonale widać), poprzez sieci energetyczne i elektrownie, kartografię aż na wycieczkach kosmicznych kończąc. Trójkąt to także najchętniej (tak zauważyłem) rysowana przez dzieci figura. Pewnie dlatego że praktycznie zawsze wychodzi...


 A tak to wygląda gdy za kreślenie trójkątów biorą się dorośli...
 Swoją drogą kto policzy ile na pierwszym zdjęciu jest trójkątów (powiedzmy że niektóre linie trzeba sobie w wyobraźni dokończyć) ?


Mamy piękną jesień, Nocne zmiany wypadły mi akurat w czasie weekendowym, więc wracając nigdzie nie muszę się spieszyć - rodzinka jeszcze smacznie śpi - no chyba żeby nie spała...
Kolega w weekendy na noc czasami jeździ samochodem, więc wracając zabieram się z nim.
Żadna mi to wielka wygoda, od autobusu muszę iść ponad półtorej kilometra, jadąc z nim samochodem, przy założeniu że wysiadam przy obwodnicy, w linii prostej mam jakieś pół kilometra, ale w linii prostej iść się nie daje więc zakosami pomiędzy zabudowaniami też mam tyle samo co od autobusy a przy okazji jeszcze mokre od rosy buty...

Z drugiej strony zawsze mogę iść trawersem przez "Marcinkę" i wtedy mam jeszcze prócz mokrych butów, dwóch i pół kilometra w nogach ekstra... nielichą radość z marszu, przyrody, poranka i obrazów które wiatry rysują dla mnie na niebie. 

A ostatnio miały bardzo patriotyczny nastrój (to akurat było w okolicach marszu "obudź się Polsko") i 
Polskę walczącą wyrysowały. 
No fakt nie jest to może idealnie wzorcowa "kotwica" ale w stanie wojennym takie się na murach rysowało, na równi z braku talentu co i cykora wielkiego ;-).

Jeśli też dostrzegacie tu znaczek PW to znaczy że 
macie
APOFENIĘ!!! 
wyrażającą się w 
PAREIDOLIACH

Zanim jednak zaczniecie gorączkowo wertować książke telefoniczna w poszukiwaniu dobrego i taniego psychiatry

czwartek, 11 października 2012

Antyteza brzydkiego kaczątka

Za  młodu piękny, gdy dorośnie brzydal...
Kto z czystym sumieniem powie że nie ma teraz przed oczyma gęby jakiegoś znanego człowieka?
No więc taka jest i bohaterka dzisiejszego postu, tylko że tu nie o znanych ludzi mi idzie...

 Wieczernica szczawiówka (Acronicta rumicis)




Urocza włochata wielobarwna gąsienica,a po przeistoczeniu szara bezbarwna ćma...
Ile fajnych dzieciaków w ten sposób skończyło, barwne ciuchy zamieniwszy na szare korporacyjne gajery.
Odlotowe fryzury, na poprawne "grzywka z przedziałkiem"
glany i/lub trampki na wypastowane lakierki?
nie żal wam?

No tak ale taka gąsienica to... "szkodnik", liście objada, a nawet co straszne ośmiela się pola kukurydzy nawiedzić...
"pasożytom" mówimy stanowcze NIE 
(to zdaje się Gomółka lub inny kretyn).

Mają być:
szare
smutne
średnie
szeregi
,
szarych
smutnych
średnich
szeregowych

Bo kogoś barwy w oczy kolą, bo ktoś nie rozumie że "szkodnik" to właśnie on...

piątek, 5 października 2012

Drzewo dymu.

Drzewo jak drzewo lipa najzwyklejsza, znaczy nie taka jaką nam phemieh wstawia w swoich exposach, tylko taka uczciwa lipa. Ale dymi!
Drzewo DYMI!
DYMI !!!
ki diabeł?
 Na zdjęciach to może tak fajnie nie wygląda, bo mgiełki zazwyczaj do fotogenicznych bez specjalnego podświetlenia nie należą, poza tym ich mgiełkowatość polega właśnie na dynamizmie akcji, który jako żywo na statycznym zdjęciu pokazać niełatwo.
Ale łatwo nie łatwo - drzewo sobie z tego nic nie robi i dymi!

 Tak to wygląda jak by ktoś ukryty za drzewem co i raz obłoczek dymu z papierosa wypuszczał. Kogośia nie ma tam z całą pewnością, ba, nie ma także niedopałka - a drzewo DYMI!!!

Osoba która wyjaśni zagadkę ma u mnie piwo lub kawę przy najbliższej okazji.
Dla zaciemnienia dodam:
było to wczesnym rankiem
było stosunkowo chłodno (poniżej 10 na termometrze)

piątek, 28 września 2012

Fotograficzna podróż w czasie

Był czas kiedy wszystko było inne.
inne były rośliny, bo tak dobrze znanych nam naczyniowych jeszcze nie było, nie było kwiatów ani liści, za to królowały plechy...

 Mchy, porosty, glony i wątrobowce
(niestety nie udało mi się dopaść w jednym ujęciu paproci)
 deszcz padał często, było mokro, wilgotno, unosiły się wyziewy wulkanów
(w tym konkretnym przypadku wyziewy zastąpiła para wodna)
 po okolicy hasały sobie wesolutkie dinozaury, a nad okolica unosił się duch twórców lukrowanych bajeczek z wytwórni Walta Disneya 

I tylko przyczajony pod klifem pająk mącił sielską atmosferę...

Ludzie nie kupujcie i nie pokazujcie tych bajek dzieciakom!!!

wtorek, 25 września 2012

ukryte zło - czyli koci problem raz jeszcze.

poprzedni mój post na temat kotów wywołał spore oburzenie. Trudno się zresztą dziwić, ja podobnie reaguję na zarzuty pod względem psów. Od razu też dodam, że sam bardzo koty lubię (jak zresztą i inne zwierzęta), a jak widzę taniec Evy Longorii w jednej z reklam to sam chciał bym kotem być ;-).

Tu nie chodzi o tępienie kotów, czy przyzwolenie na robienie sobie z nich tarcz strzelniczych - "bo przecież to szkodniki", ale o świadomość samych właścicieli zwierzaka. Przypiłowane pazurki i dzwoneczek na szyi zdecydowanie zwiększą szanse ofiar w kontakcie z drapieżcą. A jak chcemy pozbyć się myszy z domu czy budynku gospodarczego, to lepiej zamknąć tam kota i czekać aż sobie je wyłapie, bo myszy i tak bardzo niechętnie po otwartej przestrzeni biegają, więc szansa że złapie mysz domową w sadzie czy na grządce marchewki jest raczej żadna. Tymczasem szkody potrafi czynić ogromne.

Lotnisko, tereny okalające pas startowy, do najbliższych zabudowań kilkaset metrów tyleż samo do pól uprawnych, zresztą i tak wyłącznie z kukurydza i rzepakiem.
Cokolwiek by tu nie wystepowało na pewno jako szkodnik uznane być nie może - bo komu niby szkodzi? 

 ale kot łowi
 średnio skutecznie
 w zasadzie całkiem nieskutecznie
ale łowi - nie z głodu ale dla zabawy.

Tymczasem na płycie lotniska prócz nornic (uznawanych za szkodniki w ogródkach - na tej samej zasadzie można traktować człowieka - coś sobie zbudował i teraz zamiast iść linia prosta muszę nakładać drogi), występują też ryjówki - które są zwierzętami chronionymi, nawet nie tyle ze względu na zagrożenie ich bytu, co przez uwagę na ich pożyteczność - na terenach przez nie zamieszkiwanych nie ma szans na pojawienie się gradacji owadów których liczebność jest skutecznie przez ryjówki sprowadzana do bezpiecznego poziomu.
Tyle że koty na ten temat nie mają bladego pojęcia.

poniedziałek, 24 września 2012

Poczekaj już ja cię użądlę !

Druga połowa sierpnia, bobrowałem za gruszkami w opuszczonym sadzie. Słońce ładnie dopiekało, gruszki obrodziły. Najadłem się sam, do domu zawiozłem i jeszcze mnóstwo zostało. A drzewo przecież nie młode, sad opuszczono najpóźniej w połowie lat 50, potem teren ogrodzono betonowymi płytami i stał się częścią wielkiego przemysłu...

Zatem bobruję sobie za gruszkami, żal staruszką trząść więc zbieram spady, gdy nagle słyszę brzęczenie, takie niby pszczele ale silniejsze i wyraźnie złe. Patrzę w okolice nóg i ...



 A tu gruszka leży sobie, jak wiele obok, rozgrzana słońcem i silnie już sfermentowana a tuż przy niej...szerszeń, wyraźnie strącony z owocu moimi krokami, zły, idący w moim kierunku i odgrażający się.

Chciał mnie użądlić, czułem to!
Tylko aby użądlić trzeba wzlecieć, aby wzlecieć... no właśnie wzlecieć to on nie mógł.
Rozpoczął wspinaczkę po łodygach roślin, spadł, za którymś razem doszedł już wystarczająco wysoko.
Rozpostarł skrzydła, rzucił się na mnie w furiackim szturmie.
Powietrze wypełnił bzyk jego skrzydeł, złowróżbny niczym syreny sztukasów.
potem rozległo się ciche, stłumione...
...
..
.
pac

Bohaterski lot trwał może pół sekundy, zakończył się upadkiem na odwłok.

Ale szerszeń nie dał za wygraną
Poczekaj już ja cię użądlę  - wrzeszczało nienawistnie jego spojrzenie

Po czym wrócił do "knajpy" pić dalej.

Niech ta opowieść będzie memento dla "bohaterów" jednej akcji.
A zainteresowanych szerszeniami zapraszam na stronę Nauki w Polsce
gdzie dowiecie się że:

piątek, 7 września 2012

Matoł to brzmi dumnie

Prof Vetulani na swoim blogu opublikował przed kilkoma dniami post pod tytułem: "

Już w pierwszym akapicie czytamy: "Coraz większe zainteresowanie negatywnymi skutkami postępu cywilizacyjnego spowodowało powstanie wielu grup żywo zainteresowanych tym tematem. Oprócz emocjonalnie pobudzonych, nawiedzonych, ślepo atakujących wszelkie próby uczynienia otaczającego nas świata lepszym, ale czasem pociągającymi za sobą niezamierzone a tragiczne konsekwencje, uczeni również dostrzegają problemy wynikające z rozwoju technologicznego, ale w odróżnieniu od „obrońców natury” podchodzą do tego racjonalnie. Uczony nie wie, co ma powiedzieć, gdy wybitna osobistość (a także byle matoł) mówi: „Wiem, ze wszystkie badania, publikowane w bezstronnych czasopismach naukowych o najwyższym standardzie, donoszą, że tytoń jest szkodliwszy od marihuany, ale ja w to i tak nie wierzę!”. Intelektualnie (a właściwie emocjonalnie) osobistość nie różni się od matoła, ale jej wiara we własną nieomylność może mieć poważne konsekwencje społeczne." a dalej "Sympozjum rozpoczął Attila E. Pavlath, były prezes Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego, wygłaszając odczyt “Umiarkowanie i zdrowy rozsądek”, w którym zwrócił uwagę, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat obraz chemii drastycznie się zmienił — z nauki służącej tworzeniu lepszego świata w ogromne zagrożenie dla ludzkości. Dzieje się tak za sprawą mediów, które kreują taki zły obraz chemii, w którym na przykład szkodliwy efekt DDT na skorupy jaj ptasich został uznany za stukrotnie ważniejszy, niż wytępienie moskitów, opowiedzianych za miliony śmiertelnych ofiar malarii (a w Europie praktycznie zniknięcie tyfusu plamistego, w wyniku wytępienia wszy odzieżowej po II wojnie światowej)."...

 
 zwróćmy uwagę na słowa: "czasem pociągającymi za sobą niezamierzone a tragiczne konsekwencje" oraz " osobistość nie różni się od matoła, ale jej wiara we własną nieomylność może mieć poważne konsekwencje społeczne." ... profesor nie łączy tych dwóch zdań leżących przecież nie tak daleko od siebie. Oczywiście wiara naukowca we własną nieomylność, żadnych poważnych konsekwencji społecznych mieć nie może... co najwyżej tragiczne.

A DDT?
Co ciekawsze przez cały czas używania DDT znano inne zdecydowanie mniej ryzykowne metody działań zapobiegających chorobom przenoszonym przez owady, ale ich nie stosowano, głównie ze względów ekonomicznych i ... wygodnictwa. 
A pamiętacie historię benzyny ołowiowej? Iluż naukowców się wypowiadało o jej nieszkodliwości... całe sympozja ekspertów (zwołane za pieniądze General Motors) potwierdzały że tetraetylołów jest zupełnie, ale to zupełnie nieszkodliwy...

Więc czym jest etyka naukowa? Uznaniem że prace dr. Mengele miały jednak jakaś wartość naukową? Wyśmiewaniem przeciwników GMO, klonowania ludzi, eugeniki (nawet na poziomie embrionu)? 

A przecież ja matoł, mówię tylko - przy całym waszym dorobku naukowym, przy wszystkich tych tytułach i splendorach, przy katedrach, wykładach i podręcznikach - jesteście tylko ludźmi, jesteście omylni, nie jesteście w stanie przewidzieć zjawisk które mogą wyniknąć z waszych osiągnięć i ... to jest jedyne co ponad wszelką wątpliwość udało się udowodnić przez ostatnie kilka tysiącleci! 

Ps - czy palenie marihuany jest mniej szkodliwe od palnie tytoniu? ... no cóż są NAUKOWE dowody że marihuana szkodzi młodemu mózgowi
No cóż pewnie tamte badania także matoły przeprowadzały.

Ps2 - jest mi dokładnie obojętne co szkodzi bardziej! papierosy zacząłem palić dopiero w wieku lat 20 kilku a dziś palę sporadycznie jednego dziennie lub wcale, poza alkoholem żadnych innych narkotyków nie używałem i nie używam. Twierdzę iż należy zaprzestać "wojny z narkotykami" bo jest przeciwskuteczna, ale nie zamierzam okłamywać młodych ludzi że paląc marychę będą cool!


wtorek, 4 września 2012

Metafizyka fizyki

"życie jest formą istnienia białka
tylko w kominie coś czasem załka"
ten genialny tekst Agnieszki Osieckiej polecam wszystkim wierzącym w szkiełko oko i Wikipedię.

 Czy coś co de facto nie istnieje, jest zjawiskiem pozornym, nieprzenoszonym żadnym konkretnym oddziaływaniem może działać?
Ba, czy na coś co nie istnieje może istnieć wzór matematyczny?
Więcej, czy coś co nie istnieje może być składową wielu bardzo wartościowych patentów?
Zgrozo, czy coś co jest tylko pozorem może stanowić realne sterowanie i zabezpieczenia wielu urządzeń wirujących?

takim czymś jest siła odśrodkowa!

Wbrew temu co pisze Wiki, siła odśrodkowa de facto nie istnieje - nie istnieje ale działa - metafizyka fizyki!

Czym jest?
Pojawia się jedynie w układach nieinercyjnych czyli takich w których coś względem czegoś porusza się po okręgu lub ruchem jednostajnie przyspieszonym. Oczywiście nas interesuje w tej chwili wyłącznie ruch po okręgu. 

W praktyce:
rower stojący obok ronda jest układem inercyjnym
rower jadący obok ronda ale po linii prostej z jednakowym przyspieszeniem też jest układem inercyjnym

Natomiast
Rower jadący obok ronda po łuku jest już układem nieinercyjnym. 

Uwaga
Jak przywiążemy rower do środka ronda to mamy... karuzelę ;-) 

Jak to działa?
Wynika to po przekształceniach z II zasady dynamiki Isaaca Newtona. ale nie będę sie tu bawił wzorami. 

W każdym razie na ciało poruszające się w układzie nieinercyjnym oddziałuje właśnie siła odśrodkowa, która jest jedną z sióstr niebytu czyli sił bezwładności.
Jest tym większa im poruszająca się masa jest większa, większa jest prędkość oraz ciaśniejszy łuk.

Jak się o tym przekonać?
Do eksperymentu potrzebne są rekwizyty:
- rower
-ciężki plecak
-kawałek ścieżki rowerowej 
-rondo
(mile widziany szuter na jezdni, gdyż zwiększa widowiskowość eksperymentu)

przebieg eksperymentu
należy solidnie się rozpędzić, a potem kontynuować jazdę wokół ronda... tak długo jak się da, ale się długo nie da. 

Obserwacje.
Rowerzysta poruszający się w układzie nieinercyjnym wokół ronda zostaje wyrzucony ze swojej trajektorii na zewnątrz, scena jest malownicza i komiczna jednocześnie.

wnioski
szybciej jedziesz dalej zajedziesz, tyle ze część drogi pokonasz lecąc

efekty 
gustownie do żywego mięska obdarte kolano i łokieć

czwartek, 30 sierpnia 2012

Tarzanienie

Tarzan - legendarny człowiek małpa. W sumie fajny facet tylko nieco dziki i z cywilizacja nieobeznany. Ale kto z nas nie pragnie czasem dać upust swojej dzikości? Co wtedy robimy.... niektórzy wybierają się do parku linowego poszukać adrenaliny - jak dla mnie to mało fajne, ot kolejny przejaw... cywilizacji.
Co innego zwalone wiatrem drzewo. Onegdaj też na "Marcince" takie drzewo leżało w poprzek jaru wypłukanego schodząca z góry wodą. Miałem wtedy tyle lat co mój syn i .... cholernego stracha. ale przejść trzeba było - koledzy patrzyli. W samym środku, do dna było ładnych klika metrów a pniak chwiał się zastraszająco.
Przeszedłem!

Dziś kolejną taką przygodę miał Mikołaj. Chciał zaimponować tacie a tata... jemu. Więc wpierw wszedł on a potem ja. Adrenalina była jak diabli.


A drzewo?Piękny buk i padł wypróchniały od środka. Drzewa umierają stojąc. To mogło stać jeszcze setkę lat. Co je zniszczyło. nie wiem, nie jestem dendrologiem. Stawiam na melanz różnych czynników, głównie antropogenicznych. Naruszenie warstw gleby przez jazdę crossową, deszcze, osłabienie korzeni, zanieczyszczenie powietrza i traaaach.
Szkoda.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Flagowiec

Flagowiec - potocznie tak określa się statek flagowy, ten na którego pokładzie znajduje się dowódca całego zespołu, lub ten symboliczny dola całej floty - obecnie marynarka RP okrętu flagowego nie posiada ... co także jest symboliczne.

W przenośni nieraz spotkać się można z określeniem że coś jest "okrętem flagowym" (instytucji, zjawiska, czasów) - takim flagowcem naszych czasów są... szkoły biznesu!

Tyle ich się w Polsce namnożyło a trudno ich się pozbyć że skojarzenia z perzem nasuwają się same.

No wiec mamy np "Zespół Szkół Ekonomiczno Budowlanych" (na których bynajmniej nie uczy się ekonomiki placu budowy) lub "Zespół Szkół Ekonomiczno Ogrodniczych" - nie wiem jak u nich z ekonomią ale ogrodnictwo to czcza fikcja. Jeszcze jakiś czas temu od biedy dbano o ogródek w którym można było zobaczyć nazwane co ciekawsze okazy - teraz już tylko chwast zarasta resztki pięknego niegdyś parku. A przecież to dziedzictwo Xiążąt Sanguszków, park który onegdaj był chluba i dumą. Zgnojony przez komunę teraz dogorywa (komuna trwa w oświacie?).

Drobny przykład.... flagowy...




Flagowiec olbrzymi, wachlarzowiec olbrzymi 
(Meripilus giganteus (Pers.:Fr.) Karst.) 
– grzyb z rodziny flagowcowatych (Meripilaceae).


Grzyb ten jest pod ochroną gatunkową, jest też ciekawostką (niejedną w tym parku) i NIKT nie zadbał by stanowisko opisać, oznaczyć, zainteresować tym szkoły...

I to ma być szkoła ogrodnicza? 
A jakiej oni mogę ekonomii nauczyć skoro marnują takie okazje?

sobota, 18 sierpnia 2012

Dziewica, adonisy i podgladacz

Sprzątam folder "zrzutowy" na który przegrywam zdjęcia wprost z aparatu, tu jej poprawiam, tu oceniam, stad umieszczam w folderach docelowych.... najczęściej jest nim kosz.

I akurat sama od siebie ułożyła się taka historia:

Nad brzegiem ruczaju przycupnęła dziewica,
w wolno płynącej wodzie przeglądając swe lica

Świtezianka dziewica Calopteryx virgo


Zawzięte na jej cześć niczym bi(e)sy
czaiły się aż dwa adonisy

Modraszek adonis (Lysandra bellargus, Polyommatus bellargus)

A scenę całą śledził wzrokiem obłudnym
szarańczak o wyglądzie paskudnym

Szarańczak - ale nie mam pewności gatunkowej

czwartek, 16 sierpnia 2012

Niebieskie kule

Bynajmniej nie mam na myśli kul ciskanych z nieba (aczkolwiek wielu przydało by się), ot po prostu zwykłe kwiatostany, kuliste, niebieskie....

Rosną sobie przy drogach, gdzieś na nieużytkach, specjalnie ludziom nie wadzą, więc zazwyczaj - o ile nie ma wykaszania - zostawiane są w spokoju. gdy się zestarzeję, staną się szorstkie, nieprzyjemne zarówno w wyglądzie jak i w dotyku, często padają łupem chłopców uzbrojonych w miecze z patyków - co zresztą wychodzi im na dobre, bo pomaga rozrzucić nasiona na większej przestrzeni.

Gdy łażę po takich właśnie dróżkach, drożynach, ścieżkach i czasami tam gdzie dróg wcale nie ma, często je spotykam. Lubię obserwować chmary pszczół karmiących się na tych bogatych w pożytek roślinach, zresztą nie tylko pszczół, to jadłodajnia dla sporej grupy owadów.

A poza tym są bardzo fotogeniczne.



Mikołajek płaskolistny
Eryngium planum


 Tutaj na drodze technicznej wzdłuż€ż obwodnicy Tarnowa.

 Przegorzan kulisty (Echinops sphaerocephalus L.) 

Okolice wału przeciwpowodziowego i ogródków działkowych w Mościcach.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Szara, brudna... żółta

Szarawka do tego z rodziny brudnic... powiedzmy sobie szczerze, każda jedna teściowa na samą wzmiankę o takim pochodzeniu odrzuciła by tę kandydaturę nawet nie pytając o szczegóły.
Do tego jeszcze ten oksymoron: szczotecznica a z brudnic!
Kiepsko to widzę...
A jako dziecka była taka milusia... żółta, puszysta z czarnymi aksamitnymi fałdkami. No nic tylko na rękach nosić i do policzków przytulać.

Ale trudno - podobno Jan Antony Vincent Rostowski, tak skutecznie żerujący nam na kieszeniach, też był kiedyś, milusim i słodkim bobaskiem...


Przesadziłem do siebie śliwę czerwonolistną (chyba) ozdobną, uratowana spod pługa buldożera (inwestor się zawziął i hajda niszczy wszystko wkoło, od roku nie budując nic, tylko co jakiś czas rozjeżdżając nieco zieleni gąsienicami), bez większych nadziei na sukces, gdyż wyrwaną z korzeniami i już podsuszoną - ale zobaczymy, może w przyszłym sezonie się upuści. Razem z nią przyszła do mnie i szczotecznica. Nie miałem wątpliwości że to coś z ciem - zauważyłem już że im bardziej kolorowa gąsienica, tym mniej kolorowy motyl ... ciekawe prawda? A jakie się z tym nadzieje wiążą dla krzywozębnych, krostowatych, przygarbionych i wiecznie bladych nastolatków...
Musiałem o pomoc zwrócić się jak zwykle na forum entomo

Jak zwykle nie mieli problemów z oznaczeniem...
Zatem przedstawiam 
Szczotecznica szarawka (Calliteara pudibunda syn. Dasychira pudibunda) - motyl nocny z rodziny brudnicowatych (Lymantriidae).