Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

środa, 30 czerwca 2010

W uroczym miejscu żyć mi przyszło




W uroczym miejscu żyć mi przyszło, kocham tę ziemię.

Spacer z psiakiem kilka minut od domu i tyle radości z widoków dookoła...
Znaczy wycinałem aparatem to co wcale mi do krajobrazu nie pasuje...obwodnicę, słupy wysokiego napięcia, śmieci itp. - ale i tak pomimo wszystko, skoro można je wyciąć obiektywem, to jednak nie stanowią dominanty w krajobrazie.

maleńki wodospad na rowie melioracyjnym (w zasadzie to podgórski strumyk, na rów zamieniony)

Wisienki na tle północno wschodnich krańców Góry św. Marcina
Notabene gdzieś tam w okolicach, zostałem poczęty.

I polne maki ..rosną sobie drwiąc z wypielęgnowanych kwiatów ogrodowych, które nawet nie umywają się do nich wdziękiem ni urodą


a potem na poziomki - nieszczęśni mieszkańcy centrów miast - komu z was rosną dziko poziomki w odległości minuty spaceru od domu?


wtorek, 29 czerwca 2010

małakolongwa

- Panie co pan tam tak cykasz?
- makolągwę - odparłem, na pytanie przechodnia.
- co ? Jaką małomkolongwę? Ja tam panie tylko wróble widzę. Kto by się głupotami zajmował?

Wówczas zdjęcia wyszły gorzej niż kiepskie - plucha była
Potem robiłem jeszcze (także
podczas słoty) przed domem - wyszły takie sobie - mam w archiwum ale się nimi nie chwalę, tyle ze była parka.

Aż niedawno, siadam do komputera a za oknem widzę...
i pobiegłem po aparat -
pierwsze kilka ujęć przez firankę,
potem wypadam na pole a samczyk fruuu a samiczka za nim
i ukryli się gdzieś pośród ogrodów sąsiedzkich.


Makolągwa zwyczajna, makolągwa (Carduelis cannabina)



Jak odróżnić makolągwy od wróbli?
tak na oko, zwłaszcza bez lornetki to raczej kiepsko, zwłaszcza jak siedzą obok siebie - ale można po zachowaniu - wróble zawsze działają w stadkach - makolągwy w parach. Wróble przelatują z krzaka na krzak, makolągwy lataja wyżej i śmielej.

Warto tez czasami wystawić się na durne uśmieszki gapiów i zaopatrzywszy się w lornetkę poobserwować okoliczne zarośla - wiele ptaków uznawanych za pospolite wróble okaże się ...kimś innym.

Posted by Picasa

czwartek, 24 czerwca 2010

rostrum belemnita

Kolejny post z cyklu; skamieniałości leżą na ulicy...
ten też tam leżał.

konkretnie na ulicy Pogodnej, pośród innych łupków wapiennych którymi utwardzono jej nawierzchnię. Ot tak przypadkowo kopnięty, ukazał się ciemniejszy wtręt na powierzchni białego kamienia. schyliłem się - reszta była już tylko grzebaniem na forach w poszukiwaniu odpowiedzi co też to jest.

A co to jest mamy w tytule.
Rostrum belemnita,
czyli fragment aparatu gębowego stworzenia z dawien dawna wymarłego a podobnego do dzisiejszych kałamarnic






Znalezisko raczej mało wartościowe, powszechnie spotykane...ale
mimo wszystko warto patrzeć pod nogi




most do nieba

Okolice godziny ósmej, Tarnów, bulwary wątku...
Lubie tędy jeździć o tej porze, nie ma jeszcze wagarowiczów, wózków z dziećmi, spacerujących, są tylko zapóźnieni bezdomni, dojadający ofiarowane im na Burku produkty, słońce i my z Miłoszem.

Bulwary położone są kilka metrów poniżej poziomu ulicy Nadbrzeżnej i to także stanowi o ich uroku...można przy dobrym słońcu obserwować duchy ludzi idących do nieba...



środa, 23 czerwca 2010

Inwazja mrówek z tarasu

Nie wiem jak wyczaiły moja kuchnię, podejrzewam że kilka zostało tu przyniesionych wraz z naczyniami po grillowisku, lub z psią miską. Nie zginęły w zlewie, ale udało im się wrócić.
Niczym Marco Polo wskazały swoim siostrom kraj mlekiem i miodem płynący,
dosłownie bo Mikołaj i Miłosz, są zdolni opędzlować każdą ilość chrupek kukurydzianych okraszonych mlekiem i miodem (od biedy może być cukier).
Ponieważ jednak odmawiają przy tym konsumpcji innych produktów, przerto ja odmawiam im zasaerowownia chrupek, tedy czekaja na okazję aż wyjdę do garażu, czy siądę przy komputerze, by chybcikiem po kryjomu przygotować sobie upragnione danie, przy okazji małe łapki przygotowują je też dla...mrówek, nachlapawszy i narozsypywawszy dookoła.

A potem tata idzie do kuchni i widzi...

sabat mrówczy na ladzie koło kuchenki

szlak prowadził wzdłuż lady

Potem w dół

następnie w pachwinie między posadzką a ladą.

Do holu

wokół okrągłego dywanu

Do salonu

Przez salon

Pod drzwi na taras...
A potem w dół i w szczeliny podłoża, wsiąkały stróżki mrówek , ruch w jedna i w druga stronę, bez wahadeł, stale nieprzerwanie - fascynujące zjawisko...do czasu.

Potem przyszła moja żona, zobaczyła te fotografie, kupiła jakieś świństwo i... już nie ma jedwabnego mrówczego szlaku.

czwartek, 17 czerwca 2010

zagłosujcie na fajnych ludzi

Nie będę ich przedstawiał, lepiej poczytajcie sami. Bardzo fajni ludzie - Wydali własnym sumptem książkę i ma ona szanse na sukces.

Zapraszam na ich bloga - poczytajcie i zobaczcie sami czy nie warto oddać na nich swój głos.

środa, 16 czerwca 2010

Czemu nienawidzę samochodziarzy?- uwaga drastyczne zdjęcia!

Nienawidzę samochodziarzy!

Samochodziarze to egoistyczne nadęte buce, zamknięte w swoich blaszanych trumienkach, mknące w poczuciu posiadania "prywatnej przestrzeni", nie liczący się z nikim i niczym!

Nie znoszę tych gnoi bo uczynili z najpiękniejszych miejsc spacerowych trasy swych przejazdów, wciskają w najurokliwsze zakątki miast swoje śmierdzące puszki i zasłaniają nimi miejsca warte zobaczenia lub sfotografowania.

Rykiem swoich tuningowanych (lub tylko zaniedbanych) silników zagłuszają śpiew ptaków i słowa innych ludzi!

Smrodem spalin ze swoich pojazdów tróją niewinnych ludzi niczym w komorach gazowych, zanieczyszczają pola i ogrody.

Chętnie wybił bym zęby samochodowemu ciulostwu, które wyrzuca przez okna śmieci w czasie jazdy.

Samochodziarze wreszcie to MORDERCY!!!!
Zabijają ludzi i zwierzeta.
(Uwaga drastyczne zdjęcia poniżej, więc jak masz słaby żołądek, lub nerwy to odpuść dalsze przewijanie strony!)

Spacerowałem niedzielnym popołudniem z Aurą, wróciłem z pracy, zjadłem obiad i poszedłem z psem na przechadzkę, ot taka banalną żeby się miała gdzie załatwić.
Nie wiem co nakłoniło mnie zeby iść wzdłuż obwodnicy, pewnie chęć ucieczki od gromady ludzkiej która obległa Górę Św. Marcina jak w każdy słoneczny weekendowy dzień.

Poszliśmy więc w bok, nagle doszedł mnie przykry słodkawy zapach śmierci. W upalnym słońcu i przy braku wiatru, stanowił coś w rodzaju zamkniętej bańki smrodu, krok wstecz i nic nie czuć, krok naprzód i zaczyna mdlić.
Przyśpieszyłem kroku, aby jak najprędzej wyjść z zapowietrzonego terenu, dopiero gdy odór rozkładającego się mięsa osłabł odważyłem się oglądnąć za siebie - w rowie leżało truchło roztrzaskanej przez auto sarenki.


Jakiś rozpędzony debil uderzył, pewnie nocą, w przemykającego tędy zwierzaka - padliny nie posprzątano, więc raczej nikomu nie zgłosił, albo był wypity, albo sądził że potracił psa.
To o tyle dobrze że nie pójdzie do Związku Łowieckiego po odszkodowanie! Czyli że buc będzie musiał pokryć straty z własnej kieszeni - no chyba że był ciężarowcem - wtedy pewnie nic mu się nie stało. Ale osobówka musiała ucierpieć, co zresztą napawa mnie ogromną radością, ach żeby sobie tak drań jeszcze gębę odłamkami szkła poharatał... wiem że to nie chrześcijańskie, ale jakoś nie potrafię im wybaczyć!

Oczywiście wina nie leży tylko po stronie matoła za kierownicą!
Winni są także ci którzy tę drogę projektowali, wykonywali i odbierali!

Ile by to podniosło koszt inwestycji by zrobić pod jezdnią kilka przepustów dla zwierząt?! Ułamek kosztów całej inwestycji? Nie więcej, zważywszy na konieczność zrobienia przepływów dla wody, to raczej w tych samych kosztach!
Ale kolejny raz jakiemuś idiocie zza biurka zabrakło wyobraźni!

piątek, 11 czerwca 2010

Chrząszczenie

Chrząszcze mają się dobrze, w rzeczy samej niby czemu miały by się mieć źle?

Podobno zagładę nuklearną przeżyły by tylko chrząszcze, ze szczególnym uwzględnieniem karakonów i szczury... no jak straszyć to na całego.

Nie ma zagłady nuklearnej ale jest fala upałów po fali powodziowej
- żyć nie umierać, szczególnie jak sie jest chrząszczem.

Wilgoci pośród gęstego chwastowiska nie brakuje, nie brakuje tez cienia, gdyby im na nim zależało, ani pokarmu. Natomiast nie ma człowieka z jego opryskami, a wściekle słońce przepędziło nawet ptaki - no to hulaj dusza!


Najrzadziej u nas spotykany
Ogniczek Pyrochroa serraticornis




Naliściak Phyllobius pomaceus

Jak im dobrze, a mi się pot leje po dolnych partiach kręgosłupa ...




środa, 9 czerwca 2010

portrety rodzinne i o zmianach na zachodzie


Już kiedyś o tych bestiach pisałem, wylegują się na dachu samochodu, szczodrze dokarmiane przez dzieciarnie suchym chlebem (w ramach atrakcji... drzewiej atrakcją był telewizor, gra video, potem komputer...teraz kozy...taki przyczynek do rozwoju naszej kultury).

Osobiście lubię wszystkie zwierzaki i sam chętnie bym kozy trzymał (gdyby rozmiar działki i zona pozwoliły...ale nie pozwalają)

Mówcie co chcecie ale mądrze im z oczu patrzy




Kręte (dosłownie) drogi wyniosły mnie do Gosławic - taka wioska w bezpośredniej bliskości Tarnowa, acz po drugiej (zachodniej) stronie Dunajca.
Tereny mało ciekawe, wiedzie tędy trasa rowerowa - ale chyba wytyczona na zasadzie:
"no przecież gdzieś ją wytyczyć musimy bo tak kozali"

W samej wiosce jest sklep - sceny jak z Rancza, ale nie ma ławeczki.
klasztor Kanosjanek - zbyt młody by być ciekawy.
a na pobliskich polach relikty dawnego grodziska...

jedyna co mają piękne to...
otwartą przestrzeń (no gdyby jeszcze nie ten słup wysokiego napięcia)
by patrzeć na zachody słońca

wtorek, 8 czerwca 2010

wyszedł z siebie i już nie wrócił

Wyszedł z siebie i nie wrócił...
i nie wróci...
Bo do raz zrzuconej skórki się nie wraca.

Pewnie bym tego ślizguna (Philodromus) nie zauważył, ale w oczy rzuciła mi się z daleka widoczna na liściu pokrzywy wylinka.

Rozpocząłem poszukiwania właściciela i znalazłem - gorzej było ze zdjęciami - ślizguny to pająki które szybko i sprawnie się przemieszczają, aktywnie polując zatem maja do perfekcji opanowane maskowani i błyskawiczne przemieszczenia


Wpierw usiłował czmychnąć między liście,


ale ponieważ tam także nie dałem mu spokoju,
Więc uciekł na ziemie, i znikł pomiędzy innymi pokrzywami.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Hitchcock w Tarnowie!

Spacerujemy sobie jakiś czas temu po Tarnowie - główną ulicą, Krakowską, a jakże, prawie deptak, tyle że rozciągnięty wzdłuż parkingu, no taka widać była wizja rządzących miastem.

Teraz jako trakt komunikacyjny ul. Krakowska jest mało warta, jako spacerniak ;-) także, za to mamy wielki parking w reprezentacyjnym miejscu! genialne!
Trawestując klasyka:
"Jakie władze miasta, taka i jego prezentacja".
znów zwycięzył interes zmotoryzowanych buców którzy muszą koniecznie w samo centrum wjechać samochodem - no taki nawyk ze wsi - tam też i pod oborę i pod kościół można podjechać prawie na styk.
Chamski to naród ci zmotoryzowani, równie chamscy są zresztą urzędnicy którzy o ich interesy dbają.

Ale mniejsza.
Thriller w Tarnowie !
Rój !!!!
krwiożercze owady obsiadły centrum tarnowskiej wiedzy, czyli budynek główny biblioteki i okupują go!

Zaalarmowana policja, straż miejska, pożarna
- pewnie pogotowie a może nawet i wojsko?!

Kordony szczelnie odgradzają przechodniów i gapiów (zasadniczo to i tak było dwa w jednym)
od miejsca bezpośredniego zagrożenia - akcja trwa!

Monstrualny rój gotował się do ataku!
Zabrakło podkładu muzycznego, bo ani chybi ludzie mdleli by z emocji na chodniku.


Najdzielniejsi z dzielnych przystąpili do akcji - ludność poproszono o oddalenie się - czyli trzeba było stanąć w miejscu skąd i tak nic nie było widać - na nic tłumaczenia i argumenty.
Strażnicy Miejscy napuszeni ważnością swojej misji, ni jąć się nie dali.
bliżej nie nada i szlus!

Centrum miasta wyłączone z ruchu - dobrze że dzień był świąteczny i ruch zdecydowanie mniejszy. Trwało to jakieś dwie godziny... moje gratulacje!

Wystarczyło zadzwonić do Związku Pszczelarskiego - oni poinformowali by najbliżej mieszkającego członka, który chętnie by się pofatygował - rójki to dość droga inwestycja, więc by mu się opłaciło przyjechać nawet z daleka , choc i w samym miescie pszczelarze to spora grupa.
ten wszedł by po drabinie nadstawił worek i zgarnął towarzystwo - wszystko trwało by kilka minut, z dojazdem może kilkanaście.
Ale tak to już jest!
Niekompetencja (nieznajomość przyrody, środowiska itp.) w połączeniu z tyranią "bezpieczeństwa" robią swoje.

piątek, 4 czerwca 2010

Zięba story

Wracałem właśnie z pracy, przechodzę obok Starego Cmentarza
i...
słyszę śpiew!
Szukam wzrokiem wesołka, a on tuż, tuż

Wyjąłem aparat,
a potem już w domu pieczołowicie z ruchu dzioba
wyczytałem co też on tam wyśpiewywał
zapis translacji poniżej.




środa, 2 czerwca 2010

Zawsze może byc jeszcze gorzej...

Tym razem nie o powodzi, choć to dramat już na skale całego państwa. Optymistyczne zapewnienia premiera, marszałka / p.o prezydenta i pomniejszych nie zmieniają faktu. Woda zniszczyła szmat kraju, nadal pada a co gorsza stan upraw jest katastrofalny.
Ceny żywności skocza jak oszalałe i nawet U.E nic nam nie pomoże, bo dzięki prospekulacyjnej polityce magazynowej najprawdopodobniej sama dysponuje nader mizernymi rezerwami.

Ale trudno...

Weźmy takiego pajączka młodego lejkowca (Agelena labyrinthica) ...
ślimak wlazł mu w szkodę i to dosłownie bo misternie tkana siec nie nadaje się już do niczego.

Lejkowiec usiłuje wywalić intruza (ślimak zaroślowy Arianta arbustorum lub zaroślarka pospolita Bradybaena fruticum) - bez skutku, dysproporcja mas jest zbyt wielka.

Lejkowiec wpada w histerię, gania jak opętany - temu też zawdzięczam kiepską jakość poświęconych mu ujęć - zapewne szukając sposobu pozbycia się nieproszonego gościa, przy jednoczesnym zminimalizowaniu strat.

Próżne zabiegi ale...
jedno nieszczęście to wcale nie jest nieszczęście, są gorsze nieszczęścia niż ono - bo oto ktoś już czyha na jego odwłok ...

Samica ukośnika (Xysticus cristatus) już od dłuższej chwili przygląda się szaleństwu młodego lejkowca - nie czyni tego jednak wiedziona empatią czy litością - zauważyłem że dla wielu samic pojęcia "empatii" i "litości" to czyste abstrakty, na które chętnie się powołują, ale których same nigdy nie okazywały - ale zwykłą wizją smakowitego posiłku.

Stracić dom to klęska, ale stracić życie?...no to już jest absolutny koniec - miejcie oczy szeroko otwarte.

wtorek, 1 czerwca 2010

Siarkowy nalot



Siarka - straszne słowo...
Raz że kojarzy się z piekłem, a dwa że z równie piekielnym w skutkach zanieczyszczeniem środowiska.
Siarka pali
siarka truje
siarka żre

A w Tarnowie są Zakłady Azotowe i...
jak to ciężka chemia - trują!

Furda że to już czas przeszły, że teraz inne technologie, że inna kultura techniczna, że kary horrendalne, że rachunek ekonomiczny nakazuje nie emitować surowca w powietrze...

"Panie te skur..syny znów coś wypuściły!
Patrz pan na kałuże..normalnie siarka tam pływa, wiesz pan, deszcze to kwaśne z powietrza wypłukały i teraz toto w kałużach pływa, mówię panu, zeżre liście, wytruje wszystko - to jest siarka panie, ja się na tym znam!"

Istotnie kałuże pokryte były siarkowo barwnym nalotem ... czyżby miał rację?
Dziwne że taki stary człowiek nie skojarzył faktu pojawiania się tych nalotów regularnie, co roku, zawsze o tej samej porze?
Czasami bardzo proste obserwacje umykają nam, trudno człowiek jest omylny - gorzej jeśli celowo racjonalizujemy braki w naszej wiedzy.
- padał deszcz w lecie i jesienią - nalotu nie było - wnioski? albo akurat teraz nic nie "wypuścili" albo..."wypuścili" ale wiatry zaniosły to gdzieś dalej!

Bardzo proste rozumowanie, przy jego pomocy można "wytłumaczyć" nie tylko pojawianie się żółtego nalotu na kałużach, ale i stonkę i Czarnobyl i ... Smoleńsk.

Tymczasem to co widzimy to jedynie efekt pylenia ... sosny!
Pozdrowienia dla alergików
a propos - jak tych pyłków jest naprawdę dużo w powietrzu to nawet osoby alergikami nie będące, odczuwają nieprzyjemne sensacje w drogach oddechowych, nie jako reakcję immunologiczna, ale zwykłe mechaniczne...zapylenie ;-)

A rozmowa ?

No wiem pan z tego co mi wiadomo - odpowiadam ostrożnie - to chyba Azoty już tak nie trują, a to tutaj to pyłki roślinne, sosny konkretnie.

-" A co pan wiesz? Przyznają się że "wypuścili"? - ni chu.. się nie przyznają! Panie, ja wiem co mówię!"
(...)