Za oknami zima - ścisnęło - w Bieszczadach ponoć w okolice dwudziestki poniżej zera - u nas najniżej to dostrzegłem 14, ale mogło być zimniej. Aura w każdym razie do domu jeszcze iść nie chciała - nie demesticuje się powyżej 18 stopni poniżej punktu zamarzania wody i wybrała nocowanie w budzie - z drugiej strony nie wywlekła na zewnątrz moich starych koszul, co znaczy że musiało być poniżej dziesięciu na minusie.
Generalnie mróz trzyma - choć słoneczko piękne, przejrzyste.
No to tak z przekory - niech stanie się CIEPŁO!!!!!
Pszczoła miodna na chryzantemie - chryzantemy rosną sobie w moim ogrodzie, przesiedlone tu z opuszczonych ogródków działkowych, zaaklimatyzowały się i odpłacają za ratunek (niedługo po przesiedleniu na ten teren wkroczył deweloper i jego sługus budowlaniec z banda pomagierów w drelichach - po czym zrobili porządek... czyli wydarli wszystko do gołej ziemi...
No to niech Wam ciepło będzie. w oczekiwaniu na wiosnę.
„Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro”
papież Benedykt XVI
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro”
papież Benedykt XVI
środa, 31 grudnia 2014
poniedziałek, 29 grudnia 2014
Szczęśliwego Nowego Roku
ss
s s
s ssss X
s
s
s
BO
BOM
BOMBOWEGO
SYLWESTRA i NOWEGO ROKU
KARNAWAŁU i RESZTY MIESIĘCY
POPIJAWY BEZ GLĄTWY i NICZYJEJ KLĄTWY
PIENIĘDZY i ZDROWIA BEZ KARETKI POGOTOWIA
DOBREJ DIETY, DUŻO RUCHU i MOCNEGO W PIERSIACH
CHUCHU. OBSERWACJI; PTACTWA, GADÓW, PŁAZÓW
TUDZIEŻ SSAKÓW, MNÓSTWA ROŚLIN, GRZYBÓW,
ŚLUZOROŚLI I NA DRZEWACH NAROSŁOŚCI.
ZDJĘĆ UDANYCH, W SAM RAZ SŁOŃCA,
SPRZĘTU , CZASU I MIESIĄCA. ŻEBY
ŻEBY OPRACOWAĆ ZDJĘCIA, TEKST
NAPISAĆ BEZ ZADĘCIA.
TEGO ŻYCZĘ WSZYSTKIM
WAM ORAZ TAKŻE
SOBIE
CHUCHU. OBSERWACJI; PTACTWA, GADÓW, PŁAZÓW
TUDZIEŻ SSAKÓW, MNÓSTWA ROŚLIN, GRZYBÓW,
ŚLUZOROŚLI I NA DRZEWACH NAROSŁOŚCI.
ZDJĘĆ UDANYCH, W SAM RAZ SŁOŃCA,
SPRZĘTU , CZASU I MIESIĄCA. ŻEBY
ŻEBY OPRACOWAĆ ZDJĘCIA, TEKST
NAPISAĆ BEZ ZADĘCIA.
TEGO ŻYCZĘ WSZYSTKIM
WAM ORAZ TAKŻE
SOBIE
SAM.
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Bożo Narodzeniowo
*
Wszystkim
Wszystkim sympatykom
miłośnikom, gościom i obserwatorom tego bloga
Wszystkim moim rozmówcom,
dyskutantom, a zwłaszcza tym z którymi toczyłem zażarte spory
Wszystkim których blogi odwiedziłem
wpisy skomentowałem, komentarze skrytykowałem (albo pochwaliłem - bo i tak bywa)
Wszystkim blogerom, komentatorom i użytkownikom
Którzy tworzą internet, sieć która nigdy nie śpi, sieć ważniejszą niż wszystkie kable i bity razem wzięte
Absolutnie wszystkim
na całym świecie
nawet hakerom z Chin
nawet twórcom
wirusów i robali
życzę z całego serca
Szczęśliwych, spokojnych, bezpiecznych i radosnych
Świąt Bożego Narodzenia
piątek, 5 grudnia 2014
smugi
letni dzionek, słoneczko, strumyk Strusinką zwany (powinna być struzinka - bo od strugi, ale tu niech się Bralczyk wypowiada, skąd w języku polskim dziwaczne takie "strusiowanie"). Dziś spokojny, czyściutki, ale bywa że jak na "Marcinkę" nawałnica spadnie to ta rzeczynka niepozorna zalewa okoliczne domy - trzeba byc durnym deweloperem by na terenach potencjalnie zalewowych domy budować, trzeba być jeszcze większym by od dewelopera takie coś kupić - w każdym razie w szeregu stoi tu domków kilka z tego... tylko jeden zamieszkały. Ale mniejsza o Strusinkę. Zasadniczo jest ona rowem odwadniającym północno wschodnie strony Góry św. Marcina i przez lata specjalnie w niej życia roślinnego nie widziałem. Aż roku pewnego...
I tak od lat trzech - pewnie kaczki przyniosły i się roślince spodobało. na swoje potrzeby nazywam ją rzęślą - ale marine botanik ze mnie marny, więc mogę się mylić. A obok nitki wodorostów, także nie do nazwania, bez specjalistycznej wiedzy.Razem całkiem ładny, dynamiczny obraz.
Teraz już zostały resztki, a może po ostatnich przymrozkach, zgoła nic... ale wiosną znów rozleją się jasnozielonymi kępami w nurcie strumienia.
I tak od lat trzech - pewnie kaczki przyniosły i się roślince spodobało. na swoje potrzeby nazywam ją rzęślą - ale marine botanik ze mnie marny, więc mogę się mylić. A obok nitki wodorostów, także nie do nazwania, bez specjalistycznej wiedzy.Razem całkiem ładny, dynamiczny obraz.
Teraz już zostały resztki, a może po ostatnich przymrozkach, zgoła nic... ale wiosną znów rozleją się jasnozielonymi kępami w nurcie strumienia.
czwartek, 20 listopada 2014
Kątnik domokrążca
Pająki coraz silniej się synantropizują, bo zsynurabinizowały się już dawno (strach się bać, bo następna w kolejce jest... antropomorfizacja ;-) ). Tegoż lata mendia straszyły nas, horrorem we Francji czyli arachnoinwazją wielkich kątników.
Kątniki a zwłaszcza samce faktycznie są spore. Jest ich zresztą kilka gatunków i jak wskazuje choćby nazwa Kątnik domowy (Tegenaria domestica) są z człowiekiem związane od dawna. Jedyny problem w tym że teraz stały się bardziej widoczne, prawdopodobnie w grę wchodzi przyspieszony proces synantropizacji Kątnika olbrzymiego (Tegenaria duellica). Podejrzewam iż gatunek który dawniej krył się przed ludzkim wzrokiem, obecnie stał się na tyle liczny, że podejmuje ryzykowne migracje w celu znalezienia sobie siedzib.
Potrzeb kątniki wielkich nie mają. wystarczy gdzieś w kącie (jak sama nazwa wskazuje) pękniecie, jakaś szczelina, cokolwiek co można zaadaptować na norkę i zrobić tam sieć w kształcie lejka - kątniki to rodzina lejkowcowatych w końcu. generalnie nieszkodliwy, chociaż niekoniecznie wzbudzający zachwyt urodą szczękoczułkowiec. W okolice człowieka zwabia je zarówno duża ilość miejsc "zamieszkania" jak i obfitość łupu, wynikła z naszego sposobu bycia (nie oszukujmy się człowiek i świnie to najbardziej brudzące gatunki na ziemi - tyle że człowiek bardziej).
W Polsce także są rodzajem powszechnym i pospolitym, tyle że rzadko widywanym ze względu na skryty tryb życia. Ale ostatnio i u nas zaczęły nawiedzać domostwa spokojnych obywateli.
Choćby ten.
Zawędrował mi do kuchni (pewnie z ogrodu, przez drzwi od tarasu) i stał ogłupiały nie wiedząc co ma zrobić dalej. Rodzinka też stała i patrzyła nań nie wiedząc co ma zrobić - znaczy najchętniej by go wyrzucili (Marzenka rozdeptała... ale to typowy przejaw kobiecej łagodności). Na to wszystko nadszedł tata, czyli ja. Zobaczyłem, zaskoczyłem, zadziałałem - poszedłem po najważniejszy sprzęt... aparat. Kątnik w tym czasie dał nura pod ławę kuchenną, nie lubi drań eksponowanych pozycji... na premiera się nie nadaje... ale dalej nie wiedział co ze sobą począć. Tu dopadła go moja migawka, a potem on dopadł migawkę, wbiegając na obiektyw.
Mogłem jak inteligentni Francuzi zadzwonić po straż pożarną, ale wybrałem zwykła, głupią, polską improwizację. Z gazety szybko utworzyłem coś na kształt koperty, pająk wszedł tam prawie bez konieczności stosowania przymusu bezpośredniego (daleko mi do poczucia obowiązku służbowego charakterystycznego dla policjantów okładających pałami posła Wiplera), a następnie zaniosłem go do... garażu. Na polu szaruga (nie mylić z Jaracką), wiatry, mżawka - no jak tu nie mieć serca dla pająka? A w garażu, temperatura w sam raz, papu pod dostatkiem (zwłaszcza jak "polubi" kuzynów stawonogów z rodziny stonóg). Ja mu nie wróg - chce się synantropić, niech się synantropi - tylko od antropomorfizmu wara!
Kątniki a zwłaszcza samce faktycznie są spore. Jest ich zresztą kilka gatunków i jak wskazuje choćby nazwa Kątnik domowy (Tegenaria domestica) są z człowiekiem związane od dawna. Jedyny problem w tym że teraz stały się bardziej widoczne, prawdopodobnie w grę wchodzi przyspieszony proces synantropizacji Kątnika olbrzymiego (Tegenaria duellica). Podejrzewam iż gatunek który dawniej krył się przed ludzkim wzrokiem, obecnie stał się na tyle liczny, że podejmuje ryzykowne migracje w celu znalezienia sobie siedzib.
Potrzeb kątniki wielkich nie mają. wystarczy gdzieś w kącie (jak sama nazwa wskazuje) pękniecie, jakaś szczelina, cokolwiek co można zaadaptować na norkę i zrobić tam sieć w kształcie lejka - kątniki to rodzina lejkowcowatych w końcu. generalnie nieszkodliwy, chociaż niekoniecznie wzbudzający zachwyt urodą szczękoczułkowiec. W okolice człowieka zwabia je zarówno duża ilość miejsc "zamieszkania" jak i obfitość łupu, wynikła z naszego sposobu bycia (nie oszukujmy się człowiek i świnie to najbardziej brudzące gatunki na ziemi - tyle że człowiek bardziej).
W Polsce także są rodzajem powszechnym i pospolitym, tyle że rzadko widywanym ze względu na skryty tryb życia. Ale ostatnio i u nas zaczęły nawiedzać domostwa spokojnych obywateli.
Choćby ten.
Zawędrował mi do kuchni (pewnie z ogrodu, przez drzwi od tarasu) i stał ogłupiały nie wiedząc co ma zrobić dalej. Rodzinka też stała i patrzyła nań nie wiedząc co ma zrobić - znaczy najchętniej by go wyrzucili (Marzenka rozdeptała... ale to typowy przejaw kobiecej łagodności). Na to wszystko nadszedł tata, czyli ja. Zobaczyłem, zaskoczyłem, zadziałałem - poszedłem po najważniejszy sprzęt... aparat. Kątnik w tym czasie dał nura pod ławę kuchenną, nie lubi drań eksponowanych pozycji... na premiera się nie nadaje... ale dalej nie wiedział co ze sobą począć. Tu dopadła go moja migawka, a potem on dopadł migawkę, wbiegając na obiektyw.
Mogłem jak inteligentni Francuzi zadzwonić po straż pożarną, ale wybrałem zwykła, głupią, polską improwizację. Z gazety szybko utworzyłem coś na kształt koperty, pająk wszedł tam prawie bez konieczności stosowania przymusu bezpośredniego (daleko mi do poczucia obowiązku służbowego charakterystycznego dla policjantów okładających pałami posła Wiplera), a następnie zaniosłem go do... garażu. Na polu szaruga (nie mylić z Jaracką), wiatry, mżawka - no jak tu nie mieć serca dla pająka? A w garażu, temperatura w sam raz, papu pod dostatkiem (zwłaszcza jak "polubi" kuzynów stawonogów z rodziny stonóg). Ja mu nie wróg - chce się synantropić, niech się synantropi - tylko od antropomorfizmu wara!
czwartek, 13 listopada 2014
Duch lasu
Nie znacie Go? Znacie, chyba każdy kto po lesie chodzi go zna... czasem pacnie gałązka po policzku, czasem ostrężyną po łydce przeciągnie, niekiedy mokrą pajęczynę na rozgrzanym karku położy. Ot złośnik taki i ladaco, ale sympatyczny i uczynny. Grzyba pomoże znaleźć, na ścieżkę powrócić, czasami pomoc przyprowadzi.
A ja spotkałem go osobiście - teraz, niedawno, jesienną już porą.
Nie wierzycie?
To popatrzcie sami - bez kitów, żadnej fotomanipulacji, układanek czy kolaży
...
A ja spotkałem go osobiście - teraz, niedawno, jesienną już porą.
Nie wierzycie?
To popatrzcie sami - bez kitów, żadnej fotomanipulacji, układanek czy kolaży
...
poniedziałek, 3 listopada 2014
Achtung Idioten!!!
Jakiś czas temu za subskrybowałem newsletter Poradnika Ogrodniczego, całkiem przyzwoity serwis, sporo aktualnych porad i przypomnień. Dzięki nim np. róże w naszym ogrodzie mają się dobrze, bo w porę powiadomili o pladze grzybów i o tym jak je przycinać i kiedy okrywać. Ogólnie serwis wart polecenia dla każdego z ogródkiem lub choćby tylko balkonem.
Ostatnio otrzymałem pakiecik reklam a w nim curiozum. Oto ono
Zestaw min przeciw zwierzęcych zwany kretołapem
Działa to w ten sposób, że montuje się kretowi w kretówce petardę z czujnikami, po jakimś czasie kret wraca w to samo miejsce i wtedy zwiera kable, petarda wybucha a zwierzak przenosi się do krainy wiecznego rycia, gdzie pędraki nigdy się nie kończą, a ziemia jest lekka...
Kret to miłe i pożyteczne zwierze, objęte ochroną częściową, czyli w zależności od tego gdzie się pojawi i tak np. w ogrodach, na boiskach czy wałach przeciwpowodziowych już chroniony nie jest. Wały jeszcze rozumiem, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie by budować je w sposób "kretoodporny", boiska to także już głównie utwardzona płyta, kryta darnią lub sztuczną nawierzchnią, więc problem w zasadzie rozwiązał się sam. Gorzej z ogrodami.
W ogródkach, czy na działkach kret uznany jest za szkodnika i tępiony bez litości. Ponieważ jednak nie umiem sobie wyobrazić człowieka inteligentnego który nie zdaje sobie sprawy że kret w szkodę nie wchodzi mu na złość tylko wiedziony instynktem, zatem trzeba być idiotą by niewinnego zwierzaka zabijać, skoro wystarczy go przepłoszyć, lub tak urządzić ogród aby mu tam wygodnie nie było i się nie zadomawiał (jak u mnie).
W związku z powyższym wyrażam szczerą nadzieję że przynajmniej kilku idiotów którzy to kupią straci przy okazji montażu lub zabawy palce tudzież oczy, a firma produkująca to draństwo skończy w sądzie z wielomilionowymi odszkodowaniami!
Ostatnio otrzymałem pakiecik reklam a w nim curiozum. Oto ono
Zestaw min przeciw zwierzęcych zwany kretołapem
Działa to w ten sposób, że montuje się kretowi w kretówce petardę z czujnikami, po jakimś czasie kret wraca w to samo miejsce i wtedy zwiera kable, petarda wybucha a zwierzak przenosi się do krainy wiecznego rycia, gdzie pędraki nigdy się nie kończą, a ziemia jest lekka...
Kret to miłe i pożyteczne zwierze, objęte ochroną częściową, czyli w zależności od tego gdzie się pojawi i tak np. w ogrodach, na boiskach czy wałach przeciwpowodziowych już chroniony nie jest. Wały jeszcze rozumiem, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie by budować je w sposób "kretoodporny", boiska to także już głównie utwardzona płyta, kryta darnią lub sztuczną nawierzchnią, więc problem w zasadzie rozwiązał się sam. Gorzej z ogrodami.
W ogródkach, czy na działkach kret uznany jest za szkodnika i tępiony bez litości. Ponieważ jednak nie umiem sobie wyobrazić człowieka inteligentnego który nie zdaje sobie sprawy że kret w szkodę nie wchodzi mu na złość tylko wiedziony instynktem, zatem trzeba być idiotą by niewinnego zwierzaka zabijać, skoro wystarczy go przepłoszyć, lub tak urządzić ogród aby mu tam wygodnie nie było i się nie zadomawiał (jak u mnie).
W związku z powyższym wyrażam szczerą nadzieję że przynajmniej kilku idiotów którzy to kupią straci przy okazji montażu lub zabawy palce tudzież oczy, a firma produkująca to draństwo skończy w sądzie z wielomilionowymi odszkodowaniami!
piątek, 17 października 2014
Seks jesienny
Kto powiedział że porą swadźby jest wiosna? To w lecie już tylko niedobitki a jesienią nikt zgoła? Ej coś się tym poetom pomieszało, wiosna wiosną, fajnie jest, słoneczko świeci... ale żeby z niej od razu czas rui i porubstwa robić?
No bo weźmy takie szablaki zwane późnymi z racji tej że gody sobie dopiero we wrześniu i październiku urządzają.
Wracałem akurat z marszu do Skrzyszowa na nowo powstająca zaporę (opiszę) i przechodziłem wzdłuż obwodnicy gdy nad rowami odprowadzającymi wodę z okolic trasy zobaczyłem uganiające się za sobą i ze sobą ważki. Zdjęcia marne, ale na dużym zoomie robione poprzez rów z wodą, a ręce zmęczone po dwudziestu kilometrach pracy z kijkami. No ale z całej serii dwa są jakie takie i jedno nawet nie do końca zepsute.
Szablaki zachowywały się wręcz podręcznikowo. Jako gatunek pionierski skolonizowały okolice gdzie wcześniej ważek nie spotykałem, wybierając antropogeniczne zbiorniki i cieki wodne (znaczy infrastrukturę odwadniającą obwodnicy). Ważki składają jaja zaraz po zapłodnieniu, zapewne szablaki późne robią to na trawie, gdyż nie zaobserwowałem by w czasie kopulacji którakolwiek z par dotykała wody.
Ciekawostką jest poliandria samic - co prawda kopuluje na raz wyłacznie z pojedynczym partnerem, nie mniej jednak drugi już czeka na swoja kolej, kręcąc się w pobliżu.
Gatunek ustalony dzięki specom z entomo forum
No bo weźmy takie szablaki zwane późnymi z racji tej że gody sobie dopiero we wrześniu i październiku urządzają.
Szablak podobny, szablak późny (Sympetrum striolatum)
Samczyk z czerwonym "końcem", samiczka taka bardziej "perełkowa" na "podbrzuszu" ;-)
Wracałem akurat z marszu do Skrzyszowa na nowo powstająca zaporę (opiszę) i przechodziłem wzdłuż obwodnicy gdy nad rowami odprowadzającymi wodę z okolic trasy zobaczyłem uganiające się za sobą i ze sobą ważki. Zdjęcia marne, ale na dużym zoomie robione poprzez rów z wodą, a ręce zmęczone po dwudziestu kilometrach pracy z kijkami. No ale z całej serii dwa są jakie takie i jedno nawet nie do końca zepsute.
Szablaki zachowywały się wręcz podręcznikowo. Jako gatunek pionierski skolonizowały okolice gdzie wcześniej ważek nie spotykałem, wybierając antropogeniczne zbiorniki i cieki wodne (znaczy infrastrukturę odwadniającą obwodnicy). Ważki składają jaja zaraz po zapłodnieniu, zapewne szablaki późne robią to na trawie, gdyż nie zaobserwowałem by w czasie kopulacji którakolwiek z par dotykała wody.
Ciekawostką jest poliandria samic - co prawda kopuluje na raz wyłacznie z pojedynczym partnerem, nie mniej jednak drugi już czeka na swoja kolej, kręcąc się w pobliżu.
Gatunek ustalony dzięki specom z entomo forum
środa, 15 października 2014
Opieńka gignat?
Nie ma opieniek gigantów!
No nie ma i juz, sa mniejsze lub większe, ale wszystkie raczej małe niż duże a o gigantycznych to nikomu się nie śniło - no może zakręconym grzybiarzom...
Tymczasem...
Oprowadzałem klasę mojego syna Miłosza po lesie na "Marcince", odwiedziliśmy nory borsucze i wiatrołomy o kiełbaski piekliśmy i trafiliśmy na takie oto grzyby... I co?
Opieńkowate jak nic, tylko ten rozmiar i łuski na trzonkach...
- Prose pana cy one som jadalne?
- Raczej nie są trujące, aczkolwiek nawet jeśli jadalne to smakować muszą jak kartka papieru, wić nie ma sensu się nimi zajadać...
- To nie zbieramy ich?
- nie, nie zbieramy, zostają tak jak są, lepiej żeby cieszyły oczy niż męczyły podniebienia i żołądki.
- to dobze...
I poszliśmy dalej.
A grzyby?
Łuskwiak nastroszony (Pholiota squarrosa (Vahl) P. Kumm.)
mam zaszczyt przedstawić...
piątek, 3 października 2014
Duża żółta bania
Nie - to nie będzie o dyni.
Nie lubię much - no nie lubię i koniec. Niesiołowskiego też nie lubię, niekoniecznie dlatego że się na muchach naukowo wyżywał. Generalnie mam je za paskudne szkodniki - takie miniarki - zepsują sto razy więcej niż zjedzą.Tym razem jednak chodzi o galasówkę. - Galasówkowate to rząd błonkoskrzydłych, atakują roślinę i tworzą sobie wewnątrz niej (lub na zewnątrz) taki swoisty habitat - galas (stąd nazwa). Galasy mogą być różne - ale ten należy do największych.
Wypatrzyłem go idąc z Aurą na spacero / wycieczkę gdzieś pośród zdziczałych wtórnie terenów opodal górki rozrządowej. W zasadzie wisiał nad ścieżką więc trudno było nie dostrzec.
Nawet nie trzeba było specjalnie długo szukać - te galasy są bardzo charakterystyczne i należą do muchówki Jagodnicy dębianki.
A dorosły owad wygląda tak - posiłkuję się netem, bo w swoich zbiorach nie mam.
Nie lubię much - no nie lubię i koniec. Niesiołowskiego też nie lubię, niekoniecznie dlatego że się na muchach naukowo wyżywał. Generalnie mam je za paskudne szkodniki - takie miniarki - zepsują sto razy więcej niż zjedzą.Tym razem jednak chodzi o galasówkę. - Galasówkowate to rząd błonkoskrzydłych, atakują roślinę i tworzą sobie wewnątrz niej (lub na zewnątrz) taki swoisty habitat - galas (stąd nazwa). Galasy mogą być różne - ale ten należy do największych.
Wypatrzyłem go idąc z Aurą na spacero / wycieczkę gdzieś pośród zdziczałych wtórnie terenów opodal górki rozrządowej. W zasadzie wisiał nad ścieżką więc trudno było nie dostrzec.
Nawet nie trzeba było specjalnie długo szukać - te galasy są bardzo charakterystyczne i należą do muchówki Jagodnicy dębianki.
A dorosły owad wygląda tak - posiłkuję się netem, bo w swoich zbiorach nie mam.
Cynips quercusfolii L
środa, 24 września 2014
Rusałki - ostatnie pokolenie
Rusałki to pierwsze i ostatnie motyle które możemy w Polsce oglądać. Co ciekawsze zimują w formie imago, gdzieś w podziemiach, piwnicach, obiektach przemysłowych - byle było chłodno i niezbyt sucho. Pamiętam, gdy kopiliśmy nasz dom, w stanie surowym, że w piwnicy było ich całe zatrzęsienie, co ciekawe wcale nie padały łupem pająków. Starałem się tak poprowadzić prace, aby nie zakłócić ich spokoju. Nieskromnie napisze - iż odniosłem sukces - wszystkie odleciały razem z pierwszymi wiosennymi ciepłami, przyłączając się do rzeszy pobratymców baraszkujących na pierwszych kwiatach.
Dziś już w piwnicy ich nie zimuje, ciepło od pieca CO skutecznie by je zabiło - no może nie bezpośrednio, ale uniemożliwiając im hibernację. Za to stryszek nad garażem cały czas stoi do ich dyspozycji - korzystam z niego wybitnie rzadko i praktycznie nigdy pora zimową, więc mają spokój.
Nie przypuszczałem nawet że budlej dawida to dla nich tak atrakcyjna roślina - otrzymałem go od kolegi pszczelarza w ramach propagacji roślin miododajnych. Zwróćcie uwagę (tak na marginesie) że obecna moda na ogródki przydomowe to głównie egzotyka i iglaki - czyli żadnego pożytku dla zapylaczy - a co gorsza np. z mleczami walczy się ciężką chemią - pryskając je wtedy gdy kwitną - czyli przy okazji eksterminując setki pszczół i innych nektaropijców. Jest dowodem na hiper bezmyślność odpowiednich instytucji że zezwalają na wprowadzanie do handlu środków takich jak roundap (inne podobne ścierwa), oraz zakup o wykorzystanie ich przez ludzi którzy pojęcia nie maja co i czym robią.
Więc rośnie mi ten budlej (ta budleja?) w ogródku, pięknie komponując się z ketmiami a na budlei w pewnym momencie doliczyłem się ponad dwudziestu motyli - niesamowity widok, niestety zanim pobiegłem po aparat... Udało się uchwycić tylko resztki.
Następnego dnia zobaczyłem pierwsze sztuki wewnątrz garażu. Szykują się do zimowania.
Dziś już w piwnicy ich nie zimuje, ciepło od pieca CO skutecznie by je zabiło - no może nie bezpośrednio, ale uniemożliwiając im hibernację. Za to stryszek nad garażem cały czas stoi do ich dyspozycji - korzystam z niego wybitnie rzadko i praktycznie nigdy pora zimową, więc mają spokój.
Nie przypuszczałem nawet że budlej dawida to dla nich tak atrakcyjna roślina - otrzymałem go od kolegi pszczelarza w ramach propagacji roślin miododajnych. Zwróćcie uwagę (tak na marginesie) że obecna moda na ogródki przydomowe to głównie egzotyka i iglaki - czyli żadnego pożytku dla zapylaczy - a co gorsza np. z mleczami walczy się ciężką chemią - pryskając je wtedy gdy kwitną - czyli przy okazji eksterminując setki pszczół i innych nektaropijców. Jest dowodem na hiper bezmyślność odpowiednich instytucji że zezwalają na wprowadzanie do handlu środków takich jak roundap (inne podobne ścierwa), oraz zakup o wykorzystanie ich przez ludzi którzy pojęcia nie maja co i czym robią.
Więc rośnie mi ten budlej (ta budleja?) w ogródku, pięknie komponując się z ketmiami a na budlei w pewnym momencie doliczyłem się ponad dwudziestu motyli - niesamowity widok, niestety zanim pobiegłem po aparat... Udało się uchwycić tylko resztki.
Następnego dnia zobaczyłem pierwsze sztuki wewnątrz garażu. Szykują się do zimowania.
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Rozważania szympansa laboratoryjnego
Jestem szympansem laboratoryjnym, równie dobrze mógł bym byc królikiem lub myszą, ale jak by się nie wsłuchiwać Pan troglodyta brzmi efektowniej niż Oryctolagus (może się kojarzyć z orzygany nagus), to już wolał bym Mus musculus (choć brzmi to jak nazwa odżywki dla hodujących masę mięśniową cegłoidów).
No więc poznajcie moje nowe oblicze.
Od dłuższego czasu śledzę portal Badania.net, aktywnie śledzę, komentując każdy tekst, głównie zresztą w duchu myśli Rutherforda - jest fizyka i jest zbieranie znaczków. Czyli krytycznie z nutką szyderstwa. Bo i co to za badania które albo wyważają otwarte drzwi - "udowadniając" tezy znane już od Starożytności (a pewnie i wcześniej) np. że swoich lubimy bardziej niż obcych, albo wykazują wyższość świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia czyli uprawiają mniemanologie stosowaną.
Z drugiej strony - i jest w tym jakieś szyderstwo natury - przedstawiciele nauk ścisłych chełpią się całkowitą powtarzalnością i falsyfikowalnością ich ustaleń... tymczasem zasada nieoznaczoności działa nie tylko w świecie kwantowym, również w naszym makroświecie. Możemy zmierzyć prędkość samochodu, lecz wtedy nie określimy jego położenia dokładniej niż... "na oko", możemy też określić położenie tegoż pojazdu ale wtedy jego prędkość otrzymamy całkowicie zafałszowaną. Pozostaje nam przybliżony pomiar średniej prędkości na założonym odcinku drogi... "ściśle" rzecz ujmując - marna dokładność.
A to jeden z najprostszych przykładów, w zasadzie cała mechanika kwantowa i fizyka jądrowa podobnie jak nauki społeczne opiera się na analizach statystycznych... ale nie mówcie tego ekipie z "Badania.net", nazbyt by w dumę obrośli.
Ba nie tylko komentuję ich teksty, lecz pozwalam im eksperymentować także na mnie - wypełniając testy, ankiety, formularze itp. Zazwyczaj bez problemu udaje mi się odkryć sedno badania (choć nie zawsze umiem to nazwać zgodnie z ich terminologią), o czym lojalnie ich informuję.
A teraz sedno - za udział w badaniach przewidziane są nagrody rzeczowe - rzecz jasna w drodze losowania. Ponieważ moje szczęście w grach losowych jest odwrotnie proporcjonalne do mojej inteligencji to jeszcze nigdy niczego nie wylosowałem. A tu wyjątek potwierdzający regułę! Dostaję maila z prośba o adres...
Po jakimś czasie przychodzi elegancka paczuszka a w niej:
I tu jest clou!!!!!
I tu Pan troglodyta musiał nakarmić swój centralny układ nerwowy bananami a i tak nie rozgryzł zagadki.
Bo jak to jest?
Heller to mój ulubiony pisarz popularnonaukowy
Pozycja tyczy się obejmowania metodą naukową coraz to nowych zagadnień, poszerzania tytułowych granic nauki, wykazania że "szkiełko i oko" to wyłącznie instrumenty a nie sedno nauki.
Zadajmy zatem kilka pytań?
Skąd osoba odpowiedzialna za zakup nagród wiedziała o moich preferencjach - z tego co pamiętam z moją Helleromanią się nie wychylałem? A nawet gdybym gdzieś wzmiankował, to nie sądzę by osoba ta przekopywała się przez te wszystkie komentarze. No chyba że jakiegoś sprytnego bota mają?
Dlaczego taki a nie inny tytuł - a zwłaszcza treść pozycji? Przypadek czy celowe działanie?
Zadziałały mechanizmy ukryte w ankietach, wskazując w sposób zupełnie dla mnie nieodgadniony, co bym chciał mieć w domowej bibliotece? A jeśli tak, jeśli mechanizmy badawcze są już tak rozwinięte to praktycznie każda nasza interakcja z kimkolwiek i czymkolwiek może być poddana analizie i na tej podstawie wydedukowane mogą być nasze preferencje intelektualne, konsumpcyjne i duchowe... przyznam szczerze że dla mnie to straszna perspektywa...
Lecz Heller pisał też o przypadku, jego roli w dziejach, jego filozofii jego naukowej interpretacji... więc może to imć Traf (zwany też "psim smędem") zadecydował?
Trudne to wszystko jak na lichą mózgowinę Pana troglodyty... oj trudne.
No więc poznajcie moje nowe oblicze.
Od dłuższego czasu śledzę portal Badania.net, aktywnie śledzę, komentując każdy tekst, głównie zresztą w duchu myśli Rutherforda - jest fizyka i jest zbieranie znaczków. Czyli krytycznie z nutką szyderstwa. Bo i co to za badania które albo wyważają otwarte drzwi - "udowadniając" tezy znane już od Starożytności (a pewnie i wcześniej) np. że swoich lubimy bardziej niż obcych, albo wykazują wyższość świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia czyli uprawiają mniemanologie stosowaną.
Z drugiej strony - i jest w tym jakieś szyderstwo natury - przedstawiciele nauk ścisłych chełpią się całkowitą powtarzalnością i falsyfikowalnością ich ustaleń... tymczasem zasada nieoznaczoności działa nie tylko w świecie kwantowym, również w naszym makroświecie. Możemy zmierzyć prędkość samochodu, lecz wtedy nie określimy jego położenia dokładniej niż... "na oko", możemy też określić położenie tegoż pojazdu ale wtedy jego prędkość otrzymamy całkowicie zafałszowaną. Pozostaje nam przybliżony pomiar średniej prędkości na założonym odcinku drogi... "ściśle" rzecz ujmując - marna dokładność.
A to jeden z najprostszych przykładów, w zasadzie cała mechanika kwantowa i fizyka jądrowa podobnie jak nauki społeczne opiera się na analizach statystycznych... ale nie mówcie tego ekipie z "Badania.net", nazbyt by w dumę obrośli.
Ba nie tylko komentuję ich teksty, lecz pozwalam im eksperymentować także na mnie - wypełniając testy, ankiety, formularze itp. Zazwyczaj bez problemu udaje mi się odkryć sedno badania (choć nie zawsze umiem to nazwać zgodnie z ich terminologią), o czym lojalnie ich informuję.
A teraz sedno - za udział w badaniach przewidziane są nagrody rzeczowe - rzecz jasna w drodze losowania. Ponieważ moje szczęście w grach losowych jest odwrotnie proporcjonalne do mojej inteligencji to jeszcze nigdy niczego nie wylosowałem. A tu wyjątek potwierdzający regułę! Dostaję maila z prośba o adres...
Po jakimś czasie przychodzi elegancka paczuszka a w niej:
I tu jest clou!!!!!
I tu Pan troglodyta musiał nakarmić swój centralny układ nerwowy bananami a i tak nie rozgryzł zagadki.
Bo jak to jest?
Heller to mój ulubiony pisarz popularnonaukowy
Pozycja tyczy się obejmowania metodą naukową coraz to nowych zagadnień, poszerzania tytułowych granic nauki, wykazania że "szkiełko i oko" to wyłącznie instrumenty a nie sedno nauki.
Zadajmy zatem kilka pytań?
Skąd osoba odpowiedzialna za zakup nagród wiedziała o moich preferencjach - z tego co pamiętam z moją Helleromanią się nie wychylałem? A nawet gdybym gdzieś wzmiankował, to nie sądzę by osoba ta przekopywała się przez te wszystkie komentarze. No chyba że jakiegoś sprytnego bota mają?
Dlaczego taki a nie inny tytuł - a zwłaszcza treść pozycji? Przypadek czy celowe działanie?
Zadziałały mechanizmy ukryte w ankietach, wskazując w sposób zupełnie dla mnie nieodgadniony, co bym chciał mieć w domowej bibliotece? A jeśli tak, jeśli mechanizmy badawcze są już tak rozwinięte to praktycznie każda nasza interakcja z kimkolwiek i czymkolwiek może być poddana analizie i na tej podstawie wydedukowane mogą być nasze preferencje intelektualne, konsumpcyjne i duchowe... przyznam szczerze że dla mnie to straszna perspektywa...
Lecz Heller pisał też o przypadku, jego roli w dziejach, jego filozofii jego naukowej interpretacji... więc może to imć Traf (zwany też "psim smędem") zadecydował?
Trudne to wszystko jak na lichą mózgowinę Pana troglodyty... oj trudne.
poniedziałek, 18 sierpnia 2014
Nie straszcie nas dżunglą 3 - ślepy dostawca cierpienia.
Budzi strach, jest cichy, mały, bezbolesny. Nie usłyszycie jego brzęczenia, nie ostrzeże was miniaturowy cień na jasnej powierzchni, nie poczujecie ukłucia...
Czasami na skórze dostrzeżecie rumień, będzie to znak, swoiste memento. Nie czas już wtedy na obronę, pozostaje wizyta u lekarza...oby nie był to patomorfolog.
Sam w sobie jest niegroźny, ot nassie ciut krwi i odpadnie. Macie 50% szans że coś wam po sobie zostawi - średnio - gdyż miejscami macie praktycznie 100%. Imię jego... wektor!
Podarunki wektora nie są specjalnie zróżnicowane, a sprowadzić je łatwo do wspólnego mianownika - choroby!
Kleszczowe zapalenie mózgu (encephalitis ixodica)
Borelioza (choroba z Lyme, krętkowica kleszczowa, borreliosis)
Tularemia (tularaemia)
Erlichioza, ehrlichioza
Babeszjoza (babesiosis)
Mykoplasmoza (Mycoplasma pneumoniae)
Gorączka Q (zoonoza)
Dur powrotny (Febris recurrens)
Strach Waści?
Potrzebujesz Afryki Równikowej?
Popatrz mu w oczy miałem napisać - ale on oczu nie ma, nie potrzebuje.
Miał za to pecha, na podwórko przywlókł mi go kot sąsiadów. Przyszedł się przywitać, pogłaskałem go i wyczułem pod palcami miękką grudkę - kleszcza. Szybka akcja i pasożyt wylądował w puszce po konserwie turystycznej. Miałem go uśmiercić później, gdyż nie chciałem robić sobie na kostce krwawej plamy. Lecz zapomniałem o nim, wakacje, wyjazdy, zwiedzania - po jakimś czasie wyglądał tak jak powyżej. Zaschnięty worek skrzepłej krwi z karykaturalnie krótkimi odnóżami.
Zdjęcia robiłem... skanerem. Tych zwykłych macie cały internet, a takie są przynajmniej oryginalne.
ps. z ostatniej chwili - w Ameryce jest taki kleszcz co roznosi pierwotniaki.... nic ciekawego - ale te pierwotniaki powodują alergię na... czerwone mięso! istnieje ryzyko iż kleszcze to zostaną wykorzystane jako broń biologiczna w rękach organizacji wegetariańskich ;-)
Czasami na skórze dostrzeżecie rumień, będzie to znak, swoiste memento. Nie czas już wtedy na obronę, pozostaje wizyta u lekarza...oby nie był to patomorfolog.
Sam w sobie jest niegroźny, ot nassie ciut krwi i odpadnie. Macie 50% szans że coś wam po sobie zostawi - średnio - gdyż miejscami macie praktycznie 100%. Imię jego... wektor!
Podarunki wektora nie są specjalnie zróżnicowane, a sprowadzić je łatwo do wspólnego mianownika - choroby!
Kleszczowe zapalenie mózgu (encephalitis ixodica)
Borelioza (choroba z Lyme, krętkowica kleszczowa, borreliosis)
Tularemia (tularaemia)
Erlichioza, ehrlichioza
Babeszjoza (babesiosis)
Mykoplasmoza (Mycoplasma pneumoniae)
Gorączka Q (zoonoza)
Dur powrotny (Febris recurrens)
Strach Waści?
Potrzebujesz Afryki Równikowej?
Popatrz mu w oczy miałem napisać - ale on oczu nie ma, nie potrzebuje.
Miał za to pecha, na podwórko przywlókł mi go kot sąsiadów. Przyszedł się przywitać, pogłaskałem go i wyczułem pod palcami miękką grudkę - kleszcza. Szybka akcja i pasożyt wylądował w puszce po konserwie turystycznej. Miałem go uśmiercić później, gdyż nie chciałem robić sobie na kostce krwawej plamy. Lecz zapomniałem o nim, wakacje, wyjazdy, zwiedzania - po jakimś czasie wyglądał tak jak powyżej. Zaschnięty worek skrzepłej krwi z karykaturalnie krótkimi odnóżami.
Zdjęcia robiłem... skanerem. Tych zwykłych macie cały internet, a takie są przynajmniej oryginalne.
ps. z ostatniej chwili - w Ameryce jest taki kleszcz co roznosi pierwotniaki.... nic ciekawego - ale te pierwotniaki powodują alergię na... czerwone mięso! istnieje ryzyko iż kleszcze to zostaną wykorzystane jako broń biologiczna w rękach organizacji wegetariańskich ;-)
piątek, 15 sierpnia 2014
Poranny gość
Wczesny ranek, w zasadzie późna noc, ledwie świta, półmrok, może nawet bardziej mrok niż pół... Generalnie o tej porze przyzwoici ludzie śpią, nieprzyzwoici zresztą już też. Nie śpią jedynie ci którzy mają beznadziejnie upierdliwe psy w domu. Albowiem beznadziejnie upierdliwy pies, stoi przy ogrodzeniu i oszczekuje coś co porusza się po drugiej stronie ulicy. To coś, beznadziejnie upierdliwego psa, olewa i to ostentacyjnie, co skłania ujadliwca do wzbudzania głosu na coraz to inne oktawy, tony, akcenty i w ogóle to zaraz zacznie ludzkim głosem gadać...
Schodzę w dół z mordem w oczach, zastanawiając się czy wystarczy kopniak, czy też ryzykuję iż Aura narobi wtedy skowytu, postanawiam zabić ją rękami, poprzez duszenie. Będzie cicho i bez krwi.
Odsuwam zasłony w oknie, aby ustalić gdzie ona jest, chyba czynie to zbyt głośno, bo pies momentalnie orientuje się w zagrożeniu. Milknie, zaszywa się gdzieś w ogrodzie i udaje że to wcale nie ona.
Przybysz najwyraźniej nadal ma to wszystko pod omykiem...
Sięgam po aparat, robię mu kilka zdjęć (wszystkie o kant tyłka potłuc bo przez szybę w oknie i po ciemku)
Schodzę w dół z mordem w oczach, zastanawiając się czy wystarczy kopniak, czy też ryzykuję iż Aura narobi wtedy skowytu, postanawiam zabić ją rękami, poprzez duszenie. Będzie cicho i bez krwi.
Odsuwam zasłony w oknie, aby ustalić gdzie ona jest, chyba czynie to zbyt głośno, bo pies momentalnie orientuje się w zagrożeniu. Milknie, zaszywa się gdzieś w ogrodzie i udaje że to wcale nie ona.
Przybysz najwyraźniej nadal ma to wszystko pod omykiem...
Sięgam po aparat, robię mu kilka zdjęć (wszystkie o kant tyłka potłuc bo przez szybę w oknie i po ciemku)
Zając szarak (Lepus europaeus)
Zające są bardziej ślepe niż dobrze widzą, jedyne co robi na nich wrażenie to ruch im bardziej gwałtowny tym lepiej. Staję w drzwiach, które dynamicznie otwieram, tak by pojawiła się za mną wielka plama światła... zadziałało. Szarak robi szybki zwrot i kica w inne kwartały osiedla.
Wracam do sypialni, z oddali dobiega mnie ujadanie psów... jak słodko jest zasypiać, mając pewność że właśnie przestaje spać ktoś inny... ;-D
czwartek, 14 sierpnia 2014
Ebola
Ile trzeba, żeby opracować szczepionkę przeciw eboli? Co najmniej 50–60 białych ofiar...
Makabryczny żart, zaczerpnąłem z tekstu Czy umiemy zatrzymać epidemię
opublikowanego w Rzeczypospolitej.
Czemu mnie tak naszło? No cóż tydzień z grypą żołądkową i na każdego czarne myśli spłyną - pięć dni - pięć kilo w dół. Do Legolandu z dzieciakami pojechała szwagierka zamiast mnie...
Popuśćmy wodze paranoi, oszołomstwu, spiskowym teoriom dziejów:
Wyobraźmy sobie że wirus eboli to...broń biologiczna, broń o szczególnych właściwościach - nie roznosi się kropelkowo, potrzebny jest bezpośredni kontakt z wydzielinami chorego. To znaczy że jest bardzo łatwa do kontroli w warunkach europejskich czy amerykańskich, ale nie w Afryce.
Czy nie ma na nią lekarstwa? Owszem jest - "eksperymentalne".
Czy ktoś celowo zarażał Afrykanów? - wątpię, raczej traktuje się ich jako "naturalny rezerwuar".
Czemu sprowadzono chorych obywateli amerykańskich do USA? Żeby zastosować wobec nich "terapię eksperymentalną"... a może chodziło o pozyskanie świeżych próbek wirusa?
Na co komu świeże próbki wirusa? Żeby się upewnić iż w dalszym ciągu posiada się leki zdolne go pokonać.
A szczepionka? Jak pojawi się szczepionka - to broń przestanie być skuteczna.
Przeciw komu ta broń? - przeciw każdemu kto zechce wszcząć ekspansję polityczną, gospodarczą, czy militarną na tamtych terenach - "spontaniczny" wybuch epidemii i kolonizatorzy mają poważny kłopot.
W kogo "wycelowana" jest ta broń? Pierwotnie myślę że szachowały się tym świństwem wzajemnie Sowieci z USA, obecnie chyba chodzi o powstrzymanie (spowolnienie) Chińczyków.
Co nam mówi śmierć hiszpańskiego misjonarza i powrót do zdrowia Amerykanów? - tylko jedno na pewno... Hiszpania nie prowadzi programu badań nad bronią biologiczną, lub jest on kiepsko zaawansowany.
Ech łeb gorączką trawiony... Co też mi się majaczy?...
wtorek, 29 lipca 2014
Wylinka
Ważki to niezwykła grupa owadów, chyba jako jedyne poza motylami dziennymi, nie wzbudzają w przeciętnym człowiekowatym ciarek obrzydzenia. To zrozumiałe, są starsze niż dinozaury, filogenetycznie należymy do tak diametralnie odmiennych światów iż nie przenoszą one żadnych ludzkich chorób.
Co ma piernik do wiatraka?
Otóż ma i to wiele. reakcja "obrzydzeniem" na owady, ma podłoże atawistyczne, czyli jest zawarta w naszych genach. Dzieciak który nigdy z owadami kontaktu nie miał, zareaguje tak samo na spacerującego po nim owada, jak by osoba dorosła - jak najszybciej będzie się starał go z siebie zrzucić.
Czemu?
Z prostej przyczyny - bo taki mechanizm obronny jest wbudowany w jego instynkty.
Mechanizm obronny? (czyżbym słyszał niedowierzanie?)
Tak, mechanizm obronny - Owady przenoszą mnóstwo groźnych dla człowieka chorób, są tzw. "wektorami", ktoś kto nie reagował obrzydzeniem na owada, miał większe szanse na zarażenie się i śmierć jeszcze w dzieciństwie, niż ktoś kto od maleńkości, owady ze swego otoczenia usuwał.
Że co, że wielu tak nie reaguje? Owszem ale za każdym razem jest to albo przełamanie się (jak pośród badaczy), albo otępienie nadmiarem owadów (jak w slumsach, fawelach itp.).
A na ważki tak nie reagujemy...
Dobra, dobra, tylko na imago ważek - larwy mało kto widział, a jak by widział, to też otrząsnął by się ze wstrętem.
To zresztą bardzo ciekawe stworzenia - mają unikalną w świecie zwierząt zdolność do kanibalizmu na osobnikach dorosłych! Ukryte gdzieś pod lustrem wody, zagrzebane w gnijące resztki roślin, pośród mułów czyhają ze swymi morderczymi odnóżami i szczękami - nie są wybredne - cokolwiek nadaje się do jedzenia, zjedzone zostanie... "mama"?, "tato"? - wsjo białko, wsjo papu! (braciszki i siostrzyczki też nie do pogardzenia). Przy okazji eksterminują też mnóstwo "dziadaństwa", czyli całego tego owadziego narodu, który nam naczelnym uprzykrza życie i wypoczynek nad wodą, lub w okolicy wody.
A potem?
A potem larwa najadłszy się po wielokroć, czuje nagle potrzebę podniesienia się z dna! Niczym Alicja w krainie czarów, przechodzi na drugą stronę lustra (wody) i rozpoczyna mozolną wspinaczkę ku szczytowi. lecz do szczytu nie dociera, zamiera gdzieś w połowie i ...
i potem oglądamy takie truchełka.
Marnej jakości zdjęcie... ostrość kompletnie nie ustawiona - zwalcie to na karb ostrego słońca i moich chłopców na których cały czas musiałem mieć baczenie, drugim okiem
Nieco lepiej, lecz i tak nie podejmę się określenia gatunku - może jakaś żagnica? Niestety w okolicy żadnej dorosłej sztuki nie wypatrzyłem, szkoda, bo można by od niej zacząć.
Zdjęcia zrobiłem na terenie kamieniołomu, na górze Wał koło Lichwina - jeszcze tu wrócimy.
Co ma piernik do wiatraka?
Otóż ma i to wiele. reakcja "obrzydzeniem" na owady, ma podłoże atawistyczne, czyli jest zawarta w naszych genach. Dzieciak który nigdy z owadami kontaktu nie miał, zareaguje tak samo na spacerującego po nim owada, jak by osoba dorosła - jak najszybciej będzie się starał go z siebie zrzucić.
Czemu?
Z prostej przyczyny - bo taki mechanizm obronny jest wbudowany w jego instynkty.
Mechanizm obronny? (czyżbym słyszał niedowierzanie?)
Tak, mechanizm obronny - Owady przenoszą mnóstwo groźnych dla człowieka chorób, są tzw. "wektorami", ktoś kto nie reagował obrzydzeniem na owada, miał większe szanse na zarażenie się i śmierć jeszcze w dzieciństwie, niż ktoś kto od maleńkości, owady ze swego otoczenia usuwał.
Że co, że wielu tak nie reaguje? Owszem ale za każdym razem jest to albo przełamanie się (jak pośród badaczy), albo otępienie nadmiarem owadów (jak w slumsach, fawelach itp.).
A na ważki tak nie reagujemy...
Dobra, dobra, tylko na imago ważek - larwy mało kto widział, a jak by widział, to też otrząsnął by się ze wstrętem.
To zresztą bardzo ciekawe stworzenia - mają unikalną w świecie zwierząt zdolność do kanibalizmu na osobnikach dorosłych! Ukryte gdzieś pod lustrem wody, zagrzebane w gnijące resztki roślin, pośród mułów czyhają ze swymi morderczymi odnóżami i szczękami - nie są wybredne - cokolwiek nadaje się do jedzenia, zjedzone zostanie... "mama"?, "tato"? - wsjo białko, wsjo papu! (braciszki i siostrzyczki też nie do pogardzenia). Przy okazji eksterminują też mnóstwo "dziadaństwa", czyli całego tego owadziego narodu, który nam naczelnym uprzykrza życie i wypoczynek nad wodą, lub w okolicy wody.
A potem?
A potem larwa najadłszy się po wielokroć, czuje nagle potrzebę podniesienia się z dna! Niczym Alicja w krainie czarów, przechodzi na drugą stronę lustra (wody) i rozpoczyna mozolną wspinaczkę ku szczytowi. lecz do szczytu nie dociera, zamiera gdzieś w połowie i ...
i potem oglądamy takie truchełka.
Marnej jakości zdjęcie... ostrość kompletnie nie ustawiona - zwalcie to na karb ostrego słońca i moich chłopców na których cały czas musiałem mieć baczenie, drugim okiem
Nieco lepiej, lecz i tak nie podejmę się określenia gatunku - może jakaś żagnica? Niestety w okolicy żadnej dorosłej sztuki nie wypatrzyłem, szkoda, bo można by od niej zacząć.
Zdjęcia zrobiłem na terenie kamieniołomu, na górze Wał koło Lichwina - jeszcze tu wrócimy.
środa, 16 lipca 2014
Nie straszcie nas dżunglą 2 - czyli...
Właśnie
Zazwyczaj nie trapią mnie trudności z wymyśleniem tytułu postu, tym razem... no cóż od przybytku potrafi rozboleć głowa.
Wybierzcie sobie sami (czekam na głosy)
1 - Paris truciucielka
2 - Zabójcza lilia
3 - Po czworolioście widzi się mgliście
4 - przyczajona w cieniu
Bohaterką dzisiejszego postu jest roślinka silnie trują, cała jest silnie trująca - co ciekawsze są co do niej zdania rozbieżne - jedni twierdzą że silniej trujące jest kłaczę inni że nasiona - póki co brak ochotnika do przetestowania. Na moje oko silniej trujące powinno być kłącze bo prócz saponin i sapogenin zawiera też alkaloidy, ale jak mówię potrzebny jest ochotnik - od razu jednak uprzedzam samobójstwo przy użyciu tej roślinki jest przykre i bolesne.
To skupisko wypatrzyłem na Górze Wał opodal Lichwina - na przeciwstoku dawno nieczynnego kamieniołomu. Miejsca cienistego, bogatego w azot jej tam nie brakuje - na szczęście rośnie z dala od ludzkich szlaków więc nikomu nie zagraża. Pewnie nigdy bym jej nie wypatrzył gdyby nie zabawa z chłopcami w podchody.
Ale, ale - gadamy o bezimiennej! Przedstawmy ją zatem
Osobną ciekawostką Czworolista jest jego długowieczność - poszczególne klony (czyli podziemne części mogą żyć nawet... 200lat ! Przez cały ten czas roślina... idzie naprzód - co roku pojawiają się nowe segmenty kłącza, po wydaniu rośliny zielnej, gdy ta już zakwitnie i zaowocuje, przemieniają się w spichrze, w tym samym czasie starsze pełniące dotychczas rolę magazynową części kłącza obumierają. Ciekawe czy ktoś kiedyś mierzył odległość poruszania się Czworolista - ale tak szacując z wielkości kłączy to pomiędzy pierwszym a ostatnim miejscem kwitnienia może być nawet kilkanaście metrów różnicy!
Zazwyczaj nie trapią mnie trudności z wymyśleniem tytułu postu, tym razem... no cóż od przybytku potrafi rozboleć głowa.
Wybierzcie sobie sami (czekam na głosy)
1 - Paris truciucielka
2 - Zabójcza lilia
3 - Po czworolioście widzi się mgliście
4 - przyczajona w cieniu
Bohaterką dzisiejszego postu jest roślinka silnie trują, cała jest silnie trująca - co ciekawsze są co do niej zdania rozbieżne - jedni twierdzą że silniej trujące jest kłaczę inni że nasiona - póki co brak ochotnika do przetestowania. Na moje oko silniej trujące powinno być kłącze bo prócz saponin i sapogenin zawiera też alkaloidy, ale jak mówię potrzebny jest ochotnik - od razu jednak uprzedzam samobójstwo przy użyciu tej roślinki jest przykre i bolesne.
To skupisko wypatrzyłem na Górze Wał opodal Lichwina - na przeciwstoku dawno nieczynnego kamieniołomu. Miejsca cienistego, bogatego w azot jej tam nie brakuje - na szczęście rośnie z dala od ludzkich szlaków więc nikomu nie zagraża. Pewnie nigdy bym jej nie wypatrzył gdyby nie zabawa z chłopcami w podchody.
Ale, ale - gadamy o bezimiennej! Przedstawmy ją zatem
Czworolist pospolity (Paris quadrifolia L.)
Szczegółowo opisywał nie będę - zarówno w Wiki jak i u Różańskiego została opisana w sposób wręcz wyśmienity.
Jak wiadomo truciznę od lekarstwa dzieli tylko kwestia dawki. Tak samo i Paris, stanowi cenny, choć wyłącznie dla wybitnych zielarzy surowiec medyczny, którego spektrum działania rozciąga się od właściwości wykrztuśnych i przeciwzapalnych, poprzez uspokajające i moczopędne, aż po onkostatyczne i przeciwcukrzycowe. Po drodze eksterminuje jeszcze robaki i pierwotniaki - panaceum rzec by się chciało...
Jest tylko jedno maleńkie ale...
Jak przeholujecie,
to:
Zacznie się od pieczenia w gardle, potem zjawią się obfite wymioty, biegunka,
częstomocz, krwiomocz, podrażnione zostaną wasze jelita tudzież nerki, rozszerzą się źrenice, spadnie ciśnienie krwi. Serce albo zacznie walić jak oszalałe, albo... zacznie być śmiertelnie spokojne... Pojawią się porażenia oraz niedowłady, brak czucia na skórze, być może drgawki, majaki i odlot. Potem następuje śmierć wskutek zagłady erytrocytów i przenikania hemoglobiny do osocza - ładnie to się nazywa hemolizą - zabija też awaria nerek a także zatrzymuje się serduszko.
Patomorfolog który będzie Was kroił (gdybyście się jednak zdecydowali na samodzielną kurację)
W waszej wątrobie i nerkach znajdzie nacieki tłuszczowe, krwawe wybroczyny i wysięki...
Cała radość z kuracji po waszej stronie.
To tak tytułem powstrzymania euforii miłośników medycyny naturalnej, która rzekomo nie szkodzi.
Osobną ciekawostką Czworolista jest jego długowieczność - poszczególne klony (czyli podziemne części mogą żyć nawet... 200lat ! Przez cały ten czas roślina... idzie naprzód - co roku pojawiają się nowe segmenty kłącza, po wydaniu rośliny zielnej, gdy ta już zakwitnie i zaowocuje, przemieniają się w spichrze, w tym samym czasie starsze pełniące dotychczas rolę magazynową części kłącza obumierają. Ciekawe czy ktoś kiedyś mierzył odległość poruszania się Czworolista - ale tak szacując z wielkości kłączy to pomiędzy pierwszym a ostatnim miejscem kwitnienia może być nawet kilkanaście metrów różnicy!
sobota, 12 lipca 2014
Nie straszcie nas dżunglą! 1.
Dżungla jest strasznie straszna! W dżungli czekają na nas same trujące, jadowite, parzące lub tnące ciało rośliny i zwierzęta. Dżungla jest wroga, nieprzyjazna i w ogóle - tylko dla orłów (znaczy twardzieli).
To pierwszy odcinek z zaplanowanego przeze mnie cyklu o tam jak przyjazna, jest przyroda naszych szerokości geograficznych...
Co powiecie na roślinę zawierającą kwas pteritanowy (orlikowogarbnikowy)? Taka sympatyczna substancja powodująca krwiomocz u bydła domowego a u koni porażająca układ nerwowy, co przysparza ich o chwiejny chód i objawy pijaństwa. Roślinka ta aczkolwiek ozdobna wielce, działa toksycznie zarówno na świeżo jak i w sianie.
Rośnie głównie w borach mieszanych lub sosnowych, ale czasami spotkać ją można także na terenach otwartych, tak na niżu jak i w niższych pasmach gór. L:ubi gleby lekkie, piaszczyste.
I znów jak w przypadku wielu roślin tropikalnych, będąc trującą, jest też... jadalna! O ile dojrzałe liście są toksyczne to te młode, dopiero rozwijające się, oraz kłącze jak najbardziej jadalne a nawet zachwalane przez survivalowców jako przysmak. W kłączu znajdziemy aż 60% skrobi, można je rozbić na miazgę (mąkę) z tego zrobić podpłomyk. Z listków zaś japońskie danie warabe (nie pytajcie co to, jak zrobić i czym jeść...).
Przedstawiam bohaterkę dzisiejszego posta :
To pierwszy odcinek z zaplanowanego przeze mnie cyklu o tam jak przyjazna, jest przyroda naszych szerokości geograficznych...
Co powiecie na roślinę zawierającą kwas pteritanowy (orlikowogarbnikowy)? Taka sympatyczna substancja powodująca krwiomocz u bydła domowego a u koni porażająca układ nerwowy, co przysparza ich o chwiejny chód i objawy pijaństwa. Roślinka ta aczkolwiek ozdobna wielce, działa toksycznie zarówno na świeżo jak i w sianie.
Rośnie głównie w borach mieszanych lub sosnowych, ale czasami spotkać ją można także na terenach otwartych, tak na niżu jak i w niższych pasmach gór. L:ubi gleby lekkie, piaszczyste.
I znów jak w przypadku wielu roślin tropikalnych, będąc trującą, jest też... jadalna! O ile dojrzałe liście są toksyczne to te młode, dopiero rozwijające się, oraz kłącze jak najbardziej jadalne a nawet zachwalane przez survivalowców jako przysmak. W kłączu znajdziemy aż 60% skrobi, można je rozbić na miazgę (mąkę) z tego zrobić podpłomyk. Z listków zaś japońskie danie warabe (nie pytajcie co to, jak zrobić i czym jeść...).
Przedstawiam bohaterkę dzisiejszego posta :
Orlica pospolita, orlica zgasiewka (Pteridium aquilinum (L.) Kuhn)
Tę napotkaliśmy podczas gonitwy z dzieciakami po Skamieniałym Mieście w Ciężkowicach.
Teren porośnięty świetlistym lasem mieszanym, a piachu tu rzeczywiście mnóstwo - zważywszy ze mamy do czynienia z wychodnia skał piaskowcowych, to dziwić nie może.
I co, nadal boicie się dżungli?
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Arion Rocket
Pamiętacie "Turbo", tę hollywoodzką bajeczkę o ślimaku który wygrywał wyścigi samochodowe? Barwny film z cyklu - trening motywacyjny dla maluczkich -, znaczy "my ci będziemy człowieczku bajeczki wciskali, ty sobie żyły wypruwaj w pogoni za mrzonkami, byleś tylko uwierzył w american dream i że wszystko zależy od ciebie". Guzik prawda! Ślimak choćby się nie wiem czego naćpał, szybkości samochodu wyścigowego nie nabierze. No ale filmik zgrabny, barwny dobrze skomponowany - choć według schematów wytartych niczym podeszwy moich trampek.
Pewnie wielu po obejrzeniu poczuło się silnie zmotywowanymi, ja nie, ale trudno, taka moja przypadłość.
Jak widać na złączonym obrazku był ślimak przebrany za samochód wyścigowy, może być i ślimak przebrany za... rakietę!
Arion, czyli ślinik ale czy rufus czy luzytański to bez sekcji powiedzieć się nie da.
Pewnie wielu po obejrzeniu poczuło się silnie zmotywowanymi, ja nie, ale trudno, taka moja przypadłość.
Jak widać na złączonym obrazku był ślimak przebrany za samochód wyścigowy, może być i ślimak przebrany za... rakietę!
Arion, czyli ślinik ale czy rufus czy luzytański to bez sekcji powiedzieć się nie da.
sobota, 28 czerwca 2014
Pokraka sześcionożna
Dla wielu osób owady są synonimem paskudztwa, ohydy normalnie to "robalami". Swoją drogą, jak cienka jest politura wykształcenia, dziś w podstawówce podają wiedze, że robaki to coś diametralnie innego niż owady.Tyle teoria w praktyce, robal to robal...
Z drugiej strony są entomofile, dla których najbrzydsze określenie owada to słowo... piękny. I ich także trzeba zrozumieć. Sam pałętam się gdzieś tak pośrodku, jednak z wyraźną inklinacją do tych drugich.
Tym razem jednak, trudno użyć innego określenia niż pokraka... nawet największa doza dobrej woli, nic tu nie wskóra zresztą zostało to ujęte nawet w nazwie owada:
Stworzenie to wylądowało na murku mojego ogrodzenia akurat wtedy gdy przycinałem trawkę nożycami, można podkaszarką, ale moja się spaliła, i poszła do Castoramy w ramach akcji "kwiaty za elektrograty" - co było marnowaniem paliwa, gdyż dostałem w zamian dwa marne wrzosy, które były tak przesuszone, ze skonały w miejscu do którego je przesadziłem.
Lecz mniejsza
- wylądował i ... normalnie w Częstochowie jak dziady z powyłamywanymi nogami wyłudzają jałmużnę, to on byłby królem żebraków. Nie dość że nogi powyginane jak by mu nadwaga kolana zdeformowała, to jeszcze przebiera nimi jakoś tak przypadkowo, raz jedną potem dwiema potem trzema i znów dwiema i znów trzema i jedną... i to tak mniej więcej wygląda jak by właśnie konał, tylko sobie miejsca znaleźć nie mógł. A co gorsza pancerzyk jego taki po przebarwiany, wyleniały, bez mała żyletką wyskrobany.... ofiara losu
Z drugiej strony są entomofile, dla których najbrzydsze określenie owada to słowo... piękny. I ich także trzeba zrozumieć. Sam pałętam się gdzieś tak pośrodku, jednak z wyraźną inklinacją do tych drugich.
Tym razem jednak, trudno użyć innego określenia niż pokraka... nawet największa doza dobrej woli, nic tu nie wskóra zresztą zostało to ujęte nawet w nazwie owada:
Krzywonóg półskrzydlak - Valgus hemipterus
Samczyk, ale w ich wypadku o "płci pięknej trudno mówić.
Lecz mniejsza
- wylądował i ... normalnie w Częstochowie jak dziady z powyłamywanymi nogami wyłudzają jałmużnę, to on byłby królem żebraków. Nie dość że nogi powyginane jak by mu nadwaga kolana zdeformowała, to jeszcze przebiera nimi jakoś tak przypadkowo, raz jedną potem dwiema potem trzema i znów dwiema i znów trzema i jedną... i to tak mniej więcej wygląda jak by właśnie konał, tylko sobie miejsca znaleźć nie mógł. A co gorsza pancerzyk jego taki po przebarwiany, wyleniały, bez mała żyletką wyskrobany.... ofiara losu
Do tego jeszcze jak na ofiarę losu przystało, wlazł w g...o!
Co prawda szlachetne bo po kopciuszku, nie mniej jednak g...o!
Obfotografowałem nieszczęśnika i zostawiłem, swojemu losowi.
Być może w tym jego siła? Kto wie? Dla ptaków może stanowić obiekt tak przykry w odbiorze wzrokowym, że zwyczajnie... czują niesmak od samego patrzenia?
środa, 11 czerwca 2014
Wykresy gorąca
Jak już nie raz pisałem jestem typem borealnym, (nie mylić z "typem nordyckim"), gorąca mnie męczą - co prawda w pracy mam klimatyzację, w domu piwnicę a w drodze z pracy do domu, zawsze mogę rowerem przez Białą w bród... pozostaje cały ogromny szmat czasu gdy zwyczajnie się męczę.
Pokażę dwa wykresy ( w zasadzie to ten sam wykres, tylko jeden odzwierciedla 30 godzin a drugi 100).
Na wykresach mamy szereg danych a jeszcze więcej można wyczytać jak się ma wprawę z korelacji między nimi.
Wykres 30sto godzinny - czerwony i jasnoniebieski to temperatura w miejscu nasłonecznionym, dokładnie rzecz ujmując to temperatura w zbiornikach powietrza technologicznego i pomiarowego - są to takie wielkie beki pomalowane na niebiesko - czyli człowiek na słońcu odczuwa dokładnie to samo temperatury w zakresie 45 - 49 stopni Celsjusza. Ciemnoniebieski to wykres temperatury powietrza w miejscu osłoniętym od słońca i bezpośredniego nawiewania gorącym powietrzem - czyli, powiedzmy, warunki domowe - tu mamy w szczycie około 30 stopni C. Zielona kreska to ciśnienie atmosferyczne.
Wnioskowanie z wykresu:
Temperatura w miejscu osłoniętym wzrasta zdecydowanie później i wolniej niż w nasłonecznionym, w godzinach wieczornych, nocnych i wczesnoporannych cieplej jest w domu niż na zewnątrz.
Wykres 100 godzinny - temperatura rośnie z dnia na dzień - warto zauważyć pewien szczegół Bardzo ostre "odbicie" linii czerwonej i jasnoniebieskiej po stosunkowo płaskim wytracaniu gradientu w godzinach nocnych - oznacza to bezchmurne poranki. Poszarpana linia w górnych odcinkach wykresu wskazuje że w ciągu dnia pojawiały się chmury (z czasu trwania dołka można wyczytać jak długo na niebie było obłoki).
Warto też zwrócić uwagę na linie ciśnienia - przestał\a rosnąć - czyli... czeka nas czas burz.
I w rzeczy samej (tylko dziś nie miałem aparatu) - na wczorajszym wykresie jest pięknie oddane załamanie pogody i nadejście chmur burzowych, co prawda nie w samym Tarnowie ale okolice Zakliczyna wytłukło gradem.
Chłodno mówię dobrej nocy ;-D
Pokażę dwa wykresy ( w zasadzie to ten sam wykres, tylko jeden odzwierciedla 30 godzin a drugi 100).
Na wykresach mamy szereg danych a jeszcze więcej można wyczytać jak się ma wprawę z korelacji między nimi.
Wykres 30sto godzinny - czerwony i jasnoniebieski to temperatura w miejscu nasłonecznionym, dokładnie rzecz ujmując to temperatura w zbiornikach powietrza technologicznego i pomiarowego - są to takie wielkie beki pomalowane na niebiesko - czyli człowiek na słońcu odczuwa dokładnie to samo temperatury w zakresie 45 - 49 stopni Celsjusza. Ciemnoniebieski to wykres temperatury powietrza w miejscu osłoniętym od słońca i bezpośredniego nawiewania gorącym powietrzem - czyli, powiedzmy, warunki domowe - tu mamy w szczycie około 30 stopni C. Zielona kreska to ciśnienie atmosferyczne.
Wnioskowanie z wykresu:
Temperatura w miejscu osłoniętym wzrasta zdecydowanie później i wolniej niż w nasłonecznionym, w godzinach wieczornych, nocnych i wczesnoporannych cieplej jest w domu niż na zewnątrz.
Wykres 100 godzinny - temperatura rośnie z dnia na dzień - warto zauważyć pewien szczegół Bardzo ostre "odbicie" linii czerwonej i jasnoniebieskiej po stosunkowo płaskim wytracaniu gradientu w godzinach nocnych - oznacza to bezchmurne poranki. Poszarpana linia w górnych odcinkach wykresu wskazuje że w ciągu dnia pojawiały się chmury (z czasu trwania dołka można wyczytać jak długo na niebie było obłoki).
Warto też zwrócić uwagę na linie ciśnienia - przestał\a rosnąć - czyli... czeka nas czas burz.
I w rzeczy samej (tylko dziś nie miałem aparatu) - na wczorajszym wykresie jest pięknie oddane załamanie pogody i nadejście chmur burzowych, co prawda nie w samym Tarnowie ale okolice Zakliczyna wytłukło gradem.
Chłodno mówię dobrej nocy ;-D
wtorek, 10 czerwca 2014
Opalała się?
Zeszłego roku spod gąsienic buldożerów uratowałem trzy tuje, dwie padły, ale jedna się przyjęła. Ponieważ już urządziłem dla nich zakątek, głupio mi było z niego rezygnować, więc dokupiliśmy jeszcze dwie i do tego dwa jałowce, obłożyłem teren wypłukanymi przez deszcze kawałkami łupków i wysypałem ozdobnym kamieniem. Iglaczki, jak mniemam po przyrostach, polubiły to miejsce. A z tego co zobaczyłem nie tylko iglaczki.
Jaszczurka zwinka (Lacerta agilis)
Grzała się w promieniach zachodzącego słońca...
a widok mój i obiektywu aparatu skwitowała niezbyt przyjazna miną.
Może nie lubi paparazzich ?
Bo wkrótce czmychnęła w miejsce gdzie kamienie stykają się z trawą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)