Kwiecień w tym roku, był (przynajmniej na południu) ładniejszy od maja.
W lasach i na ugorach pospolite kwiecie ruszenie. a pośród tego wszystkiego... motyle. Co prawda nie tyle ile bywa ich latem, gdy rozwinie się już drugie pokolenie ale i tak nie mało, a pośród całej tej czeredy...
A było to tak: Wybrałem się na rajd po okolicach Ciężkowic. Nie nastawiałem się na zdobycze przyrodnicze, gdyż miało to być przejście głównie krajoznawcze z między etapami wyznaczonymi zabytkami i miejscami pamięci narodowej -
zobaczcie sami
Nawet nie miałem nasadki makro do aparatu, ani żadnych innych gadżetów które czasem używam gdy wybieram się na obserwacje przyrodnicze.
Tymczasem pomiędzy Ciężkowicami a Rzepiennikiem Strzyżewskim na przełęczy tuż przy cmentarzu wojennym. napotkałem Pazia.
Paź królowej (Papilio machaon)
zdecydowanie dziwna pora na takie spotkanie. Nawet ciotka wiki poucza że pazie to ciepłolubne stworzenia i w maju to i owszem, ale w kwietniu?
Chociaż ten pojawił się w okolicy południowych stoków wzniesienia, na terenie dobrze nagrzewanym słońcem. Był pionierem, w każdej populacji jest część pionierów, i ... maruderów (to osobniki pojawiające się znacznie później niż główna część pokolenia).
To takla polisa ubezpieczeniowa gatunku - w razie zmian klimatycznych, jeśli nadchodziło by ocieplenie, to właśnie potomstwo pionierów zacznie dominować główną część populacji, gdyż rozwijać się będzie w korzystniejszych warunkach. Za to w razie ochładzania klimatu, gdy osobniki pionierskie prawdopodobnie wygonią bezpotomnie, a "peleton" populacji będzie bardzo osłabiony, właśnie "maruderzy" zyskają przewagę. Prosty niezwykle skuteczny mechanizm zachowania gatunku - występuje także pośród ludzi, choć nasze zsocjalizowane do "bulu" szkolnictwo nie przyjmuje do wiadomości że są osobniki wcześniej i później osiągające gotowość szkolną na przykład (bo w grę wchodzi ogólnie dojrzewanie). Robespierre i Marks i Makarenko (świeć Lucyferze nad ich duszami) rzucili hasło że "ma być równo!!", a ich epigoni z MEN dali odzew: "i będzie równo!!!!"
Jaki będzie los tego osobnika?
Nie mam pojęcia, ofiarą kolekcjonerów raczej nie padnie, bo ich tu nie ma, a pięknoduchy z miast tu nie trafią. Jeśli znalazł swoją drugą połowę, to pewnie teraz doczekali się już sporej gromady jaj, z których wkrótce wylegną się gąsienice.
Równie dobrze jednak mógł paść ofiarą jakiegoś ptasiego messerschmitta, lub... przedniej szyby człowieczego samochodu... Niezbadane są wyroki owadziego losu.
Jeszcze słów kilka o samym fotografowaniu - zdjęcia są jakości cokolwiek marnej - kwestia ostrzenia. Owszem motyl ten ma silne ADHD, ale i tak na dziesięć strzałów powinno dać się wybrać przynajmniej dwa przyzwoite i jedno całkiem niezłe...a tymczasem.
Na usprawiedliwienie dodam, że sam byłem po godzinie intensywnego wznoszenia a oczy miałem przyzwyczajone do blasku odlesionego terenu pół uprawnych, tymczasem motyl latał co prawda przy drodze, ale pośród drzew i co gorsza w miejscu gdzie raz była plama światła a tuż obok głęboki cień. W takich warunkach automatyka mojego aparatu po prostu zgłupiała, a na oczy i strojenie ręczne też nie bardzo mogłem liczyc - stąd taki a nie inny efekt.
Kolejne spotkanie miało miejsce już na koniec ojej wędrówki, zszedłem z głównej drogi, zamierzając w kierunku kolejnego cmentarza ... a swoją drogą czy nie jest tak że nasze cmentarze i ich okolice to dla zwierzyny najlepsze miejsca do... życia?!
Dalem się ponieść duchowi szlaku - zazwyczaj to On mnie prowadzi - gdybym szedł w/g rozumu, po poszedł bym przez współczesny cmentarz i prędzej rozdeptał gada niż zauważył (bo taka tam była konfiguracja terenu) jednak poszedłem inna drogą, wstąpiłem do Rzepiennika - kupiłem sobie pyszną drożdżówkę (po 13 km marszu przez górki i wąwozy - to już praktycznie każda jest pyszna, ale ta była pyszna obiektywnie). A potem już z drogi kierując się na wysoko sterczący pomnik, polnymi ścieżynkami dotarłem pod cmentarne wzgórze a tam:
Padalec zwyczajny (Anguis fragilis)
Sznurówka leżała sobie pośród łąkowego zielska, wyraźnie czekając na słońce - no to znaczy żeby sobie długo poczekała, bo to od północnej strony wzgórz było i słońce tam zagląda tylko późnym popołudniem w czerwcu. Było na tyle ciepło że gad mógł się poruszać, ale na tyle chłodno że robił to wybitnie niezdarnie - nawet jak na padalca.
Padalce to jaszczurki - co jednak nie przeszkadza ludziom prostym tłuc ich na równi ze żmijami czy zaskrońcami. Tak wiem Biblia mówi że Szatan w postaci węża nakłonił Ewę do grzechu (jak znam kobiety, to do złego specjalnie nakłaniać ich nie trzeba - no co innego do dobrego - tu to by cała diabelska przemyślność nie wystarczyła) i od tej pory nienawiść, rozdeptywanie głów, itp.
Tu otwiera się pole dla kaznodziejów, wielu z nich to niezwykle światli ludzie, zajęci naszymi duszami, co oczywiście szanuję, ale gdyby tak podczas swych kazań, tak na marginesie od czasu do czasu wtrącili że to Szatan jest zły, a nie węże, że ta tradycja tępienia "plugastwa" to swe korzenie ma jeszcze w czasach Zoroastryzmu - więc przebrzmiałych już od prawie dziesięciu tysięcy lat i doprawdy nie ma powodu by nadal dzielić zwierzęta na "czyste" i "nieczyste", No to by mogło uratować życie niejednemu wężowi i padalcowi.
Zawsze zastanawiał mnie mechanizm środowiskowy który wpłynął na uwstecznienie u padalców kończyn, żyją praktycznie w podobnych miejscach co zwinki i żyworódki a jednak tamtym ani nie w głowie uwsteczniać sobie cokolwiek...? Być może to uwstecznienie to kwestia przystosowania do warunków które istniały miliony lat temu a to co obserwujemy dziś to ich efekt, no bo kończyny raz utracone raczej nie będą miały tendencji do powtórnego pojawienia się? Ciekawe - szukałem w literaturze, generalnie wszystko co jest to stwierdzenia typu - "przystosowanie do warunków środowiskowych" - no tyle to nawet ja wiem - ale mnie interesuje jakie to były warunki? Co takiego było w tym środowisku? Czy "poszły" śladami węży bo inne drogi ewolucji były dla nich zamknięte, czy może była to kwestia "ślepej uliczki"?
jak by ktoś znał publikacje na ten tatem - to niech zalinkuje. będę wdzięczny.