Jadąc w stronę centrum miasta zdążyliśmy przed falą kulminacyjną.
Ul Tuchowska była już wprawdzie w okolicach kościoła Św trójcy i wiaduktów kolejowych zamknięta, ale rowerem udało się przejechać pomimo ostrzeżeń ze strony policjantów. w końcu to ja tedy codziennie przejeżdżam lub przechodzę, więc iem jakie stany wód co oznaczają, wtedy był ledwie przykryty asfalt.
Natomiast nadgorliwcy ze Straży Miejskiej otaśmowali kładkę i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku poszli won ... przeniosłem wpierw Miłosza a potem rower pośród ich "zabezpieczenia" i pojechaliśmy dalej.
Dwa lata temu w tym samym miejscu zwróciłem Strażnikom uwagę, że tuż nad brzegiem Wątoku bawi się gromadka dzieci - okrzyknięte przeze mnie odeszły na bezpieczną odległość (wzburzony Wątok ma w tym miejscu 4 metry głębokości i bardzo szybki nurt, przy czym brzegi są wybetonowane więc kończą się od razu głębiną.
Mówię kolesiowi że trzeba tego miejsca pilnować, póki nie przejdzie fala kulminacyjna ...
"no to co mam tu stać?" odpowiedział pytaniem!
W tym roku geniusze otaśmowali kładkę i zejście na brzeg ... a potem się dziwią i maja za złe gdy słyszą na mieście opinie na swój temat.
Ale wróćmy do przygody.
Wracać ta samą droga już się nie dało.
Po prawdzie mam za sobą wyczyn przebrnięcia na rowerze zalanego wiaduktu, przy czym woda sięgał mi równo z siodełkiem ale ... po pierwsze nie miałem wtedy dzieciaka na siodełku, byłem młodszy (bo głupi zostałem) i miałem potem cały dzień zajęty czyszczeniem i konserwacją ramy i osprzętu rowerowego, do którego dostała się woda.
Zdecydowałem więc że pojedziemy wzdłuż torów, aż do przejazdu kolejowego.
Nagle towarzysząca nam aura wpadła w szał. wpadłszy w szał wpadła w zarośla, potem wypadła znów wpadła, cały czas skowycząc na najwyższych częstotliwościach (Edyta Górniak niech się schowa) .
Wtem zobaczyłem że coś białego nagle wyskoczyło tuż przed nią, i znów dało śmiga w zarośla.
Pierwszą myślą był KOT - "Aura, nie bądź głupia, chcesz mieć kinol poszarpany" zawołałem
pies stanął ale widać było że krzaki nie dają mu spokoju.
Ale wtedy to coś nieopatrznie wychynęło z zza liści i zobaczyłem że to ... KRÓLIK!
"Aura, łap!" dałem komendę, a pies idealnie zgrabnym ruchem w kilku susach odciął królikowi drogę do zarośli i przyszpilił go łapami do ziemi.
Szybko zeskoczyłem z roweru, zdjąłem Miłosza, żeby się razem z nim nie przewrócił (bo rowery dziwnie lubią się przewracać), a następnie delikatnie odebrałem Aurze jej zdobycz.
Maleńki zmoknięty, przeraźliwie chudy, słaby i przerażony zwierzak zatrzepotał w moich dłoniach.
Ul Tuchowska była już wprawdzie w okolicach kościoła Św trójcy i wiaduktów kolejowych zamknięta, ale rowerem udało się przejechać pomimo ostrzeżeń ze strony policjantów. w końcu to ja tedy codziennie przejeżdżam lub przechodzę, więc iem jakie stany wód co oznaczają, wtedy był ledwie przykryty asfalt.
Natomiast nadgorliwcy ze Straży Miejskiej otaśmowali kładkę i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku poszli won ... przeniosłem wpierw Miłosza a potem rower pośród ich "zabezpieczenia" i pojechaliśmy dalej.
Dwa lata temu w tym samym miejscu zwróciłem Strażnikom uwagę, że tuż nad brzegiem Wątoku bawi się gromadka dzieci - okrzyknięte przeze mnie odeszły na bezpieczną odległość (wzburzony Wątok ma w tym miejscu 4 metry głębokości i bardzo szybki nurt, przy czym brzegi są wybetonowane więc kończą się od razu głębiną.
Mówię kolesiowi że trzeba tego miejsca pilnować, póki nie przejdzie fala kulminacyjna ...
"no to co mam tu stać?" odpowiedział pytaniem!
W tym roku geniusze otaśmowali kładkę i zejście na brzeg ... a potem się dziwią i maja za złe gdy słyszą na mieście opinie na swój temat.
Ale wróćmy do przygody.
Wracać ta samą droga już się nie dało.
Po prawdzie mam za sobą wyczyn przebrnięcia na rowerze zalanego wiaduktu, przy czym woda sięgał mi równo z siodełkiem ale ... po pierwsze nie miałem wtedy dzieciaka na siodełku, byłem młodszy (bo głupi zostałem) i miałem potem cały dzień zajęty czyszczeniem i konserwacją ramy i osprzętu rowerowego, do którego dostała się woda.
Zdecydowałem więc że pojedziemy wzdłuż torów, aż do przejazdu kolejowego.
Nagle towarzysząca nam aura wpadła w szał. wpadłszy w szał wpadła w zarośla, potem wypadła znów wpadła, cały czas skowycząc na najwyższych częstotliwościach (Edyta Górniak niech się schowa) .
Wtem zobaczyłem że coś białego nagle wyskoczyło tuż przed nią, i znów dało śmiga w zarośla.
Pierwszą myślą był KOT - "Aura, nie bądź głupia, chcesz mieć kinol poszarpany" zawołałem
pies stanął ale widać było że krzaki nie dają mu spokoju.
Ale wtedy to coś nieopatrznie wychynęło z zza liści i zobaczyłem że to ... KRÓLIK!
"Aura, łap!" dałem komendę, a pies idealnie zgrabnym ruchem w kilku susach odciął królikowi drogę do zarośli i przyszpilił go łapami do ziemi.
Szybko zeskoczyłem z roweru, zdjąłem Miłosza, żeby się razem z nim nie przewrócił (bo rowery dziwnie lubią się przewracać), a następnie delikatnie odebrałem Aurze jej zdobycz.
Maleńki zmoknięty, przeraźliwie chudy, słaby i przerażony zwierzak zatrzepotał w moich dłoniach.
Szybko zapakowałem go do plecaka i zawiozłem do domu.
Nie mam zdjęć z tego okresu, bo żałość brała na niego patrzeć.
Ledwie miał siłę jeść, suchego chleba nie zgryzł, dopiero pieczołowicie obcierane listki sałaty i mlecza nieco go wzmocniły.
Dziś to już pełnoprawny członek naszego stada.
Maskotka Miłosza (jest tak samo jak Miłosz, miękki, miły w dotyku i ... tłamśliwy)
w oczekiwaniu na klatkę mieszka sobie w ogromniastym pudle, co dzień dostaje świeżego siana, marchewkę mleczyk albo zabierany jest do ogrodu ...
A tam zżera mi gozdziki ze skalniaka ...
poczekaj Królik już ja ci pokażę ...
skończysz jako pasztet ;-)
Maskotka Miłosza (jest tak samo jak Miłosz, miękki, miły w dotyku i ... tłamśliwy)
w oczekiwaniu na klatkę mieszka sobie w ogromniastym pudle, co dzień dostaje świeżego siana, marchewkę mleczyk albo zabierany jest do ogrodu ...
A tam zżera mi gozdziki ze skalniaka ...
poczekaj Królik już ja ci pokażę ...
skończysz jako pasztet ;-)
ps. skąd wziął się królik? Nie mam pojęcia, być może powódź zabrała komuś z podwórka zwierzaka, w Skrzyszowie rozlewa zawsze silniej niż w Tarnowie. W tym roku też.
Być może niesiony prądem, dopiero tu wydostał się na brzeg.
a może to zbieg okoliczności i królik po prostu komuś zwiał, a deszcz uniemożliwił poszukiwania (ale z drugiej strony nie widziałem żadnych ogłoszeń o poszukiwaniu królika).
ps2 - królik to królica Marzena nazwała ją Mufa ... i to się przyjęło.