Jak pisałem powyżej (no teraz to poniżej, ale taka jest "logika" blogów) samiczka mogła bez przeszkód wracać z "zakupami", co czyniła coraz intensywniej w miarę wzrostu potomstwa.
Po pewnym czasie dostrzegłem na podłodze pod gniazdem dwa maleńkie ciałka, były to pisklęta wypchnięte z gniazda przez silniejsze rodzeństwo. Wiedziałem że ta chwila nastąpi, gniazdo było zbyt małe by pomieścić całą piątkę, matka tez nie miała by tyle sił, cóż naturalna kolej rzeczy, ale jednak nasza ludzka świadomość buntuje się przeciw temu. Zdjęć tych małych truchełek nie zamieszczę.
Jak widać nawet dla trójki pisklaków miejsca wystarczało jedynie "na styk".
Wiedzione instynktem schowały jedyna jaskrawa część ciała (dzioby) pod siebie, ufne w swe maskujące upierzenie, mające upodobnić je do otaczającego terenu, jedynie łypały na mnie oczami, niepewne co im przyniesie ...człowiek
Było to zresztą ostatnie zdjęcie które im zrobiłem, nazajutrz gniazdo było już puste, i tylko sroka uporczywie usiłowała wyłuskać jakiegoś kopciuszkowego podlota (pewnie z "mojego" lęgu), spośród gęstych gałązek świerczka - bez powodzenia.
I to już cała historia, dom został zamknięty, okno założyłem na powrót. W przyszłym roku między krokwiami pod dachem zamontuję dla nich zgrabną skrzyneczkę, zmajstrowaną w/g przepisu z książki Graszki-Petrykowskiego (polecam autora) i znów będę mógł cieszyć się widokiem takim jak na ostatnim zdjęciu.