STRACH TAK STRASZNY, ŻE STRACH SIĘ BAĆ!!!!!!
CZY JUŻ NIE MA DLA NAS RATUNKU?!!!!
Czerwono złota Nemezis (księżyc to po naszemu męski typ, z drugiej strony Luna... trzeba by Środy Magdaleny zapytać, akurat w sam raz dla niej temat z pogranicza gender, astrologii i mniemanologii stosowanej), no więc czy ta Nemezis oznacza zagładę cywilizacji?!
Ostatnia taka super superpełnia - bo superpełnie to mamy zazwyczaj nawet kilka w roku - otóż w/g "ustaleń" amerykańskiego astroLOGA (nie mylić z nomem) Superksiężyc jest wtedy gdy Ziemia Księżyc i Słońce znajdą się w jednej linii (co jest stosunkowo oczywiste - bo inaczej nie mielibyśmy pełni, ani... nowiu) - oraz gdy dojdzie do perygeum - czyli największego zbliżenia Księżyca do Ziemi - (co zasadniczo także nie może dziwić, jako że orbita Księżyca jest eliptyczna) - do którego także dochodzi kilkukrotnie w ciągu roku.
Z drugiej strony astrologowie to wpływowa i bezczelna grupa ludzi
(pewnie dlatego że ma tak duży posłuch).
Przypomnijmy np. panią Marinę Bai, rosyjską astrolożkę, która pozwała NASA o 300 milionów zielonych (nie ludzików), bo agencja "zakłóciła naturalny bilans sił we wszechświecie" ...
Tak więc sytuacja wygląda nieciekawie - nauka "ma za nic trwogi zwykłych ludzi" i ogranicza się jedynie do zdawkowego stwierdzenia że mimośród orbity Księżyca wokół Ziemi powoduje iż perygeum wynosi każdorazowo od 356 400 do 370 400 km
Zatem obecne zbliżenie na odległość 356 511 km ma i tak 111 kilometrów "zapasu", do największego zbliżenia. I że dla obserwatora z Ziemi będzie on o 14% większy i 30% jaśniejszy niż podczas "normalnej" pełni - czego wszakże i tak bez skali porównawczej NIKT nie będzie w stanie dostrzec!
Zatem nauka nam nie pomoże!!!!
o Boże!!!!
A czy pomoże nam wiara?
Obawiam się że także nam nie pomoże - bo proboszczowie mają silny przykaz "od góry" by nie robić z siebie bałwanów, wypowiedziami na tematy o których nie mają pojęcia (nie tylko astronomia, ale także inne nauki przyrodnicze), a jak który pojecie ma, to je ma i wie że to brednia.
Znaczy jak ktoś ma potrzebę to może się indywidualnie pomodlić i jestem absolutnie pewien że Światu to nie zaszkodzi, a jemu samemu może korzyść przynieść...
Czy zatem jutro, nocą z poniedziałku na wtorek, nasze pogrążone w przerażonym śnie miasta czeka zagłada, albo przynajmniej szereg klęsk?
Nie wiem - otwarłem sobie kalendarium z roku 1948... faktycznie sporo się paskudnych rzeczy wydarzyło w owym roku:
Skazano i zamordowano ostatnich przywódców NSZ i SN, powstała PZPR a na świecie zamordowano Gandhiego i rozpoczęto blokadę Berlina Zachodniego - choć wielu i tak powie że najgorszym co się wydarzyło było powstanie państwa Izrael...
Jak zatem będzie? Nie wiem! - wierze w słowa "nie znacie dnia ani godziny" - ale przyjmuję zakład - ten tekst pisałem w poniedziałek - ukaże się we wtorek automatycznie za pośrednictwem Wujasa Googla - jeśli więc go w spokoju przy kawce czytacie to znaczy że media epatujące nas superksiężycem kolejny raz wyszły na wały (niekoniecznie przeciwpowodziowe - bo i cóżby taki Polsat na wałach przeciwpowodziowych miał robić?), jeśli zaś właśnie czujecie trzęsienie ziemi, na waszym podwórku pojawia się wulkan (stosunkowo łatwo go odróżnić od kretówki - choćby po zapachu) a z nieba leje się płonąca siarka - to ... no przepraszam, na wała wyszedłem ja - choć wciąż będę się upierał że to być może przypadkowa koincydencja...
13 komentarzy:
Myślę, że to jest głównie tylko taka ciekawostka z pogranicza astronomii i matematyki. Bo przecież nie o klęski chodzi, ale o zbieżność różnych powtarzalnych zdarzeń. Orbity Księżyca i Ziemi nie są idealne, do tego wzajemne położenie tych trzech ciał niebieskich powoduje, że "coś kiedyś" staje się "naj, naj".
Na szczęście w Olsztynie było pochmurnie, więc ominęła mnie cała ta, księżycowa afera:))
Aż wyjrzałam za okno. Ale wulkanu ani widu ani słychu... ;-)
Andrzeju - "superksiężyc" został wydumany przez astrologa właśnie jako rodzaj "przerażacza", ponieważ ze względu na budowę atmosfery często jest on "przesunięty ku czerwieni" to zawsze znajdzie się stadko gotowe uwierzyć w jego złowróżbne moce ;-)
Wojciechu - u nas też - zdjęcia są z poprzednich lat. Być może właśnie te chmury uratowały nas przez zagładą? ;-)
Ewo - niemożebne... czyżby astrolodzy coś źle policzyli?! ;-)
Najpiękniejszy księżyc (z gatunku tych niekatastroficznych) obserwowaliśmy w ubiegłym roku podczas czatowania na żurawie. Był imponujący i aż trudno było uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Jest już piątek i czytam ten tekst w spokoju, wulkanu na podwórzu nie mam, jedynie pies sąsiada ciągle defekuje pod oknem, a z nieba leje się deszcz, więc... no, i tak dalej, jak napisałeś.
Świetnie i sprawnie wyraziłeś to co i ja czuję w tym temacie, choć mi wyrażenie tego zajęło trochę więcej (co prawda usprawiedliwiam się, że musiałem trochę to uzasadnić z astronomicznego punktu widzenia, bo by mi zarzucono napisanie samego potoku obelg pod kierunkiem astrologii jak w sierpniu (choć i tak takie głosy się pojawiają, no ale jak tak to już trudno).
PS. Nie wiem jak jest na ogół, ale akurat w mojej parafii są duchowni, którzy co jakiś czas odwołują się do astronomii i poświęcają jej w różnych kontekstach jakąś tam część swoich homilii. Wtedy to już w ogóle jestem wniebowzięty i szturcham innych wiernych, rozglądam się po nich szczerząc zęby przez co wyglądam jak wariat. (...dobra, z tym akurat przesadziłem, ale fakt faktem, że lubię takie kazania). Nie dość, że nie bredzą, to nawet z jednym z nich miałem swego czasu okazję uciąć sobie fajną pogawędkę przy okazji odwiedziny kolędowej o tym, co aktualnie tak przyciąga wzrok ku niebu w mroźne popołudnia. Ostatecznie z księdza wyszedł miłośnik astronomii o naprawdę niezłej znajomości tematu :-)
Wojciechu - tez miałem "najpiękniejszy księżyc" zeszłego roku - w tatrach nad Rysami... mniam, omal nóg nie połamałem schodząc po zmroku, ale co tam.... warto było. Potem tylko Mała Mi mnie upominała żebym się nie oglądał prowadząc samochód ;-)
Hawkeye - mnie już poziom merytoryczny bloga do takich staranności nie obliguje, bo od początku jest na zasadzie czysto amatorskiej.
Jako ziomal ks. Hellera wiem o czym piszesz ;-). Natomiast miałem na myśli tych duchownych którzy klęski naturalne tłumaczą "zjawiskami na które nie mamy wpływu, ale jak byśmy byli mniej grzeszni, to może Bóg by do nich nie dopuścił". Spotykałem ich jeszcze w ubiegłym tysiącleciu na pogórskich prowincjach, teraz rozmowa z księżmi jest inna, choć czy faktycznie "zmienili optykę" czy tylko "się nie ujawniają" nie wiem. Sam jestem wierzący i to raczej bardziej, niż mniej, zatem sprawa często szczególnie mi doskwierała, a jeszcze z podstawówki pamiętam ilustracje z aniołem latającym po Drodze Mlecznej i trzema Królami którzy przez trzy lata błąkali się po pustyni śledząc kometę, po czym odnaleźli Jezusa... trzyletniego (bo tak katechecie wyszło z rachunków) na szczęście to było w salce nie w szkole więc nie mieliśmy od tego dysonansu poznawczego ;-)
A najfajniejsze "astronomiczne" kazanie to wysłuchałem w ... Tolkmicku na Warmii!
Pozdrawiam.
Pani Magdalena Środa to fajna babka - miałam z nią w czasach zamierzchłym przyjemność studiowania na tym samym kierunku - tzn. właściwie ona uczyła mnie pewnych zagadnień z dziedziny psychologii ogólnej. Wtedyż miałyśmy rozbieżności ideologiczne, któreż ona (z perspektywy P.Prof) pomimo władzy absolutnej, akceptowała i szanowała.:. Miłe to było z jej strony. Teraz nasze poglądy w obszarze pewnych zagadnień byłyby pewnie nieco bardziej zbieżne:). A tak już całkiem serio: polecam film: "Czy czeka nas koniec" - w tej sytuacji superpełnia nie ma nic do gadania - prędzej czy później sami się zadusimy wkrótce naszym ludzkim smrodem. Tylko wojna może nas ocalić:). Oto jaka jestem szalona!
GŁOŚu - nawiązywałem do sławetnej telewizyjnej bredni pani profesor głoszącej że "badania gender są potrzebne, żeby móc stwierdzić czy bieda ma twarz kobiety czy mężczyzny", to do szczętu zniszczyło resztki mojej nikłej wiary w gender jako naukę.
"Czy czeka nas koniec"?! JASNE!!!! Każdego z osobna i wszystkich jako gatunek. Z drugiej strony akurat w pewne przekazy zwyczajnie nie wierzę, to przywilej drógiej połowy życia. Skoro w młodości straszono mnie"raportem rzymskim" i że wszystkich strachów nie ziścił się żaden, skoro Alvin Toffler którym się zaczytywałem wyszedł na fałszywego proroka... to do następnych przerażaczy mam podejście humorystyczne (no chyba że są szkodliwi jak Al Gore)
Bieda ma pysk, a nie twarz, skoro już rozmawiamy naukowo.
Bardzo neurotyczne wynurzenia o księżycu (hihi). Ale najlepsze jest to, że człowiek ani się spodzieje, że się przypadkowo dowie czegoś nieoczekiwanego (np kto w środę studiował, o la la ;)
Newo - jednak bym się przy twarzy upierał, czasami jest o a fioletowa od denaturatu, czasami od sińców. Czasem szlachetna... różnie z biedą bywa.
Też wyczekiwałam ze ma byc taki wielki a tu normalny ale podobno rano ok 7 był sporych rozmiarów może to rano się miało wyjśc na foty?pozdrawiam
Moniko Księżyc zawsze jest taki sam, podczas wschodu i zachody wydaje się większy, ale to tylko złudzenie naszych mózgów (do dziś zresztą nie wiadomo, co je wywołuje, bo są na ten temat różne zdania), ale jego rozmiar z przyczyn oczywistych nie ulega zmianom. Oczywiście w perygeum wygląda na większego niż w apogeum (bo jest bliżej) ale są to różnice niewykrywalne gołym okiem. Dlatego nie ma znaczenia pora doby. Ten faktycznie był jednym z największych jakie dane nam było obserwować w ciągu życia, tyle że nie na tyle większym by warto wokół tego rozpętywać tak sensacyjne newsy jak to robiły media.
Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz