Zatem bobruję sobie za gruszkami, żal staruszką trząść więc zbieram spady, gdy nagle słyszę brzęczenie, takie niby pszczele ale silniejsze i wyraźnie złe. Patrzę w okolice nóg i ...
A tu gruszka leży sobie, jak wiele obok, rozgrzana słońcem i silnie już sfermentowana a tuż przy niej...szerszeń, wyraźnie strącony z owocu moimi krokami, zły, idący w moim kierunku i odgrażający się.
Chciał mnie użądlić, czułem to!
Tylko aby użądlić trzeba wzlecieć, aby wzlecieć... no właśnie wzlecieć to on nie mógł.
Rozpoczął wspinaczkę po łodygach roślin, spadł, za którymś razem doszedł już wystarczająco wysoko.
Rozpostarł skrzydła, rzucił się na mnie w furiackim szturmie.
Powietrze wypełnił bzyk jego skrzydeł, złowróżbny niczym syreny sztukasów.
potem rozległo się ciche, stłumione...
...
..
.
pac
Bohaterski lot trwał może pół sekundy, zakończył się upadkiem na odwłok.
Ale szerszeń nie dał za wygraną
Poczekaj już ja cię użądlę - wrzeszczało nienawistnie jego spojrzenie
Po czym wrócił do "knajpy" pić dalej.
Niech ta opowieść będzie memento dla "bohaterów" jednej akcji.
A zainteresowanych szerszeniami zapraszam na stronę Nauki w Polsce
gdzie dowiecie się że:
4 komentarze:
Umiar, umiar jest ważny ;-)
Ferment spożywany z umiarem nie szkodzi nawet w największych ilościach ?;-)
Widać nie taki diabeł straszny jak go malują ;-)
Przedostatnie zdjęcie rewelacyjne! Naprawdę patrzy groźnie na Ciebie :-)
Ja zostałem ukąszony. Sytuacja podobna. Owoc zjedzony całkowicie wewnątrz, jednak z wierzchu jak prosto z drzewa :)
Prześlij komentarz