Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

wtorek, 7 sierpnia 2012

Ukryte zło

Są przemiłe, takie ciepłe i mięciutkie, przymilne, owijają się wokół ręki czy nogi, cichutko mruczą gdy je pogłaskać, czasami tylko sykną złowieszczo, lub przejada pazurami po skórze...
Wiem ze tym co teraz napisze przysporzę sobie kolejnej porcji wrogów ale cóż;  
Amicus Plato, sed magis amica veritas

KOTY !!!
(Felis catus, Felis silvestris catus lub Felis (silvestris) domesticus)

Zarówno te pospolite szaro bure dachowce, jak i wypielęgnowane domowe pupile.
Wszystkie noszą w sobie to samo zło. 
Nie wierzycie? to przeczytajcie rewelacyjny materiał z bloga 
NATURALNIE blog historii naturalnej.

A teraz o historii która wydarzyła się tydzień temu. 
Tuptałem do pracy piechotą, już przeszedłem przez miasto, wzdłuż torów, przez wiadukt i ogródki działkowe. Tuż przez Mościcami, usłyszałem przeraźliwy wrzask podlota. Przyspieszyłem kroku i za moment dostrzegłem wypasione kocisko trącające łapą małego ptaszka. Bałem się że chwyci go w pysk i po prostu ucieknie, szybko podniosłem kawałek odłamanego wiatrem topolowego konara i cisnąłem w kota, oberwał jednym końcem w okolice łopatek, wystarczyło by zapomniał o zdobyczy i uskoczył w bok, a potem czmychnął w kierunku blokowiska. 

Ofiara okazał się podlot - wpierw sądziłem że szpaka, ale chyba bardziej wygląda na podlota drozda kwiczoła - w pobliżu nie słyszałem dorosłego ptaka, więc pewnie kot wywlókł go z gniazda i przyniósł tu aby się pobawić. Temu też, tak myślę, ptak zawdzięczał fakt że wciąż jeszcze żyje. Zwierzak nie łapał go aby nasycić głód, bo to był wypasiony "blokowy" kot, pewnie wypuszczony przez jakaś bezmyślną babę "żeby sobie pobiegał", ale właśnie aby się pobawić. 

Owinąłem ptaka czapką, wsadziłem do plecaka i zaniosłem do pracy, z myślą że tam spróbuje udzielić mu pomocy, lub tylko przechować go aby doszedł do siebie, z dala od kocich pazurów



 Niestety akcja nie miała dobrego finału, wprawdzie zaczął przyjmować rozmoczony chleb (nie miałem jak zrobić mieszanki serowej, ani nawet jajka na twardo), ale wkrótce dostrzegłem u niego kropelkę krwi w okolicach nozdrzy, a niedługo potem zdechł. 


A propos kotów i blondynek.
Jak jeszcze mieszkałem w bloku pewne stara panna z sąsiedztwa wciąż wypuszczała swego kota na klatkę schodową aby się załatwił. Robiła to wieczorami,. więc trudno ją było wyśledzić, jednak kiedyś została przyłapana, sprawę zreferowano sprzątaczce, ta oczywiście ruszyła z pretensjami - trudno zresztą się jej dziwić. Bezbrzeżne było jednak jej zdziwienie, gdy po wyłuszczeniu swoich racji usłyszała po prostu "no przecież nie będzie mi się w mieszkaniu załatwiał"...

11 komentarzy:

ewarub pisze...

Mam w domu dwa koty, oba niewychodzące, mimo ogródka i "warunków"...

Zbyszek pisze...

Koty są złe, do Egiptu z nimi! Smutna historia, szkoda ptaszka, ważne że miałeś dobre chęci.

deu pisze...

Jesteś


bardzo podatny na perswazję: )
Nie ma nic bardziej śmiesznego od ewolucjonisty, nie zgadzającego się na jej prawa (ad link). Koty są potrzebne. Tak jak chińscy rewolucjoniści o mało nie wyginęli (wyginęliby wszyscy w tamtym rejonie), wojując z wróblami, tak kot trzyma populacje ... GRYZONI na właściwym poziomie.
Moje zboże, zgryzane zębem myszek, jednak przetrwa, bo są koty. Co dwa tygodnie wynosiłem gniazdo myszek (mój blog), bo kot nie miał dostępu do spichrza. Zabawy w sterylizacje, liczenie, tryzmanie w schroniskach? Po co to? Nadmiar kotów likwiduje się przy narodzinach (co lepsze wiadro, czy skalpel, albo zastrzyk trucizny: D. Ale nie to, a terytorialność kotów zmniejsza ich populacje. Same się zabijają, zapewniam Was.

Precz z państwową regulacją urodzeń.

makroman pisze...

Deu - gdybym nie widział to bym nie wierzył. Akurat zaszła koincydencja artykułu z moimi obserwacjami.

Terytorialność kotów istnieje prawdopodobnie wyłącznie na terenach wiejskich. W Miastach ogranicza się ona do obszaru mieszkania, czy domu, reszta jest łowiskiem wspólnym, z tej prostej przyczyny iż żaden osobnik nie może patrolować i strzec swojego terytorium cały czas.

tak samo "zwalczanie gryzoni" w miastach zwłaszcza na blokowiskach to mit. Infrastruktura kablowa i kanalizacyjna, dostarcza gryzoniom doskonałego bezpiecznego traktu komunikacyjnego, zamykane pełnymi drzwiami klitki piwniczne uniemożliwiają kotom działanie. Do tego jeszcze "sentymentalne dokarmiaczki" i koty zamiast łapać gryzonie wylegują się całymi dniami nocą zaś polują na ptactwo... dla sportu.

Na terenach wiejskich, jest nieco inaczej - tu koty poniekąd za asymilowały się do istniejącego ekosystemu gospodarczego. Tu istotnie terytorialność odgrywa znaczną rolę w ograniczeniu populacji, koty nie wałęsają się gdzie bądź, bo na otwartych przestrzeniach padają łupem psów.

Niemniej jednak - nie nawołuję do fizycznej likwidacji kotów, sam nigdy im krzywdy nie robię i nie zniósł bym takiego widoku - cały ten tekst powstał po to by ludzie uswiadomili sobie tych kilka prostych faktów - koty to gatunek synantropiczny, w warunkach polskich na wolności jest intruzem!
Koty są drapieżnikami i zabijają także dla zabawy (kolejny mit jakoby robili to wyłącznie ludzie upadł).
Ptaki w nocy są przed nimi całkiem bezbronne.

i najważniejsze.

Masz kota - dobrze ale bierz za niego odpowiedzialność.

Anonimowy pisze...

bardzo ciekawie piszesz..pozdrawiam!

krogulec14 pisze...

Maciej
Adam swego czasu, gdy "męczyłem" się ze szpakiem: twarożek i gotowane jajeczko. Chleba nie, bo są przyprawy.
Pewnie dopóki nie będzie kar (np 1000 złotych za pożartą przez kiciusia bogatkę) to prawnie chronione ptaki będą zżerane przez bezkarne koty.
Mam znajomą, która swego kota wypuszcza do ogrodu. W puszorku zaczepionym do linki.
Ptaki śpiewają, kotek chodzi.
Jak się chce, to można :-)

Owadziarz z Tarnowa pisze...

Myślę, że najpierw powinniśmy jasno zdeklarować o jakim gatunku mówimy w obrębie "kotowatych", byłbym dalece ostrożny od oskarżeń i przypisywaniu kotu zła. Skąd stwierdzenie, że kot jest intruzem? Intruzem w Polsce jest ale Nawłoć kanadyjska (Solidago canadensis L.) i jeśli personifikując można komuś przypisać zło "przyrodnicze" to właśnie temu organizmowi :) . Problematyka udomowiania gatunków dzikich i ich ponowne "wchodzenie" do ekosystemów to sprawa niezwykle skomplikowana, i bynajmniej kot jest dalece niegroźny dla przyrody :) .

makroman pisze...

Krogulcze - w domu zapewne bym tak zrobił, gdyby ptak dożył, ale w pracy?

Owadziarz - zapraszam do linkowanego materiału, chyba nie ma sensu kopiować stamtąd argumenty.
Jednak: koty to gatunek inwazyjny, zawleczony do nas z bliskiego wschodu, na naszych terenach nie występujący - jedyne kotowate czyli ryś i żbik, maja zupełnie inne zwyczaje i w zupełnie innych biotopach zamieszkują, więc są nieporównywalne z kotem domowym.
Natomiast kot nie żyje w warunkach naturalnych ale jest UDOMOWIONY i korzystając z tego azylu (opieka weterynaryjna, schronienie przed wrogami, żywność itp) wyniszcza populację ptactwa oraz cennych chronionych gryzoni.

Nawłoć - owszem gatunek inwazyjny, ale.... łatwy do utrzymania w ryzach a przy tym... bardzo chwalony przez pszczelarzy.

Owadziarz z Tarnowa pisze...

makroman, chyba źle mnie zrozumiałeś. Jeśli mówimy o populacji (roboczo nazwijmy je "bezpańskimi") kotów w miastach lub na wisach to ich wpływ na faunę gryzoni i ptaków jest znikomy statystycznie nieistotny w ramach ogólnego ekosystemu. Patrząc z perspektywy natury koty nie mają wpływu na liczebność ani nie stanowią realnej groźby dla gatunków gryzoni i ptaków. Chyba nie mówimy o tej samej Nawłoći ? Pojedź na most w Ostrowie nad Dunajcem i zobacz, że od wału do wału rosną łany Nawłoci zresztą opanowała już cały "zielony pierścień Tarnowa" Nawłoć nie dość, że wypiera rodzime gatunki to właśnie nie jest chętnie odwiedzana przez owady w tym i pszczoły.

Owadziarz z Tarnowa pisze...

Chciałbym dodać, że artykuł na którym wyrosły Twoje przekonania nie ma nic wspólnego z nauką nie cytuje (poza 1 pracą naukową), żadnych porządnych wyników. Jedna praca która jest podana jako źródło informacji w tym wpisie dotyczy zupełnie czegoś innego...

makroman pisze...

Do tematu kotów jeszcze wrócę. Tu nie chodzi o artykuł ale o obserwacje. W pobliżu torów kolejowych wzdłuż ulicy Ziaji co roku gniazdują przynajmniej dwie pary słowików - niestety regularnie obserwuje że lęg jest przerywany zbyt wcześnie aby udało się wyprowadzić młode - wnioskuje że został zniszczony. Psiarze tam na spacery nie chodzą, za to koty chętnie.

Z tego co mówi mój kolega pszczelarz to nawłoć jest chętnie odwiedzana przez owady, tyle że o tej porze roku sezon pobierania pożytku jest już bardzo krótki ze względu na warunki zewnętrzne (częste deszcze, szybki zmrok, późny świt, silne wiatry itd.)
Inna sprawa że ja szkodliwości nawłoci nie neguję, po prostu uważam ją za mniej szkodliwą od kotów. Problem nawłoci szybko by się rozwiązał, gdyby introdukowano w miastach faunę kopytnych - niestety "sezon polowań na zwierzynę łowną" trwa w najlepsze choćby przy ulicy Lotniczej i Harcerskiej - więc nie ma szans na znalezienie dla nawłoci naturalnych wrogów.