Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

środa, 8 lipca 2015

Czy bać się klonów?

Słyszeliście o aferze Tuskegee? A o  Willowbrook (wątpię, tego ostatniego nie ma nawet w polskojęzycznym internecie...)?

Więc przeczytajcie koniecznie książkę Giny Kolaty "KLON; Dolly była pierwsza"

I nie dajcie sobie wmówić że nie ufając tej czy innej instytucji czy autorytetowi jesteście wyznawcami teorii spiskowych...

Ale nie tylko o tym jest ta książka, w zasadzie podane wyżej dwa sensacyjne wątki, to jedynie dygresje w narracji, przywołane przeze mnie celowo, by zwiększyć zainteresowanie, ale nie najważniejsze.

Książka jest o tym o czym mówi jej tytuł. O klonowaniu, o tym że Dolly była pierwsza i jak do tego doszło. Otrzymujemy od autorki barwny, ładnym językiem napisany przegląd dziejów nauk biologicznych od końca XIX wieku do początków XXI, włącznie z opisem przemian i różnic.
Dowiemy się o charyzmatycznych, nie stroniących od wycieczek filozoficznych i egzystencjalnych badaczy XIX wiecznych, poprzez opętanych szaleństwem publikacji, sympozjów i rankingów uczonych XX wiecznych, aż po wyrobnika nauki, trybik w machinie nastawiony na jedno konkretne działanie, zdehumanizowany i odrealniony produkt XXI wiecznych korporacji zawiadujących instytucjami naukowymi.

Poznamy wiele ciekawych i mniej ciekawych nazwisk, zaglądniemy uczonym do pracowni, będziemy mieli świadomość mechanizmów decydujących o awansach, apanażach, grantach, uznaniu społeczności itp. czynnikach które są dla współczesnych naukowców... równie oczywiste co dla wszystkich innych zawodów.

Stracimy za to romantyczną wiarę w uczonego i jego prometejskie wynalazki. Tak odkrywają od czasu do czasu to i owo, opracowują taką czy inna metodę ale... nim ją opublikują już jest złożona do urzędu patentowego, a oni sami oraz ich przełożeni i sponsorzy... liczą kasę.
Oczekujemy od nich wypowiadania się na tematy ich prac, o aspekty moralne i etyczne, prowadzonych badań, o konsekwencje dla świata i ludzi tego co robią, wierząc że to ludzie więksi od nas samych, że przecież uczony to nie byle gnojek, ale osoba z definicji... uczona! Tymczasem, w tym środowisku tak jak w każdym innym, pojawiają się karierowicze, niedołęgi, maskujący nieuctwo cwaniacy i aroganci gardzący wszystkimi i wszystkim.
Myślimy że jak uczony wypowie się na temat np klonowania, czy innych zabiegów biotechnologicznych to będzie to prawda obiektywna - niestety łudzimy się. Profesor mówi o bezpieczeństwie klonowania, ale nie sięga myślą głębiej niż do grantów które jego instytucja już ma, lub ma nadzieję mieć związanych z badaniami i rozwojem technik klonowania. Także myśli pomniejszych badaczy nie krążą wokół potencjalnych zagrożeń, one wirują z punktem ciężkości w jednym miejscu, publikacje, doktorat, samodzielne stanowisko badawcze, profesura... kariera!

Zatem nie ufać uczonym? wręcz przeciwnie - ufać ale pamiętać o starożytnej zasadzie: Nemo iudex in causa sua - nikt nie jest sędzią we własnej sprawie.

Stracimy też (mam nadzieję) złudzenia co do środowisk lekarskich... Głośno wyrażających współczucie bezdzietnym małżeństwom i w ich imieniu domagających się uznania za zgodne z prawem i etyką zapłodnień In Vitro z wykorzystaniem metod klonowania... ale przecież oni wołają nie w imieniu bezdzietnych par, ale własnym, bo dopuszczenie takich praktyk to dla nich kolejne setki tysięcy dolarów dochodu! 

Sporo w tej publikacji bioetyki - ale tej wysokich lotów - nie partyjnej lewackiej "bioetyki" w wydaniu pewnych "uczonych". Zwłaszcza w początkowych jej częściach, co ważniejsze autorka jest żydówką i... znajdziemy tu także żydowskie oceny etyczne, będące (co dla mnie było zaskoczeniem) dość odległymi od ocen chrześcijańskich!  

3 komentarze:

Anzai pisze...

Bardzo ciekawie i poważnie brzmi to co piszesz, dlatego - dla rozproszenia tego ponurego nastroju - przypomnę znane powiedzenie, i jego skutki. Mówi się, że: "Gdy przyjdzie ochota, pies kota wyłomota", i to by było nawet zabawne, gdyby nie dziesiątki narodzonych "kotopsów", które jednak nie przeżywają zbyt długo (niska odporność). Mamy więc dowód na krzyżowanie pozagatunkowe, podobnie jest chyba z klonowaniem, sztucznym zapładnianiem, itp. "odkryciami", które w zależności od apanaży "naukowców" będą miały odpowiednią oprawę "naukową". Ale, czy można się temu dziwić?
Przez wiele lat karmiono nas np. rzekomym filmem o "lądowaniu na Księżycu", i świat nadal chce w to wierzyć, chociaż prawda była nieco odmienna. No cóż, jak na razie, bezpiecznie jest zajmować się historią starożytną i archeologią, więc jest jakiś wybór. ;)

karmnik54 pisze...

Ciekawe

DD pisze...

No, no..... aż muszę przeczytać! Dzięki!