Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

środa, 27 maja 2015

Strachy - problem nie taki błahy

Strach na wróble... tez kwestia! Już słyszę te żachnięcia. Tymczasem...
Tymczasem zajmują się nią uczone głowy i wcale nie jest to marnowanie czasu i pieniędzy podatników na badania w ostateczności i tak zasługujące na IGNobla.

Niedawno serwis Nauka w Polsce opublikował tekst właśnie a ich temat: "Strachy, czyli uroki wcale nie na wróble". 

Po pierwsze nazwa: "Strach na wróble" to powiedzmy nazwa gatunkowa, tymczasem każdy region dorobił sie nazw własnych, mamy przeto baboki (tak, tak - o nich śpiewa się piosenki i pisze książki dla dzieci), uroki lub kulawce (no to, to chyba od stania na jednej nodze?). 


Po drugie płeć - zdecydowana większość strachów na wróble to mężczyźni - choć sami przyznacie że imię babok, jakoś niespecjalnie do takich męskich strachów pasuje - no chyba że chodzi o posłankę ... nie, nie, strzeż się, tego ci napisać nie wolno... 


Po trzecie przeznaczenie: jak łatwo wykoncypować, wróbel jako gatunek synantropijny ludzi boi się nieszczególnie, przeto musza byc wymierzone w inne gatunki, przede wszystkim te ustawiane na polach odstraszać mają dziki i sarny, a te w ogródkach szpaki (średnio skuteczne). 


Odczyt na temat strachów wygłosiła pani mgr Grażyna Szelągowska z Muzeum Etnograficznego im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej, podczas Toruńskiego Festiwalu Nauki i Sztuki. 


 I jeśli ktoś nie był, ja nie bylem, to warto sobie przeczytać krótki tekst na ich temat, który zalinkowałem, a potem podczas przechadzek po okolicznych polach, lub ogródkach działkowych - patrzeć na strachy zgoła innym niż dotychczas okiem.

 Ps. wszystkie strachy to Tarnowianie.




 

wtorek, 26 maja 2015

Paź i padalec

Kwiecień w tym roku, był (przynajmniej na południu) ładniejszy od maja.
W lasach i na ugorach pospolite kwiecie ruszenie. a pośród tego wszystkiego... motyle. Co prawda nie tyle ile bywa ich latem, gdy rozwinie się już drugie pokolenie ale i tak nie mało, a pośród całej tej czeredy...

A było to tak: Wybrałem się na rajd po okolicach Ciężkowic. Nie nastawiałem się na zdobycze przyrodnicze, gdyż miało to być przejście głównie krajoznawcze z między etapami wyznaczonymi zabytkami i miejscami pamięci narodowej - zobaczcie sami
Nawet nie miałem nasadki makro do aparatu, ani żadnych innych gadżetów które czasem używam gdy wybieram się na obserwacje przyrodnicze.
Tymczasem pomiędzy Ciężkowicami a Rzepiennikiem Strzyżewskim na przełęczy tuż przy cmentarzu wojennym. napotkałem Pazia.

 Paź królowej (Papilio machaon)

 zdecydowanie dziwna pora na takie spotkanie. Nawet ciotka wiki poucza że pazie to ciepłolubne stworzenia i w maju to i owszem, ale w kwietniu? 
Chociaż ten pojawił się w okolicy południowych stoków wzniesienia, na terenie dobrze nagrzewanym słońcem. Był pionierem, w każdej populacji jest część pionierów, i ... maruderów (to osobniki pojawiające się znacznie później niż główna część pokolenia).

 To takla polisa ubezpieczeniowa gatunku - w razie zmian klimatycznych, jeśli nadchodziło by ocieplenie, to właśnie potomstwo pionierów zacznie dominować główną część populacji, gdyż rozwijać się będzie w korzystniejszych warunkach. Za to w razie ochładzania klimatu, gdy osobniki pionierskie prawdopodobnie wygonią bezpotomnie, a "peleton" populacji będzie bardzo osłabiony, właśnie "maruderzy" zyskają przewagę. Prosty niezwykle skuteczny mechanizm zachowania gatunku - występuje także pośród ludzi, choć nasze zsocjalizowane do "bulu" szkolnictwo nie przyjmuje do wiadomości że są osobniki wcześniej i później osiągające gotowość szkolną na przykład (bo w grę wchodzi ogólnie dojrzewanie). Robespierre i Marks i Makarenko (świeć Lucyferze nad ich duszami) rzucili hasło że "ma być równo!!", a ich epigoni z MEN dali odzew: "i będzie równo!!!!"

 Jaki będzie los tego osobnika? 
Nie mam pojęcia, ofiarą kolekcjonerów raczej nie padnie, bo ich tu nie ma, a pięknoduchy z miast tu nie trafią. Jeśli znalazł swoją drugą połowę, to pewnie teraz doczekali się już sporej gromady jaj, z których wkrótce wylegną się gąsienice.
Równie dobrze jednak mógł paść ofiarą jakiegoś ptasiego messerschmitta, lub... przedniej szyby człowieczego samochodu... Niezbadane są wyroki owadziego losu.

 Jeszcze słów kilka o samym fotografowaniu - zdjęcia są jakości cokolwiek marnej - kwestia ostrzenia. Owszem motyl ten ma silne ADHD, ale i tak na dziesięć strzałów powinno dać się wybrać przynajmniej dwa przyzwoite i jedno całkiem niezłe...a tymczasem.
Na usprawiedliwienie dodam, że sam byłem po godzinie intensywnego wznoszenia a oczy miałem przyzwyczajone do blasku odlesionego terenu pół uprawnych, tymczasem motyl latał co prawda przy drodze, ale pośród drzew i co gorsza w miejscu gdzie raz była plama światła a tuż obok głęboki cień. W takich warunkach automatyka mojego aparatu po prostu zgłupiała, a na oczy i strojenie ręczne też nie bardzo mogłem liczyc - stąd taki a nie inny efekt. 

Kolejne spotkanie miało miejsce już na koniec ojej wędrówki, zszedłem z głównej drogi, zamierzając w kierunku kolejnego cmentarza ... a swoją drogą czy nie jest tak że nasze cmentarze i ich okolice to dla zwierzyny najlepsze miejsca do... życia?!  

Dalem się ponieść duchowi szlaku - zazwyczaj to On mnie prowadzi - gdybym szedł w/g rozumu, po poszedł bym przez współczesny cmentarz i prędzej rozdeptał gada niż zauważył (bo taka tam była konfiguracja terenu) jednak poszedłem inna drogą, wstąpiłem do Rzepiennika - kupiłem sobie pyszną drożdżówkę (po 13 km marszu przez górki i wąwozy - to już praktycznie każda jest pyszna, ale ta była pyszna obiektywnie). A potem już z drogi kierując się na wysoko sterczący pomnik, polnymi ścieżynkami dotarłem pod cmentarne wzgórze a tam:   

 Padalec zwyczajny (Anguis fragilis)

 Sznurówka leżała sobie pośród łąkowego zielska, wyraźnie czekając na słońce - no to znaczy żeby sobie długo poczekała, bo to od północnej strony wzgórz było i słońce tam zagląda tylko późnym popołudniem w czerwcu. Było na tyle ciepło że gad mógł się poruszać, ale na tyle chłodno że robił to wybitnie niezdarnie - nawet jak na padalca.

 Padalce to jaszczurki - co jednak nie przeszkadza ludziom prostym tłuc ich na równi ze żmijami czy zaskrońcami. Tak wiem Biblia mówi że Szatan w postaci węża nakłonił Ewę do grzechu (jak znam kobiety, to do złego specjalnie nakłaniać ich nie trzeba - no co innego do dobrego - tu to by cała diabelska przemyślność nie wystarczyła) i od tej pory nienawiść, rozdeptywanie głów, itp. 
Tu otwiera się pole dla kaznodziejów, wielu z nich to niezwykle światli ludzie, zajęci naszymi duszami, co oczywiście szanuję, ale gdyby tak podczas swych kazań, tak na marginesie od czasu do czasu wtrącili że to Szatan jest zły, a nie węże, że ta tradycja tępienia "plugastwa" to swe korzenie ma jeszcze w czasach Zoroastryzmu - więc przebrzmiałych już od prawie dziesięciu tysięcy lat i doprawdy nie ma powodu by nadal dzielić zwierzęta na "czyste" i "nieczyste", No to by mogło uratować życie niejednemu wężowi i padalcowi.

 
Zawsze zastanawiał mnie mechanizm środowiskowy który wpłynął na uwstecznienie u padalców kończyn, żyją praktycznie w podobnych miejscach co zwinki i żyworódki a jednak tamtym ani nie w głowie uwsteczniać sobie cokolwiek...? Być może to uwstecznienie to kwestia przystosowania do warunków które istniały miliony lat temu a to co obserwujemy dziś to ich efekt, no bo kończyny raz utracone raczej nie będą miały tendencji do powtórnego pojawienia się? Ciekawe - szukałem w literaturze, generalnie wszystko co jest to stwierdzenia typu - "przystosowanie do warunków środowiskowych" - no tyle to nawet ja wiem - ale mnie interesuje jakie to były warunki? Co takiego było w tym środowisku? Czy "poszły" śladami węży bo inne drogi ewolucji były dla nich zamknięte, czy może była to kwestia "ślepej uliczki"?
jak by ktoś znał publikacje na ten tatem - to niech zalinkuje. będę wdzięczny.

poniedziałek, 11 maja 2015

Czy Bursa był specjalistą od skażeń radiacyjnych?

Na pierwszy rzut oka pytanie brzmi całkiem bezsensownie - bo i co niby ma piernik do wiatraka? Ale...
Pozornie głupie pytania, są siłą napędową ludzkiego poznania. Gdyż...

Zresztą przemyślcie rzecz sami.

Andrzej Bursa - "pantofelek"


Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek

no to co

milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
  

A teraz  podręcznik "Energia jądrowa i promieniotwórczość" Andrzeja A. Czerwińskiego

(od siebie dodam że LD 50/30 znaczy tyle że: mamy do czynienia z dawką letalną czyli taką która powoduje śmierć 50% osobników w czasie do 30 dni, a Sv - to Siwert, jednostka pochłonietej przez organizm dawki promieniowania, generalnie operuje się na setnych i tysięcznych częściach Siwerta, gdyż już jeden Siwert może oznaczać bardzo ostrą chorobę popromienną)


Tablica 11 Dawki LD (50/30) dla różnych organizmów 

Człowiek: 3 - 4  Sv
Małpa: 5 - 6  Sv
Osioł: 7,8  Sv
Szczur: 5,9 - 9,7  Sv
Zółw: 15  Sv
Ślimak: 80 - 200  Sv
Mucha: 800 Sv
Pantofelek: 3000  Sv !!!!!!!!      

 I jak tu nie wierzyć w ponad intelektualną zdolność opisywania świata przez poetów?