W Tarnowie Śnieguliczki / przebiśniegi kwitną już od ponad tygodnia (u mnie też, co nader mnie raduje), od kilku dni kwitną krokusy (u mnie tylko dwa, bo najładniejsze miejsce Aura rozkopała szukając miejsca by ukryć kość). Dziś zobaczyłem ze zakwitł mi też wawrzynek wilczełyko - wiem krzew chroniony (i słusznie) ale pozyskany legalnie z plantacji pszczelarza, któremu rozrósł się nadmiernie.
Ale po kolei
Wpierw przygoda z dzięciołem:
szedłem sobie do krzyża na grób mamy, moglem podjechać samochodem, ale przejście 5 km to sama radość, podczas gdy przejechanie ich w korkach skraca mi życie więcej niż kilka wypalonych papierosów.
Więc poszedłem, przez ogródki działkowe, bo fajniej, a potem jeszcze na Błonia odnieść czytnik do naprawy gwarancyjnej bo padł - trafnie zresztą padł, bo na miesiąc przed upływem gwarancji...
Zatem sunę sobie przez działki, zadumany, aż tu nagle gdzieś z tyłu nade mną rozlega się wibrująco przeraźliwy krzyk co nieco o wrony, ale w znacznie wyżej na skali - no prawie tak wysoko jak Edyta Górniak nasz hymn śpiewała. Ażem się (uwaga galicyzm - w tłumaczeniu na barbarzyński język MENualny nauczany w szkołach, znaczy tyle co - "aż się" - tyle że od "aż się" zdania rozpocząć się nie da - bo wyglądało by głupio, a od ażem się jak najbardziej ) poderwał. Odwracam głowę, a tam dzięcioł zielony, patrzy na mnie i znów skrzeczy, no to ja plecak z grzbietu, aparat do oka a on wtedy fruu... i gdzieś w głąb działek - no to mierzę, a on dalej i w końcu zdjęcie zrobiłem ale tak marne że nawet chyba go nie będę trzymał.
Dzięcioł zielony (Picus viridis)
choć...
być może był to Dzięcioł Sinozielony (Picus canus)
Co wnoszę z delikatniejszego, bardziej drozdowatego, pokroju dzioba i nico innego umaszczenia, lecz mogę być w błędzie.
Sarny stadnie podchodzą pod domy, wypasając sie na resztkach kukurydzianego plonu.
W ogóle sporo ich, ale od czasu gdy dwa lata temu, dokonano eksterminacji w tych okolicach, bo rzekomo niszczyły uprawy, nie pokazywały się po północnej stronie obwodnicy miasta.
Widać skonstatowały, że dureń ze strzelbą jest nieobecny i znów sobie przychodzą.
Co ciekawe właściciel pola (zdaje się uspołeczniony, bo ono chyba należy do spadkobiercy PGRu, który powstał przy Szkole Rolniczej, którą komuna ulokowała w Pałacu Xiążąt Sanguszków) ubolewający z powodu "strat", czynionych przez sarny, jakoś nie żałuje kolb zalegających pole, po późno jesiennych żniwach. W każdym razie w ciągu pół minuty uzbierałem cały plecak kolb, które potem zostały wykorzystane jako kama dla ptaków. Tyle w temacie "konieczności" odstrzału "szkodników" - choć faktycznie kilku szkodników przy biurkach warto by odstrzelić...
Wawrzynek wilczełyko (Daphne mezereum)
Poza tym, fajna obserwacja krogulca, który wparował, w sosenkę atakując najprawdopodobniej stadko drozdów kwiczołów, przy okazji wypłoszył stamtąd też parkę sierpówek i srok. Co ciekawsze coś chyba złapał, ale bardziej to było sikorkowate niż drozdowate, choć rzecz całą widziałem ze sporej odległości i trudno ocenić.
I to tyle na dzisiaj.