Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

piątek, 29 lipca 2011

Mufa czyli o skutkach powodzi

Jadąc w stronę centrum miasta zdążyliśmy przed falą kulminacyjną.
Ul Tuchowska była już wprawdzie w okolicach kościoła Św trójcy i wiaduktów kolejowych zamknięta, ale rowerem udało się przejechać pomimo ostrzeżeń ze strony policjantów. w końcu to ja tedy codziennie przejeżdżam lub przechodzę, więc iem jakie stany wód co oznaczają, wtedy był ledwie przykryty asfalt.

Natomiast nadgorliwcy ze Straży Miejskiej otaśmowali kładkę i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku poszli won ... przeniosłem wpierw Miłosza a potem rower pośród ich "zabezpieczenia" i pojechaliśmy dalej.

Dwa lata temu w tym samym miejscu zwróciłem Strażnikom uwagę, że tuż nad brzegiem Wątoku bawi się gromadka dzieci - okrzyknięte przeze mnie odeszły na bezpieczną odległość (wzburzony Wątok ma w tym miejscu 4 metry głębokości i bardzo szybki nurt, przy czym brzegi są wybetonowane więc kończą się od razu głębiną.
Mówię kolesiowi że trzeba tego miejsca pilnować, póki nie przejdzie fala kulminacyjna ...
"no to co mam tu stać?" odpowiedział pytaniem!
W tym roku geniusze otaśmowali kładkę i zejście na brzeg ... a potem się dziwią i maja za złe gdy słyszą na mieście opinie na swój temat.

Ale wróćmy do przygody.

Wracać ta samą droga już się nie dało.
Po prawdzie mam za sobą wyczyn przebrnięcia na rowerze zalanego wiaduktu, przy czym woda sięgał mi równo z siodełkiem ale ... po pierwsze nie miałem wtedy dzieciaka na siodełku, byłem młodszy (bo głupi zostałem) i miałem potem cały dzień zajęty czyszczeniem i konserwacją ramy i osprzętu rowerowego, do którego dostała się woda.

Zdecydowałem więc że pojedziemy wzdłuż torów, aż do przejazdu kolejowego.

Nagle towarzysząca nam aura wpadła w szał. wpadłszy w szał wpadła w zarośla, potem wypadła znów wpadła, cały czas skowycząc na najwyższych częstotliwościach (Edyta Górniak niech się schowa) .
Wtem zobaczyłem że coś białego nagle wyskoczyło tuż przed nią, i znów dało śmiga w zarośla.
Pierwszą myślą był KOT - "Aura, nie bądź głupia, chcesz mieć kinol poszarpany" zawołałem
pies stanął ale widać było że krzaki nie dają mu spokoju.

Ale wtedy to coś nieopatrznie wychynęło z zza liści i zobaczyłem że to ... KRÓLIK!

"Aura, łap!" dałem komendę, a pies idealnie zgrabnym ruchem w kilku susach odciął królikowi drogę do zarośli i przyszpilił go łapami do ziemi.
Szybko zeskoczyłem z roweru, zdjąłem Miłosza, żeby się razem z nim nie przewrócił (bo rowery dziwnie lubią się przewracać), a następnie delikatnie odebrałem Aurze jej zdobycz.
Maleńki zmoknięty, przeraźliwie chudy, słaby i przerażony zwierzak zatrzepotał w moich dłoniach.


Szybko zapakowałem go do plecaka i zawiozłem do domu.
Nie mam zdjęć z tego okresu, bo żałość brała na niego patrzeć.
Ledwie miał siłę jeść, suchego chleba nie zgryzł, dopiero pieczołowicie obcierane listki sałaty i mlecza nieco go wzmocniły.

Dziś to już pełnoprawny członek naszego stada.
Maskotka Miłosza (jest tak samo jak Miłosz, miękki, miły w dotyku i ... tłamśliwy)
w oczekiwaniu na klatkę mieszka sobie w ogromniastym pudle, co dzień dostaje świeżego siana, marchewkę mleczyk albo zabierany jest do ogrodu ...

A tam zżera mi gozdziki ze skalniaka ...
poczekaj Królik już ja ci pokażę ...
skończysz jako pasztet ;-)


ps. skąd wziął się królik? Nie mam pojęcia, być może powódź zabrała komuś z podwórka zwierzaka, w Skrzyszowie rozlewa zawsze silniej niż w Tarnowie. W tym roku też.
Być może niesiony prądem, dopiero tu wydostał się na brzeg.
a może to zbieg okoliczności i królik po prostu komuś zwiał, a deszcz uniemożliwił poszukiwania (ale z drugiej strony nie widziałem żadnych ogłoszeń o poszukiwaniu królika).

ps2 - królik to królica Marzena nazwała ją Mufa ... i to się przyjęło.

czwartek, 28 lipca 2011

Królewskie życie

Królewskie życie jak się jest mrówka, wcale takie królewskie nie jest.
Choć z drugiej strony ...
czy ludzki król lub królowa maja takie sielskie życie?

Ale za to księżniczka i książę to mają już całkiem fajnie.
Obowiązki praktycznie żadne, chroni książęcy immunitet, życiu blasku nadaje monarszy splendor i o sprawy materialne nie ma się co martwić ... do czasu.


Pewnego ciepłego dnia w lipcu lub w sierpniu, mrówki dochodzą do wniosku, że dalsze karmienie książątek już im nie odpowiada - czekają tylko sposobnej okazji - zazwyczaj jest nią jakiś słoneczny dzień, ilość feromonów w mrowisku wzrasta do poziomu, który u robotnic wywołuje potrzebę czynu rewolucyjnego.


Choć książęta opierają się, choć wyrójka im nie w smak, choć zdają sobie sprawę że poza bezpiecznym podziemiem mrowiska czyha na nie szereg niekiedy śmiertelnych niebezpieczeństw ... nie ma zmiłuj.
Za łeb i won w szeroki świat.

A bohaterką rewolucji jest
Podziemnica zwyczajna
lasius flavus

Maleńka żółto bursztynowa mrówka.
Zazwyczaj niechętnie ujawniająca się. Żyjąca pod ziemią, czasami widoczne są jej porośnięte trawą ziemne kopce, ale ponieważ nie ona jedna takie buduje, przeto z obecności kopca, nie należy wnioskować o obecności podziemnicy - choć to szalenie często występujący gatunek.
Żywi się spadzią mszyc korzeniowych (zaglądnijcie tu a będziecie wiedzieć że podziemnice nie są gatunkiem kochanym przez Królika), tudzież małymi owadami.

Myślę że w przydomowym ozdobnym ogródku, spełniającym rolę rekreacyjną, nie powinny być uznane za szczególnie warte tępienia szkodniki.

wtorek, 26 lipca 2011

Nowy post

Ponieważ nie wszyscy śledzą moje posty podróżnicze,
przeto ośmielam się niczym kura głośnym kodkodaczeniem
oznajmić że pojawił sie tam nowy zapis ;-)
Zapraszam
Tatry we mgle

piątek, 22 lipca 2011

Żaba! czyli zagadka ...

czym się różni blondynka od żaby?
to proste
Blondynka nie kuma ...

Znaczy ja też jestem blondynka bo nie kumem co to za żabol wpadł na mnie nieopodal potoczku
Strusinka zwanego.
Skąd w Tarnowie tyle "strusiowej" nomenklatury, boć i przecież cała dzielnice Strusiną zwaną mamy?
A to akurat jest proste - nie "Strusina" ale ... "Struzina" - czyli coś jeszcze mniejszego od strugi!
Tak być powinno, a jest jak jest ...

W przypadku żab zielonych już nie jest tak prosto bo mamy trzy gatunki
żabę jeziorkową, śmieszkę i ... wodną, która jest hybryda tamtych dwóch!


Ty już tak na mnie mądrze nie patrz, powiedz lepiej kim jesteś.


Żaba śmieszka (Pelophylax ridibundus[2] syn. Rana ridibunda)

Mogło by być ze względu na wielkość - bo nasza bohaterka ma około 9 cm, ale Wiki wyraźnie podaje że występuje w okolicach Poznania, Warszawy i nadmorskich ... czyli dokładnie gdzie indziej niż Tarnów.


Żaba jeziorkowa (Pelophylax lessonae[2] syn. Rana lessonae)
także pasuje ... tyle że nie pasuje wielkość - bo wedle Wiki dorosłe samice mają do 7 cm, a ta miała 9!


Pozostaje
Żaba wodna (Pelophylax kl. esculentus, syn. Rana esculenta, właśc. Rana kl. esculenta)


zacytujmy za Wiki:
naturalny klepton diploidalny lub triploidalny (hybryda) żaby jeziorkowej i żaby śmieszki (vide: Rana esculenta complex).

Jak by mnie ktoś nazwał "naturalnym kleptonem" - to albo bym mu dał w pysk, albo (jak by to był ktoś postury Pudziana) przynajmniej się obraził ...

I tym sposobem nie rozstrzygając jednoznacznie z jakim gatunkiem miałem do czynienia, wyjaśniłem przynajmniej powód milczenia ...
żaba się obraziła za tego "naturalnego kleptona" i już nic nam nie powie!

środa, 20 lipca 2011

Podlot w deszczu

kolejne deszczowe lato, może nie tak jak ostatnie, ale i to nas nie rozpieszcza, jak nie skwar niemiłosierny, to leje, siąpi lub pada .... czasami dla zabawy wali jeszcze piorunami - tak jak w Tarnów dzisiejszej nocy.

Ale podlot nie jest z dziś, to wcześniejsze zdjęcia, tyle że dziś przyszła pora ich publikacji.

Rzecz się działa w jednym z najruchliwszych miejsc miasta. Ulica Konarskiego, przechodzi w ulicę Narutowicza, w jednąstrone przecznica ulicy Wodnej i Zakłąd energetyczny tudziez wodociągimiejska, a w druga Burek i plac handlowy zwany hucznie i na wyrost "tarnowskimi sukiennicami", tuż obok budynek Starostwa Powiatowego i przystanek autobusowy.

A na ulicy "parada idiotów" czyli ... korek.
korek tak szczelny, ze czekając na autobus mam mnóstwo czasu by szperać oczami po skwerku a na skwerku ...

Podlot kosa

Widać że pierwszy lot wyszedł mu tak sobie, i trzeba było przyziemiać - nic się nie stało - mięśnie w ciągu kilku minut się zregenerują, wzmocnią i następna próba będzie już udana - nie ma sensu na siłę "udzielać" ptakowi pomocy. Tym bardziej że łapiąc go mógł by spowodować że zacznie chaotyczną ucieczkę i dopiero wtedy zrobi sobie krzywdę.


w miejscy w któym sie skrył, nie grozi mu atak kotów, czy kun przynajmniej do wieczora, a wieczorem z pewnością już go tam nie będzie.

witaj w szerokim świecie podlotku!

czwartek, 14 lipca 2011

Lawina błota

Góra św. Marcina to dawne założenie obronne, w czasach Tarnowskich wszędzie tu były obwarowania ziemno kamienne. Od setek lat teren jednak dziczeje - pierwotną sukcesję roślin ruderalnych, potem drzew takich brzoza, w tej chwili już od dawna przejęły znacznie szlachetniejsze gatunki - buk a pojawiają się i dęby.
I tak pewnie trwało by jeszcze długo gdyby nie człowiek - nie dość że góra podlega ciągłemu procesowi urbanizacji, mało że jakiś dureń zezwolił na przeprowadzenie asfaltowej ulicy na wskroś zabytkowego kompleksu zamkowego, to jeszcze teren upatrzyli sobie crossowcy wszelkiej maści - jeszcze rowerzyści jako tako są dla przyrody znośni, ale od pewnego czasu bandytują tu też motocrossowcy i quadziarze - a tego już lasek znieść nie może.

Rozjeżdżone przez nich zbocza po każdym większym deszczu spływają w dół lawiną błota i kamieni.

Całkowite zniszczenie poszycia leśnego

te kamyczki na zdjęciu niegdyś zapewne stanowiły elementy umocnień lub szlaków komunikacyjnych wewnątrz fortalicjum - ale by uzmysłowić silę takiej błotnej strugi one mają długość około metra i kilkadziesiąt centymetrów średnicy.


czwartek, 7 lipca 2011

Ogorek poszedł w świat

Przyznam że miałem świeczki w oczach, gdy do mnie zadzwoniono że ... przyjadą po niego za godzinę.
Miałem je też, gdy usłyszałem domofon do brami i potem gdy już z nim odchodzili i ... teraz też mam,
starannie maskowane przed chłopcami.


Nie widzę się w hodowli "psiarni" ...
może inaczej ...
nie widzę się w takich warunkach, nie w mieście, nie ma małym ogródku
- co innego gdybym miał "hektary".
było by fajnie, mieć stado - zaprzęgać je do sanek lub rowera i uprawiać sobie maszer

Chłopcom też zresztą było "łyso" ...
Wczoraj bawili się z nim kilka godzin w salonie - ucząc go polowania i ataku z zaskoczenia.
Miłosz został przez Kluchę uznany za swoje rodzeństwo (też jest taki mięciutki w dotyku i w ogóle jest mięciutki ... jak to Miłosz ... nomen omen), Mikołaj zaś skojarzony chyba z matką, gdyz co i rusz ogórek usiłował złapac w pysk jakieś dyndajace mu fałdy ubrania, a gdy już je złapał, zaczynał ssanie z wielkim zapałem i ... rozczarowaniem.

Chyba trafił w dobre ręce.
na wieś, w Świętokrzyskie.
jego nowi właściciele mają już psa ... Maćka!
jest stary, osiemnastoletni, słępy i głuchy ...
ciekawe czy kluchę też nazwa Maćkiem? - było by mi personalnie niezwykle miło.

Szczęśliwej psiej drogi Klucho ...

środa, 6 lipca 2011

Strydulacja


Strydulacja
- wydawanie dźwięków poprzez pocieranie o siebie elementów powierzchni ciała - u bezkręgowców powszechne - tyle że poza świerszczami i cykadami raczej nieczęsto słyszane.

Mnie w każdym razie dyląż srodze za pierwszym razem przestraszył - pewnie tek zresztą ma być.
Ciekawe jest zepspolenie tego dźwięku z ruchami owada - stają się agresywne - to pewnie kolejny z elementów obronnych - potencjalna ofiara atakuje i tym samym zniechęca agresora. Rozwiązanie wydaje się uzasadnione ewolucyjnie- dyląże to sporej wielkości chrząszcze, jak pisałem już wcześniej latające w sposób co najmniej ociężały, nie mające szans na ucieczkę.
A gdy nie można uciec lepiej jest atakować.
Zauważyłem też że kolejne drażnienia wywoływały już znacznie słabszą reakcje - widać powtarzanie "ataku" już nie jest ewolucyjnie uzasadnione - albo wypali pierwsza próba albo nie i wtedy chrząszcz skończy jako posiłek a w przypadku powtarzającego się drażnienia zapewne częściej owady stykają się z naturalną "złośliwością rzeczy martwych" niż z maniakiem uzbrojonym w słomkę - więc podejmowanie akcji które wiążą się z dużym wydatkiem energetycznym wydaje się niecelowe.

Polecono mi poczytać w temacie opracowanie prof. dok. hab. Jerzego Mariana Gutowskiego
ale w Tarnowie jest raczej nie do zdobycia - szkoda.

I to by było chyba na tyle o Dylążu garbarzu.

piątek, 1 lipca 2011

droga na sam szczyt


Dyląż Garbarz część kolejna
W racji deszczu zapakowałem owada do ... lunetki przez która zazwyczaj podglądam ptaki - to takie fajne ebonitowo szklane ustrojstwo rodem z ZSSR - jest niezwykle wytrzymałe, odporne praktycznie na wszystko, ma możliwość odkręcenia obiektywu który wówczas służy mi za improwizowany konwerter makro i ... mozna wo wewnątrz wsadzic coś, co jest tam bezpieczne i łatwe do odzyskania.
No to wsadziłem tam dyląża. W domu został umieszczony w wymarłym terrarium po patyczaku.

Areszt był tymczasowy - jedynie do czasu potwierdzenia tożsamości

(wszyscy którzy twierdzą że to metody charakterystyczne dla państwa totalitarnego ... mają rację!)

Następnego dnia odzyskał wolność

(wszyscy którzy twierdzą że tym Maciej różni się od policji, prokuratury i sądów RP ... mają rację!!!)

I rozpoczął wędrówkę ...

Po kamieniach przygotowanych na budowę tarasu

Po murku ogrodzenia

(osobiście jestem wrogiem ogrodzeń - z drugiej strony, jak sobie nie ogrodzisz posesji, to spora rzesza "rodaków" uzna ten fakt za przejaw "niedbałości i swoją własność" i jako "zaproszenie" żeby sobiue zabierać od ciebie to co im będzie akurat potrzebne ... lub tylko potrzebnym się będzie wydawać).


Po słupku

na sam szczyt.

A potem rozłożył skrzydła i z wielkim furkotem odleciał, nim zdążyłem lepiej dostroić ostrość!
Przy okazji chyba już wiem skąd takie jego zdenerwowanie poprzedniego dnia.
Stracony na ziemię, nie mógł poderwać się z niej o własnych siłach, bez pomocy "platformy startowej".

Jak ustalę na entomoforum skąd się biorą te jego "krzyki" to też o tym napiszę