Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

poniedziałek, 27 lutego 2017

Co było przed poczatkiem czasu?

Świetne pytanie...

Podobno kiedyś zadano Św. Augustynowi pytanie "co Bóg robił, nim zaczął stwarzać świat?" Na co święty Doktor Kościoła odparł: "stwarzał piekło dla tych którzy zadają głupie pytania!".
Anegdota jest oczywiście fałszywa, Św. Augustyn był archetypicznym przedstawicielem typu naukowiec-teolog-medrzec-kapłan i przenigdy nie pozwolił by sobie na takie "oranie" pytającego.
Niemniej jednak problem wciąż nurtuje!
W zasadzie jako ludzie XXI wieku, żyjący sto lat po ogłoszeniu teorii względności, mający od pięćdziesięciu (z dużą górką) lat świadomość czegoś takiego jak Wielki Wybuch (Big Bang) nie powinniśmy mieć z tym kłopotu... ale mamy.

Co było przed?

Katolik świadomy odpowie: Bóg stworzył Wszechświat, nie było żadnego "przed" bo "przed" nie  było czasu - Bóg wszak jest "poza" czasem (albo jak stwierdził Boecjusz już 1500 lat temu: "Bóg dysponuje całym czasem, na raz i w sposób doskonały"). Czas został stworzony razem z materią.

Bardzo podobnie odpowie fizyk, czy kosmolog: "Przed Big Bangiem, nie było czasu bo nie było przestrzeni - (albo była ona zakrzywiona do nieskończoności - co w zasadzie na jedno wychodzi) - czas to w/g definicji Leibniz'a "zależność między obiektami (monadami - ale nie będziemy się w to wgłębiać... tym razem)". Zatem skoro brak obiektów, to brak zależności między nimi, zatem brak czasu.  Dokładnie takie same wnioski płyną z teorii względności. Czas przestał być bytem samoistnym i absolutnym, stał się tylko pewnym wyznacznikiem zdarzeń zachodzących w przestrzeni. Ergo - nie ma przestrzeni nie ma czasu.

I?

I w tym sęk że wciąż to dociera do nielicznych, część w ogóle boi się o tym myśleć, a dla wielu to po prostu nie do pojęcia - żyją w świecie newtonowskim - gdzie czas trwa niezmiennie od minus do plus nieskończoności...
Co ciekawsze, to nie tylko przypadłość maluczkich, cierpią na nią także łby wysoce utytułowane, eksperci w swoich dziedzinach i ludzie skądinąd naprawdę mądrzy...

No popatrzmy



Antropocen - początek czy schyłek epoki? January Weiner

Świetny materiał - gorąco polecam, ale...
W pewnych momentach widzimy taką grafikę:
 

 i jeszcze jeden zrzut ekranu żeby nie było wątpliwości

Mamy Wielki BUUUM a wcześniej 15 , 16 miliardów lat temu, czyli ... zmierzamy do minus nieskończoności...

I co myśleć o takiej infografice i jej twórcach?!


piątek, 24 lutego 2017

Bobrowanie w centrum Tarnowa

Że bobry się rozmnożyły, to już żadna nowość. Od dawna o tym głośno.
Jedni się skarzą że im "łąki" zalewa... a że łąki od dziesięciu lat nie wykaszane? "No Panie, daj Pan spokój, nie ma komu wykaszać, ani bydła już też nie ma to po co kosić", A że bobry szkód narobiły to się odszkodowanie Panie należy!!!" 
Inni się cieszą.
Jeszcze inni zachodzą w głowę, gdzie te cholery żeremia sobie pobudowały...?!  

No bo ja rozumiem, gdzieś z dale od ludzkich siedzib, albo na terenach przemysłowych, zdegradowanych, gdzie pijak jakiś, szabrownik i ja ewentualnie zaglądną... Ale tak obcesowo w centrum?



Przy nadbrzeżnej, od strony Westwalewicza, między Almą (w stanie rozkładu) a Biedronką. W środku zimy...



Ciekawe. Już któryś z kolei raz, kręcę się z Aurą po okolicach i szukam ich żeremi, nie mogąc znaleźć. Wypada szukać dalej, nim badyle odżyją po zimie i brzegi staną się jeszcze bardziej niedostępne.

piątek, 17 lutego 2017

Czemu kobiety marzną

O tym ze kobiety czują chłód intensywniej od mężczyzn pisałem w poprzednim poście, wbrew jednak powszechnemu mniemaniu uczcicie zimna i marzniecie oraz wychładzanie organizmu to trzy różne zjawiska - aczkolwiek mogą występować jednocześnie. 
W czym te różnice? zapytacie, i słusznie.
Uczucie zimna to po prostu wrażenia przesyłane przez receptory na skórze, informujące mózg że na zewnątrz organizmu są takie a nie inne warunki termiczne - w tym wypadku chłód. Pełnią rolę ostrzegawczo-informacyjną. U kobiet jest to o tyle intensywne że posiadają na skórze receptorów więcej niż mężczyźni jednocześnie posiadając delikatniejsza, cieńszą skórę. 
Oczywiście uczucie zimna samo w sobie nie powoduje marznięcia ani wychładzania organizmu, spokojnie moglibyśmy przeszczepić w skórę foki receptory chłodu analogiczne do kobiecych i biedne zwierze cały czas by czuło zimno... nic a nic nie marznąć! Gdyż wyściółka tłuszczowa doskonale chroni organy wewnętrzne przed wychłodzeniem.
I tu jest pewien myk - nie wiem czy badano to na innych ssakach ale u gatunku Homo sapiens (?)  działa specyficzny mechanizm - bodźce receptorów czuciowych wpływają na pracę homeostatu jakim jest cały organizm. Np. zjemy coś słodkiego nasz mózg wysyła sygnał do wysepek Langerhansa, żeby wyprodukowały adekwatnie więcej insuliny...

I w ten sposób możemy zmarznąć...
W przypadku uczucia chłodu, zwężają się nasze zewnętrzne naczynia krwionośne, krew wolniej przepływa przez skórę (która wtedy wysyła jeszcze więcej sygnałów rzecz jasna - aż do momentu w którym tak zmarznie że receptory przestana być funkcjonalne), a cała jej ilość zostaje "zatrzymana" w organach wewnętrznych chroniąc je przed utratą zdolności życiowych (ach te zimne paluszki i stópki - prawda?).  Jednocześnie posyłany jest sygnał do mięśni by zintensyfikowały pracę co wywołuje drżenie i wydzielanie ciepła. To powinno wystarczyć... ale kobietom nie wystarcza! Gdyż kobiety mają zdecydowanie niższą proporcję masy mięśniowej do masy ciała niż mężczyźni (ideolożki gender mogą mieć na ten temat inne zdanie) Kobiety nadal marzną ale... do...

wychłodzenia organizmu czyli hipotermii dochodzi do nich zdecydowanie rzadziej niż u mężczyzn... !

Wyobraźmy sobie taką sytuację - jest konwój antarktyczny - UBot ustrzelił jakiś statek, krypa poszła na dno - marynarze w kapokach unoszą się na falach - część umiejąca pływać - stara się dotrzeć do brzegu lub miota się w poszukiwaniu resztek na które można by się wspiąć -  inni kulą się w sobie i trwają nieporuszeni. Jak myślicie którzy mają większe szanse na doczekanie pomocy? Odpowiedzcie sobie szybko w myślach nim przeczytacie dalej.

Można się było domyślić po akapicie, że dotrwali ci którzy popadli w stupor i jeśli tak odpowiedzieliście to ... macie 100% racji! 

Admiralicja Brytyjska tak szkoliła marynarzy! Nie macie szans gdziekolwiek dopłynąć - ale trwając nieruchomo, macie szanse doczekać pomocy! (A Admiralicja Brytyjska w przeciwieństwie do wojsk lądowych nie była patałachami, miała 500 lat doświadczenia i pomimo honorowania tytułów szlacheckich - karierę robiło się tam dzięki zdolnościom, pracy i osiągnięciom a nie pozycji towarzyskiej - zatem oni zwyczajnie... nie mylili się).

Nie myli się też prababcia Ewolucja! Dokładnie taki sam mechanizm mają wbudowany w siebie kobiety - popatrzcie na przystanki autobusowe - grupka mężczyzn przechadzająca się energicznie tam i na zad - oraz skulone w sobie zastygłe (stuporowate ;-) ) kobiety. Jeśli autobus nadjedzie w ciągu kilku minut - przegrane są kobiety - odczuwały duży dyskomfort, nic nie dostając w zamian. Co innego mężczyźni - są rozgrzani i gotowi do akcji... tyle że 10 tysięcy lat temu nie było autobusów!  Jeśli nagle się ochłodziło to; skulone kobiety zaszyte gdzieś w jakimś zakamarku - mogły korzystając z zapasów tłuszczyku na swoich ciałach, czując cały czas wściekły dyskomfort, przetrwać kilka dni - mężczyznom było ciepło kilka godzin, potem nieuchronnie wyczerpywały się zapasy energetyczne, przychodziło zmęczenie, zastój i ... śmierć.

 
Z drugiej strony jeśli autobus (ciepłe schronienie) jest stosunkowo łatwo dostępne to...

Ileż razy wściekałem się gdy mając do pokonania kilometr w mroźny dzień zamiast przyspieszać, idące ze mną kobiety (Mama potem Marzenka) zwalniały i "prowadziły się" żółwim tempem - dla mnie to było alogiczne - ale wtedy słyszałem "idź przodem"... I to... jest całkowicie naturalne - oraz ... logiczne! Mężczyzna docierał do miejsca schronienia, rozbijał obóz, napalił (był wszak rozgrzany i gotów do działania), przygotował schronienie... na co przychodziła zmarznięta kobieta i ... "kochanie zrób mi ciepłej herbaty, usiądź w pobliżu, potrzymam ci stopy na brzuchu, bo strasznie są zimne..."
 
Tak więc drogie dziewczyny, prababcia ewolucja dała Wam wprawdzie okazję do narzekania ale też zdecydowanie zwiększyła wasze szanse przeżycia! Czy okażecie jej wdzięczność czy ją "obrazicie słownie i ręcznie", to już wasza sprawa...   


środa, 15 lutego 2017

Czemu kobiety czują bardziej ... chłód i co z tego wynika.

Najprościej było by rzucić koszarowym sloganem - "bo one som jakieś inne", powołać się na doświadczenie życiowe "starszych i mądrzejszych", czyli nieśmiertelne ubolewanie że "one som oziembłe", lub szukać wytłumaczenia w  zbyt krótkich spódnicach...

Ja jednakowoż z ducha i dyplomu jestem mechanikiem i to mechanikiem procesu - zatem uznam każde wytłumaczenie do którego znajdę stosowny mechanizm... ewolucyjny. Czyli tłumaczenie "bo tak je Pan Bóg stworzył" choć sensowne uznaję za niewystarczające.

Musi być mechanizm i... jest. 

Otóż kobiety są delikatniejsze.  Po naukowatemu to się gracylizacja nazywa. I tu mechanizm ewolucyjny jest w pełni zrozumiały - kobiety zostawały w "domach" a mężczyźni "wychodzili na polowanie" ("i musieli mieć pewność że kobiety są bezpieczne..." tak wiem pastwię się nad eksprezydentem)  - w efekcie - kobiety szybciej wyłapujące bodźce termiczne (gorączka u dziecka, lub nagłe ochłodzenie otoczenia) miały więcej szans na szybką i trafną reakcję, a tym samym większy 'przychówek" i więcej kopii swoich genów wysłanych w przyszłość. Te same zdolności dla mężczyzny były by wręcz szkodliwe.


Trzeba pamiętać że wyewoluowaliśmy jako gatunek w ciepłym, przyjaznym otoczeniu sawanny (no może lwy były nieco mniej przyjazne, ale ogólnie był to prawie Eden), dopiero potem wraz z migracjami musiało dojść do mutacji adaptatywnych (jasna skóra, skośne oczy, płaskie lub wąskie nosy itp.). W tym samym czasie dochodzi też do pojawienia się kultury materialnej i pewne cechy niekorzystne, które doprowadziły by do eliminacji reprezentującej je puli genowej wyeliminowane nie zostały - wyobraźmy sobie że nie wynaleziono ubrań - w takiej sytuacji wszystkie "zmarzlaczki" mają znacznie mniejsze szanse na zapłodnienie, wydanie potomstwa i odchowanie go, podczas gdy te "gorące" wprost przeciwnie. Ale ubrania wynaleziono i przechytrzono ewolucję - w tym momencie właśnie te "zmarzlaczki" zyskały przewagę nad "gorącymi" bo chętniej przytulały się do samców - szukając dodatkowego ciepła i jednocześnie były bardziej wrażliwe (podatne) na dotyk, do tego dbając o własny komfort termiczny dbały też o komfort termiczny dziecka i ... ciepłe schronienia! Co zmuszało samce do dokonywania coraz to nowych wynalazków (szałasy, chaty, domostwa, wille, apartamentowce - ogniska, piece, kaloryfery - ogrzewanie indukcyjne to w przyszłości. itd. itp. ) W efekcie można śmiało wysunąć tezę iż obecny stan zaawansowania technicznego naszej cywilizacji zawdzięczamy... kobiecym dreszczom.

Więc następnym razem gdy nie będzie Wam panowie chciało się nanosić drewna do kominka, zapalić w kotle CO czy choćby podkręcić zadajnik ogrzewania gazowego to... spróbujcie rozgrzać atmosferę tłumacząc im jak wiele zawdzięczamy temu że one tak bardzo odczuwają chłód ;-).




 

niedziela, 5 lutego 2017

Skąd się bierze odwilż ?

No jak to skąd się bierze? Ciepły wiatr zawieje, albo słoneczko wyjdzie i ogrzeje...

No ale jeśli słoneczko operuje nadal krótko, nadal jest nisko nad horyzontem i energia która dostarcza jest zdecydowanie mniejsza niż w lecie? Ba a jak wytłumaczyć fakt że nieraz słońce świeci jak w tropikach a na termometrze słupek zatrzymał się przy minus dwudziestu i ani drgnie?

No dobrze to skoro nie słońce, to ten wiatr - znad ciepłych krajów, przywiało go do nas i teraz u nas też cieplej! Z punktu widzenia Polaka to nawet sensowne. Na południu jest cieplej - Wystarczy spojrzeć na telewizyjne mapy pogody. A jak wieje z południa to się cieplej robi, nie wszystkim - jak wieje za słabo to do Suwałk, Ełku, Gdańska, czy Szczecina nie do dmucha.
I oto zagadka rozwiązana - odwilż się bierze z południa!

Ba a co wtedy gdy patrząc na mapę pogody, dostrzegamy iż w Atenach, Rzymie i Ankarze jest chłodniej niż u nas? No zawsze możemy dumać iż: albo "ich" ciepło przywiało do nas, abo wiatry tak meandrowały znad Afryki że ich pominęły... No ale tu już niebezpiecznie zbliżamy się do brzytwy Ockhama i możemy na niej stracić palce lub język, bo takie domysły wymagały by abo celowego działania, albo zjawisk atmosferycznych których fizyka wyjaśnić nie umie. 

Pozostaje też oczywiście kwestia takich państw w których odwilż wcale nie przychodzi z południa...

Więc?

Więc odpowiedzią są przemiany adiabatyczne. Adiabatyczne czyli takie w których nie zachodzi wymiana energii z otoczeniem (a przynajmniej nie zachodzi w istotnym dla przebiegu procesu stopniu). Tu aż prosił o przekopiowanie kilku wzorów z Wiki, ale chyba nie o to chodzi. Nieraz zapewne zorientowaliście się że opróżniany zbiornik kompresora się ochładza, zaś pompowane koło ogrzewa. Otóż to - macie odpowiedź! (trochę śliski przykład, bo - jak sądzę - większość kobiet nigdy kompresora nie obsługiwała, ale jak to pisze to zdaję sobie sprawę że właśnie podpadam jako seksista)

 Wał fenowy nad Rotundą obserwowany ze Zdyni.

Tereny przed górami, "robią za pojemnik", góry za dyszę, tereny po drugiej stronie są "oponą" - oczywiście do wymiany energii z otoczeniem dochodzi, ale w stopniu na tyle małym, że nie mającym wpływu na samo zjawisko. 
Powietrze przepychane nad górami ochładza się z szybkością 0,6 stopnia na każde 100 metrów wysokości, w tym czasie traci swoją wilgoć co powoduje zwiększone opady, następnie po drugiej stronie gór spływa w doliny i wtedy sprężane z siłą jednej atmosfery zaczyna robić się ciepłe - ponieważ jednak jest suche gdyż całą swoją wilgoć oddało na zboczach po których wstępowało, grzeje się szybciej bo z prędkością 1 stopnia na 100 metrów wysokości (bo już nie musi ogrzewać zawartej w nim wody). Dlatego południowe wiatry przynoszą nam ocieplenie od 8 - do 15 stopni, a północne Słowakom  mniej niż połowę tych wartości, bo Słowacja jest krajem górzystym położonym znacznie wyżej npm. niż Polska.  

Marzy mi się poobserwować takie zjawiska w okolicach Uralu. Obecną odwilż przewidziałem dzień wcześniej próbując zapalić papierosa na tarasie ośrodka w Zdyni, na drugi dzień południowe zbocza Magury, skryte byle w mgle, na szczycie wiało jak diabli, a na północ, było pięknie, sucho i niebo błękitne aż łzawiły oczy! 

czwartek, 2 lutego 2017

Kierdelek

Noc ciemna i mroczna widoczność widocznie niewidoczna... Zmierzch bury, ponury, gwiazdy zakryły chmury. Wiatr wieje, mróz szypie pogłaskaj dziewczę po ... włosach...

No dobra. generalnie był syf a nie pogoda - gdyby nie to że z natury jestem miłośnikiem warunków których inni nie znoszą, to poprosił bym o pomoc teścia, albo szwagra, albo wezwał taksówkę. Ale moja wilcza natura domagała się marszu, marszu domagała się też Aura.

Samochód zostawiłem dzień wcześniej u mechanika do roboty przy zawieszeniu - przeguby, sworznie... taki tam złom. A teraz magik dzwoni że wóz jest do odebrania - raptem 5 stówek... darmocha... K...Mać jak jeszcze kiedyś kupię coś francowatego!!!!!!

Więc idziemy z Aurą do warsztatu - mógł bym oczywiście jechać z autem gdzieś bliżej... no ale nie fason, tak to przynajmniej wnerwienie mi minie po przejściu tych pięciu kilometrów wertepami...

Po drodze mijamy puste pole - a na polu...

 Ruch jakiś - cienie mgliste a rozmyte.
Wy zapewne nie widzicie nic - i to jest przewaga oka nad obiektywem...
Ja widziałem. Automat wymiękł - wrzuciłem na ustawienie ręczne (powiedzmy ten ersatz namiastki ustawień ręcznych - który firma Fuji w tym modelu zafundowała), pierwszy strzał - marnie! 



 Kierdelek mnie nie kojarzy - jestem po zawietrznej - więc nie czuje ani mnie ani Aury, widzieć też nie ma prawa.  
Dokładam kilka dziesiątych sekundy do czasu naświetlania - lepiej ale ciągle do d...! 
Oczywiście cały czas miga mi lampa błyskowa, pomimo iż schowana - tak to jest w hybrydach - mają cały szereg wad kompaktów, poza ich główną zaletą - czyli rozmiarami - przy jednoczesnym całkowitym braku zalet lustrzanki - poza ich główną wadą czyli rozmiarami... 
Poza tym mój sprzęt jest zwyczajnie zepsuty, a ubezpieczenie już nie działa. Być może naprawa by ciut pomogła - ale czy warto? 



 Dokładam kolejne kilka dziesiątek - oczywiście czułości ISO już sobie dobrać nie mogę - znaczy mogę tak jak i przesłonę - dwie opcje - ciulowa i niewiarygodnie ciulowa... 
Naciskam "migawkę" - coś widać - ale co? 
Przypomina mi się Kohelet - "marność nad marnościami"...




Zauważyły mnie - pewnie któreś akurat popatrzyło w moją stronę gdy ta idiotyczna lampa błysnęła - także ma dwa ustawienie - "wymuszony błysk" i "auto" - co w warunkach zmroku skutkuje zawsze tym samym...  
Dokładam kolejne dziesiątki - następna ekspozycja to już pełna sekunda naświetlania - nie ma szans na utrzymanie tego w rękach - te też są rozmyte - po prostu widać na nich tak mało że i rozmycia nie widać... 
Strzał - trzy sarenki i sorek - klasyczny kierdelek kopytnych. 
Miejsce sobie wybrały dobre - jest co jeść, drapieżników brak - żaden myśliwy tu z dwururką i jednym zwojem nie zawita - bo nawet on wie że mógł by człowieka postrzelić - nie o odpowiedzialność prawną zresztą chodzi (bo oni umieją się koneksjami towarzyskimi zasłaniać) ale o to  że jak by kogoś dziabnął, to by mu miejscowi taką nagonkę urządzili izby raczej zdrów nie wyszedł z tego, o ile wyszedł by w ogóle. 

Psów dzikich nie ma - bo ludziska na łańcuchach trzymają (te podwórkowe) lub na kolanach (te salonowe), jedynym psem w okolicy pozostaje Aura - tradycyjnie bez smyczy... cwana jest, odczekuje aż kierdel niknie w krzaczorach, po czym dumnie odbiega ode mnie na całe pięć metrów i bohatersko oszczekiwuje miejsce gdzie zniknęły... 

Sarnie eldorado - kilka hektarów wtórnych nieużytków, zadrzewień typu łęgowego i koryto Wątoku służące za bezpieczny korytarz komunikacyjny...  

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie lektura świetnej, ŚWIETNEJ!!
pozycji wydanej przez RDOS z Gorzowa Wielkopolskiego
do pobrania w formacie PDF z podanego linku. 
pozdrawiam Maciej