Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

środa, 25 stycznia 2017

Avaaz szerzy nienawiść

Czasami Avazzowi - coś "klepnę", jakąś rafę koralową, lub puszczę amazońską - w sumie takie petycje do polityków wielkiej mocy nie mają, ale zawsze to coś - a liczba zebranych podpisów, daje asumpt innym politykom do zabierania głosu w ich imieniu (dobra nie będę naiwny - manipulacja goni manipulację).

Tym razem jednak przegięli - i nie chodzi mi o Trumpa - jest to postać tak archetypicznie amerykańska że aż mi się gumą do żucia odbija choć jej w ustach od dziesięcioleci nie miałem... 

Nie chodzi też o Clinton której nie wybrano - w moich oczach to stara czerwona jędza.

Chodzi mi o niezgodę środowisk liberalno lewicowych na demokrację - nie żebym był demokratą! To najgłupszy z możliwych systemów w którym zawsze władze przejmuje grupa interesów zbudowana na koalicji służb specjalnych, wykreowanych przez te służby polityków i mediów, które z oduraczonego społeczeństwa ciągną taśmociągiem szmal, pod pozorem "robienia mu dobrze"!
Polskim problemem jest też i to, że prócz własnych służb, mediów i polityków, mamy trównież służby media i polityków państw obcych, którzy traktują nas jak kolonię...

Chodzi mi o ten plugawy podły i nikczemny wrzask który podnosi się zawsze po tym jak na arenie politycznej pojawia się ktoś spoza układów - lub  od układów odcięty!

I nie mam nic przeciw nawet najbrutalniejszym metodom walki politycznej - lajf is brutal end full zasadzkas...

Ja mam po prostu alergię na głupotę i hipokryzję ! 

a tu otrzymuje takie dwa maile od Avaaz:


A w nich aż roi się od hejtu, nikczemnych pomówień, kłamstw i insynuacji.

Nienawiść - to jedno z najmodniejszych słów naszych czasów. Półmózgie rozhisteryzowane pannice i kawalerowie z wypryskami na twarzach, podstarzali dziadkowie z czasów rozporkowej rewolucji 68 roku, sfrustrowani dorośli którzy czują że mogli by stanąć na czele państwa (lub choćby jakieś jednostki budżetowej) ale nie mogą bo są na to za głupi a ich formacja właśnie straciła wpływy... wszyscy jednoczą się pod tym hasłem i dalej...

Nienawiść to dziś modne słowo - na każdym kroku walczy się z "nienawiścią", tropi "hejt", gnębi "hejterów" - czym jest "nienawiść" - o np. niezgodą na finansowanie z moich pieniędzy mordów eugenicznych!   Czym jest "hejt" - to głośno wypowiedziane słowa że ktoś jest hipokrytą i cwaniaczkiem - gdy jak Gore "walczy z globalnym ociepleniem" a jego ranczo wymaga energii więcej niż spore miasto w Polsce i on tej energii nie pozyskuje ze źródeł odnawialnych (cokolwiek byśmy przez ten zwrot nie rozumieli). Kim jest  "hejter" - to człowiek który odważa się myśleć samodzielnie, odrzuca serwowaną mu papkę medialną i śmieje się z politycznej poprawności.

Tymczasem prawdziwa nienawiść to właśnie ci którzy z nienawiścią walczą.  Oni nienawidzą samodzielnego myślenia, prawa do polemiki, do nazywania rzeczy po imieniu, do brutalnego ale szczerego mówienia co się myśli. Oni tego nienawidzą bo to wszystko zamyka się w słowie wolność, a jej już dawno się wyrzekli i wolność innych jest dla nich niczym cierń w nosie - boli przy każdym oddechu.

Patrzę na Polskę i widzę powtórkę w USA! Takie same twarze, takie same hasła, ta sama retoryka...
A "wujek" Goebbels - który te metody,  wymyślił cieszy się w piekle, jakich zdolnych ma uczniów.
I "djadja" Żdanow z kotła obok też ma powody do zadowolenia...

Pocieszające jest tylko to że owi "Specjaliści od śpiewu i mas" stracili pazur - Brakło im pomysłów! Nie są w stanie wykreować żadnej nowej strategii. Pewnie minie jeszcze kilka dziesięcioleci nim zdechną do końca - ale sądzę że to już bliżej niż dalej.
Tymczasem Wiadomości dla Avaaz  - spadajcie bałwany!

piątek, 20 stycznia 2017

Miejska wyspa ciepła

Zróbmy taką "myślową" sondę uliczną - głównie z braku czasu i środków (ładnych ankieterek, bo ze mną mało kto chce gadać) - i wyobraźmy sobie jak uśredniony człowiekowaty odpowiadał by na pytanie co to jest i skąd to się bierze w odniesieniu do miejskich wysp ciepła.  Nie jestem zresztą tak gołosłowny, jak się może wydawać - jakiś tam wywiad zrobiłem, głownie taki przypadkowy, podczas rozmów w autobusie, w szkole z innymi rodzicami, czy pośród znajomych.

Gdybym napisał że wynik tych rozmów mnie zaskoczył to bym skłamał, miałem dużą pewność że odpowiedzi będą błędne, bo tłumaczenie zjawiska wcale nie jest takie intuicyjne. 

Otóż większość indagowanych miejska wyspę ciepła wyobraża sobie tak!


Wkoło zima i mróz siarczysty, a tu mnóstwo domów, ogrzewanych budynków użyteczności publicznej, kanałów, do tego ciepłe silniki samochodów i voila - 
mamy miejska wyspę ciepła.
  
Część w ogóle zawężała temat, zdając sobie sprawę że jak na "wyspę ciepła" to tui tak jest cholernie zimno; W efekcie otrzymywałem odpowiedzi sprowadzające się do spostrzeżeń iż.


Miejskie wyspy ciepła to pojedyncze punkty gdzie np. nawaliła infrastruktura grzewcza, i w niebo walą kłęby gorącej pary wodnej, lub (najczęściej) że to źle izolowane budynki - jako przykład wskazując koszmary minionej epoki - czyli wielkopłytowe "wysokościowce" zwane "mrówkowcami" lub inne wytwory architektoniczne główne dekady Gierka kiedy to chcieliśmy mieć u siebie jak na zachodzie ale nie mieliśmy z czego i nie wiedzieliśmy jak tak budować, zresztą węgiel był tani i nikt nie myślał o oszczędnościach a na dworcowych kaloryferach można było gotować herbatę.   

Ostatnia najmniejsza grupa wskazała że w grę wchodzi interakcja miasta ze słońcem.  
Czyli że miasto się szybciej od słońca nagrzewa.
Że oto albedo betonu (10-35%) i asfaltu (5-20%) jest zdecydowanie mniejsze od albedo "terenów naturalnych"... kierunek rozumowania w sumie słuszny ale...
Albedo gleby (5-10%), lasów liściastych (15-20%) czy trawy 20-25%) wcale tak znacznie od poprzedników nie odbiega...

To teraz daję Wam czas na zastanowienie, ja Wy określilibyście czym jest miejska wyspa ciepła? - oglądnijcie i posłuchajcie GENIALNEGO starocia czyli 


Vangelis - albedo 0,39

Czym zatem jest Miejska wyspa ciepła?
Najbliżej byli Ci którzy mówili o nagrzewaniu miasta przez słońce.
Bo tak jest w rzeczywistości - przeanalizujmy;
Albedo - gdzie 0 równa się całkowite pochłanianie światła (spotykane na czarnych dziurach i nigdzie indziej) do 100 całkowite odbijanie światła (nie mam pojęcia co to może być?) - przestrzeni miejskiej i terenów leśnych bądź rolniczych nie różni się aż tak bardzo! Tyle że lasy, trawy i pola otrzymaną od słońca energię zużytkują na fotosyntezę, a tym samym zmagazynują na dłużej (w ekstremalnych przypadkach na miliony lat - węgiel, ropa naftowa). Tymczasem miasta zaczynają otrzymaną energię wypromieniowywać natychmiast - co jest mało dostrzegalne w upalny słoneczny dzień, bo wtedy wszędzie jest gorąco - nawet na tzw. łonie.. znaczy natury rzecz jasna... 
 

Miejska wyspa ciepła - to zjawisko opisujące godziny wieczorne i wczesne godziny nocne.

tu widać to najlepiej.
 
Wszystko inne już się ochłodziło - miasto wciąż gorące - im bliżej centrum tym cieplej. Tyle i aż tyle.

A jak Wy wypadliście na pytaniu?


sobota, 14 stycznia 2017

Wieża do walki ze smogiem! - czyli ... mogę sie mylić...

Na fejsie znajoma wrzuciła taki materiał.



Fajnie pięknie i naprawdę płakać się chce ze wzruszenia...

A potem przychodzi myśl...

"tyle co czajnik przez godzinę..."

Policzmy - czajnik to około 2kW (dwa tysiące Watów mocy), Czyli jakieś 7 200 000 J (Dżuli)
Średnia kaloryczność  miału węglowego - a takim się opala większość naszych elektrowni, zresztą kamienny jest niewiele bardziej kaloryczny to około 20000 kJ/kg.

Czyli jak te  7 200 kJ podzielimy przez 20000 kJ - to nam wyjdzie że aby taką wieżę zasilić przez godzinę, to musimy spalić 0,36 kg miału węglowego (mniej więcej objętość dwóch paczek papierosów)...

Tyle
za
Tyle

To teraz zobaczmy na te zdjęcia i zastanówmy się czy warto?
Pytanie pozostawiam otwarte.

wtorek, 10 stycznia 2017

Antena do łączności z Bogiem?

O zjawisku dowiedziałem się już wiele lat temu, ale że nie udało mi się wówczas dotrzeć do żadnych wiarygodnych materiałów to odłożyłem je ad acta. Kolejna moja styczność z nim nastąpiła podczas lektury bloga Prof. Jerzego Vetulaniego.


Chodzi konkretnie o wpis "wyspa ekstazy". 

Po przeczytaniu tego materiału odniosłem wrażenie które można ująć słowami "coś mi tu nie gra", i to bynajmniej nie dlatego że w jakikolwiek sposób ów tekst godził w moją wiarę, tylko dlatego że było to "zbyt piękne by być prawdziwe".  Ale o co chodzi tak właściwie, bo obawiam się iż czytacie mój tekst zamiast przenieść się na kilka minut na bloga sławnego neurobiologa. 

Zatem pokrótce: 
Mamy oto od dawna obserwowane przypadki nadmiernej religijności, nadmiernej czyli takiej która przeszkadza w normalnym życiu, dotknięci nią ludzie przestają uczestniczyć w życiu, pochłonięci modlitwą lub medytacjami, albo zgoła stają się wizjonerami, prorokami, niekiedy udaje im się stworzyć własne sekty religijne. Chodzi o przypadłość zwaną padaczką skroniową.

Niestety nie udało mi się znaleźć żadnych innych sensownych ilustracji poza tymi pochodzącymi z bloga Vetulaniego... 

Czym jest padaczka skroniowa tłumaczyć nie zamierzam, bo to nie ten blog ani ten temat - znależć materiały w necie nie jest trudno. Mi chodzi tylko o przedstawienie tej "anteny do łączności z Bogiem". Otóż przypadki padaczki skroniowej nie są specjalnie rzadkie, tyle że jako jednostki chorobowe, są leczone a nie badane, zresztą przez lata i tak nie było żadnych możliwości przebadania tego "co się w głowie u pacjenta dzieje"... nie było. Teraz już jest!

Do zagadnienia wróciłem po lekturze książki "Przyszłość umysłu"  Michio Kaku
(czy ktoś wie jak to nazwisko się odmienia?)

 
 Dwaj wielcy naukowcy, dwaj wspaniali popularyzatorzy, jedna teza - dwa wnioski!

Vetulani zdaje się twierdzić - objawy padaczki skroniowej, pasują do opisu tego co stało się ze św. Pawłem (znaczy wtedy jeszcze Szawłem):
 "Gdy wyruszył w drogę do Damaszku i zbliżał się już do miasta, nagle oślepił go blask z nieba. Wtedy upadł na ziemię i usłyszał głos:
– Szawle, Szawle! Dlaczego Mnie prześladujesz?
– Kim jesteś, Panie? – zapytał.
– Jestem Jezus, Ten, którego prześladujesz! – odrzekł głos. – Wstań teraz i idź do miasta. Tam ci powiedzą, co masz dalej robić.
Ludzie towarzyszący Szawłowi oniemieli ze zdumienia. Słyszeli bowiem czyjś głos, ale nikogo nie widzieli. Szaweł natomiast podniósł się z ziemi, ale chociaż miał otwarte oczy, nic nie widział. Poprowadzono go więc za rękę do Damaszku. I przez trzy dni był niewidomy. Nic w tym czasie nie jadł ani nie pił". Dzieje apostolskie

Kaku wybiera inny przykład - Joannę d'Arc

Dla Vetulaniego to okazja aby "kopnąć wierzących w kostkę" na zasadzie "no popatrzcie, wy w to wierzycie a to tylko zaburzenia neuronalne". 

Dla Kaku - okazja by powiedzieć ... "nie wiem, ale to fascynujące". 

Vetulani opisuje przypadki stymulacji tego ośrodka i wywołanych nim ekscytacji religijnych, to samo robi Kaku, ale Kaku podaje też inny przykład który Vetulani pominął celowo lub z niewiedzy!, a który jest kluczowy dla całej sprawy. 

Dawniej jedyną dostępną metodą było albo czekanie na atak, albo wprowadzanie w pewnych przypadkach elektrod do mózgu chorego - bardzo inwazyjna metoda, etyczna tylko w odniesieniu do osób ciężko dotkniętych, natomiast nie do przeprowadzenia na zdrowych, nawet ochotnikach - a tylko w takim przypadku, z zastosowaniem grup kontrolnych, można by zbadać, co i czy rzeczywiście się dzieje w mózgu człowieka.  

Ale postęp metod badawczych jest niezwykły - dziś mamy o takie choćby urządzenia. 

National Geografic
Elektrody podłączone do mózgu tybetańskiego mnicha. Autor: Cary Wolińsky


Dziś możemy stymulować mózgi bez konieczności otwierania czaszki, dziś mamy choćby obrazowanie MRI, dziś wiemy więcej - nie nie będę przepisywał tego co mamy - tu odsyłam do książki Kaku - naprawdę świetnie się ją czyta i na pewno nie będzie to ani stracony czas ani pieniądze. 

Pozwólcie jeszcze kilka słów aby zagadnienie stało się jasne. Otóż jak pisałem wyżej Vetulani nie napisał wszystkiego, albo z chęci uniknięcia zamieszania w swojej narracji, albo z niewiedzy?!  Badano w ten sposób różne osoby, między innymi grupę Karmelitanek - w ich przypadku uzyskano (nieco wbrew intencjom badaczy) praktycznie tylko stwierdzenie że "Boga nie można przywołać na życzenie". Niemniej jednak zarejestrowano też pobudzenie kilku rożnych ośrodków i choć zakonnice nie przeżyły ekstazy religijnej - to dziś wiemy więcej o tym jak intensywna modlitwa wpływa na pracę mózgu. Badania objęły także inne osoby, i u wielu dochodziło do stanów, z pogranicza "poczucia Boskiej obecności"  I gdy już wydawało się wszystkim "osobistym wrogom Pana Boga" że oto mają niezbite dowody, że Bóg to tylko wytwór naszych neuronów, pobudzonych czymś z zewnątrz; psychotrop, elektroda... młotek, albo z wewnątrz; neuroprzekaźnik, udar, padaczka lub podobne...  
 (tu swoją opowieść zakończył Vetulani)
Łeb do maszyny wsadził Richard Dawkins ... i proszę Państwa! ...
Znacie tę piosenkę Młynarskiego o szkole torreadorów ?



No właśnie! 
"I proszę Państwa! Nic się nie stało! ... bo unik zrobił Byk!"

Nie można wywołać, ani zmienić czyjeś religijności stymulacją "wyspy ekstazy" - jeśli to faktycznie "antena do kontaktów z Bogiem" to sygnał musi przyjść... stamtąd, mieć odpowiednią falą i właściwą częstotliwość, jeśli to jednak tylko nagromadzenie neuronów, które wywołuje stany mistyczne to... i tak człowiek musi już wcześniej uwierzyć, albo być na przyjęcie wiary gotowym - bo u ateistów można sobie stymulować do bólu głowy...            

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Żyjąc w czasach szybszych niż myśl.


Jestem po lekturze "Przyszłości Umysłu" Michio Kaku (tak wiem nazwiska się powinno odmieniać - ale akurat tego nie potrafię... wybaczcie). Bynajmniej nie jest to świeża lektura, bo książkę otrzymałem na Mikołaja, więc przeczytałem już trzy tygodnie temu - ale nie umiem przestać o niej myśleć. W sumie słusznie, bo po co czytać coś o czym nie chce się nawet myśleć?

Michio Kaku to amerykański naukowiec, spec os superstrun, a jednocześnie popularyzator i płodny pisarz.

Na rynku polskim jest kilka jego pozycji, wszystkie godne przeczytania. Aczkolwiek trzeba mieć świadomość że w przypadku większości pozycji popularno naukowych, te sprzed dziesięciu lat to już archaik,te sprzed pięciu rozczulająca staroć, te sprzed trzech "przydatne bibeloty po dziadku", sprzed roku - już nieaktualne, ale w sam raz dla laika...
To oczywiście nie wina Kaku, (czy innych popularyzatorów), ani procesu edytorskiego (od czasu gdy Wańkowicz żalił się iż między napisaniem książki a jej wydaniem upływa 10 lat i od razu może być kierowana albo na przemiał, albo do archiwum, na szczęście już odeszły) - to kwestia postępu tak szybkiego że nie nadąża za nim nawet nasza wyobraźnia!

Ot idę do księgarni, biorę popularyzację fizyki, otwieram na przypadkowej stronie i czytam że ... "jeśli uda się zarejestrować fale grawitacyjne będzie to potwierdzenie..." Hola!!! Je już zarejestrowano! Chcę przeczytać o implikacjach tego faktu! książka jest świeża, pachnie farbą drukarską (dla mnie to afrodyzjak, wie o tym moja żona), wydana rok temu... nieaktualna! Bolesne!

W ogóle nie wiem czy jest sens pisać w tej chwili książki popularnonaukowe w dawnej koncepcji, czyli 300 - 400 stron tekstu z bogatą bibliografią i przypisami. Prawdopodobnie nim autor (kimkolwiek by nie był jeśli tylko jest człowiekiem) skończy pisać, już kilkadziesiąt przesłanek na których snuł swoją narrację stanie się nieaktualnych, w tym przynajmniej jedna zasadniczo, i będący w miarę "na bieżąco" czytelnik,  bez trudu je wyłapie.  Tu prym wieść muszą i ... wiodą publikacje mediów elektronicznych - audycje radiowe i filmy, pole do popisu mają Youtuberzy i blogerzy oraz twórcy krótkich artykułów do popularnonaukowych periodyków takich jak Wiedza i Życie czy Science.

Chyba jedynie dwie kategorie książek popularnonaukowych "obronią się" w czasach tak skokowego przyrostu wiedzy; te o wysokim stopniu abstrakcji i te o wysokim stopniu nasycenia myślą filozoficzną. Zauważmy - dywagacje na temat "możliwych scenariuszy końca świata" są na tyle odległe iż nikt tego w tej chwili nie jest w stanie sprawdzić (abstrakcja), a także że  dla rozważań natury moralnej czy etycznej w sumie nie ma znaczenia czy egzoszkielety już steruje się za pomocą myśli, czy wciąż jeszcze za pomocą impulsów nerwowych z rdzenia kręgowego. 

Książką która łączy oba te walory jest bez wątpienia "Przyszłość Umysłu".


Kaku pierwszorzędnie wyłapuje "co w naukowej trawie piszczy" jakie są trendy rozwojowe poszczególnych technik, metod, dyscyplin, a następnie łączy to wszystko w błyskotliwie sformułowane tezy i przenosi do rozumowanie do bliskiej przyszłości.  Pomimo iż ma już kilkadziesiąt miesięcy (najnowsze odnośniki sięgają 2015 roku) to będzie aktualna jeszcze kilka lat - podobnie jak Filozofia Przyrody czy Przypadku Hellera. Tego typu książki się nie starzeją tak szybko jak czyste popularising science, bo choć myśl nie nadąża za postępem, to przecież myśl nadąża za myślą, a my składamy się głównie z myśli.

Kilka tematów poruszonych w tej książce znajdzie miejsce na tym blogu, ale jeśli będziecie mieli ochotę przeczytać całą "przyszłość" (a czyta się świetnie i lektura nie wymaga przygotowania z zakresu mechaniki kwantowej, teorii umysłu, gier itp. - choć oczywiście nabiera wówczas dodatkowych smaczków) to serdecznie polecam, warto!