Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

środa, 23 stycznia 2013

Endorfiny -czyli nauka spod znaku kultu cargo

Na temat kultu cargo i poglądów Feynmana na nią pisałem post wcześniej .
Tu chyba niema sensu do tego wracać, ale w numerze z 18 grudnia 2012roku Polityki trafiłem na artykuł:

Jak bezczynność nas pobudza

Święte lenistwo 

A w nim opis eksperymentu "naukowego" celowo biorę to słowo w nawias, gdyż z nauką nic wspólnego nie miał i niczego nie udowodnił poza głupotą eksperymentatora. 
Znaczy istnieje ryzyko że głupotą popisali się popularyzatorzy owych badań... ale być może trzeba w tym miejscu użyć spójnika "też" (oraz i a także)
Zacytujmy:
Prof. David Raichlen z University of Arizona, który na początku 2012 r. przedstawił w „Journal of Experimental Biology” wyniki takich badań, wskazuje na przykład łasic. W ich mózgach nie dochodziło do zwiększonego wydzielania endorfin ani kanabinoidów, gdy zmuszał je do biegania na specjalnie przystosowanej bieżni. Łasicom nie przydaje się system motywujący do biegania, gdyż zjadanie ptasich jaj, polowanie na myszy lub śpiące zające wymaga innej techniki niż uganianie się za nimi po łące. Wydatek energetyczny poszedłby na marne, a ryzyko kontuzji byłoby niewspółmiernie wysokie."

Wyobrażmy sobie teraz eksperyment taki:
Biorę profesora  Davida Raichlen'a, montuję mu elektrody na głowie, stawiam go na bieżni i żgam w dupsko elektrycznym pastuchem, na bieżąco monitorując poziom endorfin i ... stawiam moje kijki trekkingowe przeciw obietnicom Tuska że endorfiny NIC mu nie podskoczą (no chyba że jest wersją sado-maso) za to wzrośnie u niego poziom hormonów stresu.
Następnie napiszę dysertację naukową, jak to ruch  wywołuje u ludzi stres, że jest niezdrowy, że może prowadzić do poważnych powikłań kardiologicznych...

Jak prosto być naukowcem.



Na zdjęciu ja z rodziną, gdzieś pośród lasów w połowie drogi między Jastrzębią a szczytem Jamnej. Z twarzy widać, że czego jak czego ale endorfin nam nie brakuje. Mimo iż wspinaczka,mróz i kopny śnieg zmuszają do potężnego wysiłku.
Czy ktoś badał poziom endorfin u ludzi wysyłanych przez lewicowych zbrodniarzy na sybir? A przecież mieli i więcej ruchu i okolice co najmniej równie piękne...

Ps.Każdy kto widział łasicowate w zabawie DOSKONALE wie jak bardzo wysiłek fizyczny, zapasy i gonitwy sprawiają im radość... no cóż każdy ale profesor to nie jest byle każdy to jest profesor!


piątek, 11 stycznia 2013

Jeszcze o szczurach.

Tym razem bez ilustracji... niestety.

W sieci trafiłem na świetny tekst na blogu Olsztyńskiej kawiarni naukowej Klubu Profesorów Collegium Copernicanum, podpisany przez Bartosza Fotschki (wykopiowałem i nie wiem jak nazwisko odmienić, więc zostawiam w mianowniku), zamieszczony przez Chruścika 
Tekst tyczy się nosi tytuł

Szczur – szkodnik czy doskonały bioindykator?

Polecam do lektury, warto. 

W ostatnim tygodniu "wsiąkłem" w książkę Richarda P. Feynmana "Pan raczy żartować Panie Feynman"  - rewelacja. Polecam każdemu komu nie straszne dywagacje fizyka teoretyka,który jest też zgrywusem ale zgrywusem naukowym, więc aby zrozumieć jego żarty trzeba mniej więcej wiedzieć coś na temat teorii względności, zasad budowy mechanizmów zamków szyfrowych itp. 

Ale wróćmy do szczurów. 

Na końcu książki jest jego wykład inauguracyjny na Caltech. Poza utyskiwaniem na kulturę cargo pośród ludzi uprawiających "nauki" inne niż ścisłe, znajdujemy jako przykład pozytywny eksperyment Younga z 1937 roku. Ale oddajmy głos autorowi:

"Eksperymenty psychologiczne są jednak innego rodzaju. Na przykład przeprowadzono wiele eksperymentów; w których szczury biegają przez najróżniejsze labirynty et cetera — i nie uzyskano żadnych czytelnych rezultatów. Ale w 1937 roku niejaki Young przeprowadził bardzo ciekawy eksperyment. Zbudował korytarz z rzędem drzwi po jednej stronie, przez które wpuszczał szczury, oraz rzędem drzwi po drugiej stronie, za którymi było pożywienie. Chciał sprawdzić, czy da się tak uwarunkować szczury, żeby zawsze wybierały trzecie drzwi, w bok od tych, przez które weszły. Nie. Szczury natychmiast udawały się do tych drzwi, za którymi poprzednio znalazły pożywienie. Ponieważ korytarz był na całej długości zupełnie jednakowy, powstawało pytanie, skąd szczury wiedzą, które drzwi są właściwe? Na pewno coś je musi odróżniać od innych. Young pomalował więc wszystkie drzwi bardzo starannie, żeby nie różniły się fakturą farby. Szczury wciąż potrafiły rozpoznać właściwe drzwi. Pomyślał, że może szczury wyczuwają jedzenie węchem, więc za pomocą chemikaliów za każdym razem zmieniał zapach. Szczury dalej wiedziały, gdzie dają jeść. Zdał sobie sprawę, że mogą orientować się według świateł, i sprzętów w laboratorium, tak jak by to zrobiła każda rozsądna osoba. Zakrył więc korytarz, ale szczury wciąż wiedziały, gdzie dają jeść.

W końcu odkrył, że szczury orientują się po dźwięku, jaki wydaje podłoga, bo kiedy umieścił korytarz w piasku, nie umiały już trafić we właściwe drzwi. A zatem wyeliminował jedną po drugiej wszystkie wskazówki i wreszcie był w stanie nauczyć szczury, żeby wchodziły w trzecie drzwi. Kiedy zmienił dowolny z parametrów, szczury wiedziały, dokąd mają się udać.

Z naukowego punktu widzenia jest to właściwie przeprowadzony eksperyment. Tylko takie doświadczenia z biegającymi szczurami są sensowne, ponieważ odkrywają wskazówki, z których szczury faktycznie korzystają — a nie założone z góry przez eksperymentatora. Eksperyment Younga mówi dokładnie, jakie parametry muszą być zachowane, aby — przeprowadzając kolejne doświadczenia na biegających szczurach — kontrolować wszystkie czynniki.
Prześledziłem dalszą historię badań na szczurach. Następny eksperyment, i jeszcze następny, przeprowadzono bez odwołania się do pana Ybungą. Nie umieszczono korytarza w piasku, nie ujednolicono wyglądu korytarza, zapachu et cetera. Po prostu wpuszczano szczury po staremu, lekceważąc wspaniale odkrycia pana Younga. Nie odwoływano się do jego artykułów, ponieważ niczego nie odkrył na temat szczurów. Tymczasem pan Young zidentyfikował wszystkie warunki, jakie należy spełnić, żeby dokonać jakichkolwiek odkryć na szczurach. Jednak ignorowanie tego rodzaju eksperymentów jest charakterystyczne dla nauki spod znaku kultu cargo".
 

Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego ze szczury mogą zapamiętywać odgłos wydawany przez podłoże po którym się poruszają,. Tymczasem to zapomniane odkrycie sprzed prawie stu lat, tłumaczy mi wszystkie zaobserwowane zachowania szczurów, których do tej pory wytłumaczyć nie umiałem.
otóż np co pewien czas z przyczyn technologicznych (uruchomienia, odstawienia itp)  następuje przełączanie gorących odwodnień w kanały grawitacyjne. Jest oczywiste iż wszystkie zamieszkujące tam szczury muszą zginąć. Często szukałem przy wylotach padłych sztuk - nigdy niczego nie znalazłem! Tymczasem w momencie otwarcia odwodnień zwierzęta już nie mają czasu na ucieczkę, woda o ciśnieniu kilkudziesięciu atmosfer i temperaturze sięgającej kilkuset stopni nie daje im żadnych szans. Teraz sprawa jest jasna - szczury pamiętają odgłosy charakterystyczne jako objaw że "coś się dzieje" i już wtedy nie czekając podejmują ucieczkę, co daje im zawsze kilka minut wyprzedzenia, czyli w sam raz czas by opuścić zagrożone odcinki. 
To samo tyczy się poruszania ich w kompletnych ciemnościach, bez śladu zapachowego (gorąca woda skutecznie usuwa zapachy), podczas powrotów.
Fascynujące zwierzaki.

 

środa, 2 stycznia 2013

Szczur wędrowny

Wędrowny w dwójnasób, wędrował sobie środkiem miasta, ja w jedną stronę, z południa na północny  zachód a on z północnego wschodu na południe. Nasze drogi przecięły się w okolicach sklepu ogrodniczego, Biedronki i komisariatu policji. Z dala wyglądał jak listek podmuchiwany wiatrem, ale akurat wiał halny od południa więc w moje plecy, a on szedł pod wiatr, więc listkiem być nie mógł, nie mógł być też kotem (za mały), ani kuną czy innym łasicowatym bo tamte mają zupełnie inne sylwetki. najprawdopodobniej był tym czym był... szczurem wędrownym.

 Fakt był tym czym był, tu na zdjęciu, już z bliższa, łatwo go odnaleźć, ale to efekt czasu jaki potrzebowałem by zdjąć plecak, wyjąc aparat, odpalić go i zrobić zdjęcie.

 Zastygł, skubaniec. Zapewne spodziewał się wszystkiego, przygotowany był na uskok przed butem czy kamieniem... ale flesza się nie spodziewał.

 To pozwoliło mi zdecydowanie skrócić dystans do niego. Ciekawe co sobie myślał, że to już koniec?
A może całkiem co innego. W każdym razie dał się podejść "jak dziecko". Będąc pewnym kamuflażu i tego że ludzie zazwyczaj nie rozglądają się za zwierzętami w środku miasta i że prócz psa czy kota nic mu nie grozi (a wiało właśnie z kierunku w którym szedł, więc nie czując ani jednego ani drugiego szedł w ciemno... i wlazł w jasno, bo gdyby dalej trzymał się cienia miał by znacznie mniejsze szanse).


Szczury to świetni aktorzy, doskonale udają... chorych! tak chorych nie martwych!. Czemu? Bo martwy może zostać "posprzątany", a chory wywołuje lęk przed zarażeniem i z reguły omijany jest z daleka! ten grał naprawdę doskonale. Przez chwile nawet zastanawiałem się czy nie przydeptać go i nie zawezwać kogoś z komendy aby wezwał kogoś (straż miejską) która wezwie kogoś (weterynarza) aby drania zutylizowano.
Wygrała jednak moja niechęć do zabijania (onegdaj w sklepie Dom i Ogród pewna pani była bardzo zdumiona faktem iz nie życzyłem sobie aby mi prezentowała pułapki czy trutki na kuny, gdyż interesuje mnie jedynie środek je odstraszający, a tamte to może wypróbować sama na sobie).

Uszczypnięty w ogon nagle  wykazał dalece idącą żywotność i po dwóch sekundach już nie byłem w stanie go dostrzec.

Jak wskazuje sama nazwa łacińska Rattus norvegicus, szczur pochodzi z ... Chin, a pierwszy raz zaobserwowano go w Anglii... Ot przyczynek do naukowego nazwania świata.