Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

wtorek, 29 lipca 2014

Wylinka

Ważki to niezwykła grupa owadów, chyba jako jedyne poza motylami dziennymi, nie wzbudzają w przeciętnym człowiekowatym ciarek obrzydzenia. To zrozumiałe, są starsze niż dinozaury, filogenetycznie należymy do tak diametralnie odmiennych światów iż nie przenoszą one żadnych ludzkich chorób.

Co ma piernik do wiatraka? 

Otóż ma i to wiele. reakcja "obrzydzeniem" na owady, ma podłoże atawistyczne, czyli jest zawarta w naszych genach. Dzieciak który nigdy z owadami kontaktu nie miał, zareaguje tak samo na spacerującego po nim owada, jak by osoba dorosła - jak najszybciej będzie się starał go z siebie zrzucić.

Czemu?

Z prostej przyczyny - bo taki mechanizm obronny jest wbudowany w jego instynkty.

Mechanizm obronny? (czyżbym słyszał niedowierzanie?)

Tak, mechanizm obronny - Owady przenoszą mnóstwo groźnych dla człowieka chorób, są tzw. "wektorami", ktoś kto nie reagował obrzydzeniem na owada, miał większe szanse na zarażenie się i śmierć jeszcze w dzieciństwie, niż ktoś kto od maleńkości, owady ze swego otoczenia usuwał.

Że co, że wielu tak nie reaguje? Owszem ale za każdym razem jest to albo przełamanie się (jak pośród badaczy), albo otępienie nadmiarem owadów (jak w slumsach, fawelach itp.).

A na ważki tak nie reagujemy...
Dobra, dobra, tylko na imago ważek - larwy mało kto widział, a jak by widział, to też otrząsnął by się ze wstrętem.
To zresztą bardzo ciekawe stworzenia - mają unikalną  w świecie zwierząt zdolność do kanibalizmu na osobnikach dorosłych! Ukryte gdzieś pod lustrem wody, zagrzebane w gnijące resztki roślin, pośród mułów czyhają ze swymi morderczymi odnóżami i szczękami - nie są wybredne - cokolwiek nadaje się do jedzenia, zjedzone zostanie... "mama"?, "tato"? - wsjo białko, wsjo papu! (braciszki i siostrzyczki też nie do pogardzenia). Przy okazji eksterminują też mnóstwo "dziadaństwa", czyli całego tego owadziego narodu, który nam naczelnym uprzykrza życie i wypoczynek nad wodą, lub w okolicy wody.

A potem?

A potem larwa najadłszy się po wielokroć, czuje nagle potrzebę podniesienia się z dna! Niczym Alicja w krainie czarów, przechodzi na drugą stronę lustra (wody) i rozpoczyna mozolną wspinaczkę ku szczytowi. lecz do szczytu nie dociera, zamiera gdzieś w połowie i ...
i potem oglądamy takie truchełka.

 Marnej jakości zdjęcie... ostrość kompletnie nie ustawiona - zwalcie to na karb ostrego słońca i moich chłopców na których cały czas musiałem mieć baczenie, drugim okiem

Nieco lepiej, lecz i tak nie podejmę się określenia gatunku - może jakaś żagnica? Niestety w okolicy żadnej dorosłej sztuki nie wypatrzyłem, szkoda, bo można by od niej zacząć.

Zdjęcia zrobiłem na terenie kamieniołomu, na górze Wał koło Lichwina - jeszcze tu wrócimy.

środa, 16 lipca 2014

Nie straszcie nas dżunglą 2 - czyli...

Właśnie
Zazwyczaj nie trapią mnie trudności z wymyśleniem tytułu postu, tym razem... no cóż od przybytku potrafi rozboleć głowa.
Wybierzcie sobie sami (czekam na głosy)
1 - Paris truciucielka
2 - Zabójcza lilia
3 - Po czworolioście widzi się mgliście
4 - przyczajona w cieniu

Bohaterką dzisiejszego postu jest roślinka silnie trują, cała jest silnie trująca - co ciekawsze są co do niej zdania rozbieżne - jedni twierdzą że silniej trujące jest kłaczę inni że nasiona - póki co brak ochotnika do przetestowania. Na moje oko silniej trujące powinno być kłącze bo prócz saponin i sapogenin zawiera też  alkaloidy, ale jak mówię potrzebny jest ochotnik - od razu jednak uprzedzam samobójstwo przy użyciu tej roślinki jest przykre i bolesne.

To skupisko wypatrzyłem na Górze Wał opodal Lichwina - na przeciwstoku dawno nieczynnego kamieniołomu. Miejsca cienistego, bogatego w azot jej tam nie brakuje - na szczęście rośnie z dala od ludzkich szlaków więc nikomu nie zagraża. Pewnie nigdy bym jej nie wypatrzył gdyby nie zabawa z chłopcami w podchody.

Ale, ale - gadamy o bezimiennej!  Przedstawmy ją zatem

 Czworolist pospolity (Paris quadrifolia L.)

Szczegółowo opisywał nie będę - zarówno w Wiki jak i u Różańskiego została opisana w sposób wręcz wyśmienity.

Jak wiadomo truciznę od lekarstwa dzieli tylko kwestia dawki. Tak samo i Paris, stanowi cenny, choć wyłącznie dla wybitnych zielarzy surowiec medyczny, którego spektrum działania rozciąga się od właściwości wykrztuśnych i przeciwzapalnych, poprzez uspokajające i moczopędne, aż po onkostatyczne i przeciwcukrzycowe. Po drodze eksterminuje jeszcze robaki i pierwotniaki - panaceum rzec by się chciało...
Jest tylko jedno maleńkie ale...
Jak przeholujecie,
to:
Zacznie się od pieczenia w gardle, potem zjawią się obfite wymioty, biegunka, częstomocz, krwiomocz, podrażnione zostaną wasze jelita tudzież nerki, rozszerzą się źrenice, spadnie ciśnienie krwi. Serce albo zacznie walić jak oszalałe, albo... zacznie być śmiertelnie spokojne... Pojawią się porażenia oraz niedowłady, brak czucia na skórze, być może drgawki, majaki i odlot. Potem następuje śmierć wskutek zagłady erytrocytów i przenikania hemoglobiny do osocza - ładnie to się nazywa hemolizą - zabija też  awaria nerek a także zatrzymuje się serduszko. 
Patomorfolog który będzie Was kroił (gdybyście się jednak zdecydowali na samodzielną kurację) 
W waszej wątrobie i nerkach znajdzie nacieki tłuszczowe, krwawe wybroczyny i wysięki...
Cała radość z kuracji po waszej stronie.
To tak tytułem powstrzymania euforii miłośników medycyny naturalnej, która rzekomo nie szkodzi.

 

Osobną ciekawostką Czworolista jest jego długowieczność - poszczególne klony (czyli podziemne części mogą żyć nawet... 200lat ! Przez cały ten czas roślina... idzie naprzód - co roku pojawiają się nowe segmenty kłącza, po wydaniu rośliny zielnej, gdy ta już zakwitnie i zaowocuje, przemieniają się w spichrze, w tym samym czasie starsze pełniące dotychczas rolę magazynową części kłącza obumierają. Ciekawe czy ktoś kiedyś mierzył odległość poruszania się Czworolista - ale tak szacując z wielkości kłączy to pomiędzy pierwszym a ostatnim miejscem kwitnienia może być nawet kilkanaście metrów różnicy!


sobota, 12 lipca 2014

Nie straszcie nas dżunglą! 1.

Dżungla jest strasznie straszna! W dżungli czekają na nas same trujące, jadowite, parzące lub tnące ciało rośliny i zwierzęta. Dżungla jest wroga, nieprzyjazna i w ogóle - tylko dla orłów (znaczy twardzieli).

To pierwszy odcinek z zaplanowanego przeze mnie cyklu o tam jak przyjazna, jest przyroda naszych szerokości geograficznych...

Co powiecie na roślinę zawierającą kwas pteritanowy (orlikowogarbnikowy)? Taka sympatyczna substancja powodująca krwiomocz u bydła domowego a u koni porażająca układ nerwowy, co przysparza ich o chwiejny chód i objawy pijaństwa. Roślinka ta aczkolwiek ozdobna wielce, działa toksycznie zarówno na świeżo jak i w sianie.

Rośnie głównie w borach mieszanych lub sosnowych, ale czasami spotkać ją można także na terenach otwartych, tak na niżu jak i w niższych pasmach gór. L:ubi gleby lekkie, piaszczyste.

I znów jak w przypadku wielu roślin tropikalnych, będąc trującą, jest też... jadalna!  O ile dojrzałe liście są toksyczne to te młode, dopiero rozwijające się, oraz kłącze jak najbardziej jadalne a nawet zachwalane przez survivalowców jako przysmak. W kłączu znajdziemy aż 60% skrobi, można je rozbić na miazgę (mąkę) z tego zrobić podpłomyk. Z listków zaś japońskie danie warabe (nie pytajcie co to, jak zrobić i czym jeść...).

Przedstawiam bohaterkę dzisiejszego posta :

 Orlica pospolita, orlica zgasiewka (Pteridium aquilinum (L.) Kuhn)

 Tę napotkaliśmy podczas gonitwy z dzieciakami po Skamieniałym Mieście w Ciężkowicach.
 
 Teren porośnięty świetlistym lasem mieszanym, a piachu tu rzeczywiście mnóstwo - zważywszy ze mamy do czynienia z  wychodnia skał piaskowcowych, to dziwić nie może. 


I co, nadal boicie się dżungli?