Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

poniedziałek, 16 marca 2015

Neuroteologia

Brzmi dziwnie, prawda? Ilu z Was spotkało się z tym pojęciem wcześniej? Czego dotyczy?
A na to ostatnie pytanie postaram się odpowiedzieć ja.

Nauka jest nowa, praktycznie nowatorska, stała się nauka dopiero wtedy gdy rozwinięte techniki neuroobrazowania pozwoliły nam na śledzenie pracy mózgu, zmian w nim zachodzących oraz za jego pośrednictwem zmian w całym organizmie człowieka. skomplikowana sprawa. Naprawdę mnóstwo danych.
Jedno jest pewne - modlitwa MA duży wpływ na nasz mózg.
Jednak jeśli ktoś będzie chciał uznać to za dowód na istnienie Boga, to srodze go rozczaruje - to jest tylko dowód na to że modlitwa Ma wpływ na nasz mózg. cała reszta to interpretacja. Dla jednych może być to właśnie "dowód" na istnienie Boga, dla innych (vide Jerzy Vetulani) coś wręcz przeciwnego. Swego czau pisał on był nawet na swoim blogu na temat"wyspy ekstazy" jako odpowiedzialnej za przeszycia Św. Pawła w drodze do Damaszku, które zaskutkowały jego nawróceniem na Chrześcijaństwo. Zatem i ja tej kwestii nie rozstrzygnę. Choć wierzący jestem a nawet mistyczne przeżycia mi się zdarzają.

W czym rzecz jednak.

Tekstów na necie tyczących się wpływu modlitwy na funkcjonowanie mózgu jest stosunkowo niemało. Ja jednak zalinkuje jedynie ten z Rzeczypospolitej... czemu? Bo choć Hajdabomber rozsadził całą lubianą przeze mnie redakcję a na jej miejsce powołał... no mniejsza, powiedzmy zdecydowanie mniej znane nazwiska - to sentyment do tytułu pozostał oraz zaufanie co do rzetelności redakcji materiałów popularnonaukowych. 

Swego czasu, nie tak dawno temu, dr Andrew Newberg, neurobiolog z Thomas Jefferson University, przeprowadził szereg badań z pomocą technologii SPECT (tomografia emisyjna pojedynczych fotonów). Wyniki są... wielce ciekawe i nader niezwykłe. Aczkolwiek zgodne z przeczuciem osób modlących się, że modlitwa ma REALNE a nie tylko duchowe odzwierciedlenie w naszym życiu. Otóż w sposób jednoznaczny udokumentowano iż w mózgach osób pogrążonych w modlitwie dochodzi do zmian w co najmniej dwóch obszarach.

Pierwszy z nich to płaty czołowe - odpowiadają one za koncentrację i skupienie uwagi - rzecz jasna trudno sobie wyobrazić aby można było trwać w rozmodleniu bez skupienia uwagi i koncentracja (zatem sprawa cała zakrawa na banał) ale... No właśnie, ale jednocześnie dowiedziono iż zaledwie kilkanaście minut modlitwy (medytacji) zdecydowanie poprawia pamięć u osób starszych JUŻ dotkniętych początkowymi fazami demencji! !2 minut dziennie przez osiem tygodni i w efekcie zauważalna poprawa stanu zdrowia! mało? No to wyobraźmy sobie długotrwałe stany modlitewno medytacyjne praktykowane przez wiele lat.
I takie pytanie czy ktoś z was widział dotkniętego demencją mnicha, zakonnika lub ich żeńskie odpowiedniczki?
Prawda?!
Zmusiło do zastanowienia!
Wcześniej jakoś tak ten fakt umykał naszej świadomości ale teraz... no właśnie, z podziwem patrzymy na krzepkich dziewięćdziesięcioletnich mnichów ćwiczących Tai Chi czy zakonników o umysłowości młodej i świeżej, pamiętających jednak czasy tak dla nas odległe, że graniczące już z prehistorią... Patrzymy z podziwem i zazdością, a tu nie patrzenia trzeba ale naśladowania.

Ale to nie wszystko...
Jednocześnie zaobserwowano spadek aktywności w płacie ciemieniowym. czyli w tym rejonie mózgu, który pomaga człowiekowi zachować orientację w czasie i przestrzeni.Co to znaczy? Ano to, że rozmodlony człowiek, traci poczucie czasu, rozpływa się w uniwersum, dryfuje w kosmosie, zatraca poczucie siebie za to zyskuje poczucie bycia wszędzie. I znów problem bo dla jednych to dowód na to iż wszelkie wyznania religijne to samooszustwo naszego mózgu dokonywane na naszej świadomości, a dla innych... miejsce, swoista wtyczka bezpieczeństwa, którą Bóg tak skonstruował aby odłączała się w stosownym momencie, aby wynagrodzić nas za oddanie, wierność, modlitwę, (lubo za wszystkie te walory które towarzyszą np. mnichom buddyjskim)

Nie wiem, nie liczcie na podpowiedź... ale...
Czy bylibyście gotowi poświęcić jedną setna doby aby zadbać o wasz umysł, by za lat kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt nie sprowadził was do poziomu robiącej pod siebie, zaślinionej roślinki, która nie odróżnia własnych dzieci od personelu medycznego? No to policzcie sobie: 1/100 doby to 15 minut.
15 minut modlitwy, medytacji, mantrowania... Dużo czy mało? Warto czy nie warto?

niedziela, 15 marca 2015

Żeremia

Ślady bobrowania bobrów w granicach Tarnowa obserwowałem już wiele razy. czy to w okolicach Wątoku, czy w Mościcach na terenach przemysłowych. Zawsze były to jednak tylko ślady. Tym razem mi przyfarciło - co prawdy żywego gryzonia nie widziałem, ale za to było o metr od jego żeremi.  

Jakoś tak się złożyło że pola rędzińskie, taki czworobok małoforemny pomiędzy Ładną, ul. Lwowską, Wolą Rzędzińską a ul. Jana Pawła dotąd nie były przeze mnie spenetrowane. Nie wiem czemu, po prostu nigdy mi to nie po drodze. tym razem jednak zapakowałem Aurę w samochód, podjechaliśmy bliżej, zaparkowałem na parkingu sklepu sieci Merkury Market (dzięki za wyrozumiałość, z racji wzajemności dodam że mają tam wyposażenie domowe od materiałów budowlanych, poprzez meble, dywany, oświetlenie itp. - ceny przyzwoite, towar także - parę rzeczy już tam kupiliśmy i nie narzekamy). A potem ... w polaaaaaaa

A polaaaa wyglądają tak.

 A brzeziny tak...

 A w każdej brzezinie bagienko... 
(obecności rusałek zwłaszcza tych zwanych przez Sapkowskiego "nagopierśnymi", nie stwierdziłem)

 Za to Barszczu Sosnowskiego skolka ugodna.
Muszę tu latem podjechać i zrobić materiał na jego temat. 
I śmieci mnóstwo - bydełko miejscowe (bo obcy tu się nie zapuszczają) uczyniło sobie z tych miejsc składowisko śmieci.

 Ale nagle na jednym z podlanych terenów...!

 Ewidentne ślady bobrowania!

 Co prawda dojście z deczka utrudnione, bo ostrężyn i głogu mnóstwo a to mściwe i czepliwe draństwo jest, ale przedarłem się.
Zdjęcie pozowane, w rzeczywistości przebiło się przez spodnie i skórę na udzie, szramę mam do dziś.

 I już nader blisko - na brzegu widać ślady "stoczni" miejsca gdzie bobry wciągają do wody materiał budulcowy i... gałęzie na pokarm.

 Jak ładnie uklepały miejsce ogonkami?

 A oto żeremie w całej nadwodne okazałości.
 A wody na dobre dwa metry - wierzyć się nie chce, ale faktycznie tak wyszło gdy wtykałem tam gałąź.
Praktycznie żaden drapieżnik im tam nie zagrozi, no niedźwiedź by sobie poradził... 
Ale odkąd to niedźwiedzie na bobry polują?

 i żerowisko. Jeden taki konarek grubości mojego ramienia zabrałem do domu, pokazać chłopcom. Nie mogli się nadziwić kilkucentymetrowej długości pociągłym ciosom od bobrzych zębów - powoli kształtowali w sobie świadomość że prawdziwe zwierze to nie jest bajkowa figurka futrzaka tylko samobieżna dłutownica, mogąca odgryźć człowiekowi rękę (i słusznie, po cholerę ją wyciągał?)
- a ty się tato nie boisz?
- a czego mam się bać/
-że tobie też bóbr może rękę ogryźć!
- nie, bo widzicie, ja szanuję zwierzęta, na pewno nie wyciągał bym do nich ręki, nie próbował głaskać, łapać czy drażnić, a gdybym dostrzegł jakiegoś bobra podczas pracy czy zabawy, to na pewno zachował bym duży dystans. Więc nie mam czego się bać.

A na koniec jeszcze spiżarnia, już dość przetrzebiona, na szczęście wiosna i świeżego jedzenia będą miały pod dostatkiem.

Bobry jak wiadomo są... szkodnikami, tak orzekli rolnicy - rolnik wyrzucający śmieci do lasu nie jest szkodnikiem, szkodnikiem jest bóbr, budujący sobie dom. W telewizorni nie raz ten czy inny burak bądź  żona jego rzepa zawodzi zadając pytanie kto jest ważniejszy "człowiek czy jakiś tam zwierzak". Pytanie tyleż głupie, co... nader sprytne. Mało komu chce się iść w teren i zauważyć że owe "szkody" przez bobra czynione to w 90% przypadków podtopienie nieużytków które ostatni raz pług widziały za czasów Gierka, albo i to nie. A cały lament obliczony jest na wycyganienie od stosownych władz, możliwie wysokiego odszkodowania za "zatopione" łąki, zmarnowane uprawy itp.
Chłop potęga jest i basta, a już zwłaszcza jego... niewiasta!

piątek, 13 marca 2015

Kacze boje

Większość dostojnych obywateli, uważa kaczki krzyżówki za ptactwo, typowo miejskie, oswojone, obyte... cywilizowane wręcz. W sam raz, by w niedzielne przedpołudnie pociechy swe przyprowadzić, co by w kontrolowanych warunkach serduszka swe ku przyrodzie zwrócić mogły. Karmę, niczem jałmużnę ubogim, rozdawać.
- "O popatrz tu kochanie, tam widzisz tata kaczor i mama kaczyca a tam o małe kaczątka pewnie ich dzieci? Och cóż za urocza rodzinka, całkiem jak nasza..."

Co śmieszniejsze ta osoba bynajmniej tak odległa od prawdy nie była, jak jej się w sentymentalnych wzniosłościach roiło. Tylko że prawda o kaczkach krzyżówkach jest zgoła... bardziej podobna do prawdy o ludziach.

Są kłótliwe, awanturują się o byle co, są zazdrośnikami, namiętnie uprawiają zdrady małżeńskie, podkradają sobie co się da, słabszych traktują "z liścia", a przed silniejszymi korzą się lub uciekają...  całkiem jak ludzie.

Nie wierzycie?

Dunajec. Sromowce Niżne, tuż pod Trzema Koronami. Kaczki dokarmione przez turystów do bólu, zimy praktycznie nie ma, powodów do walk także a jednak...

 Sielanka

 Pierwsze starcie

 Zadyma się rozkręca

 "kocioł"

dobijanie pokonanego

I co nadal nie wierzycie, że kaczki krzyżówki są idealnym modelem stosunków międzyludzkich, w sam raz aby za ich pomocą uczyć dzieci jak to w życiu bywa...?