Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

czwartek, 25 marca 2010

Na pohybel racjonalistom 3

Kolejna odsłona tekstu...

"Te dwie historie stanęły mi teraz jak żywe w pamięci
— Chciałbym zobaczyć, jak się wywołuje deszcze — mówię do Majaberiego. — Mógłbyś kazać mu to uczynić?

Majaberi uśmiecha się jowialnie. Jego chytre oczka mrużą się ginąc w fałdach tłuszczu. On chciałby, zdaje się, ośmieszyć konkurenta, ale woli nie ryzykować. Coś długo peroruje, żywo gestykulując, tłum gapiów kiwa głowami. Mchawi, w miarę jak słucha, staje się podenerwowany, raz po raz ogląda się na strony, czegoś czy kogoś wypatruje. Zadziera twarz, wietrzy nozdrzami. Wreszcie, uczyniwszy wolne miejsce, przysiada na okrągłym stołku, stawia przed sobą róg oprawny w drzewo, a na drugi, takiż mały stołek kładzie trzy okrągłe kamyki. Rozgadany tłum milknie. Ten i ów przysiada w kucki. Jakiś młodzieniec zbliża się i klęka przed czarodziejem. Teraz obydwaj pochylają się nad rogiem.

— Tak nie można — szepcze czarodziej do Majaberiego — on
nie przyniósł masła, bez masła nie można.

— Ach, prawda — z uznaniem zgadza się Majaberi — bez masła nie można, skocz no który po masło do mojego pałacu!

Za chwilę kawał tak zwanego „masła", czyli brudnego tłuszczu, zjawił się na dłoni starego mchawi. Ruchem powolnym, prawie pieszczotliwym, jął on namaszczać róg antylopy i trzy kamyki. Poczerniały od brudu tłuszcz przecieka mu poprzez palce i kapie na ziemię. Czarodziej to szepcze, to głośno wykrzykuje jakieś zaklęcia, raz po raz spogląda w niebo.
— Co on tam gada? — pytam ciekawie Majaberiego.
— Nie rozumiem, to jego własny język. Chyba rozmawia z szajtanem. On prosi, żeby tego Murzyna przestała głowa boleć.
— Ależ ja chcę deszczu. Mnie ból głowy nic a nic nie wzrusza.
On jutro może leczyć głowę, dzisiaj niech deszcz zrobi.
Majaberi poczerwieniał z zażenowania.
— Bwana m'kubwa nie rozumie. On jest od bólu głowy i od deszczu. On nie może wywoływać deszczu, dopóki głowy nie uleczy. Na wszystko jest kolejka, tylko trzeba być cierpliwym.
— Ano, jeśli tak... Zaczekam.
Z kolei wielki czarownik wyjmuje z kieszeni pasek skóry lwa, z naszytymi muszelkami, i zawiązuje tę bransoletkę pacjentowi. Kilka nieokreślonych ruchów, jakby żegnał go czy błogosławił, potem zdejmuje z siebie kryształ kwarcu i wiesza na szyi petenta. Murzyn wstaje i trochę nieswoim, lunatycznym jakimś krokiem zaczyna iść przed siebie. Roztrąca tłum, jakby mu zależało specjalnie
na jednym, obranym kierunku.
— Dokąd tak idzie?
— Na spotkanie deszczu — mówi Majaberi i śmieje się wesoło.
A jednocześnie powstaje gwar dokoła i wielkie podenerwowanie.
Szereg ramion podnosi się w kierunku najbliższego lasu palmowego Świeży, orzeźwiający wiatr zakołysał połami namiotu i porwał mi z kolan parę kartek z notesu. Chyba mnie wzrok nie myli? Niebo od tej strony zaciąga się chmurami. Cud czy kpiny? Zbieg okoliczności czy niesamowite
jakieś bzdury? Inna rzecz wysłuchiwać z ust misjonarzy opowieści o deszczorobach, ale inna zupełnie rzecz stać się naocznym świadkiem. Chmura, najprawdziwsza, szara, ciężka, nabrzmiała
deszczem chmura sunie z wiatrem wprost nad nasze głowy! Duże soczyste krople, niby truskawki z boskiego ogrodu, spadają mi na dłonie. Zadudniło miarowo po napiętym brezencie. Majaberi patrzy mi w oczy i makiawelsko się uśmiecha.

- Co o tym, czyżby to był tylko zbieg okoliczności?
- Ano, teraz, jest pora na małą masika. Taki deszcz to nic nadzwyczajnego. Może kto i wierzy, ale ja nie. Przed dwoma laty był u nas głód, ludzie marli jak muchy. Deszczu nie było i wówczas nie mógł nam pomóc ten mądry wakiszwa. Odtąd przestałem wierzyć w jego moc.
— Któż to taki wakiszwa?
— Ten właśnie, bo mylnie go nazwałeś mchawi. My mamy trzy rodzaje czarowników: mchawi to taki doktor, co leczy ziołami. Mchawi chodzi z trąbą i rogiem albo z takimi kijami, które właśnie dzisiaj kupiłeś. Wakiszwa nie leczy ziołami. Jego potęga to ten róg antylopy oprawiony w drzewo, trzy kamyki, bransoletka i kwarc na kawałku skóry. Wakiszwa zna się tylko na bólu głowy i na deszczu. Mamy jeszcze czarownika, co się zwie bufumu. Ten przepowiada przyszłość na podstawie świeżo zabitego koguta. On potrafi wskazać złodzieja, gdy we wsi coś zginie. On wszystko wie,
to straszny człowiek! On zna nawet taniec przodków!
— Przed chwilą hymny pochwalne śpiewałeś na cześć wakiszwy, a teraz chwalisz innego czarodzieja, więc który z nich potężniejszy?
— Widzi bwana, rzecz inna przewidzieć, co mungu zamierza robić, a inną rzeczą jest odmienić wolę boską. Skoro panuje okres suszy, to żaden wakiszwa nie pomoże, choćby na głowie stanął. Dlatego wierzę w bufumu, a nie wierzę w wakiszwa. ''

Muszę mu przyznać rację. Nie darmo, kiedym tu jechał, district commissioner powiedział: „Majaberi to najmądrzejszy z moich szefów, z nim można rozmawiać jak z edukowanym człowiekiem, chociaż podpisać się nie potrafi". ...

I co Wy na to? Zapewne teraz zakrzykniecie ze szczęścia - "a nie mówiłem!!!" - z drugiej strony żarliwość z jaką Doc dezawuował wklejane przeze mnie fragmenty tekstu z deczka zatrąca gorliwością neofity ;-)

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Żadna tam gorliwość neofity, bo sam autor potwierdza moje wątpliwości, tym krótkim zdaniem:

"Skoro panuje okres suszy, to żaden wakiszwa nie pomoże, choćby na głowie stanął. Dlatego wierzę w bufumu, a nie wierzę w wakiszwa."

I to clou tej całej opowieści "z mchu i paproci".

Jeżeli Afryka nieustannie gnębiona jest morderczymi suszami, to gdzie wtedy podziewają się ci szamani , gdy ich pilnie potrzeba?
No gdzie?

dok

makroman pisze...

Doktorku - o tę podpuchę mi szło od początku! Każdy inny przyjął by opowieść z zainteresowaniem, poszukał naturalnych tłumaczeń i ewentualnie wyraził swoje wątpliwości - jedynie racjonaliści czuja się zmuszeni do zwalczania tematu.

Anonimowy pisze...

Misiu puchaty:)

Jakie "naturalne tłumaczenia" mogą być dla bajek?

Gdybyś zaserwował opowieść z pogranicza science fiction, gdzie byłoby miejsce na ewentualne dywagacje i naukowe dysputy , można by podany temat pociągnąć i rozwinąć. Ale takie bajdury są niewiarygodne nawet dla niedużych sceptyków, a co dopiero racjonalistów?!

Zaintrygowało mnie natomiast nieznane do tej pory, zastosowanie ...masła:)), bo po "Ostatnim tangu w Paryżu", nie starczało mi już wyobraźni:)), ale tym razem okazało się,że to nie masło, lecz osobowość duchowa się liczy bardziej:)))

A z tym -"każdy inny przyjął by ...", nie przesadzaj:), bo uważam Maćku,że w przyrodniczych peregrynacjach jesteś niezastąpiony, więc się tego trzymaj:)

Pozdrawiam

dok

makroman pisze...

Doktorku - światopogląd przyrodniczy dopuszcza opcję Szekspirowską czyli - są na niebie i ziemi rzeczy o których nie śniło się filozofom.

W rzeczy samej, zaklinanie deszczu wydaje się być mitem, ale już obserwowanie zaklinaczy to możliwość choćby - przewidywania pogody.

Anonimowy pisze...

I tu się z Tobą zgadzam w całej rozciągłości, albowiem o bajkach ja bardzo chętnie lubię pogaworzyć. Szczególnie kobiety to uwielbiają, no i...moja wnuczka Maja, też kobietka jakby nie było:))
Przecież dobrze wiesz, że ja też lubię pobajdurzyć. O zaklinaczach to mogę godzinami, bo to przecież niezwykłe jest.
Że są:))

Ale co do tego ma racjonalizm?

No, ale skoro to taka przemyślna była z Twojej strony prowokacja intelektualna, no to zwracam honor.
Ostatnio nasi zaklinacze zawiedli, bo miało lać w Krakowie w sobotę i niedzielę, a ja tymczasem z Majką, w parku AWFu śmigałem na rolkach.
Mogę przytoczyć Ci opowieści o czarodziejach z Australii, bo Aborygeni też mają taki "talent", ale w interiorze dochodzi do 50 stopni w cieniu i deszczu malutko.

Pozdrówka przedświąteczne:)

dok

Anonimowy pisze...

I tu się z Tobą zgadzam w całej rozciągłości!
O bajkach bardzo chętnie pogawędzę, bo je uwielbiam, podobnie, jak moja wnuczka Majka. Mam w zanadrzu takie piękne opowieści o Aborygenach z australijskiego interioru, gdzie dochodzi do 50 stopni w cieniu, ale deszczu tam małowato,choć oni też się starają.
W ogóle to niezwykłe jest, o tych zaklinaczach.Że są!
Ale co dotego ma racjomalizm?

Ale skoro miała to być przemyślna prowokacja intelektualna z Twojej strony, to zwracam honor:)
Nasi rodzimi zaklinacze deszczu ostatnio zawiedli, bo miało lać w Krakowie, w sobotę i niedzielę, a tymczasem ja śmigałem w Parku AWF-u , z Majką na rolkach!

Pozdrawiam przedświątecznie:)

dok

Anonimowy pisze...

Wybacz Maćku, ale były przeszkody w przesyłaniu, więc próbowałem dwa razy i oba posty tym razem doszły:)

dok

makroman pisze...

Ten tekst ma jeszcze jeden fragment...najistotniejszy.