Prawda w szkle ...
prawda że tak się to ładnie tłumaczy?
Ba jako rasowy miłośnik trunków procentowych i pilny obserwator ludzkiego behawioru muszę przyznać tym słowom rację.
Ale akurat nie o tym dziś piszę.
Dziś o
In Vitro jako metodzie sztucznego zapłodnienia.
prawda że tak się to ładnie tłumaczy?
Ba jako rasowy miłośnik trunków procentowych i pilny obserwator ludzkiego behawioru muszę przyznać tym słowom rację.
Ale akurat nie o tym dziś piszę.
Dziś o
In Vitro jako metodzie sztucznego zapłodnienia.
Skąd mi ten temat do głowy przyszedł?
Sąsiad podrzucił mi stertę Wyborczej do palenia w piecu, czytać jej nie czytam,
ale mają dział nauka, a ten to już czytam, zwłaszcza Wajraka.
W środę 23 marca ukazał się felieton Sławomira Zagórskiego "liczę na rozum".
Więc poniższy tekst jest ustosunkowaniem się do "rozumowych" argumentów felietonisty.
Co w ogóle kwestia zapłodnienia "w szkle" robi na blogu przyrodniczym?
Ogólnie rzecz ujmując, to pomimo usilnych starań i budowy wokół siebie plastikowego kokonu, Homo Sapiens (allergic) wciąż jest częścią przyrody i jemu też się kilka słów należy.
Jestem zdeklarowanym przeciwnikiem In Vitro
gdyż:
1 - Nie jest to żadne leczenie osoba sztucznie zapłodniona ... nadal jest bezpłodna, tyle tylko że będzie miała swoje potomstwo, swoje czyli ze swoim bagażem genetycznym - dla wielu to ważne, ale mi nazbyt zatrąca egoizmem.
2 - Niemożność zajścia w ciążę bywa często wynikiem wcześniejszych zabiegów przerywania życia, nie widzę żadnych powodów by rozczulać się nad osobami które wcześniej zabiły swoje potomstwo.
3 - jest to oszukiwanie natury, osobniki które nie mogą ze względów genetycznych posiadać potomstwa, nie powinny go posiadać, czasami zdarza się bezpłodność w wyniku urazu mechanicznego - wtedy byłbym gotów na metodę In Vitro przystać jako na wyrównanie szans ... ale to JEDYNY taki przypadek
I jeszcze jedna uwaga - nagminnie podnoszonym "argumentem" w środowiskach aborcyjno in vitrialnych (trzeba być głupcem, by z jednej strony domagać się prawa do niczym nieskrępowanego mordowania nienarodzonych dzieci a z drugiej sztucznych zapłodnień .... i to jeszcze na koszt podatnika) -:
Otóż ludzie ci piszą iż " w naturze i tak obumiera większość zarodków i także pośród nich dochodzi do selekcji, więc nie ma różnicy pomiędzy uśmierceniem zarodka przez naturę, a uśmierceniem go przez "lekarza" "
Równie dobrze można by twierdzić że skoro i tak wszyscy kiedyś umrzemy, to nie ma różnicy czy np. pan Zagórski zejdzie z tego świata w sposób naturalny na zawał lub raka, z tym że zejdzie śmiertelnie po utłuczeniu go przez kiboli pałką bejsbolową ... w sumie to nawet karanie takich kiboli jest nie ma miejscu, bo przecież działali "w zgodzie z naturą" a pan Zagórski i tak by kiedyś umarł... kilka lat w te, kilka wewte ... co za różnica?
Na koniec jeszcze taka zabawa:
"Spytałem filozofa i bioetyka z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jana Hartmana, jak ocenia dotychczasowy poziom publicznej debaty na temat eliminacji z życia publicznego osób bezwartościowych w naszym kraju. - Mam wrażenie, że większość Polaków w ogóle nie zrozumiała istoty problemu - odparł filozof. - Główna oś sporu dotyczy bowiem tego, czy człowiek powinien mieć śmiałość dotknięcia osób bezwartościowych, posiadania nad nimi jakiejkolwiek władzy, czy nie. Ludzie zapominają o tym lub godzą się bez szemrania na to, że w naturze, a tym bardziej w przebiegu naturalnych procesów życiowych, większość osób bezwartościowych ginie, bo ich naturalny potencjał jest taki, że nie mają szans na rozwój"
"Spytałem filozofa i bioetyka z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jana Hartmana, jak ocenia dotychczasowy poziom publicznej debaty na temat in vitro w naszym kraju. - Mam wrażenie, że większość Polaków w ogóle nie zrozumiała istoty problemu - odparł filozof. - Główna oś sporu dotyczy bowiem tego, czy człowiek powinien mieć śmiałość dotknięcia zarodków, posiadania nad nimi jakiejkolwiek władzy, czy nie. Ludzie zapominają o tym lub godzą się bez szemrania na to, że w naturze, a tym bardziej w przebiegu hormonalnej terapii niepłodności, większość zarodków ginie, bo ich naturalny potencjał jest taki, że nie mają szans na rozwój".
Pierwszy fragment został przerobiony przeze mnie ... prawda że brzmi jak uzasadnienie do ustaw Norymberskich, które nazistom pozwoliły "w zgodzie z prawem" mordować osoby upośledzone umysłowo, niepełnosprawne, chore ...
Było by fajnie, gdyby filozofowie MYŚLELI CO MÓWIĄ - choć już od czasów Platona, wiadomo że mają oni (filozofowie) inklinacje totalitarne i w aberracji swoich wykształconych umysłów uważają innych za motłoch któremu można z wysokości swej katedry narzucać swoją jedyną słuszną interpretacje świata.
Przepraszam za ciężki tekst, ale nosiłem go w sobie już pewien czas i - chyba dopiero te wiatry wywiały go na zewnątrz.
10 komentarzy:
Bardzo Ci dziękuje za ten wpis. Niech wieje wiatr.
Wg mnie Hartman, jest przeciwnikiem podtrzymywania w sposób sztuczny, terapeutyczny, wywoływania warunków do rozwoju zarodków, które w normalnych warunkach ulegają odrzuceniu(wg powyższego tekstu).
Dlatego nie rozumiem porównania do ustaw norymberskich. Ale może kiepsko czytam..
Dotknięcie zarodków, a żyjących ludzi, to zupełnie różne terminy i potoczne i filozoficzne.
Wniosek: tak, tak - rozpalaj, ale nie waż się spoglądać nawet na obrazki:)
Z pkt 2 pozwolę sobie się nie zgodzić.
Jestem przeciwnikiem współpłacenia za In Vitro, bo umawialiśmy się (ha! ha!) na współpłacenie za LECZENIE, a ta metoda, jak słusznie zauważasz, leczeniem nie jest (podobnie jestem przeciwnikiem współpłacenia za powiększanie biustu, czy ujędrnianie pupy, które to zabiegi też być może prowadzą do tego samego, czyli zwiększenia dzietności, choć w nieco okrężny i trudny do udowodnienia sposób).
Dopóki choć jedno dziecko czeka na adopcję nie powinno się w ogóle tematu współpłacenia poruszać.
A za własną kasę? Hmmm. To już większy dylemat, ale biorąc pod uwagę względy społeczne, etyczne (niedoskonałość metody, selekcja, która fatalnie się kojarzy), też byłbym chyba przeciw.
Tili - miło mi
Deu - nawiązanie do Ustaw Norymberskich nasuwa się samo tu i tu w swej absurdalnej pysze człowiek ubzdurał sobie że może decydować o życiu istot które uznał za gorsze, mniej przydatne; niepełnosprawnych umysłowo, kalekich ... embrionów.
A Hartman (pisze o tym w swoim poście) argumentuje dokładnie po linii środowisk aborczych, tu nie ma naukowego roztrząsania możliwych koliczności, tylko prosta podana do wiadomości formułka, która musi zaakceptować każdy kto jest "postępowy".
Suzan - chodzi o przyczyny niepłodności, czy o brak sentymentu?
Rado - współfinansowanie to kpina z przyzwoitości.
Makro
Tak w ogóle, czy w tym przypadku? ;)
Tak w ogóle, a w tym przypadku szczególnie ;-)
jestem libertarianinem, każdy sam powinien się ubezpieczać i wtedy w razie niemądrych decyzji życiowych ubezpieczyciel podniesie mu składkę, teraz wszyscy płacimy za brak rozsądku innych - to nie fair.
Też popieram wolność wyboru, bo to i sprawiedliwe i wychowawcze (uczy rozsądku w odróżnieniu od systemu, w którym odpowiedzialność jest rozmyta).
Z drugiej strony gdzieś jednak musi być granica tej wolności, bo po drugiej stronie socjalistycznej urawniłowki jest społeczny darwinizm; mury i zasieki, którymi rozsądni muszą odgradzać się od przykrych widoków ze świata nierozsądnych, albo po prostu pechowych.
Mury i zasieki tworzą się już, pomimo (a może właśnie dla?) tego że mamy pastwa opiekuńcze.
mnie poruszyły jeszcze te stosunkowo nowe doniesienia naukowe … i stwierdzam, iż zdecydowanie ufam starym, mówiącym, iż wcale do rzadkości nie należą sytuacje, że wkrótce po adopcji dziecka, para, uważana za bezpłodną może cieszyć się z powiększenia rodziny również o własne potomstwo i to bez pośrednictwa żadnych szkiełek
Prześlij komentarz