Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

poniedziałek, 25 listopada 2013

"Dzikie" pomidory, czyli - drewno na stos...

Temat globalnego ocieplenia to ostatnio "czarownica" tropiona na każdym kroku, oskarżana o wszystko, przez wszystkich znienawidzona. Jej "pomagierzy" także, wystarczy przyznać się do niewiary w antropogeniczne GO by natychmiast zostać rzuconym na stos i "spalonym" w wielu środowiskach, uniwersytetach i mediach. Wszelka polemika zostaje natychmiast zakwalifikowana jako "czarostwo", potępiona, obłożona anatemą i zagłuszona wyciem tych którzy wiedzą lepiej - jak zwykle zresztą w tego typu przypadkach lepiej od klimatologów, fizyków, energetyków, oceanografów itp. wiedzą socjologowie, psychologowie społeczni i politycy.

I powiedzmy to sobie szczerze, nie jest to żadne signum temporis! (hmmm wpisało mi się "tempotis" - no tu jak by było bliżej). W przypadku polowań na czarownice, też więcej do powiedzenia mieli lokalni działacze polityczni (aczkolwiek sama nazwa jest oczywiście anachronizmem), niż fachowcy czyli teolodzy i egzorcyści - przypomnijmy - osławiony "młot na czarownice" powstał dopiero na wyraźne zarzuty społeczności protestanckiej iż Kościół Katolicki nie walcząc z czarami ... popiera je!  Na nic zaklinania że skoro sprawa dotyczy Diabła i jego domniemanych pomocnic to sprawa już została "załatwiona" w instancji o niebo (dosłownie i w przenośni) wyższej niż lokalny sąd.
Ale wróćmy do pomidorów.

Jak wiadomo pomidor, to roślinka delikatna. Psiankowate zasadniczo są wytrzymałe, tyle że dzikie psiankowate, które poza wytrzymałością są też... trujące. Co innego psiankowate uprawne - pomidory czy ziemniaki - ludzki geniusz zmusił je by rosły i dawały plon obfity i jadalny i tak się stało. Ale coś za coś - utraciwszy swą "dzikość" psiankowate utraciły też żywotność, odporność i umiejętność radzenia sobie bez ludzi... czy do końca?




Te zdjęcia zrobiłem w Sandomierzu - czy trzeba było jechać tak daleko? Oczywiście że nie - tuż koło mojego ogrodu też wyrosły zdziczałe pomidory - ktoś na przystanku nie dojadł, wyrzucił w trawę, przyjęły się i... były. Tyle że zdjęcia z Sandomierza ładniejsze...

Czego to dowodzi? Dla wielu dowód jest jednoznaczny - globalne ocieplenie - jest coraz cieplej, gatunki migrują w strefy dotychczas niedostępne, lub (inne) uciekają przed ciepłem w góry i na północ. Na pierwszy rzut oka rozumowanie bez zarzutu, a na drugi?

Gatunki ewoluują. Przystosowują się do życia w nowych warunkach, szukają nowych siedlisk, jedne są ekspansywne, o dużym potencjale przystosowawczym inne mniej lub wcale nie mogą zmienić swojego trybu egzystencji, te oczywiście giną gdy zabraknie dla nich miejsca. Jeśli dziś obserwuje się migracje kozic na coraz to wyższe partie gór, to wcale niekoniecznie musi być to presja temperatury, a np. człowieka lub saren.
Jeśli w górach obserwuje się motyle dotąd tam niewidywane, to  też w grę może wchodzić mnóstwo czynników a najprawdopodobniejszym z nich jest po prostu przystosowanie się gatunku do nowego dlań środowiska i ekspansja w nim - nie sądzę, by zmiany średnich temperatur - zachodzące zresztą głównie w miesiącach pozbawionych wegetacji lub z wegetacją bardzo ograniczoną mogły w znaczący sposób wpłynąć na zachowania zwierząt.

A pomidory?
No cóż, zostały sztucznie przystosowane do wegetacji w naszym klimacie, umieją to robić a pomoc człowieka potrzebna jest głownie do ochrony ich przed niekorzystnymi czynnikami zewnętrznymi.
Nagłe ochłodzenie - w środku miasta, zawsze klimat jest stabilniejszy niż poza nim, poza tym mówimy o pomidorach letnio/jesiennych, którym nagłe wiosenne przymrozki nie są w stanie zaszkodzić.
Szkodniki - zagrażają głownie plantacjom - tu żadnej plantacji niema, więc i zarodniki grzybów,czy szkodniki owadzie mają małe szanse na znalezienie i zaszkodzenie roślinie (chwała niech będzie bioróżnorodności).
Woda -  podlewanie to jeden z zabiegów agrotechnicznych - nie tyle robiony po to aby roślina przeżyła, ale aby zwiększyć plon - "dzikim" pomidorom na plonie nie zależy,  im zależy na rozsianiu nasion.

Jak widać, globalne ocieplenie nie jest tu do niczego potrzebne aby wyjaśnić "zagadkę" - niema żadnej zresztą zagadki - jest ciekawostka. Ja przy tym nie twierdzę że globalne ocieplenie nie występuje - owszem występuje - dowody nań są oczywiste, mamy nader dokładne pomiary, Problem jest gdzie indziej - tak jak ludzie w średniowieczu nie znając bakterii i wirusów za choroby bydła obwiniali "zły wzrok" czarownic - tak my współcześni obserwujemy coś co nas niepokoi a nie umiejąc tego wyjaśnić (nie znamy mnóstwa zmiennych, procesów i zjawisk, mamy zbyt mały interwał obserwacyjny, by móc wyciągać jednoznaczne wnioski - wreszcie nie potrafimy dowieść eksperymentalnie prawdy naszych hipotez), rozpaczliwie szukamy winnego... 

4 komentarze:

DD pisze...

Zmiany klimantyczne były na Ziemi i będą. Jeśli człowiek jest winny globalnemu ociepleniu, to kto był winny zlodowaceniu? Oczywi ście człowiek zanieczyszczając planetę szkodzi przyrodzie i tym samysm sobie, ale nie przeceniałabym tak jego znaczenia.
Serdeczności.

makroman pisze...

Dokładnie tak Doroto.
tu linkuję do bloga naturalnie - facet który go prowadzi jest rzeczywistym naukowcem a nie tylko amatorem popularyzatorem jak ja.

http://kalcyt.blogspot.com/2013/11/topnienie-ladolodu-grenlandzkiego.html

ostatnio było o tym bardzo głośno.
serdeczności

ewarub pisze...

Dzielny pomidor :-)

Zbyszek pisze...

Proszę o więcej takich pomidorów, na każdym kroku. Bo dziś przecież: "addio pomidory". Pozdrawiam