Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

piątek, 17 czerwca 2011

wężowe spotkanie

Przypadki chodzą wężykiem ...
albo jakoś tak ...
nie mam głowy do porzekadeł ;-)

Wracaliśmy od Mikołaja ze szkoły, ze spotkania z okazji święta rodziców połączonego z pokazem ich osiągnięć z ostatniego roku.

Zazwyczaj staję dwie przecznice wcześniej, obok więzienia ... wczoraj przypadkowo dojechałem do samej szkoły, a skoro przez przypadek na jej parkingu nie było wolnych miejsc choć o wpół do piątej po południu to już być powinny i faktycznie wkrótce się pojawiły, to wysadziwszy rodzinkę pojechałem dalej - przypadkowo znajdując miejsce na jedynym bezpłatnym parkingu w okolicy na którym nigdy wolnych miejsc nie ma...
Sam zbieg dziwnych przypadków.

wychodzimy więc ze spotkania, kierujemy siwe w stronę samochodu, wtem zatrzymuje nas wołanie pewnej pani:
-Proszę Pana, niech Pan zobaczy, co to jest? to chyba wąż? On nie jest jadowity? Nie ugryzie? Ja się strasznie węzy boję.

Dwa razy mi nie trzeba było powtarzać.
Podchodzę szybkim krokiem a tu ... samym środkiem zjazdu na bulwary Wątoku snuje się wężykiem najprawdziwszy zaskroniec!

Ale fajna sztuka, młodzik jakiś, pewnie nie więcej niż dwa lata. W sumie to pierwszy raz tu węża widzę, to raczej nie jest ich terytorium. Aczkolwiek w starej zabudowie miasta, w licznych kanałach, na wpół ślepych odpływach i pod kamieniami znajdą dla siebie mnóstwo wygodnych do życia nisz. Pewnie też i jedzenia im nie zabraknie.

Serdecznie życzę im powodzenia.

Autor z zaskrońcem
ps - prosimy nie regulować monitorów, to nic nie da, ja naprawdę jestem typem urody zbliżonym do Prezydenta ... czego zresztą serdecznie żałuję.

Najciekawsza jednak była obserwacja zachowania owej pani ...
Głośno deklarując obrzydzenie "ja tam się gadami brzydzę", "w życiu bym tego do reki nie wzięła" itp. stała kilkanaście centymetrów ode mnie - z zaciekawieniem się przyglądając.
Chyba nawet nie liczyła na to że jednak wąż mnie ukąsi, okazując się imitującą zaskrońca jadowitą południowo amerykańską żararaką przybyłą do nas w kiści bananów a ja w spektakurarny sposób padnę trupem na środku bulwaru
ku uciesze gawiedzi.
Raczej była to wrodzona kobietom rozbieżność uczuć, słów i czynów mogacych bytować jednocześnie pomimo całkowitej wzajemnej sprzeczności.

A wonsz ?
A wonsz - jak powiedział Miłosz - posurał się pod ksakami, pomachał Miłosowi ogonkiem i teras poluje na myski zeby myski nie zjadły Miłosowi bułki z budyniem.

8 komentarzy:

Biedrzyn pisze...

Zgrabny młodziak,nie ma co ;)

Rado pisze...

szkoda, że sobie tego boa nie zawiesiłeś na szyi ;)
A swoją drogą to tak na oko gadziny z roku na rok coraz więcej (w odróżnieniu od płaziny).
Niestety najczęściej widzę zaskrońce w postaci dwuwymiarowej tasiemki :(

Zbyszek pisze...

Rano wypoczywają na kamieniach, potem leżą rozjechane na asfalcie:(

Tili Kaburo pisze...

Kokieteria? ;) Kto dostrzegł węża na tych zdjęciach? Zamiast- przystojny i nonszalancki MakroDrogi.

makroman pisze...

Tili - no cóż zdjęcia robiła moja żona Marzenka, wiec chyba dla niej jestem ważniejszy ja jako ja, niż ja jako wieszak dla węży ;-) Stąd taka a nie inna perspektywa ;-)

Zbyszek - niestety - samochodziarze to plaga gorsza od szarańczy.

Rado - celna uwaga - teoretycznie w okolicach powinienem mieć przynajmniej kilka siedlisk traszki ... w praktyce ich nie ma! Tymczasem węże szybko adaptują się do warunków i zaczynają - jak widać na zdjęciu - pospieszną synurbizację.

Rado pisze...

Z traszkami jest straszna nędza. W najbliższej okolicy znam tylko jedno siedlisko, w dodatku sztuczne, w zarośniętej betonowej rynnie przy stajni. A kiedyś wyciągałem z byle kałuży (i nawet hodowałem).

przemijanie pisze...

A już się miałam zapytać, kto robił zdjęcia :-)
Lubię jak na zdjęciu jest również człowiek, nie mam wtedy trudności w zorientowaniu się co do wielkości zwierzątka.
A po powiększeniu fotek dobrze widać tę śliczną sznurówkę.

Niezależnie od interpretacji zachowania pani, „brzydzącej się” jesteśmy jej wdzięczni za wskazanie maleństwa :-)

makroman pisze...

Dawno dawno temu - teraz sobie przypomniałem - podobne zdjęcie robiła mi także żona w lasach opodal Czarnej Tarnowskiej - ale to było w erze przedcyfrowej, stareńkim Zenkiem i bez lampy błyskowej - wyszło kiepsko. Tyle że żona to już rutyniara - wie że jak coś takiego zobaczę to nie odpuszczę, więc już nawet nie protestuje.