Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

poniedziałek, 29 marca 2010

na pohybel racjonalistom - część ostatnia

To już ostatnia część cyklu cytatów. Nazbierało mi się znów trochę materiałów o przyrodzie Tarnowa i okolic. trzeba do nich wrócić.
Ale Póki co rozkoszujmy się rewelacyjną opowieścią Korabiewicza...a propos - czemu dawniej pisarze, lepiej operowali słowem, byli bardziej obrazowi, plastyczni i ogólnie lepiej się ich czytało? - bo uczyli się w szkołach łaciny! Komuna łacinę zlikwidowała i dziś już mało kto umie pisać jak oni!

"Ten szpaler trędowatych wygląda okropnie. Często nie mają oczu, nosów i warg, zęby wiszą w pustej, wygniłej już jamie ustnej. Zamiast stóp zropiałe kikuty. To nieszczęśliwi przez tę obrzydliwość ludzie! |
— A jak ze spowiedzią? Ma ksiądz wśród nich swoich wiernych?
— Naturalnie. Bardzo wielu.
— Czy w takiej sytuacji ksiądz nie jest zwolniony od bezpośredniego kontaktowania się?
— Oczywiście nie. A zresztą, gdyby nawet istniała jakaś dyspensa, nigdy bym z niej nie skorzystał. To największa moja przyjemność móc służyć biedakom. Dopiero wtedy uświadamiam sobie
pożytek swojej egzystencji: że naprawdę jestem komuś potrzebny i komuś niosę ulgę.
— Nigdy ksiądz nie odczuwał wstrętu?
— Owszem, na początku, kiedym tylko tutaj przybył. Kosztowało mnie to wiele pracy nad sobą, wiele modlitwy o pomoc. Ale potem, stopniowo przyzwyczaiłem się. A nawet... może, pewnego
dnia, nagle się przełamałem, zaszła we mnie przemiana i odtąd już idę wszędzie, do każdego, bez uczucia wstrętu. Wiem, że się od nich nie zarażę. Najzupełniej jestem tego pewien.
— Co było powodem tego przełamania się?
— Ach, tak... z piętnaście już lat temu. Wezwano mnie do umierającego. Nie powiedzieli, gdzie i kto. Tyle tylko, że trędowaty. Ano, idę. Minąłem kolonię i wszystkie najgorsze szpalery kikutów, a mój przewodnik wciąż szedł i szedł, poza wszelkie osiedla. Domyśliłem się dopiero, kiedyśmy stanęli przed małą, walącą się ruderą. Buchał stamtąd ciężki, okropny zaduch. Ten smród dotychczas dobrze pamiętam. Na całe chyba życie zapamiętałem.Chmara małych muszek zawisła nad lampą. Chóralny, nastrojowy ich brzęk wypełnił dotychczasową ciszę.
— Bardzo dobrze jest wywieszać lampę na zewnątrz domu, wszystkie muchy i komary wynoszą się z sypialnych pokojów, - zauważył ksiądz Eryk.
— Tak — przytaknąłem bezmyślnie — no i jak było dalej z tym chorym?
— Wszedłem do środka chatki. Na ziemi leżały resztki biednego niegdyś człowieka. Rozkładowa forma trądu. Tak zwany czarny trąd; żaden z Murzynów do takiego chorego nie wejdzie. Jedzenie
rzucają z daleka. Ciało wówczas gnije i odpada kawałami. Podobno okropnie zaraźliwe... Zacząłem go spowiadać, klęcząc nad nim. Słabo było słychać, nie miał już krtani ani strun głosowych. Szeptał. Musiałem nachylić się jak najbardziej, tuż nad raną ust. To było żałosne monstrum, nie do poznania, że... człowiek. Mdliło mnie od zapachu zgnilizny i ropy, ale się przemogłem. Zacząłem się modlić o moc, o siłę przetrwania i wie pan, co zaszło?... Pan nie uwierzy.
Nagle poczułem pragnienie ucałowania go w czoło, jedyne jeszcze miejsce z ocalałą skórą. Udzieliłem absolutorium, namaściłem go olejami i... ucałowałem. W krwawych jego oczodołach pojawiły się łzy. Płakał ze szczęścia, że ktoś nie brzydzi się, nie boi, nie ucieka.
A we mnie błogość wstąpiła. Niebiańska rozkosz ze spełnionego obowiązku. Wychodziłem od niego pełen wiary w dobro świata i życia. To był mój przełomowy dzień. Znalazłem prawdziwego Boga i mnie Bóg dopuścił, zdaje się, wówczas do siebie..."



Wacław Korabiewicz Safari Mingi wędrówki po Afryce

15 komentarzy:

Rado pisze...

Piękna opowieść.
Tylko dlaczego ona ,,na pohybel racjonalistom"?.

makroman pisze...

Trzy pierwsze części to była taka podpucha, trochę gra, trochę złośliwość. W sumie ciekawe o tyle że spisane przez etnografa, lekarza, racjonalistę i włóczęgę.

Jak by nie patrzeć to dalsza część sporu z forum Cejrowskiego - bajał czy pisał prawdę? jeśli Cejrowski bajał, a tak twierdziło wielu z Rymaszem na czele...to znaczy że Korabiewicz także bajał - tylko czemu miał by to robić? W latach 50 jeszcze nie znano pojęcia bestselleru a i linia partyjna zapewne nie pochwaliła go za takie teksty.

Ostatnia część to już to co sam uważam za prawdę, o tej ogromnej mocy, którą daje nam wiara.

Anonimowy pisze...

Rado mnie ubiegł, bom zamierzał to samo napisać:)
Ładnie napisane i obrazowo.

Zacytuję Ci wobec tego, przy tej okazji fragment z periodyku medycznego, na temat trądu:
" warto zaznaczyć, że mimo iż historycznie trąd kojarzy się ze z publicznym potępianiem zakażonych, wcale nie jest łatwo się nim zarazić. Transmisja bakterii wymaga przedłużonego, bezpośredniego kontaktu osoby o osłabionym układzie odporności z osobą cierpiącą na zakaźną postać trądu. Tylko 10% nieleczonych pacjentów stanowią przypadki o wysokim stopniu zakaźności, a wczesne wykrycie i szybkie podjęcie leczenia może odwrócić poważne i na dłuższą metę nieodwracalne efekty choroby".

Niemniej jednak księżulo postąpił pięknie, podobnie jak to czyni w podobnych sytuacjach setki , tysiące ...lekarzy:)))
Co prawda nigdy żadnego chorego nie całowałem w czoło, ale uwierz mi, sam widok takiego delikwenta na SORze, przyprawiłby Cię o torsje:(

dok

Rado pisze...

,,bajał czy pisał prawdę?"

Na zgodę powiedzmy, że koloryzował. I spisywał to co usłyszał od innych, często wstawiając w opowieść własną postać.
podobnie czynił Kapuściński tylko, że na inny temat. Bo to pisarze są i od razu widać różnicę pomiędzy takim pisaniem a relacją - dziennikiem typu ,,Dwa Bieguny" Kamińskiego. Czyta się to co prawda gorzej bo to szara codzienność, trud, a nie hollywood, gdzie przygoda goni przygodę.

Anonimowy pisze...

Przygody Harry'ego Pottera też czyta się fajnie, ale nie dałbym głowy, że są prawdziwe:))

Słusznie rado zauważyłeś,że styl pisania wpływa na w naszą wyobraźnię.

Korabiewicz jest z dobrego rocznika(jak wino:) i po dobrej wileńskiej szkole akademickiej.
Pisanie "obrazami" pobudza, wprowadza czytelnika w trans podróżniczy, co jest piękne i podniecające.
Ale Cejrowskiego wolę jednak na żywo, bo on świetnie wizualizuje swoje opowieści:)

dok

Rado pisze...

jakiś czas temu dorwałem w bibliotece Mato Grosso Korabiewicza.
Historia jaka dziś pewnie by nie przeszła drukiem. Autor z kumplem strzelają do wszystkiego co się rusza, a wieczorami swój ,,urobek" wypychają by sprzedać truchła do europejskich muzeów. Inne czasy.

makroman pisze...

Doc - ja wiem co nieco o trądzie...księżulo nie wiedział pewnie tego co lekarze wiedzą dziś. Korabiewicz pisał swoją książkę w latach 50, pocałunek na czole trędowatego pewnie miał miejsce kilka lub kilkanaście lat wcześniej...
A odruch wstrętu, jest naturalnym, atawistycznym, przekazywanym genetycznie zachowaniem - ci którzy z wstrętem od trędowatych uciekali, mieli większe szanse na przeżycie - dobór naturalny to wzmocnił. Trzeba być naprawdę CZŁOWIEKIEM by móc przezwyciężyć w sobie naturę zwierzęcia. Dla racjonalisty pewnie mistyczne doświadczenie księdza, to wyłącznie kwestia nagrody jaką zafundowała mu nowsza część mózgu za zwycięstwo nad starszą... i ... I tak być powinno. Boskiego istnienia nie można udowodnić w żaden sposób!
Ps. mamy świadectwa o świętych którzy potrafili wypić czarkę ropy z przecinanych wrzodów i nie przepłacili tego zarażeniem, ba nawet się nie porzygali...

Rado - "Film to życie z którego wycięto elementy nudy" - z książkami WC to samo, u Korabiewicza jest tej codzienności znacznie więcej (jaja na twardo bez soli). Ale przecież Ty sam, jak wróciłeś z Kuby, to nie opowiadałeś nam o myciu zębów, ubieraniu skarpet itp...liczy się przygoda i refleksja.

w każdym razie...na pohybel racjonalistom...

Anonimowy pisze...

Makro,
rzyganie to odruch obronny, podarunek ewolucji, w celu przetrwania gatunku, właśnie:))

A picie ropy(?) jest zupełnie bezsensowne, nawet w wykonaniu świętych.

dok

makroman pisze...

Doc - Św Katarzyna Sieneńska miała na temat picia wysięku inne zdanie, w końcu to ona została uznana za świętą nie Ty...

Anonimowy pisze...

Jak już mam mieć ten "na pohybel", pozwolisz,że podrążę nieco temat.
Pytanie pierwsze brzmi- w jakim celu, po co i dlaczego?

Skoro miałoby to uzdrawiać, to bym był skłonny uznać Twoje racje, ale przyznasz,że w sprawach wiedzy medycznej mam przewagę nawet nad świętymi, podobnie jak oni brylują w cudach.
Takie zachowania miały wyłącznie aspekt pokazowy,toteż bohaterstwa w tym nie znajduję.
Zachowania świętych były często "pod publiczkę",co miało dodawać im charyzmy, co zresztą hagiografowie skrzętnie wykorzystali i rozpisali w szczegółach, obficie przy tym koloryzując.
Opieka nad człowiekiem chorym sama w sobie jest szlachetna,bo chory cuchnie, pokryty jest patologicznymi wykwitami,bywa wręcz odrażający ,więc trzeba nie lada charakteru , aby się nim zajmować.
Wielu ludzi , nie tylko z grupy personelu medycznego , liczni wolontariusze, pełnią takie posługi. I nie zostają świętymi, choć wielokrotnie na świętość zasługują.
Zgodzisz się ze mną w tym przypadku?

dok

Anonimowy pisze...

PS.
"w końcu to ona została uznana za świętą nie Ty..."

Póki co to jeszcze żyję, ale kto wie?:)))

dok

makroman pisze...

Doc - a jak odróżnisz działania "na pokaz" takie tuskowanie populistyczne, w celu wyrobienia sobie charyzmy, sławy i uwielbienia tłumów od...dawania świadectwa?
W Konkretnym Katarzynowym przypadku, chodziło właśnie o oduczenie młodszych sióstr wstrętu do chorych.

Pozyjemy zobaczymy, na pogrzebie zakrzyknę Ci kilka razy santo subito...ale szczerze mówiąc wątpię w skuteczność ;-)

Anonimowy pisze...

Maćku,
a propos oduczania wstrętu, opowiem Ci anegdotę z moich studenckich lat.
Mój leciwy profesor od "interny" demonstrował kiedyś na chorym, badanie per rectum. Po zakończeniu badania, włożył palec "badający" do ust, rzecząc przy tym:
- Lekarz powinien być odporny na wszelkie obrzydliwości! Czy któreś z was, jest w stanie powtórzyć mój "wyczyn"?
Studenci spojrzeli po sobie i opuścili głowy, skonsternowani pytaniem profesora, ale jedna z tych nadgorliwych wypaliła:
- Ja! Ja mogę spróbować!
Po czym przystąpiła do "próby ognia". Powtórzyła czynności, oraz z nieukrywanym obrzydzeniem, hamując odruch wymiotny, włożyła palec do buzi.
Profesor spojrzał na nią i dodał z lekkim uśmiechem:
- Lekarz nie tylko powinien hamować w sobie obrzydzenie, lecz powinien przede wszystkim być spostrzegawczy. Ja włożyłem do odbytnicy palec wskazujący,ale do ust...środkowy:)

Może ta anegdota nie oddaje istoty wyczynów sióstr, ale przełamywanie wstrętu, nie musi być, aż tak drastyczne!:))

Drogi Maćku, niezbadane są wyroki Niebios. Każdy może dostąpić Zbawienia, więc dlaczegoż by nie ja?
Natomiast ziemskie decyzje, zwykłych śmiertelników bywają często omylne, więc cóż mi po santo subito?!:)

dok

makroman pisze...

Anegdota pyszna !!!!

swoją droga to głosisz herezje! jest coś takiego jak dogmat nieomylności papieża w kwestiach wiary. Zatem jak kogoś ogłoszą świętym to już świętym zostanie...choćby nie wiem jak nie chciał.

Anonimowy pisze...

Cieszę się ,że Ci się spodobała:)

dok