Zasoby naturalne powinny być zużywane w taki sposób, by czerpanie natychmiastowych korzyści nie
pociągało za sobą negatywnych skutków dla istot
żywych, ludzi i zwierząt, dziś i jutro

papież Benedykt XVI

piątek, 9 września 2016

Czy Dawkins jest faszystą?

Trzecia  część tego cyklu, poświęconego rozważaniom nad "samolubnym genem" Richarda Dawkinsa  .
Jak widać kontrowersyjny jest już sam tytuł, a dalej będzie jeszcze mocniej - dlatego ostrzegam - nikt cie nie zmusza do dalszej lektury!

Jak wiemy z historii teoria Darwina została w formie skrajnie sprymitywizowanej przyjęta jako uzasadnienie dla podbojów, wyzysku, bankierów iimp. sukinsynów, tudzież sporej gromadki pomniejszych drani - "silniejszy wygrywa", "prawo silniejszego", "walka o byt"... znamy to... tyle że Darwin używał słowa fit! "przystosowany", "dostosowany" , "lepiej pasujący"... a nie silniejszy!

Cokolwiek by jednak powiedzieć, że to nie Darwin ale jednak - "Prawo silniejszego" rządziło przez dziesięciolecia aż zaowocowało jatką II Wojny Światowej a podejrzewam ze pośród banksterów i korpoludków wciąż ma ogromną rzeszę wyznawców.


No dobrze a Dawkins?

Dawkins pozujący się na osobistego wroga Pana Boga jest traktowany o niebo lepiej, przyczyną może być choćby i to że w czasach tyranii politycznej poprawności pewnych rzeczy mówić nie można (nie że nie wypada - po prostu nie można - zaraz się trafi jakaś k... obieta z watch doga czy innego amnesty i doniesie na temat "mowy nienawiści"). Zatem pewne kwestie poruszane nie są, a skoro nie są to nie wymagają argumentacji a skoro nie wymagają argumentacji to nikt nie sięga po "samolubnego...". 

Ale ja sięgnę. Broń boże nie po to by argumentować ale po to by przedstawić logiczne konsekwencje. Tyle tytułem wstępu politycznego.  Teraz wstęp merytoryczny.

Czym jest teoria "samolubnego genu"? W najprostszym przekazie, zasadą która mówi, że nie ważne jest życie danego osobnika, liczy się tylko ilość kopii jego genów które zostały przekazane następnemu pokoleniu. Można to fajnie matematycznymi wzorami przedstawić, ale skoro sam Dawkins ich unika, to i ja nie będę nimi szermował. W każdym razie rzecz cała jest bardzo intuicyjna.
Nie ważne co mnie spotka, ważne żebym miał odpowiednio dużą liczbę dzieci, to wtedy moja linia genetyczna i tak odniesie sukces. Oczywiście tu przedstawiam rozumowanie świadome - przyroda działa w sposób nieświadomy - natomiast to co obserwujemy, jest właśnie efektem zasady "samolubnego genu" - pszczoła "oddająca życie" za rój, de facto działa na korzyść swojej linii genetycznej, bo wszystkie jej siostry mają dokładnie taki sam zestaw genów. Pies z wcześniejszego miotu, walczący o szczeniaki (swoje rodzeństwo) de facto walczy o swoją linię genetyczną, bo one mają co najmniej połowę jego genów, a jeśli są z tego samego taty, to nawet więcej.
Ciekawie wygląda to u ludzi - ale oceńcie sami, z własnego doświadczenia: stopień gotowości do poświeceń dla potomstwa;
Ojciec i matka - wiadomo, poza patologiami, Ojciec jest gotów nawet zaryzykować życie (bo druga szansa na rozród, może mu się nie trafić), matka wszelkie poświęcenia poza narażaniem życia, zwłaszcza gdy jest w przedziale wieku o najwyższych wartościach reprodukcyjnych.
Dziadkowie - najbardziej oddana opiece nad wnukami jest babcia ze strony matki (pewność co najmniej 50% przekazania własnej puli genowej), potem mniej więcej po równo dziadek ze strony matki i babcia ze strony ojca, na końcu dziadek ze strony ojca - bo szanse że wnuczęta zawierają jego linię genetyczną są czterokrotnie mniejsze (szansa zdrady, ze strony żony a następnie zdrady ze strony synowej). Rozejrzyjcie się po znajomych i swojej rodzinie.
 I tak w każdym jednym wypadku - mechanizm ten raz pojawiwszy się w procesie ewolucji i prokreacji okazał się na tyle silny, że żaden inny nie był w stanie go zastąpić.

No dobrze ale co z tego?
Otóż... jak wiadomo jak ktoś nie chce przyjmować imigrantów to jest faszysta i rasista ...  (do islamofobów dojdziemy przy omawianiu memetyki).




 No to teraz przeprowadźmy takie rozumowanie: im więcej "mojej" linii DNA tym lepiej. Dlatego najbliżej mi do dzieci i rodziców, potem (o ile jestem mieszkańcem małej stabilnej grupy społecznej - mała wioska, osada, bez zbytnich migracji) do moich sąsiadów - w końcu szansa że tato miał na boku coś z sąsiadką a mama z  sąsiadem jest stosunkowo duża. Kolejnym punktem bliskości są mieszkańcy tego samego regionu - w końcu kuzyn mógł się przeprowadzić, do innej pobliskiej wioski a brat wżenił się w osadę za lasem, tam także szanse na znalezienie osobników będących nosicielami mojej linii genów są duże. Następnie miasto i region, tam, już szanse że spotkany przypadkowo przechodzień jest nosicielem "moich" genów są niewielkie, ale wciąż jeszcze są. Potem możemy mówić o bliskości już w skali całego kraju a na końcu w skali kontynentu i całej rasy zwanej kaukaską. Oczywiście geny są przemieszane, i szansa na spotkanie kogoś spokrewnionego jest niewielka ale... jest  Na pewno znacznie wyższa niż na spotkanie kogoś będącego w posiadaniu wspólnej z nami linii genetycznej pośród... Murzynów, Arabów czy Azjatów...


Trudno zaakceptować implikacje tego rozumowania, myślę że Dawkins też je przeprowadził ale przestraszony wnioskami nie opublikował. Stanowi ono bowiem bazę pod postawy dziś w Europie oficjalnie nieakceptowane. Ale jeśli popełniłem jakiś błąd logiczny - to proszę o wskazanie słabości mojego rozumowania.
Ps. część argumentacji pochodzi bezpośrednio z książki Dawkinsa - zanim więc mnie wymieszacie z błotem, zachowajcie ostrożność, bo być może to był tylko cytat. 

12 komentarzy:

Wojciech Gotkiewicz pisze...

Hmm. Czekałem na coś z czym mógłbym się nie zgodzić (dla przyjemności podyskutowania, rzecz jasna:)) i ... nic z tego! To znaczy prawie nic z tego! Otóż w 100% przemawia do mnie teoria o kręgach "bliskości", gdyż dokładnie tak to sobie wyobrażam i w ten sposób myślę. Natomiast to, co napisałeś o dziadkach i wnukach, akurat w przypadku mojej córki (czyli wnuczki) i jej dziadków kompletnie się nie zgadza!

makroman pisze...

Akurat polemizujesz teraz z Dawkinsem ;)

gŁOŚ z bagien pisze...

Schemat organizacyjny korporacji- ujmujący😆! No cóż...jedyna prawda to taka, że zmieniają się jedynie okoliczności przyrody...☺...i to chyba na niekorzyść...to duży skrót myślowy, a może temat na kolejny post☺

Stanisław Kucharzyk pisze...

Nie jestem miłośnikiem Dawkinsa, ani tym bardziej wyznawcą religii ewolucyjnej. Trudno mi zrozumieć jego skrajnie antyreligijną postawę zwłaszcza, że jak wynika z jego osobistych wypowiedzi nie jest raczej twardym ateistą tylko agnostykiem - https://www.youtube.com/watch?v=Q74FjHxX0eI.
Co do samolubnego genu myślę, że doskonale zdaje sobie sprawę co wynika w sensie, o którym piszesz z jego teorii "samolubnego genu". Tyle, że próbuje na płaszczyźnie cywilizacyjnej przeciwstawiać "memy humanistyczne" samolubnym "genom biologicznym" (czyli jednak duch nad ciałem).
Swoją drogą ciekaw jestem czy ktoś przebadał jaka jest wartość adaptacyjna "religijności" wobec powszechności róznych religii na świecie? Zacytuję też Robina Dunbara "Nowa historia ewolucji człowieka" - "Nawet dzisiaj jej (tzn. religii mój przypis) wkład w dobre samopoczucie psychiczne człowieka jest chyba wystarczający, by mieć poważne wątpliwości czy ludzkość może się bez niej obejść". Czy ekstrakcja religii z psychiki człowieka (mówię tu w sensie statystycznym, który używany jest w badaniach ewolucyjnych, nie sensie wyjątków), nie powoduje poważnych zaburzeń psychicznych nękających cywilizację? - http://napogorzu.blogspot.com/2014/01/nominacja-na-odkrycie-przyrodnicze-2014.html
Czy religia nie jest po prostu trwale "zaszyta" w strukturę naszego człowieczeństwa (być może nawet na poziomie genetycznym)? Ot taki biologiczny Homo religiosus?

Wojciech Gotkiewicz pisze...

Szkoda, bo nie chce mi się gościa czytać:)

makroman pisze...

gŁOSIu - kto wie? Może?

Stanisławie - w tym kierunku zmierzam

Wojciechu - od siebie dodam, że Dawkins bazował na opracowaniach tyczących się np naczelnych (nikoniecznie redaktorów, ale podobieństwo bywa czasami łudzące ;) ) i jest to wynik czysto statystyczny, zatem zawsze jesteśmy w stanie znaleźć przykład odbiegający od tego schematu,mktóry jednak zasadniczo jest prawdziwy.

Anzai pisze...

Od czasu napisania książki "Samolubny gen" minęło ponad 40 lat, to przepaść w nauce. Takie działy jak epigenetyka, czy genetyka molekularna zajmują się nie tym co gen tworzy, ale jak i z czego sam powstaje, i jak . Jednak pomimo olbrzymich postępów w badaniach biochemicy, fizycy, i medycy kilka lat temu zatrzymali się nad tym samym problemem (m.in. prawdopodobieństwa i obserwatora) nad którym zatrzymali się naukowcy z dziedziny metafizyki kwantowej. Do dalszych prac zaproszono filozofów i teologów .... Niestety od 2002 r. nic nowego nie odkryto.

makroman pisze...

Anzai - dokładnie tak - sama teoria naukowa jest zresztą jeszcze starsza. Co oczywiście nie znaczy że nie jest prawdziwa, jako model matematyczny sprawdza się nieźle. Gorzej gdy zaczynamy ją stosować jako wytrych - co właśnie czynie w powyższym cyklu (celowo i świadomie).

Rademenes II pisze...

Trudno mi znaleźć odniesienia w stosunku do tego narażania życia. Chyba jednak mają tu wpływ inne czynniki niż tylko geny.

makroman pisze...

Oczywiście! Dawkins zdawał sobie sprawę ze słabości swojej teorii w tym aspekcie i dlatego ostatnia część jego książki tyczy się memetyki - ale do tego dojdziemy

deu pisze...

Samolubny gen - ubrać to w coś, obserwacja i zastosowanie i teoria gotowa - dlaczego nie cenimy współczesnych naukowców, filozofów, wizjonerów? Dlatego, że okazuje się po 100, 150 latach, że zupełnie kto inny utkwił w "społecznej świadomości". Czyje inne teorie zdobyły widzów. Chcesz zaistnieć zabij kogoś - to też można opisać samolubnym genem?

Zupełnie mi nie wstyd, że mylę Haw, coś tam z tym drugim. Bardziej przemawiają do mnie twarde wynalazki i odkrycia. Od zbudowania prądnicy asynchronicznej bodajże, alternatora, (prądu przemiennego, przemiennego oczywiście) w technice zdarzyło się niewiele.

makroman pisze...

Deu - dokładnie. "Chcesz zaistnieć zabij kogoś znanego", to kwestia bardziej "samolubnego memu" niż genu, ale prawdziwe.